Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

100 tys. żołnierzy NATO obroni Polskę? Jeżeli Sojusz chce pokoju, niech szykuje się do wojny

100 tys. żołnierzy NATO obroni Polskę? Jeżeli Sojusz chce pokoju, niech szykuje się do wojny Autor grafiki: Julia Tworogowska

Szczyt NATO nie był ringiem, na którym jako Polska odnieśliśmy sukces albo ponieśliśmy porażkę. Przebieg i skutki spotkania sojuszników były konieczną i naturalną kontynuacją procesów, które w NATO zachodzą od szczytu w Walii w 2014 r., a ze szczególną intensywnością od 2022 r. Szczyt w 2014 r. nie obfitował w medialnie nośne wydarzenia, tak jak zeszłoroczny w Madrycie, ale pokazał kompleksowo, w jaki sposób będziemy myśleć i tworzyć kolektywną obronę w najbliższych latach. Wojna na Ukrainie przypomniała decydentom, jak bardzo materiałochłonna jest wojna. Nie wystarczy jedynie przypisać 300 tys. ludzi do konkretnych odcinków frontu, ale również ich wyposażyć, być może przez kilka lat gorącej wojny.

Zdjęcie osamotnionego prezydenta Zełeńskiego na szczycie NATO w Wilnie kazało zastanowić się, czy akcesja Ukrainy do NATO jest w ogóle możliwa. To pytanie było obecne przed szczytem, a po nim pozostaje nadal otwarte. Jedno można po szczycie powiedzieć już teraz – NATO musi zadbać lepiej o to, by pozostać najlepszym gwarantem bezpieczeństwa w regionie, u którego kolejne państwa chcą szukać schronienia. To nie nastąpi, jeżeli wszyscy sojusznicy nie przyswoją sobie lekcji ze szczytu w Wilnie.

Czas na słowa, deklaracje i inspirujące zdjęcia mija. Sojusz coraz więcej myśli o sprzęcie, planach obronnych i gotowości do wojny obronnej.

O sukcesie tych działań zadecydują nie tylko kolejne szczyty, ale przede wszystkim gotowość do wypełniania zobowiązań przez każdego sojusznika z osobna.

Więcej żołnierzy dla kolektywnej obrony

By zrozumieć, co NATO wynosi ze szczytu w Wilnie, trzeba przypomnieć, co ustalono rok temu w Madrycie. Sojusz przyjął pierwszą od lat koncepcję strategiczną, Szwecja i Finlandia otrzymały zaproszenia do akcesji, a Chińska Republika Ludowa po raz pierwszy pojawiła się w strategii jako rosnące wyzwanie. To właśnie w Madrycie opinia publiczna mogła usłyszeć o nowych planach obronnych NATO.

Zeszłoroczny szczyt pokazał, że sojusz rozpoczął prawdziwe przygotowania na wypadek wojny z Rosją. W 2023 r. NATO sygnalizuje, że wykona kolejne kroki, aby taki konflikt wygrać i bronić każdego centymetra terytorium sojuszników.

Bardzo ważnym rezultatem dla wschodniej flanki jest przyjęcie zapowiedzianych jeszcze w Madrycie regionalnych planów obronnych. Z oczywistych względów niewiele wiemy o szczegółach, ale chodzi o 300 tys. żołnierzy państw sojuszniczych, którzy mają być utrzymywani w stanie wysokiej gotowości. Więcej szczegółów zdradził minister obrony narodowej. Zaznaczył, że w przypadku ataku na Bramę Brzeską na terytorium RP zostanie skierowanych mniej więcej 100 tys. żołnierzy z państw NATO.

Po pierwsze, jest to znacząca rozbudowa względem dotychczasowych NATO Response Force, które od 2015 r. liczyły około 40 tys. żołnierzy. Po drugie, to zmiana jakościowa. W ramach nowych planów obronnych poszczególne jednostki z wybranych państw zostały przydzielone do obrony konkretnych odcinków granic państw NATO. Zgodnie z konkluzjami szczytu w Wilnie sojusz będzie te plany regularnie testował i ćwiczył.

To bardzo wyraźne wzmocnienie, ale nie należy zapominać, że potencjalna wojna, na którą szykuje się NATO, będzie wymagała prawdopodobnie zaangażowania większej liczby żołnierzy. Dość przypomnieć, że według części szacunków podczas trwającej wojny na Ukrainie poległo lub zostało rannych 354 tys. żołnierzy. Siła 300 tys. żołnierzy w stanie wysokiej gotowości nie jest przesadą i nadal wymaga (szczególnie od państw wschodniej flanki) starań o dalszą rozbudowę własnych sił zbrojnych.

Jeszcze ważniejsze niż siły, które w razie potrzeby mają przybyć w rejon walk, są te oddziały sojuszników, które będą na miejscu w momencie wybuchu konfliktu, dlatego jednoznacznie pozytywną decyzją szczytu jest zwiększenie sił wzmocnionej wysuniętej obecności w krajach wschodniej flanki do poziomu brygad.

Trudno powiedzieć, jak szybko ta zmiana nastąpi w praktyce, ale warto odnotować, że np. decyzję Niemiec o rozbudowie ich dotychczasowych wysuniętych sił na Litwie podjęto jeszcze przed wileńskim szczytem. Jest to o tyle pozytywny przykład, że pokazuje, że można działać proaktywnie bez czekania wyłącznie na decyzje szczytów NATO.

Podobnie swoją obecność już teraz zwiększyła Francja w EstoniiRumunii. Było to możliwe nie tylko ze względu na istniejące zobowiązania wewnątrz NATO, ale też dzięki dobrym stosunkom, jakie panują np. między Tallinem a Paryżem (Estonia jest np. członkiem European Intervention Initiative zainicjowanej w 2018 r. przez Francję).

Nerw wojny – zapasy…

Podjęte decyzje nie mają znaczenia bez należytego finansowania i gromadzenia potrzebnej w razie konfliktu ilości zaopatrzenia i sprzętu, dlatego zarówno tuż przed szczytem, jak i podczas niego przywódcy rozmawiali o Defence Production Action Plan, czyli planie rozwoju produkcji zbrojeń. NATO ma ambicję, aby pobudzić sojuszników do współpracy przy produkcji uzbrojenia, która sprosta rosnącemu zapotrzebowaniu oraz pomoże zoptymalizować wysokie koszty związane z rozbudową naszych arsenałów.

W praktyce może to wyglądać jak program zakupu amunicji 155 mm za 1 mld dol., prowadzony za pomocą NSPA, czyli Natowskiej Agencji Wsparcia i Zamówień. Sam fakt, jak często Jens Stoltenberg mówił o zaopatrzeniu, produkcji i łańcuchach dostaw przed szczytem w Wilnie oraz w końcowym komunikacie szczytu, dobitne pokazuje wagę wyzwania.

Dlaczego to tak ważne? Przede wszystkim dlatego, że wojna na Ukrainie przypomniała decydentom, jak bardzo materiałochłonna jest wojna. Nie wystarczy jedynie przypisać 300 tys. ludzi do konkretnych odcinków frontu, ale trzeba również ich wyposażyć, być może przez kilka lat gorącej wojny.

Obecnie Ukraina walczy przy użyciu sprzętu, który spływa niemal ze wszystkich państw NATO, a mimo to nawet Stany Zjednoczone złapały niepokojącą zadyszkę. Jak pisał Mateusz Piotrowski z PISM, Amerykanie w pierwszym roku wojny przekazali Ukrainie 40% swoich zapasów wyrzutni Javelin i 1/3 stingerów. To oznacza, że przy obecnej wydajności przemysłu zbrojeniowego w USA powstałe ubytki zostaną nadrobione dopiero za 3-5 lat. Tymczasem wojna pożera kolejne miliony pocisków i setki sztuk zaawansowanego sprzętu – czołgów, transporterów, haubic i wiele innych, których nikt nie wyprodukuje z dnia na dzień.

Najsilniejszy członek NATO ma problemy z zaopatrywaniem konfliktu na pełną skalę. To zły prognostyk dla mniejszych państw, w tym Polski.

Oczywiście wojna NATO z Rosją z pewnością wyglądałaby zupełnie inaczej niż wojna Rosji z Ukrainą, ale na pewno nie byłaby mniej intensywna.

… i pieniądze

Temat zwiększania zdolności produkcyjnych i sił zbrojnych naturalnie łączy się z pieniędzmi. Szczyt NATO w Wilnie potwierdził zobowiązanie do wydatkowania przez państwa członkowskie 2% PKB na obronność. Jednocześnie w komunikacie ze szczytu z 11 lipca zwrócono uwagę na to, że w pewnych obszarach 2% PKB nie będą wystarczające. Jest to spójne z wcześniejszymi wypowiedziami sekretarza generalnego NATO, Jensa Stoltenberga, na temat tego, że 2% to floor, a nie celling. Dodatkowym wymaganiem pozostaje przeznaczenie 20% z tych funduszy na główne wyposażenie (ang. major equipment), a także badania i rozwój.

Należy przypomnieć, że nie wszystkie państwa sojusznicze wywiązują się ze zobowiązania przeznaczania 2% PKB na obronność. Nie robią tego chociażby jak Niemcy, Włochy i Francja. Rząd federalny Niemiec zobowiązał się w ostatnio opublikowanej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego do „poprawy” i  przeznaczania średnio 2% PKB w ciągu następnych lat.

Problemem pozostaje nie tylko kwestia wywiązywania się przez państwa członkowskie sojuszu ze złożonych zobowiązań. Potrzebne jest nie tylko odpowiednie finansowanie sił zbrojnych państw członkowskich, lecz także odpowiednie wydatkowanie przeznaczonych na obronność funduszy. Wymóg wydatkowania 20% funduszy obronnych na główne wyposażenie, badania i rozwój to wskazanie na tę właśnie kwestię.

Celem każdego budżetu obronnego musi być zapewnienie środków potrzebnych do utrzymania zdolności bojowych przez siły zbrojne oraz ich modernizacji. Wydawanie 3%, 4%, a nawet 5% PKB na obronność jest medialnie nośne, lecz nie gwarantuje, że w razie konfliktu siły zbrojne będą w stanie ochronić kraj przed agresorem. Znaczenie ma nie tylko kwota wydatków, ale również ich finalne przeznaczenie.

Właściwe określenie potrzeb poszczególnych państw członkowskich pozwoli na lepszą koordynację działań całej organizacji. Punktem wyjścia powinno być określenie potrzeb i możliwości NATO jako całości, a następnie zapewnienie odpowiedniego finansowania. 2% PKB krajów bałtyckich nie może równać się z 2% PKB Niemiec czy Francji, więc trzymanie się tylko tej liczby jest niewystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa sojuszu, chociaż na pewno ma potencjał mobilizujący.

Również wydawanie 20% na modernizację wyposażenia nie odpowiada na wszystkie zagrożenia, gdy zakupy poszczególnych państw w zakresie uzbrojenia są nastawione na bezpieczeństwo danego członka NATO, a nie szerzej na zapewnienie bezpieczeństwa poprzez koordynację działań w ramach sojuszu.

Zgodnie z tym natowskim trendem Polska powinna rozpocząć planowanie swojego budżetu obronnego nie od określenia jego wielkości, lecz od wskazania potrzeb naszego państwa i możliwości, jakie kraj, taki jak Polska, posiada, żeby zapewnić sobie samemu bezpieczeństwo. Nie można zapominać, że obecnie polskie siły zbrojne borykają się z niepełnym ukompletowaniemniskimi nakładami na badania i rozwój, co może prowadzić do upośledzenia ich zdolności w przyszłości.

Można argumentować, że próby według proponowanego powyżej modelu już podejmowano. Przykładem jest Koncepcja Obronna RP, opublikowana w 2017 r., do przygotowania której powołano najpierw 5 zespołów, z których każdy odpowiadał za analizę sytuacji oraz przedstawienie wniosków i rekomendacji w przypisanej mu dziedzinie, a następnie stworzenie spójnej strategii utrzymania i modernizacji sił zbrojnych RP.

W ostatnim czasie pojawił się szereg przykładów kontrowersyjnych zapowiedzi radykalnego zwiększenia wydatków na cele obronne z 2% do nawet 5% PKB, a więc ponad dwukrotnie, o czym świadczą punkty procentowe. Dokonano również i przedstawiono plan licznych zakupów w zakresie uzbrojenia, które były krytykowane jako nieodpowiadające faktycznym potrzebom obronnym Polski.

Dyplomacja na szczytach to nie wszystko

Szczyt w Wilnie jest dobrym momentem, żeby przypomnieć, że takie spotkania to niejedyne okazje, żeby podejmować inicjatywy w ramach NATO. Polska jest, lecz może powinna być bardziej i jeszcze w inny sposób, aktywna w tej organizacji. Czekanie na decyzje szczytu, podczas gdy NATO jest organizacją, w której decyzje zapadają jednogłośnie, jest strategią wysoce narażoną na niepowodzenie. Bardziej precyzyjne i dokładne określenie potrzeb w zakresie bezpieczeństwa przez Polskę pozwoli na skuteczniejsze dobieranie partnerów spośród państw sojuszniczych NATO i formowanie bardziej efektywnych formatów współpracy.

Jedną z możliwości współpracy jest formowanie koalicji ad hoc, a więc koalicji państw członkowskich NATO chętnych do podjęcia danego działania. Zwiększenie potencjału wojskowego Polski jest szansą na poprawienie tego typu współpracy i zwiększenie bezpieczeństwa w regionie. Warto częściej wykorzystywać ten format.

Przykładem mogą być państwa bałtyckie. W przypadku Litwy podjęto już takie działania. Możliwości stwarza również wykorzystanie stałego przedstawicielstwa Polski przy NATO w Brukseli. Jeśli cele i środki zostaną dobrze zdefiniowane, może się to okazać pomocnym narzędziem, po pierwsze, do budowania koalicji ad hoc, po drugie, do koordynacji innego typu działań w ramach całego sojuszu.

Nie można pominąć faktu, że współpraca wymaga woli jej podjęcia. Nie tylko Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy państwa bałtyckie mogą być naszymi partnerami. Potencjał Francji i Niemiec jest istotny również w dziedzinie bezpieczeństwa, a nie tylko w ramach Unii Europejskiej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.