Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Houellebecq gardzi kobietami? A może to wina liberalizmu seksualnego?

Kiedy Inga Iwasiów pisze, że Michel Houellebecq jest niegościnny, ponieważ „nie próbuje dać czytelniczkom okazji do dobrego nastroju”, wyraża zawód sporej części polskich intelektualistek. Pytanie jednak brzmi: po co w ogóle miałby próbować? 

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru czasopisma idei „Pressje” pt. „Katolicki gender”. Zachęcamy do bezpłatnego pobrania całości numeru.

W zachodniej sferze publicznej dąży się do zrzucenia z jednostek ciężaru społecznych oczekiwań, zbierając rozmaite modele codzienności pod hasłem: „To jest OK” (hasłem momentami nieznośnym, bo spłycającym), ale z jakiegoś powodu gościnna wyrozumiałość nie ogarnia artystów takich jak Houellebecq.

Przyjrzę się trzem, bardzo wyrazistym oskarżycielskim tekstom: Panie Houellebecq! [list do mizogina] Marzeny Gębali, Feministka czyta Houellebecqa, czyli o mizoginii autora „Uległości” Magdaleny Grzyb oraz Niezaproszona Ingi Iwasiów. Francuski prozaik naraził się oczywiście nie tylko tym autorkom. Komentarze innych polskich badaczek i dziennikarek na temat stosunku Houellebecqa do kobiet, nawet jeśli są szczątkowe i rozproszone w dłuższych recenzjach, stawiają wspólną tezę: Houellebecq nie zasługuje na naszą aprobatę. Prześledzę zatem, dlaczego polskie czytelniczki są oburzone, czego oczekują i czy Houellebecq jest im to w stanie kiedykolwiek dać.

Lista skarg i zażaleń oraz porządna porcja obelg

Rozpoczyna się spokojnie. Spojrzenie narratora Houellebecqowskich powieści na relacje międzyludzkie, tak beznadziejnie uwikłane w reguły zachodniego, konsumpcyjnego społeczeństwa, uderza w najczulsze punkty czytelników i czytelniczek. Trudno więc dziwić się krytyczkom, kiedy rekonstruują pozycję kobiet w prozie Houellebecqa z wyczuwalnym smutkiem i niesmakiem.

Odpychają „fantazje sfrustrowanego czterdziestolatka dotyczące ciał nastoletnich dziewcząt […] w połączeniu z naiwnością bohatera, który wierzy, że może dojść do zbliżenia”, a „wstręt rodzi bezradność bohaterów wobec rzeczywistości”. Same kobiece postaci nie dość, że pozostają na marginesie fabuły, to jeszcze nigdy nie reprezentują jednostek intrygujących, autonomicznych. Zawsze znajdują się w cieniu protagonistów i są poddane bezwzględnemu osądowi męskiego oka.

„Jako czytelniczkę rażą mnie jego kobiece postacie i poglądy na temat kobiet. Te ostatnie są wypaczone, przesiąknięte osobistymi urazami, a momentami bywają obraźliwe” – podkreśla Magdalena Grzyb. Zauważa ona ponadto, że „w powieściowym świecie Houellebecqa ma prawo istnieć tylko kobieta młoda, piękna, inteligentna (czyli taka, która rozumie jego weltschmerz, rozmawia z nim na poziomie, lecz nie obnosi się ze swoją inteligencją i nie można jej pomylić z żadną mądralińską intelektualistką), seksowna, wyuzdana, absolutnie mu oddana, zawsze chętna do seksu […] i niczego od niego nieoczekująca (niczym Valérie z Platformy lub Annabelle i Christine z Cząstek elementarnych). Ewentualnie – potulna i miła anonimowa tajska kurewka na wakacjach”. Chłodna narracja przeszkadza też Iwasiów, gdyż jak pisze autorka, „emocjonalną uważnością […] pisarz obdarza w powieściach mężczyzn bardzo rzadko, a kobiety pod warunkiem, że są zdolne do bezgranicznego poświęcenia lub wykonują zawód prostytutki”.

Autorki dostrzegają, że z jednej strony kobiet pozbawia się samodzielnego głosu. Jak pisze Magdalena Grzyb, „opinii rodowitych Francuzek czy zintegrowanych z laickim społeczeństwem muzułmanek – a to jakby nie było połowa populacji – w książce Houellebecqa nie ma”. Z drugiej zaś obarcza winą za emocjonalne deficyty kolejnych pokoleń. „W ujęciu Hoeuellbecqa seksualność męska może jest podła, ale przynajmniej nie zagraża dzieciom, natomiast seksualność kobiet zagraża dzieciom i prowadzi świat do upadku”, stwierdza Kazimiera Szczuka.

Czytelniczki mierzą się z Houellebecqowską prozą pełne złości, rozgoryczenia i zawodu. Inga Iwasiów pyta na przykład: „Co mam z tym wszystkim zrobić, z tą jawną niegościnnością i rysowaną grubymi kreskami diagnozą męskości i kobiecości? Sprawy nie ułatwia pornografizacja opisów, skrzących się surowym bogactwem technicznych wskazówek obsługi prącia”.

Od oburzenia konstrukcją głównych bohaterów przez niezgodę na kreowany w powieściach portret współczesnej kobiety dochodzimy do pewnej pogardy dla samego pisarza-osoby. Szczuka czuje, że „Houellebecq jest zły i podły”, według Grzyb „Houellebecq jest nie tylko Mizantropem, lecz także niepospolitym Mizoginem ponowoczesnej Europy” , zdaniem Agaty Bielik-Robson „nie ulega wątpliwości, że mizoginia Houellebecqa jest bezbrzeżna”.

Magdalena Grzyb podejmuje próbę (jak z resztą wielu innych odbiorców) znalezienia klucza do tego „głęboko samotnego i nieszczęśliwego człowieka”, jakim jest Houellebecq. Śmiało stawia niepokojąco prostą tezę: „Oczywiście za całą jego niechęcią do kobiet nazbyt niezależnych i wyemancypowanych, słowem: wszystkich współczesnych kobiet Zachodu, stoi figura Matki. Wyrodnej Matki Autora, której obrywa się w każdej powieści”.

Nie wszystkim komentatorkom udaje się zachować powściągliwość. Skrajnym przykładem w polskiej recepcji prozy Houellebecqa (i jego samego) jest wypowiedź Gębali na portalu „Krytyki Politycznej”: „Pana życiowa obojętność, ospałość, depresyjny charakter i postawa pogardy, zwłaszcza w stosunku do kobiet (a już na pewno do feminizmu), jest może i chwytliwa, ale w gruncie rzeczy jedynie smutna. […] Zawsze znajdzie się jakaś urocza rybka, którą da się upolować na haczyk literatury, smutku i grubego portfela. Która z udawaną przyjemnością i oddaniem zrobi Panu loda, połykając spermę. Niestety, za każdego loda będzie Pan musiał zapłacić. […] Jedyna Pańska nadzieja: może jeszcze kiedyś mi stanie. Jedyna Pańska pewność: że i ta możliwość niebawem zaniknie.

I poczuje się Pan jak worek flaków i gówna. Tylko poniżając kobiety […], jest Pan w stanie na moment zrekompensować swoją bierność i przedwczesną starość. […] Tylko z poniżania drugiego człowieka czerpie Pan satysfakcję”. Autorka kończy list do Houellebecqa czułym: „i jest Pan samotny. I stary. I łysy. I brzydki. I niechlujny.”

Analizę powieści porzuca się na rzecz rozszyfrowywania osobowości pisarza, a argumenty wymierzone z początku w jakość fabuły przeszywają serce samego autora. Porządek krytyki literackiej zaskakująco szybko traci na atrakcyjności.

Czym Houellebecq sobie na to zasłużył?

Chęć dyskutowania o poczuciu humoru oznacza wejście na bardzo grząski grunt. Na szczęście dowcip nie jest tematem niniejszego tekstu i nie muszę stawać we własnej obronie, aby wytłumaczyć szczery uśmiech, który wywołują podobne uwagi narratora: „Może się zdarzyć, drogi mój przyjacielu czytelniku, że jesteś kobietą. Nie martw się, proszę, takie rzeczy się zdarzają”.

Houellebecqowska narracja urzeka poetyckim splotem surowości i precyzyjnych bon motów, zwłaszcza gdy nabiera znamion intrygująco ponurej filozofii. Jak na przykład wtedy, gdy autor rzuca mimochodem: „Ta dziura, którą miała w dole brzucha, musiała się jej wydawać straszliwie bezużyteczna. Kutasa zawsze można sobie uciąć, ale jak zapomnieć o pustce waginy?”. Odkładając jednak na bok indywidualne wrażliwości, trudno nie zgodzić się, że Houellebecq pisze tak, by burzyć oczekiwania i wprawiać w nieprzyjemny dyskomfort.

Kluczem do wytrącenia odbiorców z równowagi jest kreowanie „nieprzystawalnego”. Wrażenie naruszenia ładu (obowiązującego tak na ogólnym poziomie społecznym, jak indywidualnym) tożsame jest z doświadczeniem owej nieprzystawalności. Gdy wyobrażenie „właściwego porządku” nie realizuje się w praktyce, odwracamy wzrok. Literacka rzeczywistość prozy Houellebecqa ściera się z naszym pojęciem o dobrym seksie, prawdziwej miłości, sprawiedliwie pojętych społecznych rolach kobiety i mężczyzny, najogólniej zaś o pożądanych relacjach międzyludzkich w Europie XXI w.

Oczywiście, indywidualnie różnimy się pomysłami na wypełnienie tych kategorii, ale w najszerszym ujęciu podzielamy oczekiwania konstytutywne dla zachodnioeuropejskiego imaginarium – kobiety i mężczyźni są równi w swojej wolności, seks nie uprzedmiotawia, a relacje międzyludzkie buduje szacunek i odpowiedzialność. Houellebecq modeluje te sfery na opak. Seks sprowadza do polowania samców na „gorącą rzecz, którą kobiety mają między udami”. Kobiecą fizyczność redukuje do „otwartych ust i wagin”, a psychikę do tęsknoty za bezinteresowną bliskością.

W oczach narratora nasze życiorysy wypadają dość blado: starzejących się samotnie mężczyzn nie ma co żałować. Piją podłe wino, zasypiają i śmierdzi im z ust; potem budzą się i zaczynają wszystko od nowa; dość szybko umierają. Starzejące się samotnie kobiety łykają środki uspokajające, ćwiczą jogę, chodzą do psychologów; żyją do późnej starości i bardzo cierpią. Sprzedają ciało, które osłabło, zbrzydło; wiedzą o tym i przez to cierpią. A jednak nie rezygnują, nie potrafią zrezygnować z pragnienia, żeby ktoś je kochał. Padły ofiarą iluzji i tak będzie do końca. W pewnym wieku kobieta zawsze jeszcze może ocierać się o jakieś kutasy; lecz już nigdy nikt jej nie pokocha, to niemożliwe.

Na łamach powieści spotykają się zatem apatyczni, małostkowi mężczyźni oraz czułe kobiety spragnione ich aprobaty. W najlepszym wypadku mogą stworzyć protezę miłości. Ten układ, tak redukujący dla obu płci, daje wyraz lichej kondycji całego społeczeństwa. Organizację relacji międzyludzkich najlepiej podsumowuje ten jeden ze słynniejszych fragmentów:

„W naszych społeczeństwach seks faktycznie stanowi drugi system różnicowania, całkowicie niezależny od pieniędzy; i jako system różnicowania funkcjonuje równie bezwzględnie. […] Liberalizm ekonomiczny to poszerzenie pola walki, walki, która toczy się w każdym wieku i we wszystkich klasach społecznych. Podobnie liberalizm seksualny to poszerzenie pola walki, walki, która toczy się w każdym wieku i we wszystkich klasach społecznych.”

Houellebecq dostarcza zatem niemało powodów, aby poczuć się zniesmaczonym lub oburzonym. Uzasadnienie tego wrażenia leży nie tylko na tym najgłębszym, społeczno-kulturowym poziomie. Uznanie prozy Houellebecqa i przy okazji samego autora za wstrętnych zdradza sposób lektury czytelniczek. Autorki trzech recenzji wprawiają w ruch kryteria znane teoriom sztuki jako krytyka etyczna.

Poszukują w dziele potencjału edukacyjnego, wrażliwe są na jakość moralnego doświadczenia lektury. Proza Houellebecqa nie znajduje w ich oczach pełnego uznania nie ze względu na stylistyczne niedociągnięcia, a na zakłamanie świata. Przysłuchując się codziennym, potocznym dyskusjom na temat sztuki, może nam się wydawać, że to właśnie etyczny namysł przychodzi odbiorcom najbardziej spontanicznie. Pytanie o to, dlaczego tak się dzieje, byłoby ciekawym zagadnieniem na osobną dyskusję.

Powinności pisarza

W przytoczonych krytycznych wypowiedziach zastanawia najbardziej niechęć (ocierająca się momentami o agresję) wymierzona w samego pisarza. Odnosimy wrażenie, że według trzech autorek dobra literatura i dobry pisarz zasłużą na przychylność kobiecej publiczności tylko wtedy, gdy w centrum fabuły umieszczą bohaterkę i przedstawią ją w najlepszym świetle.

Brak sympatii do autora wynika z prostego przypisania mu cech kreowanych postaci. Nawet gdy Grzyb broni się przez zarzutem mylenia pisarza z narratorem, to ostatecznie i tak potwierdza, że wiedzę o osobowości Houellebecqa czerpie bezpośrednio z jego powieści. Krytyczka pisze bowiem tak: „Świat przedstawiony i główne postaci powieści to przecież twory wyobraźni autora i w dużym stopniu odzwierciedlają jego sposób patrzenia na świat. […] Na takiej samej zasadzie kobiece postaci też są wyrazem tego, jak autor patrzy na kobiety i swoje relacje z nimi”. To wygodne, choć nielogiczne wnioskowanie.

Odrzucenie ze względów moralnych czy światopoglądowych powieści Houellebecqa (a nawet i jego samego) zdradza obecność w procesie recepcji określonego etosu pisarza – jednostki, która „bierze odpowiedzialność za treść swojego dzieła, której «prywatny głos» słyszalny jest w tekście pomimo fikcyjnego charakteru całego utworu”.

Kawałki ciał, przesyt słów

Według Gilles’a Lipovetskiego „żyjąc w ułudzie cywilizacji pożądania, ludzie gubią zarówno subiektywny porządek swojej egzystencji, jak i ideał sprawiedliwości społecznej, utrwalając iluzję całkowitego i natychmiastowego zaspokojenia”. W takim świecie, kontynuuje autor, „ciała są wolne, seksualna nędza jest trwała. Hedonistyczne oczekiwania są wszechobecne: rosną zmartwienia, rozczarowania, niepewność społeczna i osobista. Wszystkie te aspekty sprawiają, że społeczeństwo hiperkonsumpcji jest cywilizacją paradoksalnego szczęścia”.

Aktorom tej cywilizacji brakuje kontrapunktu, który urealniłby pragnienia i pomógł opuścić neurotyczne piekło. Prawdopodobnie złapanie równowagi, chociaż na chwilę, gwarantowałoby wyjście ku innemu. Komunikację nowoczesnego świata trawi jednak głęboki kryzys. Dominique Wolton stwierdza, że „co prawda, nie ma wiadomości bez adresata, ale informacja istnieje sama w sobie. Zupełnie inaczej jest w przypadku komunikacji. Ma ona sens tylko dzięki istnieniu drugiego człowieka i wzajemnemu uznaniu swojej podmiotowości”.

Obaj francuscy socjologowie podsumowują kondycję zachodniej cywilizacji, a ich spostrzeżenia zbieżne są z ramami, jakie kreśli Houellebecq dla swoich bohaterów. Z tą oczywiście różnicą, że sprawczość postaci literackich zależy od ich twórcy. Co robi Houellebecq? Obdarza bohaterów wzmożoną „tęsknotą za”, ale nie wyposaża w odpowiednie dyspozycje, aby owe pragnienia zrozumieć i prawdziwie ukoić. Zeina Najjar dostrzega, że Houellebecqowskiego bohatera „nieustannie trawi pożądanie i nie odczuwa on harmonii ze swoim ciałem, które przestaje być obiektem pożądania. Ciało staje się miejscem przemijania, źródłem oszustwa, emblematycznym ucieleśnieniem niemocy i skończoności”.

W powieści mamy właściwie do czynienia z kawałkami kobiecych i męskich ciał – z „twardymi kutasami”, „ustami do obciągania”, „zawsze gotowymi cipkami”. Reifikacja ciał kobiecych jest jednak dużo dosadniejsza: „Były też sprzątaczki, które mogłem wypróbować, niektóre z nich były całkiem zjadliwe”, zauważa narrator Platformy. W innym miejscu żali się, że „wyjadą ostatni wczasowicze, a wraz z nimi ostatnie piersi, ostatnie futerka”. Słowo „kobieta” zyskuje w prozie Houellebecqa wiele zaskakujących synonimów: od „minispódniczki” przez „świeże mięso” po „dziwkę”.

Ale nie może być inaczej w tak zaprojektowanym świecie. Houellebecq jest przeraźliwie konsekwentny. Mając to na uwadze, zawsze z ciekawością obserwuję, jak w światopoglądowych dyskusjach jego proza przeciągana jest na prawą stronę, ponieważ miałaby niejako pokazywać miałkość rzeczywistości bez chrześcijańskiego Boga. Zdaje się jednak, że Houellebecq tak zaplanował reguły gry, aby pozbawić bohaterów nie tylko egzystencjalnego spełnienia, ale i odebrać im potrzebę pytania o transcendencję. Houellebecq lepi powieściowy świat z przesytu (obrazem, słowem) i kawałków (kulturowych klisz, teorii, ideologii, ciał), czyli właściwie z tego, co buduje współczesny dyskurs medialny.

Oburzanie się na jego prozę powinno raczej sięgać poza figurę pisarza, by uderzyć w porządek, w którym żyjemy. Literatura uprawiana przez Houellebecq bliska jest temu, co Wolfgang Iser nazywał „reakcją na świat razem z jego zmiennością”.

Badanie granic

Houellebecq pracuje na modelach. Serwuje nam obraz spreparowany, jaskrawy do przesady. Trudno mi przyjąć tezę, jakoby w swoich powieściach „odzwierciedlał otaczającą go rzeczywistość” lub traktował prozę w dość karczemny sposób, mianowicie jako proste przedłużenie osobistych przekonań. Houellebecq wykorzystuje subtelność literackich narzędzi, aby stworzyć rzeczywistość alternatywną, choć oczywiście z materiałów, które ma pod ręką. Tworzenie galerii postaci okrutnych, przygnębiających, czasem żałosnych to właśnie jego sposób reagowania na świat, o którym pisał Iser. Houellebecq znalazł literacką metodę badania naszej wrażliwości i prawdopodobnie szybko jej nie zaniecha (a już na pewno nie będzie za nią przepraszał).

Gwałtowne oburzenie czytelniczek, wszystkie małe wojny prowadzone przez odbiorców na łamach czasopism (bez względu na ich poziom) uznaję jedynie za dobry znak. Świadczą nie tylko o pewnej sprawczości literatury, która burzliwie dzieli lub jednoczy, ale także o naszej wrażliwości na powierzchowność, niesprawiedliwość i bezsens. Prawdziwym powodem do niepokoju będzie moment, w którym ktoś zatęskni za życiem w Houellebecqowskiej powieści.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.