Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Xi Jinping powiedział Bidenowi: Chiny przyłączą Tajwan

Xi Jinping powiedział Bidenowi: Chiny przyłączą Tajwan President Biden met with Xi Jinping before the 2022 G20 Bali Summit; źródło: wikimedia commons; Public Domain

Co czeka Tajwan po wyborach parlamentarnych i prezydenckich z 13 stycznia 2024 r.? Zdaniem części ekspertów może to rozpocząć rozwój wojny hybrydowej, realizowanej m.in. poprzez sankcje ekonomiczne, militarne prowokacje oraz naciski dyplomatyczne. Wszystko po to, żeby nagiąć do swojej woli proniepodległościowego prezydenta. Pojawiają się też jednak pozytywne głosy, według których eskalacja konfliktu nie leży w interesie Chin kontynentalnych, co ułatwi utrzymanie dotychczasowego status quo.

Wybory prezydenckie na Tajwanie zakończyły się zwycięstwem kandydata niepodległościowej Demokratycznej Partii Postępowej, Lai Ching-te. Jest to pozytywna wiadomość dla świata zachodniego, jako że obywatele Republiki Chińskiej wyrazili chęć utrzymania proniepodległościowego kursu, a także dalszego zacieśnienia polityczno-gospodarczych więzi ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską.

Wynik wyborów może mieć jednak poważne konsekwencje w postaci rosnącego niezadowolenia komunistów z Chińskiej Republiki Ludowej, którzy traktują Tajwan jako zbuntowaną prowincję i grożą aneksją wyspy w przypadku jej dalszej izolacji od Państwa Środka. Jak wygląda powyborcza sytuacja geopolityczna po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej?

Przyczajony chiński tygrys…

Doniesienia amerykańskich mediów potwierdzają ekspansywne plany Chin wobec Tajwanu. Według NBC News na listopadowym szczycie w San Francisco Xi Jinping zakomunikował prezydentowi Bidenowi, że zamierza prędzej czy później przyłączyć Tajwan do ChRL.

Według dziennikarzy Xi wyraził swoje twarde stanowisko spokojnym głosem, miał również zapewnić Bidena, iż dołoży wszelkich starań ku temu, aby „zjednoczenie” przebiegało w sposób pokojowy. Jednakże wydarzenia zza naszej wschodniej granicy udowadniają, że dyktatorzy są skłonni mówić jedno, a robić drugie.

W przeddzień wyborów na Tajwanie komuniści z Chin kontynentalnych próbowali wpłynąć na ich wynik ostrzegając, że Tajwańczycy będą wybierać między „pokojem a wojną oraz rozwojem a upadkiem”, negatywne cechy przypisując oczywiście obozowi niepodległościowemu.

Pekin nie jest zadowolony z ostatecznego wyniku wyborów, co wyraźnie zakomunikował Chen Bihua, rzecznik Chińskiego Biura ds. Tajwanu. W swoim oświadczeniu nazwał prezydenta-elekta Lai Ching-te „groźnym separatystą, który nie może reprezentować głównego nurtu opinii wyspy”, zapowiadając przy tym „nieuchronne zjednoczenie Chin”.

Retoryka ChRL jest niepokojąco podobna do tej prezentowanej przez Rosję w przededniu inwazji na Ukrainę; wówczas również kwestionowano niezależność sąsiedniego państwa, a wobec jego demokratycznie wybranego przywódcy kierowano rozmaite oszczerstwa.

Obecność prozachodniego Lai Ching-te na fotelu prezydenckim będzie solą w oku dla Chińczyków, dlatego też w najbliższym czasie możemy spodziewać się kolejnych, równie buńczucznych i roszczeniowych wypowiedzi z ich strony.

Agresywne oświadczenie przedstawiciela ChRL spotkało się z natychmiastową odpowiedzią Tajwanu. Miejscowe ministerstwo spraw zagranicznych zaapelowało do Pekinu o „uszanowanie wyników wyborów i zaprzestanie prześladowania Tajwanu, aby stosunki między obydwoma stronami mogły wrócić na właściwy tor”, doradzając również „pogodzenie się z rzeczywistością”.

Chociaż wypowiedź Tajwańczyków zapowiada chęć pokojowej współpracy z kontynentalnymi Chinami, dobór określonych słów jest konfrontacyjny. Istnieje więc ryzyko, że napięcie na szczeblu dyplomatycznym, jakie obserwujemy tuż po wyborach, może doprowadzić do niepożądanej eskalacji konfliktu chińsko-tajwańskiego.

…ukryty amerykański smok

Mimo dyplomatycznego chłodu na linii Pekin–Tajpej wspomniana eskalacja wcale nie musi nastąpić. Trzeba bowiem pamiętać, że Tajwan ma w swoim asortymencie skuteczne narzędzia odstraszania w postaci USA; w 2022 r. Amerykanie zapowiedzieli udział swoich wojsk w obronie wyspy, gdyby ChRL zdecydowała się na jej aneksję.

USA nigdy wcześniej nie proponowały Ukrainie równie bezpośredniego wsparcia, co mogło wpłynąć na Putina i pomóc mu podjąć decyzję o inwazji. Xi Jinping będzie natomiast musiał zastanowić się dwa razy, czy atakować kraj, któremu Amerykanie mogą przyjść z odsieczą.

Weźmy jednak pod uwagę fakt, że wspomnianą deklarację wygłosił właśnie prezydent Biden. W związku z tym powstaje pytanie: czy w przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa w tegorocznych wyborach prezydenckich w USA protajwańska polityka nie zostanie porzucona? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak się nie stanie, a po ewentualnym powrocie do Gabinetu Owalnego Trump będzie gotowy zadbać o bezpieczeństwo Tajwanu.

Jeśli bowiem istnieje jakikolwiek godny zapamiętania element polityki międzynarodowej za pierwszej kadencji prezydentury tego polityka, to z pewnością są to bezprecedensowe, konfrontacyjne działania wobec ChRL. Najprawdopodobniej nie będzie on więc motywować swoich kroków troską o tę wyspę, lecz wykorzysta każdą okazję do odniesienia strategicznego zwycięstwa nad Chinami, które postrzega jako największe zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych.

Reakcja Amerykanów na wynik sobotnich wyborów świadczy jednak o chęci mediacji, nie zaś konfrontacji z Chinami. Sekretarz Stanu Anthony Blinken co prawda pogratulował zwycięstwa obozowi niepodległościowemu, który wyznaje wartości bliskie Zachodowi, lecz również zastrzegł, że stosunki chińsko-tajwańskie „powinny być wolne od wszelkich przymusów i nacisków”, a celem polityki USA jest „doprowadzenie do pokoju i stabilności w regionie”.

O krok dalej poszedł Joe Biden, zapewniając, iż Amerykanie nie popierają niepodległości Tajwanu, ponieważ byłoby to niezgodne z polityką „jednych Chin”; zamiast tego wyrażają chęć utrzymania status quo na wyspie. Można więc powiedzieć, że USA w pewien sposób prowadzą politykę appeasementu wobec ChRL, aby nie dopuścić do starcia między mocarstwami, jednocześnie dając Tajwanowi wolną rękę na dalszy rozwój i wzmocnienie współpracy z Zachodem.

Takie działania Amerykanów wpisują się w założenia koncepcji strategicznej zwanej strategic ambiguity (strategiczna dwuznaczność) zorientowanej na Cieśninę Tajwańską. Oznacza to, iż decydenci USA mają co do zasady stronić od składania twardych deklaracji, aby nie przechylać politycznej szali zbytnio na korzyść ani Chin, ani Tajwanu.

Podczas rządów Demokratów możemy jednak zaobserwować naruszanie owej strategii, zarówno za sprawą wspomnianej obietnicy Bidena dotyczącej obrony wyspy, jak i niespodziewanej wizyty spikerki Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi, w Tajpej w 2022 r., która wzburzyła powszechne oburzenie Pekinu.

Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że żadna z tych decyzji nie spotkała się z jednogłośną aprobatą amerykańskiego establishmentu, dla którego utrzymanie dotychczasowego porządku w regionie jest nadal ogólnie przyjętym priorytetem.

Status quo popierają nie tylko Amerykanie, lecz także sami Tajwańczycy. Według sondaży łącznie 87,9% ankietowanych wspiera utrzymanie politycznej równowagi na wyspie, natomiast za ogłoszeniem niepodległości optuje jedynie 4,5% (jeszcze mniej osób popiera zjednoczenie z ChRL – tylko 1,6%).

Prezydent-elekt Lai zdaje sobie z tego sprawę, podkreślając w zwycięskim przemówieniu po wyborach, że jego obowiązkiem jest „utrzymanie pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej”, a poprzez dialog i współpracę z Pekinem zamierza „zachować status quo w regionie”.

Wypowiedź polityka mocno kontrastuje z jego wcześniejszą deklaracją, wedle której Tajwan jest już niepodległym państwem o nazwie Republika Chińska. Lai zrozumiał więc, że dążenie wyspy do uzyskania międzynarodowego uznania jest obecnie zbyt ryzykownym krokiem, gdyż podjęcie takiej inicjatywy może spowodować destabilizację na Tajwanie, a w najgorszym przypadku sprowokować ChRL do rozpoczęcia wojny.

Przyszłość Tajwanu – możliwe scenariusze

Wen-Ti Sung, politolog badający stosunki USA–Chiny–Tajwan, stwierdził w rozmowie z CNN, że w najbliższej przyszłości Pekin skupi się na wywieraniu presji na Tajpej, aby rozmowy pomiędzy stronami przebiegały na korzyść ChRL.

Komuniści zamierzają to osiągnąć poprzez dyplomatyczną krytykę nowo wybranego rządu, wprowadzenie nowych sankcji ekonomicznych na cenne towary eksportowe (zainteresowanych gospodarczą sceną Tajwanu odsyłam do artykułu Patrycji Mizery na stronie KJ), a także kontynuację militarnych prowokacji w obrębie wód terytorialnych Tajwanu.

Działania te noszą znamiona wojny hybrydowej. Według politologa, jeśli prezydent Lai Ching-te wygłosi inauguracyjne orędzie, które nie spełni oczekiwań Pekinu, przewodniczący Xi będzie skłonny podjąć bardziej drastyczne kroki.

Bardziej zrównoważone spojrzenie na przyszłość prezentuje Amanda Hsiao, analityczka z International Crisis Group. Z jednej strony mówi o potencjalnej wojnie chińsko-tajwańskiej jako ogólnoświatowej katastrofie; ową tezę potwierdzają m.in. obliczenia Bloomberga, zgodnie z którymi globalny dochód narodowy skurczyłby się o 10 bilionów dolarów, czyli o ok. 10%!

Z drugiej strony wspomina, że pełnoskalowy konflikt jest w najbliższym czasie mało prawdopodobny, a to za sprawą wyborów parlamentarnych, które antypekińska DPP przegrała. Więcej głosów od niej zdobył bowiem Kuomintang, historycznie partia chińskiego nacjonalizmu, której współcześni przedstawiciele stawiają na zbliżenie z Pekinem i zdecydowanie opowiadają się za status quo.

Nie można również pominąć roli Tajwańskiej Partii Ludowej, trzeciej siły w nowym parlamencie. Jej młody elektorat jest znużony sporem z Chinami i oczekuje od polityków zwrócenia uwagi na kwestie społeczne, w szczególności ochronę praw człowieka i zwalczanie nierówności gospodarczych.

Patrząc więc na skład izby ustawodawczej, w której DPP stanowi mniejszość, antagonistyczne podejście do ChRL spotka się z dezaprobatą większości deputowanych. Hamując zapędy obozu prezydenta Lai, nowa legislatywa zamierza nieco uspokoić Chińczyków i szukać politycznego porozumienia.

Istnieje duża szansa, że Pekin potraktuje taką postawę jako czynnik deeskalacyjny, który przy okazji wygodnie wpasuje się we wspomnianą wcześniej narrację ChRL, że nowa władza nie może wypowiadać się w imieniu ogółu Tajwańczyków.

Z kolei optymistyczną analizę wyborów przeprowadził dr Michał Bogusz, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. W rozmowie z PAP stwierdził, że stosunki Tajpej z Pekinem nie ulegną gwałtownej zmianie, natomiast Xi Jinping będzie zdeterminowany prowadzić na tyle agresywną politykę, aby jego persona budziła respekt na arenie międzynarodowej, a przy tym na tyle ostrożną, by nie dopuścić do żadnej eskalacji.

Dostrzegając wagę omawianej sytuacji, Bogusz apeluje do mediów o tonowanie emocji, gdyż jego zdaniem spór chińsko-tajwański nie osiągnął – przynajmniej jeszcze – krytycznego punktu. Zwycięstwo DPP w wyborach ocenia natomiast jako kontynuację tajwańskiego kursu w polityce zagranicznej, zorientowanego przede wszystkim na dalszą współpracę z USA i UE w celu promowania wartości demokratycznych i triumfu nad autorytaryzmem.

***

Na razie nie wiemy więc, co czeka Tajwan po wyborach. W przeciwieństwie do polityki gospodarczej, opartej na chłodnej kalkulacji, polityka Chin wobec tej wyspy ma charakter wybitnie ideologiczny, jako że rządzący ChRL kurczowo trzymają się wizji „jednych Chin”. To, czy Armia Ludowo-Wyzwoleńcza ma odpowiedni potencjał do przeprowadzenia inwazji na Tajwan – a wiele wskazuje na to, że jak na razie nie ma – może więc póki co zejść na dalszy plan.

Wojna za naszą wschodnią granicą nauczyła nas przynajmniej jednej rzeczy: państwa Zachodu stają się najsilniejsze i najskuteczniejsze wtedy, gdy są solidarne w obliczu wspólnych zagrożeń. Dowiedliśmy naszej gotowości do udzielenia pomocy Ukrainie, niech również Tajpej wie, że może liczyć na wsparcie Waszyngtonu i jego sojuszników.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.