Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Już nie Dmowski i Piłsudski. „Nekromancka” martyrologia Tuska i Kaczyńskiego

Już nie Dmowski i Piłsudski. „Nekromancka” martyrologia Tuska i Kaczyńskiego autor ilustracji: Julia Tworogowska

Opinia publiczna – skupiona na wyborze nowego rządu – nie odnotowała, że niemal 20-letni spór między PO a PiS-em wszedł na nowy martyrologiczny poziom. Wtorkowe exposé pokazało to w dojmujący sposób.

Donald Tusk na wstępie odwołał się do swojego pierwszego wystąpienia w roli premiera z 2007 r. Wówczas wygłosił ponad trzygodzinną przemowę, prezentując długą listę postulatów programowych nowo utworzonego rządu.

Jak sam stwierdził, był to błąd, o czym uświadomiła go rodzina: „Mówiłeś wtedy trzy godziny, i to, co zapamiętali Polacy, to że mówiłeś trzy godziny”. Tym razem więc zapowiedział, że „w związku z tym dzisiaj skupię się na sprawach najpoważniejszych”.

Jednak naiwni ci, którzy sądzili, że do najpoważniejszych spraw należeć będzie wizja rozwoju państwa lub określenie najważniejszych „kamieni milowych” nowej Rady Ministrów autorstwa Koalicji 15 października – jak od teraz ma być nazywana większość rządząca.

Chociaż Donald Tusk wygłosił drugie najdłuższe exposé w historii, nie usłyszeliśmy nic konkretnego o energetyce, inwestycjach strategicznych czy zmianach systemowych np. w nauce czy szkolnictwie. Za to bardzo, ale to bardzo dużo o tożsamości.

Przyjrzyjmy się bliżej kilku kluczowym zdaniom z tej części wystąpienia:

„Chciałbym podziękować Polsce. Ja jestem bardzo dumny z mojego kraju, z Polek i Polaków, także za to, że – wiecie, tak jak już bywało w naszej historii – w kluczowej chwili potrafiliśmy się nadzwyczajnie zmobilizować, wszyscy, i doprowadzić do tego – no niektórzy twierdzili – niemożliwego przełomu i dzięki wam ta kluczowa chwila stała się jakimś momentem dziejowym.

Jestem przekonany, że 15 października dołączy do symbolicznych dat w naszym polskim kalendarzu. Tych tragicznych, przed chwilą czciliśmy pamięć ofiar jednej z takich chwil w naszej historii, i tych pięknych. I myślę, że przejdzie 15 października do historii jako dzień – nie pierwszy raz – pokojowego buntu, buntu na rzecz wolności i demokracji. Trochę podobnie jak 31 sierpnia 1980 r. czy 4 czerwca, kiedy odzyskiwaliśmy niepodległość, wolność, po zwycięstwie »Solidarności«”.

Sformułowanie „moment dziejowy” wskazuje nam na metapolityczny charakter wystąpienia Donalda Tuska. Oto Polacy – mówi lider koalicji – rozpoczęli nowy etap w najnowszej historii naszego kraju, w pokojowy sposób obalając wrogi reżim. Mamy więc swoich bohaterów – zaangażowanych obywateli, protestujących, ale i mamy swoje ofiary. Dla Donalda Tuska rolę politycznego męczennika PiS-owskiego reżimu zdaje się odgrywać Piotr Szczęsny, który w liście pożegnalnym nazwał się „Szarym Człowiekiem”.

Szczęsny, w opowieści premiera prawdziwy symbol opozycyjnych wyborców, dokonał samospalenia w październiku 2017 r. na Placu Defilad w Warszawie. Tusk we wstępie swojego exposé odczytał cały manifest Szczęsnego, który w tragiczny sposób postanowił zaprotestować przeciwko rządowi PiS, niczym Ryszard Siwiec na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie jesienią ‘68 sprzeciwiając się inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.

Jeśli dostrzeżemy symbolikę zastosowaną przez Donalda Tuska – nawiązanie do ruchu „Solidarności”, daty pierwszych wyborów kontraktowych czy wreszcie podkreślenia ofiar „reżimu”, Piotra Szczęsnego czy Pawła Adamowicza, to zobaczymy, że pod pozorem zgody, klaruje się obraz ostrego tożsamościowego podziału: my, ludzie wolności vs oni, ludzie reżimu. Członkowie politycznego obozu, który trzeba rozliczyć, ale też moralnie zdyskredytować, ponieważ mają oni na rękach krew polskich obywateli.

Określenie sympatii politycznych nie jest już dłużej tylko kwestią poglądów, ale moralnego wyboru, stanięcia w tym „momencie historii” po jej konkretnej stronie. Odłóżmy na bok polityczne plany i programowe postulaty – zdaje się mówić Tusk – najpierw nakreślmy linię dzielącą dobro i zło, swoich i obcych. Dopiero później możemy toczyć spór w gronie nowej opozycyjnej „Solidarności”, wypracowując technokratyczny plan rządzenia. Najpierw moralne pryncypia, później projekty ustaw.

Problem z tą nową opozycyjną martyrologią jest jednak zasadniczy. Po zakończonym exposé Donalda Tuska na mównicę wszedł Mariusz Błaszczak i przypomniał historię Andrzeja Żydka, który w 2011 r. podpalił się przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów w geście protestu przeciwko nieudolnej, jego zdaniem, polityce ówczesnego rządu, także czytając notatkę niedoszłego samobójcy adresowaną do premiera Donalda Tuska.

Nie był to zresztą ostatni taki przypadek w historii tamtego rządu. Do jeszcze tragiczniejszego zdarzenia doszło w 2014 r., kiedy to na Alejach Ujazdowskich w akcie desperacji samospalenia dokonał 56-letni mężczyzna.

Prawo i Sprawiedliwość przez ostatnie lata wykonało ogromną pracę, aby demonizować Donalda Tuska, przyszywając mu przede wszystkim łatkę folksdojcza, co zresztą powtórzył w poniedziałkowej wypowiedzi z sejmowej mównicy Jarosław Kaczyński. Dziś Tusk rewanżuje się PiS-owi, czyniąc z niego nową wersję „komuny”, która okupowała przez 8 lat Polskę i Polaków, a którą teraz należy rozliczyć i zadośćuczynić jej ofiarom.

Problem z takim ujęciem jest dwojaki. Po pierwsze, trumny ofiar są po obu stronach sceny politycznej, a przerzucanie się aktami agresji to dziś rytualny i makabryczny spektakl, a nie żadna historyczna sprawiedliwość. Po drugie, bazowanie głównie na moralnej wyższości wobec komunistów skończyło się dojściem do władzy tego obozu pod nowym szyldem już cztery lata po mitycznym 4 czerwca 89’.

Niepostrzeżenie rozpoczyna się proces wymiany symbolicznych trumien, na których osadzona jest polityczna debata w Polsce. Na miejsce Piłsudskiego i Dmowskiego, czyli bądź co bądź symboli realnego sporu o kształt naszej państwowości, pojawiają się trumny samobójców, którzy stają się narzędziami makabrycznej licytacji na moralną wyższość.

To już nawet nie PiS-owska trumna prezydenta Kaczyńskiego, która stanowiła próbę zmitologizowania dziedzictwa politycznego obozu prawicy. Ta tragiczna logika partyjnych liderów podstawiających trumny samobójców w miejsce trumien polityków prowadzi nas jednak do jeszcze większej degradacji polskiego życia politycznego.

W exposé żadnego premiera – bez względu na jego partyjne barwy – nigdy nie powinny pojawiać się pseudoargumenty z porządku śmierci. Tworzenie z takich postaci jak Piotr Szczęsny politycznych męczenników i składanie ich na ołtarzu polsko-polskiej wojny to prosta droga do piekła polityki turpizmu i brania polskiego społeczeństwa za jej zakładników.

Nie prześpijmy tego momentu, kiedy nie jest jeszcze za późno, aby zatrzymać proces budowy „nekromanckiej” martyrologii obozów Tuska i Kaczyńskiego. Inaczej już zawsze exposé premiera będzie przypominało raczej kapłańskie inkantacje niż kreślenie programu politycznych zmian w państwie.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.