Prawica schodzi do medialnej piwnicy. A to wszystko wina PiS-u
Stało się to, co nieuchronne. 20 grudnia skończyła się w Polsce TVPiS. Po 2015 r. Jarosław Kaczyński pragnął wyrównać „medialne boisko”, na którym dotychczas zdecydowaną przewagę miały media liberalne. PiS zrobił to jednak tak nieudolnie, że teraz prawicę czeka los gorszy niż osiem lat temu.
Słynne „paski informacyjne” w TVP Info na stałe wpiszą się do podręczników historii III RP. Jeszcze nigdy wcześniej rządowa telewizja nie osiągnęła takiego poziomu partyjnej propagandy jak za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Była ona zupełnie bezwstydna i nie próbowała nawet pozorować pluralizmu.
Niech za symbol tej medialnej degrengolady posłuży fakt, że w nieoficjalnych rozmowach wielu polityków PiS zgadzało się z tezą, że poziom naginania rzeczywistości był zdecydowanie przesadzony, a im prywatnie zwyczajnie wstyd z powodu kształtu, jaki finalnie przybrała telewizja publiczna.
Medialne „nierówno boisko”– praprzyczyna wszystkich patologii
Krytykując PiS za podejście do mediów publicznych, nie sposób jednak uciec od fundamentalnej kwestii, a więc kontekstu, w jakim zmiana w 2015 r. się dokonywała. Wówczas polski system medialny – przed przejęciem władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego – był zdominowany przez środowiska nieprzychylne prawicy. Dominacja ta dotyczyła zarówno telewizji, jak i popularnych portali internetowych. Prywatne media prawicowe miały wówczas zbyt mały zasięg, aby można mówić o systemowej równowadze.
Oczywiście, krytycy takiej diagnozy powiedzą, że tylko z własnej winy, a przede wszystkim braku kompetencji media prawicowe mają wciąż „garażowy” charakter. Stąd też nie powinno się ich nieudolności korygować w sposób „odgórny”. Przeciw tej tezie można jednak wysunąć wiele argumentów, które pokazują również strukturalne przyczyny takiego a nie innego ładu medialnego w III RP.
Uznajemy, że równy start w życiu jest pewną teorią, bo istnieje wiele zewnętrznych barier różnicujących pozycje wyjściową poszczególnych ludzi. Dlatego pozwalamy, aby państwo i jego instytucje te niezawinione nierówności korygowały, choćby za pośrednictwem systemu redystrybucji dóbr. Podobnie należy dostrzec, że niewidzialna ręka rynku medialnego nie każdego obdarzyła takimi samymi możliwościami „z urodzenia”. Prawica w tym obszarze życia społecznego w III RP znalazła się w „grupie defaworyzowanej”.
To była zasadnicza przyczyna, dla której PiS zdecydował się pójść „po bandzie”. Można było odnieść wrażenie, że na Nowogrodzkiej zapadła decyzja o tym, że TVP musi „nadrobić” przewagę konkurencji „intensywnością” przekazu. Skoro po drugiej stronie mamy wiele mediów niesprzyjających prawicy, to reakcją musi być silniejsze „zagęszczenie artylerii”.
Pierwszą ofiarą takiego podejścia był oczywiście ideowy pluralizm polegający na obecności w Telewizji Publicznej wrażliwości i poglądów innych niż szeroko rozumiana wrażliwość konserwatywna i światopogląd prawicowy. Drugą ofiarą „zagęszczania artylerii” stał się sam światopogląd prawicowy. Media publiczne nie reprezentowały szerokiego spektrum ideowego konserwatyzmu, lecz ograniczyły się do partykularnej perspektywy „partii-matki”, czyli PiS-u.
Dość przypomnieć, że limitowany dostęp do TVP miała choćby koalicyjna Solidarna Polska (sic!) czy Konfederacja. Telewizja Polska przekształciła się w toporny partyjny biuletyn przedstawiający w każdej sprawie narrację PiS-u i jednocześnie dyskredytujący perspektywę politycznych przeciwników tej partii.
Stopniowe „przykręcanie śruby” było naturalną konsekwencją pogłębiającej się wrogości między obozem PiS a anty-PiS. Można postawić tezę, że przekaz TVP w ostatnich latach stanowił raczej swego rodzaju manifestację wobec politycznych przeciwników niż był realizowaną metodycznie i na chłodno strategią mającą poprawić wyborcze notowania PiS-u. Przekaz TVP był więc tworzony w logice słodkiego smaku rewanżyzmu wobec liberalnego salonu wedle logiki „słychać wycie? Znakomicie!”
Na nic lepszego nie było nas stać
Wszystkie patologie PiS-u nie zmieniają jednej fundamentalnej kwestii. W ostatnich latach mieliśmy na polskim rynku medialnym „ułomny” pluralizm, a raczej stan równowagi. Dla ludzi o liberalnych poglądach ofertę miał TVN, dla PiS-owców TVP, Polsat zaś pozostał neutralny.
TVP nie wypracowało więc strukturalnej przewagi nad innymi. Docierała tam, gdzie docierały inne media. Dowodem na to jest fakt, że wiele osób przestało oglądać TVP i przerzuciło się na inne media. To naturalnie przeczy tezie o wyborczych zwycięstwach PiS-u, które miały wynikać z takiego, a nie innego kształtu TVP.
Dodajmy również, że sytuacja w Polsce w istotny sposób różniła się choćby od sytuacji na Węgrzech, gdzie władza nie tylko kontroluje państwowe media, ale przede wszystkim jest zblatowana z prywatnymi mediami, tworząc partyjny monoprzekaz i w istotny sposób demokratyczne standardy.
Naturalnie sytuacja w ostatnich latach pozostawała daleka od optymalnej. Najlepszy model powinien zakładać pluralizm ideowy występujący wewnątrz każdego medium, ale jest to niestety dzisiaj myślenie mocno życzeniowe.
Rozwiązaniem „second best” jest więc scenariusz, w ramach którego, co prawda, poszczególne media mają swoją wyrazistą linię tożsamościową, ale ich różnorodność na rynku medialnym zapewnia niejako pluralizm „systemowy”. Należy go rozumieć w taki sposób, że żadna ze stron politycznego sporu nie dysponuje na tyle dużą przewagą w medialnym przekazie, aby wpływała ona istotnie na wynik wyborczy i tym samym go wypaczała.
Oczywiście, taki model powoduje, że każda polityczna „bańka” dostaje tylko przekaz skrojony idealnie pod jej światopoglądowe sympatie. W konsekwencji tworzą się więc równoległe medialne światy- ze szkodą dla debaty publicznej i jakości demokracji. Niemniej, jeżeli alternatywą jest nie obiektywizm wszystkich mediów, ale monoprzekaz głównego nurtu z innym przekazem występującym w niszowych mediach, to model pluralizmu „systemowego” jest przynajmniej znośny.
Krytycy takiego podejścia sygnalizują, że nie można zestawiać obok siebie mediów prywatnych i publicznych. O ile te pierwsze, jak TVN, mają swobodę w tworzeniu własnej linii ideowej, tak zasada ta nie odnosi się do mediów publicznych, które nie powinny „wychylać się” w żadną ze światopoglądowych stron. Oczywiście z prawnego punktu widzenia jest to prawda.
Ale dla jakości demokracji nie ma znaczenia, czy przekaz jest generowany przez medium publiczne, czy prywatne. W dzisiejszym świecie media już od dawna przestały przecież pełnić rolę obiektywnych, bezstronnych i niejako „przezroczystych pasów transmisyjnych” dla przekazywania informacji ze świata. Należy traktować je jako pełnoprawnych twórców ideowego przekazu.
Dlatego właśnie tak istotne jest, aby patrzeć na całość systemu medialnego. Tak aby, na kształt parlamentu, maksymalnie jak to możliwe oddawał on różnorodność światopoglądową społeczeństwa. Tymczasem tak w Polsce do 2015 r. bynajmniej nie było. Poglądy liberalne są nadreprezentowane w mediach w porównaniu do tego, jaki procent społeczeństwa te poglądy wyznaje.
A w rzeczywistości, w której to media i kreowany przez nie obraz świata wpływają w tak istotny sposób na decyzje wyborcze, każdy taki nadmierny „przechył” w jedną ze stron politycznego sporu wpływa negatywnie na demokrację jako taką. Dla jasności- nie jest to tylko polski problem.
Prawicowe Fox News? A po co to komu, jak mamy TVP Info
PiS, bazując na częściowo słusznej diagnozie o medialnej nierównowadze, zdecydował się więc na nieakceptowalne rozwiązanie. Co prawda, tworzyło ono względną równowagę medialną, ale kosztem radykalnego obniżenia standardów dziennikarskich i podejmowania działań zwyczajnie nieetycznych. I dodatkowo tylko na czas rządów Zjednoczonej Prawicy.
Jak wobec tego PiS powinien zachować się w 2015 r.? Przede wszystkim myśleć z wyprzedzeniem o kształcie systemu medialnego po tym jak straci władzę, a nie tylko, kiedy będzie ją sprawować. PiS realizował politykę tak jakby nigdy tej władzy miał nie oddawać i dlatego był tak mocno skoncentrowany jedynie na mediach publicznych.
Tymczasem w interesie prawicy było to, aby PiS pomógł zbudować duże prawicowe medium prywatne, które powinno być zdolne do utrzymania się na rynku niezależnie od tego kto w danym momencie rządzi. Aby skala przedsięwzięcia była odpowiednio duża, pewnie konieczny byłby inwestor, najlepiej zagraniczny.
Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego PiS nie próbował wykorzystać kontaktów, szczególnie w okresie prezydentury Donalda Trumpa, aby ściągnąć do Polski amerykańskich inwestorów, którzy mogliby pomóc w budowie polskiego Fox News. Taki scenariusz nie był chyba nawet rozważany.
W latach rządów PiS poszczególne prawicowe media otrzymały „finansową kroplówkę” w postaci reklam spółek Skarbu Państwa, ale ich kondycja była wyraźnie gorsza niż przed 2015 r. Trudno się dziwić, że podmioty te nie zyskiwały nowych odbiorców, skoro prawicowi odbiorcy mogli w TVP zobaczyć ten sam przekaz, i to w lepszym jakościowo standardzie. W czasach TVPiS inne prawicowe media przestały być potrzebne.
Budowa wyrazistej prawicowej telewizji na rynku prywatnym powinna iść w parze w budową mediów publicznych zachowujących oczekiwany od nich pluralizm. Nawet jeśli TVP zostałaby dociążona w stronę konserwatywną, ale zachowała pluralizm i dziennikarskie standardy, to nikt nie kwestionowałby obranego kursu, bo przecież wcześniej „konserwatywna nóżka” była mocno niedoreprezentowana. Budowa wiarygodności mediów publicznych poza elektoratem PiS byłaby czynnikiem hamującym „przestawienie wajchy” po wyborach.
W wymarzonym świecie odpowiedzialności za jakość państwa…
Co istotne, niesprzyjające otoczenie tym bardziej powinno motywować PiS do tego, aby media publiczne, po oddaniu przez nich władzy, nie wróciły do status quo, czyli modelu „zwycięzca bierze wszystko”. W 21 postulatach wyborczych Klubu Jagiellońskiego znalazła się propozycja „cywilizowanego upolitycznienia” mediów publicznych.
Proponowaliśmy, aby w tym celu zmienić sposób działania Rady Mediów Narodowych (lub, jeśli zostanie zlikwidowana- Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji), tak aby było to ciało, gdzie proporcjonalną reprezentację mają wszystkie kluby parlamentarne, a decyzje zapadają większością kwalifikowaną 3/5 głosów. Wciągnięcie opozycji w proces decyzyjny oznaczałoby naturalnie konieczność pójścia na kompromis.
Po pierwsze, wprowadzenie takiego mechanizmu dawałoby koalicji rządzącej większy wpływ na media niż konkurencji, więc byłoby czynnikiem zachęcającym obóz rządzący (niezależnie kto w danym momencie sprawowałby władzę) do rozważanie takiej propozycji. Po drugie, co istotniejsze, tworzyłoby dużą szansę na to, że przechodząc do opozycji, PiS zachowałby minimum wpływu w mediach publicznych. A ten wpływ byłby dla partii Jarosława Kaczyńskiego dużo cenniejszy niż dla ugrupowań liberalnych, ponieważ znajdują się one w korzystniejszej sytuacji medialnej.
Poza tym takie rozwiązanie wymusza wyższe standardy i instytucjonalną ciągłość. Wprowadzenie większości kwalifikowanej w proces decyzyjny RMN jest przeniesieniem na media publiczne mechanizmu, który jest zawarty w polskiej konstytucji i który odnosi się do podejmowania decyzji w ważnych sprawach. Za takie z pewnością należy uznać kształt mediów publicznych mających istotne znaczenie dla jakości demokracji. Niestety, tego typu pomysły były bardzo daleko wyobraźni ówczesnych decydentów.
Będzie jeszcze gorzej niż przed 2015
Skala propagandy w TVP była tak duża, że naturalne jest radykalne „przestawienie wajchy” przez ekipę Donalda Tuska. Naturalne jest także to, że obecna czystka prowadzona jest siekiera, a nie skalpelem. Należy przy tym jednak wyraźnie podkreślić, że o ile zmiana TVP przez nową władzę jest uzasadniona, o tyle wcześniejsze „faule” ze strony PiS-u nie mogą usprawiedliwiać wszystkiego.
Skoro za hipokryzję uznaje się stawanie jego polityków w obronie TVP, to za hipokryzję należy uznać także powoływanie się na praworządność w obliczu działań prawnie co najmniej wątpliwych. Niestety decyzja ministra Sienkiewicza o zmianie władz TVP dalece odbiega od standardów, których wielu komentatorów od niego oczekiwało.
Po drugie, ważny jest nie tylko sposób przejęcia TVP, ale przede wszystkim oferta, jaka pojawi się w odnowionej telewizji. Skoro głównym zarzutem wobec TVP było skrajne upartyjnienie, to należy oczekiwać teraz realnego pluralizmu. Tymczasem skala emocji antypisowskich w elektoracie i nowej koalicji rządzącej jest na tyle duża, że realne jest ryzyko iż w akcie zemsty tenże pluralizm będzie mocno reglamentowany.
Będzie to oznaczać nie tylko pozbawienie TVP kadr i propagandy PiS-owskiej, ale szerszą „deprawicyzację” całości medialnego przekazu. Realne jest ryzyko, że pluralizm będzie wyglądał podobnie jak w TVN, czyli sięgał od „Żakowskiego do Wielowieyskiej”.
W sytuacji, w której media prywatne są zdominowane przez przekaz niechętny prawicy, będzie to oznaczać scenariusz, w którym prawica medialnie wraca do podziemi, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jeśli taki scenariusz zostałby zrealizowany, to należy powiedzieć wprost, że wina będzie leżeć po stronie nowej koalicji i wcześniejsza praktyka PiS-u nie będzie tutaj żadnym usprawiedliwieniem.
Nowogrodzka jednak mocna zapracowała na to, że niewielu poza politykami PiS będzie mieć odwagę bronić obecności konserwatywnego głosu w TVP, kiedy go zabraknie. Odór na Woronicza za PiS był tak nieznośny, że nawet żaden symetrysta nie będzie chciał zabierać głosu z obawy o łatkę obrońcy ancien regime. Wszystko wskazuje na to, że po ośmiu latach rządów PiS sytuacja medialna będzie jeszcze gorsza niż była przed 2015 r.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.