Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Imperialny kij i imperialna marchewka. Żelazna pięść Pekinu trzyma mniejszości etniczne

Imperialny kij i imperialna marchewka. Żelazna pięść Pekinu trzyma mniejszości etniczne Autorka ilustracji: Julia Tworogowska

Książka Chiński obwarzanek. Od Tajwanu po Tybet, czyli jak Chiny tworzą imperium ukazuje i objaśnia historię, specyficzne relacje i zaszłości „chińskich kresów” rządzonych przez władzę centralną w Pekinie. Jej autor, prof. Michał Lubina, w kolejnych rozdziałach tłumaczy, co w praktyce oznacza chińskie podejście, które można podsumować następująco: „Co raz zostało Chinami, powinno zostać nimi już na zawsze”. W książce nie zabrakło opisu procesu sinizacji każdego z regionów Chin, a także określenia ich obecnego statusu politycznego.

O części opisywanych w książce miejsc głośno było w mediach. Kwestia niepodległości Tajwanu i Tybetu, wchłonięcie Hongkongu i Makau oraz podejście do ujgurskiej mniejszości etnicznej w prowincji Xinjiang były i są mniej lub bardziej obecne w polskim i światowym mainstreamie.

W pracy prof. Lubiny znajdują się także opowieści o terenach, o których słyszy się znacznie mniej, np. rdzeniu dawnego Imperium Mongolskiego składającego się z Mongolii – niepodległego państwa zwanego również Mongolią Zewnętrzną – oraz Mongolii Wewnętrznej, czyli jednej z 22 chińskich prowincji. Nie brakuje również nieco zapomnianej Mandżurii dopełniającej obraz terytoriów będących częściami składowymi chińskiego imperium.

Lubina pisze w popularnonaukowym, momentami nawet gawędziarskim stylu. Korzysta z bogatego doświadczenia zebranego w trakcie osobistych podróży i badań, które odbył w trakcie stypendiów naukowych w Chinach i Tajwanie oraz 12 lat pracy w turystyce. W tym czasie zwiedził prawie wszystkie części ChRL, nierzadko łamał ukute przez media stereotypy, np. o wiecznie przerażonych możliwą wojną Tajwańczykach.

Książki nie należy mylić z reportażem podróżniczym. Chiński obwarzanek to pozycja, która przesiąknięta jest wiedzą naukową, i pierwszym na polskim rynku tytułem zbiorowo opisującym chińskie kresy. Chociaż o każdym z tych obszarów już napisano, to jednak do tej pory były to zazwyczaj niszowe, akademickie prace.

Tekst prof. Lubiny wzbogacają często przytaczane rozmowy z dyplomatami, naukowcami i mieszkańcami chińskich prowincji. Te zabiegi sprawiają, że książka jest przepełniona przystępnie podaną wiedzą pozwalającą poznać spojrzenie na sytuację polityczną opisywanych regionów zarówno z perspektywy rządu centralnego w Pekinie, zewnętrznych obserwatorów, jak i lokalnych mieszkańców.

Korzenie chińskiego imperializmu

Nie bez powodu zhongguo po przetłumaczeniu z mandaryńskiego oznacza Państwo Środka. Chińskie podejście do terenów opisywanych w książce jest bliskie pojęciu sinocentryzmu. Lubina w książce wielokrotnie podkreśla, że w chińskim dyskursie to Chiny są najważniejszą stroną świata, od której rozchodzą się pozostałe.

Centrum jest chińskie, a reszta to peryferia. Właśnie z takim mniemaniem o sobie chińskie państwo rozszerzało się we wszystkich kierunkach z wyjątkiem wschodu, który był zabezpieczony naturalną barierą w postaci Morza Chińskiego.

Sąsiadami chińskiego imperium z jednej strony były ludy koczownicze znajdujące się na dużo niższym poziomie cywilizacyjnym, których istnienie tylko utwierdzało Chińczyków o ich własnej wyjątkowości. Z drugiej strony państwa „półcywilizowane”, takie jak Japonia, Wietnam czy Korea, dopiero na bazie chińskiego dorobku cywilizacyjnego tworzyły własne kultury.

Lubina porównuje funkcję cywilizacyjną Chin, jaką pełniły dla dalekowschodniej Azji, do tego, czym były starożytne Ateny lub Imperium Rzymskie dla Europy. Wyjątek stanowi fakt, że Chiny nigdy nie upadły.

Na przestrzeni wieków dynastie były obalane przez chłopskie rebelie, a państwo najeżdżane przez barbarzyńców, np. Mongołów lub Mandżurów. Różnica polegała jednak na tym, że nowe, zewnętrzne dynastie – czy to mandżurskie, czy mongolskie – adaptowały chińską administrację i model zarządzania oraz rozpływały się w chińskości.

Stawały się więc kolejną dynastią, która zdobywała władzę niejako w wojnie domowej, a nie najeźdźcą podporządkowującym sobie Państwo Środka. „Okupacje Chin” dodatkowo odbijały się na wyżej wymienionych krajach czkawką, bo zarówno Mandżuria, jak i Mongolia stawały się w chińskim rozumieniu częścią Chin, podobnie jak ich schińszczeni przywódcy stawali się Chińczykami.

Dopiero przybyłe w XVIII w. do Chin zachodnie mocarstwa pokroju Wielkiej Brytanii, Portugalii i Stanów Zjednoczonych stały się realną alternatywą cywilizacyjną dla Państwa Środka. Naturalnie odrzucały doktrynę sinocentryzmu i tworzyły na zachodnią modłę swoje kolonie, takie jak Makau czy Hongkong. Przyczyniały się do trwającego 100 lat okresu narodowego poniżenia Chin, w trakcie którego cesarz zmuszony był do uznania wyższości kolonizatorów.

Po wojnach domowych, jakie rozlały się po Państwie Środka po obaleniu dynastii Qing, Chinom została zadana kolejna rana. Do dzisiaj nie mogą się z nią pogodzić elity rządzące w Pekinie. Po przegranej z Komunistyczną Partią Chin w wojnie o władzę wojska Kuomintangu pod przywództwem Czang Kaj-szeka pod koniec lat 40. schroniły się na wyspie Tajwan. To nieuznawane obecnie na arenie międzynarodowej państwo w latach 90. zdemokratyzowało się i wzbogaciło, a dzięki militarnemu wsparciu Amerykanów stało się solą w oku ChRL.

Inne kolonialne rany udało się już wyleczyć w imię koncepcji tianxia, czyli zjednoczenia wszystkiego pod (chińskim) niebem przy pomocy mniej lub bardziej (jak w przypadku Hong Kongu) bolesnej kuracji politycznej. Wielki renesans narodu chińskiego nie dojdzie jednak do skutku bez przyłączenia Tajwanu.

Chiny nie są monolitem

Chiny nie są państwem jednorodnym. Państwo Środka zamieszkuje aż 1,4 mld ludzi rozbitych na 56 mniejszości etnicznych i rozrzuconych po ponad 9,5 mln km2 powierzchni państwa. Dominującą mniejszością, bo odpowiadającą za ponad 92% ludności całego Państwa Środka, jest Han.

To właśnie jej przedstawiciele uważani są za „najbardziej chińskich” Chińczyków. Lubina zwraca uwagę, że w konfucjanizmie prawdziwym człowiekiem można się stać, a nie urodzić. Człowieczeństwo jest więc nam zadane, a nie z góry dane. W ChRL te założenia filozoficzne przełożono na kategorie określane dziś jako etniczne i narodowe.

Jak pisze Lubina, „Chińczykiem się nie rodziło, tylko stawało, a droga do tego była – przynajmniej z definicji – otwarta dla każdego bez względu na etniczność, nie tylko dla dominującej w Chinach mniejszości Han (choć im oczywiście było najłatwiej), ale również dla innych: muzułmanów Hui, koreańskich czy wietnamskich dworzan, japońskich piratów, koczowników ze stepu, europejskich kupców czy czarnoskórych z Afryki. Każdy, nawet rodząc się barbarzyńcą, mógł zostać (prawdziwym) człowiekiem, musiał tylko podjąć wysiłek przyswojenia sobie zasad wysokiej (chińskiej) kultury”.

To podejście jest bardzo wygodne w procesie podporządkowywania sobie chińskich kresów, w których ludność niekoniecznie uważa się za Chińczyków. Pekin potrafił już schińszczyć mongolskiego Czyngis Hana i jego następców, a w nadchodzącej przyszłości z pewnością spróbuje wpłynąć na wybór kolejnej reinkarnacji Dalai Lamy, oczywiście w prochińskim wydaniu.

Smutna historia Tybetu

Chiński obwarzanek jest pełen anegdot. Autor przytacza swoje doświadczenia z podróży po Państwie Środka. Nierzadko te pozornie proste obserwacje tworzą szeroki kontekst i tworzą mozaikę ChRL.

Dobrym przykładem jest opis obojętnej reakcji ujgurskich przechodniów na zaręczyny pary Chińczyków z dominującej grupy etnicznej Han na schodach prowadzących do pagody na Czerwonym Wzgórzu w mieście Urumczi, co kontrastowało z żywiołowymi i pozytywnymi reakcjami innych Chińczyków na widok zaręczyn.

Od opisu tej sytuacji Lubina zaczyna opowieść o istnieniu w prowincji Xinjiang de facto dwóch różnych społeczeństw: historycznie zamieszkujących te terytoria muzułmanów oraz Chińczyków, którzy na „Dziki Zachód ChRL” napłynęli masowo dopiero w XX w.

Następnie autor przybliża, w jaki sposób tradycyjnie bliższa kulturowo krajom arabskim Ujguria została spacyfikowana i przemodelowana na kolejną chińską prowincję, w której Hanów ma być więcej niż rodzimych Ujgurów. Nawet centrum dawnej stolicy Ujgurii – Kaszgaru – zostało przerobione w stylu chińskiej betonozy, gdzie tradycyjne ujgurskie budynki wykorzystywane są już tylko jako atrakcje dla przybyłych z innych części ChRL turystów.

Znajdującemu się pod władaniem ChRL od 1950 r. Tybetowi prof. Lubina poświęca najwięcej miejsca spośród wszystkich opisanych w książce regionów. Kwestia wolnego Tybetu głęboko zakorzeniła się w międzynarodowej świadomości i popkulturze, co było wielkim dokonaniem przywódcy politycznego i religijnego Tybetu, Dalajlamy XIV, który uciekł do Indii w 1959 r. po nieudanym powstaniu niepodległościowym.

Na emigracji Dalajlama sprawnie wykorzystał możliwości, jakie dawała współczesność. Trafiał do spragnionych wschodniej duchowości ludzi Zachodu i stał się ikoną popkultury. Duchowy przywódca Tybetu wystąpił w reklamie Apple’a, trzykrotnie figurował na okładce amerykańskiego magazynu „Time”, został również laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Dzięki niemu kwestia tybetańska zainteresowała miliony ludzi, oczywiście ku niezadowoleniu KPCh. Mao Zedong był przekonany, że Dalajlama poza granicami Tybetu nie stanowi realnego zagrożenia, a Chinom bez większych przeszkód uda się stworzyć z górzystej krainy zamieszkałej przez pokojowo usposobionych mnichów kolejną chińską prowincję. Dziś wiemy, że autor tzw. Czerwonej książeczki miał rację.

Czas gra na korzyść Chin i po ponad 70 latach od przejęcia Tybetu Chinom powoli udaje się urabiać umysły Tybetańczyków. Kolejne pokolenia wskutek porażek protestów zaczęły poddawać się urokom chińskiej cywilizacji. Tybetańskie dzieci rozmawiają ze sobą po mandaryńsku, a nie w lokalnym języku.

Coraz więcej młodych osób korzysta z możliwości studiów na chińskich uniwersytetach. Przynajmniej część Tybetańczyków przekształciła się z pasterzy i mnichów w inżynierów i menedżerów dzięki dynamicznemu rozwojowi gospodarczemu regionu i możliwościom, jakie zapewniają inwestycje firm z ChRL.

Sinizacja Tybetu nie przebiegałaby tak sprawnie bez polityki Pekinu i masowej migracji Hanów do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. Obecnie jest ich już więcej niż samych Tybetańczyków – odpowiednio 7,5 mln wobec 6 mln. Również 88-letni Dalajlama nie cieszy się już takim posłuchem jak kiedyś. Wygląda na to, że Tybet skazany jest na chińską okupację i powolną utratę własnej tożsamości.

Case study Mongolii

W przeciwieństwie do Tybetu opisywana w książce Mongolia nigdy w swojej nowoczesnej historii nie była uznana za ważny region przez społeczność międzynarodową. Kraj bez dostępu do morza, wciśnięty klinem między Rosję a Chiny już z uwagi na swoje położenie geograficzne skazany był na rozgrywanie przez potężnych sąsiadów.

Skutkiem tego była kontrola rejonu rdzennej Mongolii, najpierw przez Chińczyków przez 200 lat w trakcie okresu rządów dynastii Qing. Po rewolucji Xinhai w Chinach w 1911 r. tereny współczesnej Mongolii balansowały między niezależnością a byciem częścią bloku sowieckiego. Dopiero po upadku ZSRR w grudniu 1991 r. Mongolia zaczęła prowadzić niezależną politykę, jednak spuściznę okresu komunizmu widać na ulicach Ułan Bator do dziś – mongolskie pismo wyparła rosyjska cyrylica.

Mongolia Wewnętrzna od 1947 r. jest jedną z chińskich prowincji, która pod kontrolą KPCh sukcesywnie zatraca swoją tożsamość. W szkołach partia wprowadziła nakaz prowadzenia zajęć w języku chińskim, odrzuciła mongolski. Do Mongolii Wewnętrznej, podobnie jak do Tybetu, masowo migrują Hanowie.

Obecnie Mongołowie stanowią zaledwie 18% ludności Mongolii Wewnętrznej. Jeśli dodamy do tego kontrolę, cenzurę środków masowego przekazu i chińską politykę narodowego socjalizmu, zauważymy, że Mongolia Wewnętrzna zaczyna być skazana na chińskość.

Niezależna politycznie Mongolia Zewnętrzna w chińskim mniemaniu nigdzie nie ucieknie i w przyszłości stanie się częścią Chin w imię teorii liścia klonu Deng Xiaopinga. Głosi ona, że Państwo Środka swoim zarysem na mapie powinno przypominać właśnie wspomniany liść. Bez Mongolii zrobiła się wyrwa. Kwestia mongolska nie jest jednak dla KPCh tak paląca, jak tajwańska, która ma dużo większe znaczenie polityczne i strategiczne, co przekłada się na zainteresowanie mediów i polityków.

Smutny los chińskich mniejszości

Za Wielkim Murem Chińskim państwo zawsze było ważniejsze od obywatela. Kwestia mniejszości etnicznych jest tam rozwiązywana administracyjnie. W chińskim mniemaniu znajdują się one na niższym etapie rozwoju, dlatego należy im pomóc dla ich własnego dobra.

Pomoc ta odbywa się zarówno przy pomocy kija, jak i marchewki. Marchewką są yuany, które Pekin w ramach dofinansowań z budżetu państwa łoży na etnicznie odmienne i oddalone od stolicy regiony. Wraz z Hanami do chińskich kresów wchodzą chińskie firmy, które zapewniają dynamiczny rozwój dotychczas zapóźnionych terenów. Doskonale oddają to liczby. PKB per capita będącej częścią Chin Mongolii Wewnętrznej wynosi 14 343 dol., podczas gdy w niepodległej Mongolii jest to zaledwie 4242 dol.

Z drugiej strony Chińczycy dysponują kijem w postaci zaawansowanej machiny cenzury, przymusowej edukacji patriotycznej, ograniczonej wolności religijnej i przesiedleń. Chińska administracja, karmiąc się cesarskim dziedzictwem, serwuje swoim mniejszościom owoc adaptacji na gruncie chińskim XIX- i XX-wiecznych izmów, przede wszystkim nacjonalizmu i antykolonializmu, ale także zaczerpniętego od Europejczyków nowoczesnego rasizmu.

Mniejszości nie mogą nie przyjąć chińskich darów. Etniczna różnorodność Chin jest tak naprawdę etapem pośrednim na drodze do pełnego zsinizowania obywateli ChRL. Tam, gdzie powinna panować realna władza, czyli w strukturach KPCh, mniejszości są niedoszacowane. Stanowią niecałe 7% członków kompartii i nie mają praktycznie nikogo w ścisłym kierownictwie partii.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.