Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Gaśnie entuzjazm wobec UE? Bardzo dobrze, niech gaśnie szybciej

Gaśnie entuzjazm wobec UE? Bardzo dobrze, niech gaśnie szybciej autor ilustracji: Julia Tworogowska

Od wczoraj czytam alarmujące nagłówki. Media donoszą o niepokojącym sondażu ukazującym niebezpieczny trend. Co strasznego się stało? Czym mamy się martwić? Otóż „gaśnie entuzjazm” Polaków do Unii Europejskiej. Przez 3 lata od ostatniego badania o całe 11%. Trzeba być niewymownym, politycznym idiotą, żeby niepokoić się początkiem zmierzchu polskiej uniomanii. Eurosceptyzm nie jest chorobą, ale zdrowym odruchem, charakterystycznym dla wszystkich narodów starej Unii.

Internetowa poradnia językowa polszczyzna.pl podpowiada, że najczęściej łączonymi wyrazami ze słowem „entuzjazm” są m.in. takie przymiotniki jak „bezkrytyczny”, „dziecięcy” oraz takie określenia jak „entuzjazm kibiców” i „tłumów”. Autor nagłówka o gasnącym entuzjazmie Polaków wobec UE oddał więc nieświadomie to wszystko, z czym mamy problem od 20 lat.

Bo czy naprawdę za normalną można uznać sytuację, w której społeczeństwo niepodległego państwa wykazuje bezkrytyczny, dziecięcy wręcz zachwyt wobec organizacji międzynarodowej? Czy jest normalne, że od dwóch dekad przyjmujemy powszechnie jako naród postawę brukselskich ultrasów, a przestrzeń publiczna (urzędy, orliki, place zabaw) pełna jest błękitnych flag, upodabniając się do trybun na stadionie piłkarskim?

Przez lata dominowaliśmy we wszelkich sondażach badających stosunek do UE i nagle jeśli coś się w tej materii choć odrobinę się zmienia, to media głównego nurtu zaczynają trąbić o wielkiej tragedii. Absurd pierwszej wody.

Dlaczego bezkrytyczny stosunek do UE jest czymś niebezpiecznym? Nie chodzi tutaj o to, żeby powątpiewać w sensowność obecności Polski w Unii, ani utyskiwać na kolejne, niepokojące zapowiedzi jeszcze większej centralizacji brukselskiej oligarchii.

Najlepiej tę – jak się okazuje niebanalną – sprawę wyjaśnić na przykładzie. Pod koniec lutego dowiedzieliśmy się, że Adam Bodnar przedstawił Komisji Europejskiej tzw. action plan. Jest to drobiazgowa obietnica nowego rządu, jak wyjść z kryzysu praworządności w Polsce. Od zaprezentowania tego dokumentu w UE minął ponad miesiąc. Ani wcześniej, ani później w pełni plan ten nie był przekazany do informacji publicznej.

Według doniesień medialnych nowy rząd obiecał Unii 10 ustaw dotyczących wymiaru sprawiedliwości (Trybunału Konstytucyjnego, Prokuratury, Sądu Najwyższego, KRS, sądów powszechnych). Znamy na razie jedynie kilka projektów ustaw, te dotyczące TK będą dyskutowane na następnym posiedzeniu Sejmu (10-12 kwietnia).

Polski rząd pyta się więc UE pod koniec lutego, czy może wprowadzić poważne zmiany o charakterze ustrojowym, a dopiero dwa miesiące później polska opinia publiczna stopniowo się z tymi pomysłami zapoznaje. Na samym końcu tego procesu jest polski parlament. I co? I właściwie nic. Media i komentariat głównego nurtu uznają to za normalność, z drobnymi i chlubnymi wyjątkami.

Większość społeczeństwa zakłada dobrą wiarę rządu i dobrą wiarę Brukseli. Wygląda to trochę niestety tak, jakby król Staś pojechał do Petersburga na dwór Katarzyny i wrócił do Warszawy w teczce z gotową reformą kraju, a całe oświecone i uśmiechnięte towarzystwo poleciło grać Te Deum z radości, bo przy okazji udało się „wywalczyć” wielkie pieniądze.

To wszystko oczywiście dzieje się ku powszechnej uciesze ponoć najbardziej demokratycznych wyborców obecnej koalicji. Zwolenników demokracji, którzy nie widzą powodu, aby kontrolować poczynania swoich reprezentantów w tak kluczowej materii, ani specjalnie nie martwią się, że decyzje podejmowane są ponad ich głowami.

Jak pisał Machiavelli „lud, omamiony pozorną korzyścią, często pragnie własnej zguby”. Bezkrytyczny euroentuzjazm czyniący z obywateli potulne owieczki jest niezmiernie wygodny dla Brukseli i niebezpieczny dla Polski, szczególnie w sytuacji zapowiadanych reform. W unijnym, lśniącym papierku nam można wcisnąć dosłownie wszystko. Dostaniemy hajs na następne orliki, Donald wyściska się z ważnymi dygnitarzami, PiS-owców będą boleć cztery litery, więc w sumie humor gituwa.

Oby więc budząca się podejrzliwość wobec Unii zauważalna w badaniu IBRISu nie była wyłącznie efektem antyunijnej retoryki słyszanej z ust liderów Kondeferacji i PiSu, ale stanowiła część szerszego zjawiska. Należałoby sobie życzyć, żeby zdrowy eurosceptycyzm stał się tak samo w Polsce powszechny jak powszechna jest nadal wola pozostania w strukturach Unii.

Skoro mamy już chyba większość za CPK, atomem i rozwojem armii, to może również będziemy za jakiś czas w stanie zerwać z klientelizmem wobec Brukseli? Może się to jednak zdarzyć chyba tylko wówczas, gdy skutki polityki unijnej dotkną boleśnie nie tylko rolników, ale i wyborców rządzącej ekipy. Może wówczas ostatecznie przestaniemy mylić Unię Europejską z Disneylandem.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.