Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Dzietność jest ważna, ale rozrodczość to nie fabryka. Czeka nas produkcja dzieci?

Dzietność jest ważna, ale rozrodczość to nie fabryka. Czeka nas produkcja dzieci? autor ilustracji: Julia Tworogowska

Spadający wskaźnik przyrostu demograficznego pustoszy Zachód od lat. Niski wskaźnik dzietności bodźcuje rządy i osoby prywatne do podejmowania szeregu działań. I dobrze, bo wszystkim powinno zależeć na tym, by dzieci rodziło się więcej. Czasami jednak recepta może być gorsza od choroby. Nasze myślenie skażone jest wywiedzionym z oświecenia pędem do optymalizacji i technicyzacji naszego życia. W tym kluczu politykę demograficzną uprawiali Hitler i Stalin, uprawia ją też współczesny kapitalizm. Uważajmy więc, żebyśmy w pogoni za dzietnością nie obudzili się w Nowym wspaniałym świecie.

Jednymi z głównych cech naszej nowoczesnej rzeczywistości są racjonalizm, pęd optymalizacji i maksymalizacji efektów naszych działań. Wszystko musi być użyteczne i jednocześnie maksymalnie wydajne. Żeby takim się stało, musi oczywiście dać się zmierzyć, opisać i zweryfikować językiem matematyki. Wszystkie powyższe zjawiska określane są mianem rozumu instrumentalnego i zawładnęły społeczeństwami rozwiniętymi od czasów oświecenia.

Pół biedy, jeżeli taka logika dotyczy produkcji butów, lekarstw lub żywności. Wtedy jest nawet pomocna, ponieważ pozwala wyciągać z biedy i uzależnienia od biologii. Co jednak dzieje się, gdy zaczyna głęboko penetrować najbardziej intymne obszary życia? Kiedy nierozerwalnie związana z nią chęć kontroli i panowania zaczyna dotykać jednostki ludzkiej na samym początku jej samodzielnego życia, czyli dziecka?

Przemysłowa demografia kaprala Państwo

Elity powstających w dobie epoki przemysłowej nowoczesnych państw dość szybko uświadomiły sobie, jaką wartość stanowi populacja, jej wielkość, zdrowie i wykształcenie. Inwestowanie w rozwój szkolnictwa, higieny i ochrony zdrowia miało na celu nie tylko wyrwanie z biedy, ale również zapewnienie państwu rzesz pracowników, konsumentów i żołnierzy.

Szczególną cezurą w tym zakresie okazała się I wojna światowa z jej wyniesionymi na poziom przemysłowy metodami zabijania, które, jak na dobę industrialną przystało, były masowe. Nie może więc dziwić, że powstałe po Wielkiej Wojnie państwa autorytarne i totalitarne wzięły na sztandar hasła pobudzania dzietności.

Faszystowskie Włochy, nazistowskie Niemcy i komunistyczny Związek Radziecki z typową dla doby nowoczesnej matematyczną dokładnością wzięły się za promowanie dzietności. Dziś mogą śmieszyć radzieckie ordery „Matki Bohaterki” czy niemieckie Mutterkreuz, jednak symbolizują one zaangażowanie całego aparatu państwa w cel nadrzędny – dostarczenie jak największej liczby zasobów ludzkich.

Niechlubnym symbolem tego, do czego prowadzi gonienie za liczbami, są dyktatorskie rządy Nicolae Ceausescu. Powojenna Rumunia zasponsorowała swojemu społeczeństwu program skoku w nowoczesność i forsownej industrializacji, a urbanizacji towarzyszyła masowa propaganda.

Resztki społeczeństwa tradycyjnego miały zostać zastąpione przez Nowego Człowieka. Częścią tego procesu był zaczerpnięty ze Związku Radzieckiego model „planowania rodziny”, zgodnie z którym najczęstszym środkiem antykoncepcji była powszechnie dostępna aborcja.

W latach 60. „geniusz Karpat” spostrzegł, że owa modernizacja doprowadziła do drastycznego spadku liczby urodzeń. Dla ambitnego „ojca narodu” było to niedopuszczalne, komunistyczna Rumunia pod jego rządami miała kwitnąć i stanowić przykład, dlatego powstał szalony plan zwiększenia jej populacji z 20 do 30 mln przed końcem wieku.

Dlatego w październiku 1966 r. zatwierdzony został dekret nr 770 wprowadzający z dnia na dzień praktyczny zakaz usuwania ciąży (za wyjątkiem kobiet po 45. roku życia, matek minimum 5 dzieci, stanu zagrożenia życia i dzieci poczętych w wyniku przestępstwa) oraz dostępu do antykoncepcji.

Takie arbitralne i ręczne sterowanie procesami społecznymi musiało oczywiście doprowadzić do tragedii. Wyjęcie jednego elementu ze zinternalizowanego wśród Rumunów sytemu spowodowało spektakularny „sukces”. W ciągu roku liczba urodzeń prawie się podwoiła, a współczynnik dzietności wystrzelił z 1,9 do 3,7. Biedna i poddana społecznym eksperymentom Rumunia nie była jednak w stanie zapewnić dzieciom odpowiedniego bytu.

Szybko rumuńskie sierocińce zapełniły się niedożywionymi i chorymi dziećmi, dokonywane domowymi metodami aborcje skutkowały śmiercią kobiet lub narodzinami osób z dysfunkcjami. W efekcie śmiertelność okołoporodowa matek i dzieci była najwyższa w Europie, a przerażające obrazy zabiedzonych maluchów stał się ponurą wizytówką Rumunii lat 80. i 90. Wskaźnik dzietności szybko zaczął spadać, żeby przed końcem dyktatury powrócić do poziomu sprzed dekretu.

Kapitalizm też potrafi w pronatalizm

Tak jak fabryki nie muszą obecnie być zadymionymi i ciemnymi halami, ale coraz częściej stają się sterylnymi przestrzeniami z robotami, laboratoriami i „clean roomami”, tak i pronatalizm nie musi być dziś siermiężnym, komunistycznym planem. Matematyczna dokładność, algorytmizacja i dokładne planowanie nie cechują jedynie partii komunistycznych, ale coś zgoła im przeciwnego, czyli korporacje technologiczne rodem z USA.

Czy pronatalizm może wyglądać jak krzyżówka serialu Mad Men i opowiadania sci-fi? Zdecydowanie tak! Emblematycznym przykładem zyskującego na popularności wśród inwestorów branży technologicznej ruchu pronatalistycznego jest małżeństwo Simone i Malcolma Collinsów. Ci mieszkający w Pensylwanii przedsiębiorcy są założycielami Pragmatist Foundation, parasolowej organizacji mającej na celu promocję oraz wdrażanie w życie ich idei będącej wariacją efektywnego altruizmu

Służyć temu mają 4 filary: Instytut Collinsów (specjalna szkoła dla utalentowanych dzieci), Pronatalist.org (organizacja zajmująca się znajdywaniem i wsparciem osób chcących mieć dzieci) i seria „Przewodników Pragmatysty” (m.in The Pragmatist’s Guide to Relationships: Ruthlessly Optimized Strategies for Dating, Sex, and Marriage czy The Pragmatist’s Guide to Crafting Religion: A playbook for sculpting cultures that overcome demographic collapse & facilitate long-term human flourishing). Ostatnim polem działania jest wyszukiwanie i wspieranie organizacji posiadających podobne spojrzenie na rzeczywistość. Zdaniem Collinsów największym zagrożeniem dla świata jest załamanie demograficzne, które ma zniszczyć różnorodność kulturową na świecie.

Jak czytamy na stronie, fundacja „została utworzona, aby służyć jako ogniwo alternatywnego podejścia do maksymalizacji pozytywnego wpływu, jaki ludzie mogą osiągnąć dzięki swojemu życiu zoptymalizowanemu pod kątem długoterminowego wpływu na poziom cywilizacyjny […]. Robimy to poprzez jednoczenie rodzin o podobnych poglądach, zapewnianie wysokiej jakości edukacji dla utalentowanych osób po przystępnej cenie, demokratyzację nepotyzmu w celu umożliwienia prawdziwej merytokracji oraz wspieranie technologii reprodukcyjnych od badań genetycznych po sztuczne macice […]. Zamiast na stopniowej poprawie status quo skupiamy się na zasianiu ziarna pod następną wielką cywilizację”.

Można istnienie powyższej fundacji zbyć i mówić o grupce szaleńców, ale państwo Collins od lat są zaangażowani w handel dziełami sztuki i działalność na rynkach finansowych. Poprzez różnego rodzaju fundusze inwestycyjne Venture Capital i inne narzędzia byli lub są zaangażowani w mniej lub bardziej bezpośrednie zarządzanie przedsiębiorstwami obracającymi milionami dolarów. Dzięki temu posiadają dostęp do ogromnych pieniędzy, ludzi i startupów z branży technologicznej.

Nie są również w tym środowisku odosobnieni. Najbardziej znanym pronatalistą ze światka high-tech jest sam Elon Musk, który z 3 kobietami ma w sumie 10 dzieci. Wielokrotnie wypowiadał się z zaniepokojeniem na temat kryzysu demograficznego na świecie. Podobnie zainteresowania wykazuje wiele innych znanych osób w branży, chociażby twórca Skype’a – Jaan Tallinn (również wspierający Pragmatist Foundation).

Rynek startupów z branży femtech (ang. female technology) gwałtownie się rozwija. Według portalu PitchBook w 2021 r. liczba funduszy Venture Capital zainwestowanych w tym sektorze przekroczyła 2 mld dol. Poważną część powyższej branży zajmują firmy z tzw. reprotech (ang. reproductive technology). Skupiają się na zaawansowanych metodach in vitro, skanowaniu genowym i próbach wytworzenia sztucznej macicy.

Wróćmy do samych Collinsów. Można zapytać, co jest złego w promocji dzietności. Nie chodzi o pronatalizm per se, ale o wizję świata za nim idącą. Przerażający jest sam stopień racjonalizacji i kontroli.

Za przykład niech posłuży trzecie dziecko Collinsów, córka o imieniu… Titan Invictus – Niezwyciężony Tytan (rodzice tłumaczą wybór męskiego imienia badaniami pokazującymi, że osoby z imionami o żeńskim brzmieniu są traktowane mniej poważnie). Imię, jakie nadano dziewczynce, to tylko wierzchołek góry lodowej.

W związku z problemami dotyczącymi rozrodczości pani Collins małżeństwo zdecydowało się na procedurę in vitro. Zarodki z szóstej partii przed implantacją poddano dokładnemu skanowaniu genowemu, firma Genomic Prediction udostępniła rodzicom zespół danych dalece wykraczający poza standardowe praktyki (ograniczające się zwykle do rozpoznawania ryzyka 11 chorób poligenowych).

Dane te następnie zostały przesłane do firmy SelfDecode, która rozkodowała DNA kandydatów na dziecko. Następnie rodzice, siedząc na kanapie, przeglądali tabele zawierające dokładne informacje na temat ryzyka wystąpienia poszczególnych problemów zdrowotnych od otyłości po ADHD. O sposobie wyboru swojego dziecka oraz szczegółach swoich poglądów opowiedzieli w 2022 r. Julii Black, dziennikarce Business Insider.

I ty możesz zaplanować sobie dziecko

Powstaje pytanie, jak szalone eksperymenty komunistycznych satrapów i plany kontroli świata przez technoświrów z ich naddziećmi mają się do życia przeciętnego człowieka. Okazuje się, że chęć zaplanowania dziecku świetlanej przyszłości może przekroczyć zdrowe granice również przeciętnych rodzin z klasy średniej. W połowie lat 80. XX w. wśród badaczy w Stanach Zjednoczonych pojawił się termin helicopter parentig. Nazwa wzięła się od rodziców, którzy mieli „wisieć” nad dziećmi i ciągle je kontrolować, być jak śmigłowiec gotowy zainterweniować w każdej chwili.

Zjawisko to zostało zaobserwowane pierwszy raz wśród amerykańskich przedstawicieli klasy średniej z pokolenia baby boomers (powojennego wyżu demograficznego), którzy, doświadczywszy awansu społecznego oraz wysokiej konkurencji, chcieli zapewnić swoim dzieciom jak najlepszy start w dorosłość. Widzieli swoje błędy i braki, które musieli nadrabiać w dorosłym życiu. Chcieli uchronić przed tym swoich potomków.

Objawiało się to chęcią kontroli całego życia dzieci – od organizacji czasu przez planowanie zajęć pozalekcyjnych po chęć weryfikacji ich relacji rówieśniczych. Jednocześnie rodzice usuwali rozmaite przeszkody na drodze do rozwoju dzieci oraz wywierali presję na ciągłe doskonalenie się i osiąganie wyników. Mikrozarządzanie i kontrola mają zapewnić lepsze oraz bardziej perspektywiczne dzieciństwo, którego owoce będą zbierane w przyszłości. Od tamtego czasu zjawisko to umiędzynarodowiło się. Nie dotyczy już tylko klasy średniej.

Naturalna potrzeba zapewnienia dobrej przyszłości dzieciom poprzez instrumentalizację i lękową chęć kontroli zostaje wypaczona, dlatego może zagrażać indywidualnemu rozwojowi. Julia Schønning Vigdal i Kolbjørn Kallesten Brønnick w 2022 r. na łamach czasopisma naukowego „Frontiers in Psychology” opublikowali przegląd badań weryfikujących związek zjawiska helikopter parenting z epidemią depresji oraz stanów lękowych wśród dzisiejszej młodzieży.

Wynika z niego, że większość badań wykazuje bezpośrednią korelację między podwyższonym wskaźnikiem lęku i depresji z wyżej opisywanym zjawiskiem i formami nadopiekuńczego rodzicielstwa. Helicopter parentig jest stosunkowo nowy. Potrzeba jeszcze wielu dogłębnych badań, dlatego wyniki nie są jeszcze przesądzone. Niemniej wielu badaczy łączy powyższe zjawiska i wskazuje chociażby na wpływ braku autonomii i sprawczości oraz przyjmowanie niemożliwych do spełnienia oczekiwań na rozwój depresji i stanów lękowych.

Kiedyś to było?

Zjawisko kontroli nad rozrodczością jest nowe dla naszego gatunku. Regulacja płodności przez wieki była swoistym Świętym Graalem. Z jednej strony zamożni ludzie płacili krocie alchemikom i innym szarlatanom za środki mające pomóc w sprowadzeniu na świat wymarzonego potomka, najlepiej płci męskiej, co niezwykle często kończyło się odejściem na tamten świat donatora.

Z drugiej strony szukano sposobów na powstrzymanie narodzin dziecka. W tym przypadku rewolucję stanowiła oczywiście słynna pigułka dająca człowiekowi wymarzone narzędzie do posiadania satysfakcji bez prokreacji.

Kwestię braku płodności rozwiązuje w coraz większym stopniu branża reprotech. Oba te procesy stanowią prawdziwą rewolucję. Posiadanie dzieci przestało być kwestią losu czy Opatrzności, a więc niezależnych od człowieka czynników, a stało się sprawą jego planowania i wyboru.

Można to oczywiście traktować w kategoriach większej wolności jednostki, jednak ten medal ma i drugą stronę. Ludzie coraz rzadziej spontanicznie pojawiają się w naszym otoczeniu. Wejście lub nie w relację staje się naszym wyborem.

Otoczenie nie wywiera presji na kontakty międzyludzkie, a więc nie mamy potrzeby wychodzenia ze swojej strefy komfortu. Drugi człowiek przestaje być oczywistym elementem naszego życia, staje się jednym ze środków zaspokojenia naszych potrzeb. Ma to poważne konsekwencje. Paradoksalnie to właśnie „przypadkowość”, a w jeszcze większym stopniu bycie darem Opatrzności, daje człowiekowi poczucie wolności.

Do zdrowego rozwoju człowieka jako jednostki niezbędne są poczucie autonomii i sprawczości oraz relacyjność. Na wszystkie powyższe kwestie wpływa poczucie bycia efektem czyjegoś planu. Zamiast być niezależnymi, sprawczymi jednostkami wchodzącymi w relacje z innymi osobami, stajemy się narzędziami w walce o władzę.

Spójrzmy, jak bardzo rywalizacyjne są przedstawiane obecnie modele relacji damsko-męskich. Z jednej strony pojawia się feminizm walczący z patriarchatem i podporządkowaniem seksualnym, a z drugiej będący jego wykrzywionym odbiciem red pill. Poddanie rozrodczości racjonalizmowi prowadzi do wpisania jej w logikę heglowskiej pracy i walki.

Oczywistym jest, że nie ma prostego powrotu do stanu natury. To z resztą, jak pokazali „geniusz Karpat” czy hipisowskie eksperymenty, nie jest możliwe. Zapomniałem wspomnieć, że Simone Collins wychowała się w hippisowskiej komunie.

Ecce homo

Jakie zatem znaleźć wyjście z tej sytuacji? Złoty środek między czystym biologizmem a racjonalizmem. Odrzucenie planowania i rozumu jest równie szkodliwe, jak próba przezwyciężenia biologii. Człowiek jest istotą łączącą w sobie zwierzęcość i rozumność. Jak pisał Arystoteles, jesteśmy zoon logon ehon.

Holistyczne podejście do osoby ludzkiej jest niezbędne. Nieludzkie jest życie w totalitarnej dyktaturze, w której jesteśmy zasobami, i w absolutnie zatomizowanym społeczeństwie, gdzie ostatecznie również stanowimy zasób, ale silniejszych jednostek. Wolni i niezależni ludzie nie mogą istnieć w próżni, dlatego rodzina i rodzicielstwo są tak ważne, ponieważ otwierają na relacyjność.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.