Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Skomplikowane relacje Tadeusza Kościuszki i Stanisława Augusta Poniatowskiego

Skomplikowane relacje Tadeusza Kościuszki i Stanisława Augusta Poniatowskiego screen z trailera do filmu KOS; źródło: https://www.youtube.com/watch?v=ZO218DXstho

Notka encyklopedyczna o Tadeuszu Kościuszce głosi: „Generał, Najwyższy Naczelnik Sił Zbrojnych Narodowych w powstaniu 1794”. Równie dobrze mogłaby jednak brzmieć: „Absolwent założonej przez Stanisława Augusta Poniatowskiego Szkoły Rycerskiej, który prosił króla o pomoc w sprawach sercowych, a po latach dominował nad nim politycznie podczas insurekcji kościuszkowskiej”.

Podobnie ze Stanisławem Augustem: „ostatni król Polski w latach 1764–1795”, ale alternatywnie: „władca, który wysłał Tadeusza Kościuszkę do Francji w celu dalszej edukacji, nakazał mu złożyć broń podczas wojny polsko-rosyjskiej, a w 1797 roku, jako upadły monarcha, rozminął się w Petersburgu z więźniem Kościuszką”. To najlepiej pokazuje, jak przecinały się życiorysy dwóch bohaterów z czołowych kart polskiej historii.

K jak król, K jak kadet

Szkoła Rycerska lub, jak kto woli, Korpus Kadetów: tu po raz pierwszy splotły się losy Stanisława Augusta Poniatowskiego i Tadeusza Kościuszki. Przyszły naczelnik trafił do placówki wojskowej założonej przez króla w 1765 roku dzięki protekcji księcia Adama Czartoryskiego i dał się poznać kolegom jako energiczny, pomysłowy i odważny uczeń.

Do tego stopnia, że gdy podczas szkolnych tańców jeden z kadetów został upokorzony przez wojewodę podlaskiego („ten wziął przed nim krok wzgardliwie”), Kościuszko interweniował w tej sprawie u nauczycieli. Domagał się przeprosin od wojewody, ale nic nie wskórał, wybrał więc nieoficjalną drogę… drogę spisku.

Intryga, której ofiarą miał paść wysoki urzędnik, wyszła jednak na jaw i dotarła do samego króla, który wezwał swojego podopiecznego na dywanik. Młodemu adeptowi wojskowości raczej nie groziło usunięcie z Korpusu, ale rozmowa z monarchą (który nie tylko utworzył, ale i nadzorował działalność szkoły) nie zapowiadała niczego przyjemnego. Tadeusz nie przestraszył się jednak królewskiego majestatu i wziął na siebie odpowiedzialność za planowany podstęp.

Nie krył przy tym, że wojewoda zasłużył na takie traktowanie, a Stanisław August przyznał mu rację. Na polecenie króla butny magnat przeprosił kadeta, a od tej pory Poniatowski i Kościuszko nawiązali bliższe relacje. Wprawdzie teoria jednego z pamiętnikarzy, że młody szlachcic cieszył się większym zaufaniem monarchy niż wykładowcy, wydaje się przesadzona, ale do końca nauki król „nieraz rozmawiać z nim poufale raczył”.

Po zakończeniu edukacji Kościuszko nie opuścił murów Szkoły Rycerskiej – pozostał w niej jako oficer opiekujący się młodszymi rocznikami. Tak minęły kolejne lata, aż do 1769 roku, gdy w jego życiu ponownie pojawił się książę Czartoryski. Tym razem patron zaproponował Kościuszce podróż do Francji, a tam dalsze kształcenie w zakresie inżynierii wojskowej i cywilnej.

Tadeusz oczywiście przystał na ten pomysł, nie było też problemów z namówieniem króla, aby Korpus Kadetów współfinansował pobyt Kościuszki i innego z absolwentów, Józefa Orłowskiego, nad Sekwaną. Część kosztów mieli pokryć sami zainteresowani, resztę zaś dołożyć Stanisław August. W tym celu obaj utalentowani oficerowie zwrócili się do monarchy z prośbą o stypendium.

W liście do Poniatowskiego czytamy: „Myśli JO ks. Imci Gen. Dobr. [księcia Czartoryskiego – przyp. red.] zgadzające się z Wolą Waszej Królewskiej Mości […] wysłania nas do cudzych krajów dla wydoskonalenia się w przedsięwziętych naukach tyle nam przynoszą ukontentowania i do wdzięczności obowiązują […]. To zaś jako bez kosztu obejść się nie może”.

Kościuszko i Orłowski liczyli na szczodrość królewskiej kieszeni. Zgodnie z ich planami Stanisław August miał co roku słać do Francji po 200 dukatów na głowę (połowa kosztów pobytu). Jak to z planami bywa, pozostały na papierze. Nie dość, że król wyłożył na początek niewiele ponad 100 dukatów na każdego, to na tym poprzestał. Efekt? Podróżnicy musieli się zapożyczać, m.in. u Czartoryskiego i brata Kościuszki, Józefa, a w 1772 roku za pośrednictwem księcia ponownie prosili monarchę, żeby sypnął groszem.

Generał, na którego nikt nie czeka

Późniejszy generał armii amerykańskiej był więc na łasce i niełasce Poniatowskiego. Jakże odwróciły się role ponad 20 lat później, gdy podczas insurekcji to król musiał zabiegać o przychylność byłego ucznia… Nie uprzedzajmy jednak faktów. Poniatowski nie pozostał obojętny na sytuację wychowanków Korpusu. Kazał zrealizować na ich rzecz weksel na 200 dukatów, a ta suma pozwoliła Kościuszce i Orłowskiemu złapać na jakiś czas finansowy oddech.

A co robili we Francji? Wiemy, że studiowali w paryskiej Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby (z tego czasu zachowały się rysunki i akwarele Kościuszki), jeździli też po kraju, aby podpatrywać i analizować konstrukcje mostów, śluz czy kanałów. Do tego przyszły naczelnik starał się „wydoskonalić z uszczęśliwieniem wszystkich w ekonomice i w stanie żołnierskim”. Sztukę wojskowości zgłębiał najprawdopodobniej na prywatnych lekcjach, a w wolnych chwilach oddawał się tokarstwu i snycerstwu. Spod jego ręki wychodziły m.in. obrączki, cukierniczki i lichtarze.

Do Polski Kościuszko wrócił w 1774 roku i, niestety, nikt na niego czekał. W Szkole Rycerskiej nie było dla niego miejsca, podobnie jak i w armii, która cierpiała na nadmiar oficerów. Ojcowizna zaś była we władaniu brata, który nie zamierzał odstąpić Tadeuszowi ani metra ziemi. Nasz bohater zamieszkał więc u stryja, a niebawem wdał się w krótki, ale burzliwy romans z Ludwiką Sosnowską, córką Józefa – wojewody smoleńskiego.

Niestety szybko przekonał się, że to zakazana miłość. Gdy zakochany poprosił o rękę Ludwiki jej rodziców i został odprawiony z kwitkiem (słynne „synogarlice nie dla wróbli, a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków!”), poprosił o pomoc… Stanisława Augusta.

Król z uwagą wysłuchał kawalera, ale nie pozostawił złudzeń: Ludwika to za wysokie progi dla Kościuszki i powinien dać sobie z nią spokój. Tadeusz nie posłuchał. Planował nawet porwanie ukochanej, ale na przeszkodzie stanął monarcha. Pozostający w przyjaznych stosunkach z wojewodą i rozeźlony, że dawny kadet lekceważy jego rady, nie miał wątpliwości, za kim się opowiedzieć.

Król poinformował Sosnowskiego o podstępie niedoszłego zięcia, a ten wywiózł córkę do Retna na Polesiu. Wkrótce wydał ją za mąż za człowieka z wystarczająco wysokich sfer – księcia Józefa Lubomirskiego. Kościuszko natomiast wyruszył w podróż do Stanów Zjednoczonych. Nie miał nic do stracenia. Ludwika przepadła w ramionach innego, a na wojskowy etat i odzyskanie rodzinnego majątku nie mógł liczyć.

Za oceanem spędził 8 lat, wsławiając się w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych, i dopiero w 1784 roku przybył do ojczyzny, znowu zderzając się z rzeczywistością. W dostaniu się do wojska nie pomogli ani książę Czartoryski, ani Stanisław August – nic nie dało nawet spotkanie z Poniatowskim na Zamku Królewskim. Co ciekawe, podczas audiencji między rozmówcami doszło do zgrzytu na tle ustrojowym.

Monarcha już dawno puścił w niepamięć sprawę z Ludwiką i z entuzjazmem przyjął Kościuszkę. Znali się przecież od wielu lat, a poza tym Poniatowski był ciekaw relacji naocznego świadka o słynnej na cały świat wojnie. Niestety, na prośbę generała brygadiera (z takim stopniem Kościuszko zakończył karierę w Stanach) o angaż w armii rozłożył bezradnie ręce. Zainteresował się za to wiszącym na jego szyi Orderem Cyncynata.

Uwagę Poniatowskiego przykuł zwłaszcza napis Omnia reliquit servare rempublicam [„Wszystko porzucił, by służyć Republice”]. Stwierdził wówczas, że prócz służby na rzecz dobra publicznego na obywatelach spoczywają inne obowiązki, na co Kościuszko odrzekł, że ta służba wypełnia wszystkie powinności.

Przekonywał swojego rozmówcę, że to dzięki ludziom, którzy poświęcili się dla ogółu, w tym niższych warstw, tworzy się nowoczesne społeczeństwo. Społeczeństwo złożone nie z poddanych, ale ze świadomych swych praw i obowiązków członków. Bezskutecznie: król uznał Tadeusza za republikańskiego fanatyka i wyszedł z sali.

W szeregach wojska Rzeczpospolitej Kościuszko znalazł się dopiero w 1789 roku. Czy na skutek obstrukcji króla? Niektórzy badacze stawiali taką tezę, uwzględniając dwie możliwości: albo Stanisław August zapamiętał sobie radykalne, jak na owe czasy, poglądy Kościuszki (z Ameryki powrócił nie tylko jako zwolennik republiki, ale i zdeklarowany przeciwnik niewolnictwa i pańszczyzny), albo generał naraził mu się zażyłymi kontaktami z Czartoryskim.

W tym czasie Poniatowski i książę byli bowiem skonfliktowani w wyniku tzw. „sprawy Dogrumowej” (intrygantki, która wmawiała a to królowi, a to Czartoryskiemu, że druga strona szykuje na niego zamach). Inni historycy uznali, że oficerski angaż blokował Kościuszce wspomniany już wojewoda Sosnowski, członek Departamentu Wojskowego Rady Nieustającej. W ten sposób miał się po latach mścić za romans Tadeusza ze swoją córką. Prawda wydaje się jednak bardziej prozaiczna. Kościuszko po prostu nie miał pieniędzy, aby wykupić stanowisko w ojczystej armii.

W obronie Konstytucji i Rzeczpospolitej

Sytuacja zmieniła się o 180 stopni, gdy Sejm Wielki uchwalił powiększenie sił zbrojnych do 100 000 żołnierzy. Nawet jeśli tak rozbudowane liczebnie wojsko okazało się mrzonką, to kilkudziesięciotysięcznej armii oficer pokroju Kościuszki był niezbędny. Nie dość, że zdążył już powąchać bitewnego prochu, to jeszcze dosłużył się rangi generalskiej, i to za oceanem.

W tym kontekście Stanisław August nie miał większych wątpliwości i w październiku 1789 nominował Tadeusza na stopień generała majora. Dwa lata później król odniósł polityczny sukces życia: współtworzona przez niego Ustawa Rządowa, znana dziś jako Konstytucja 3 Maja, została uchwalona przez sejm. Radosne nowiny szybko dotarły na Wołyń, gdzie stacjonował Kościuszko. Już 10 maja generał złożył, wraz z podkomendnymi, przysięgę na wierność Konstytucji.

Czy przypuszczał, że już rok później będzie musiał bronić zarówno jej, jak i niepodległości Polski w wojnie z Rosją? Niewątpliwie popierał kierunek reform realizowanych pod przewodem Poniatowskiego (choć sam zapewne poszedłby dalej). Zdawał sobie również sprawę, że tym samym Polacy zrzucili rosyjski kaganiec i narażają się na srogi odwet.

Agresja sąsiada stała się faktem 18 maja 1792 roku. Najbardziej znanym epizodem z udziałem Kościuszki w tej wojnie jest bitwa pod Dubienką (18 lipca). Żołnierze generała stawili wówczas czoła trzykrotnie liczniejszym siłom wroga i zadali im potężne straty (ok. 2000–3000 poległych i rannych Rosjan przy kilkuset zabitych i rannych po stronie polskiej). Do dziś Dubienka jest stawiana obok bitwy pod Zieleńcami jako pierwszy znaczący sukces militarny Rzeczpospolitej od czasów Sobieskiego.

Co na to król? Bezpośrednio po starciu Stanisław August wychwalał swojego dowódcę pod niebiosa w korespondencji z posłami w Petersburgu i Londynie. Zadbał także, aby o dokonaniach Kościuszki rozpisywała się prasa, zarówno polska, jak i zagraniczna; odpowiednia relacja trafiła nawet na łamy holenderskiej „Gazety Leydejskiej”.

Po trzecim rozbiorze Polski Poniatowski całkowicie zmienił front, choćby w nadzorowanej przez siebie pracy „Obrona Stanisława Augusta”. Możemy tam przeczytać, że „gdy tył wzięto jego posterunkowi pod Dubienką od Galicji, jenerał Kościuszko, straciwszy wszelką nadzieję, pisał w nocy do księcia Poniatowskiego: wszystkośmy stracili; męstwo żołnierza pieszego i spomnianej kawalerii dokazało, że nie miał racji. […] Omylne były jednak za akcję dubieniecką poklaski względem niego”.

Obie opowieści króla są dalekie od historycznej prawdy i mają charakter propagandowy. Najpierw wyolbrzymiał on znaczenie bitwy, chcąc wzmocnić morale armii i społeczeństwa. Po upadku kraju umniejszał zaś Kościuszce, chcąc jego kosztem wywyższyć swojego bratanka, księcia Józefa.

Jak naprawdę wyglądała bitwa pod Dubienką? Polski dowódca dobrze przygotował się do starcia, nakazał bowiem podwładnym wznieść fortyfikacje polowe. Ten system obronny sprawił, że pozycje Polaków były dla Rosjan przez kilka godzin nie do zdobycia. Niestety dowodzący nimi generał Michaił Kachowski zdecydował się na niespodziewany i efektywny manewr: przekroczył granicę polsko-austriacką i od tej strony wszedł na polskie tyły.

Na widok wrogich kawalerzystów jeźdźcy brygady narodowej Biernackiego nie wytrzymali ciśnienia i zdezerterowali. Mało tego, porwali ze sobą Kościuszkę, który próbował powstrzymać uciekinierów. W ten sposób generał znalazł się kilka kilometrów od pola bitwy i niewykluczone, że przeżył moment załamania.

Pod jego nieobecność pozostali dowódcy opanowali jednak sytuację i wytrzymali napór Rosjan, by w końcu zdecydować się na odwrót. W jego trakcie do cofających się Polaków dołączył wreszcie nasz bohater, który z powodzeniem nadzorował ostatnią fazę bitwy. Podsumowując – laury za Dubienkę Kościuszce się należą, choć nie w tak wielkiej skali, jak chcieliby jego apologeci.

Raczej piórem czy orężem?

Po bitwie Rosjanie kontynuowali marsz w głąb Polski, ale dowodzący wojskiem koronnym książę Józef Poniatowski [armia Rzeczpospolitej składała się z dwóch części: koronnej i litewskiej] nie zamierzał się poddać. Planował oprzeć się na linii Wisły i stoczyć z wrogiem bitwę na lewym bądź prawym brzegu rzeki. Jego zdanie podzielał Kościuszko, ale 24 lipca do żołnierzy dotarła wiadomość, że król zdecydował się przystąpić do konfederacji targowickiej.

Tym samym nakazał Polakom złożenie broni i podjął chyba najbardziej kontrowersyjną decyzję w czasie całego swojego panowania. Decyzję, która do dziś wywołuje spory publicystów i historyków i która była punktem zwrotnym w wojnie polsko-rosyjskiej. Wydaje się, że król od początku konfliktu traktował działania zbrojne bardziej jako demonstrację polityczną i wstęp do negocjacji z carycą niż realny opór.

Gdy zaś otrzymał 22 lipca list, a w zasadzie ultimatum, od Katarzyny domagającej się bezwarunkowej kapitulacji, uznał, że to jedyna droga do uratowania choć części reform Sejmu Wielkiego i Konstytucji 3 Maja. Postawę Stanisława Augusta doskonale obrazuje tytuł zainspirowanej przez niego broszury „Raczej piórem niż orężem”. Książę Józef i Kościuszko kierowali się natomiast racjami nie politycznymi, a wojskowymi, i przekonywali, że kampania nie była wcale przegrana. Kto miał rację?

Na pierwszy rzut oka król. Wojsko koronne od maja było w odwrocie, nie lepiej działo się na Litwie. Niemniej w toku wojny żołnierze okrzepli, a po bitwach pod Zieleńcami i Dubienką uwierzyli, że są w stanie walczyć z Rosjanami jak równy z równym. Istniały też militarne możliwości dalszej walki: pod koniec lipca zarówno siły koronne, jak i litewskie przegrupowywały się i były zdolne do odrzucenia przeciwnika, nawet u wrót Warszawy.

Tym bardziej że do dyspozycji pozostawały warszawskie pułki gwardii litewskiej, a także garnący się do służby ochotnicy. Agresorzy natomiast musieli pozostawić znaczną część swoich wojsk na Ukrainie i Białorusi, aby pilnować okupowanego terytorium. Stanisław August wolał jednak poddać niepobitą armię i na usta cisną się wypowiedziane w zupełnie innym kontekście słowa Churchilla: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę”.

Kapitulację monarchy brutalnie podsumowuje też profesor Richard Butterwick: „Jedyną kartę polityczną, jaka pozostała w rękach warszawskich przywódców, stanowiła możliwość kontynuacji wojny (realna dzięki poparciu społecznemu i rosnącemu doświadczeniu bojowemu żołnierzy). Spełniając na tym etapie kampanii życzenia Katarzyny, Stanisław August odrzucił ową kartę i zrezygnował z możliwości osobistego wpływu na bieg wydarzeń”.

Kościuszko nie wyobrażał sobie pozostać w jednych szeregach z targowickimi zdrajcami i zareagował dymisją (w jego ślady poszło ponad 200 oficerów, w tym młodszy z Poniatowskich). Nic dziwnego, że gdy 2 sierpnia osobiście wręczył królowi w Łazienkach swoją rezygnację, doszło do dramatycznej rozmowy (a raczej rozmów). Przez trzy dni monarcha zaklinał Kościuszkę, aby pozostał w wojsku lub chociaż wstrzymał się na jakiś czas z dymisją. Generał pozostał jednak niewzruszony i nic nie dały dodatkowe zabiegi: ani awansowanie go na generała lejtnanta, ani błagania królewskich sióstr.

Król kontra naczelnik

Gdy historia ponownie skrzyżowała losy Stanisława Augusta i jego dawnego kadeta, występowali już w zupełnie odmiennych rolach. Poniatowski był skompromitowany. Jego realpolitik nie tylko nie zmieniła niczego na lepsze, ale stała się równią pochyłą, której kolejne etapy wyznaczały represje Rosjan, sejm grodzieński i II rozbiór Polski. Kościuszko natomiast, opromieniony sławą Dubienki Najwyższy Naczelnik Sił Zbrojnych Narodowych, stał się nadzieją i bohaterem zwolenników orężnej walki z zaborcami.

O tym, jak niepopularny w dobie insurekcji był pierwszy, a popularny drugi, dobrze świadczy epizod z nabożeństwa w katedrze św. Jana. W mszy za poległych pod Racławicami i Szczekocinami uczestniczyli Poniatowski i Kościuszko, z tym że króla tłum wiernych ostentacyjnie zlekceważył. Na cześć naczelnika odmawiał zaś modlitwę („Ojcze, Naczelniku nasz, święć się Imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w Polsce, tak w Moskwie i w Prusach”), a po wyjściu z kościoła ludzie wykrzykiwali masowo hasło: „Bóg i Kościuszko!”.

Stanisław August nie angażował się w przygotowania do powstania. Raz, że nie wierzył w militarny sukces zrywu, dwa, że obawiał się potencjalnej zemsty, jeśli nie zamachu ze strony powstańców. Pod presją Rosjan wydał nawet 2 kwietnia uniwersał potępiający insurekcyjne plany, ale już 22 kwietnia zgłosił akces do powstania.

Złośliwi widzieli w tym jedynie koniunkturalizm i ratowanie własnej skóry, ale trzeba podkreślić, że król nie żałował darów na rzecz zrywu. Od placu pod budowę ludwisarni i przeznaczone nań materiały budowlane (jednorazowo np. 75 000 cegieł i 60 000 dachówek), przez kilkaset metrów sukna na mundury, po kilkaset pudów mosiądzu i ołowiu.

Dodajmy, że żelaznym zarzutem stawianym pod adresem Poniatowskiego jest fakt, że odmówił Kościuszce wydania precyzyjnych map Polski ze swojej prywatnej kolekcji („Gdybym jeszcze miał diamenty, tobym wolał ich darować niżeli te mapy, owoc dwudziestokilkuletniego starania mojego”). Sęk w tym, że zgodził się wypożyczyć zbiór na kilka dni, aby naczelnik mógł go skopiować.

W trakcie powstania, dysponujący dyktatorską władzą Kościuszko przyjął wobec monarchy dwukierunkową politykę, którą w największym skrócie można określić słowami „szacunek” i „marginalizacja”. Z jednej strony musiał go honorować – Stanisław August był legalną głową państwa i w dużej mierze to od niego zależało, czy powstańcze władze będą uznawane na arenie międzynarodowej.

Nie żałował więc gestów pod adresem Poniatowskiego: a to przepuścił go w kościele, a to zapewniał, że w razie ewakuacji z Warszawy zabierze go ze sobą, a to kazał wycofać z obiegu nakład „Gazety Rządowej” z artykułem szkalującym króla. Z drugiej strony naczelnik nie zamierzał dzielić się rządami z monarchą i ograniczył jego rolę polityczną do minimum.

Czynił to na przeróżne sposoby: Poniatowskiego dzień i noc pilnowało dwóch oficerów milicji, cenzurowana była królewska korespondencja, a władcę obowiązywał zakaz kontaktów z obcymi dyplomatami. Na polecenie Kościuszki odebrano mu też mennicę i usunięto jego wizerunek z monet, a osoby bliskie królowi, ale „nieprzyjaciołom ojczyzny przychylne” zostały aresztowane „bez względu na ich urząd, stan i dostojność”.

Ostatnim miejscem, które połączyło Stanisława Augusta i Kościuszkę był Petersburg. Jest chichotem historii, że gdy w marcu 1797 roku monarcha przybył do miasta nad Newą i został przyjęty z królewskimi honorami, rozminął się o kilka tygodni z więźniami tutejszych cel: Tadeuszem Kościuszką, Ignacym Potockim, Tomaszem Wawrzeckim czy Janem Kilińskim. Opuścili oni Twierdzę Pietropawłowską pod koniec 1796 roku…

***

Przy pisaniu tekstu korzystałem z publikacji: „Światło i płomień. Odrodzenie i zniszczenie Rzeczyspospolitej (1733–1795)” Richarda Butterwicka, „Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana” Beaty Maciejewskiej i Mirosława Maciorowskiego, „Tadeusz Kościuszko. Polski i amerykański bohater” Dariusza Nawrota, „Tadeusz Kościuszko 1746–1817” Bartłomieja Szyndlera, „Ostatni król Polski” Adama Zamoyskiego i „Stanisław August Poniatowski” Krystyny Zienkowskiej.