Ludowa historii Polski przedstawiona na fotografiach
Nieprzezroczyste Agnieszki Pajączkowskiej dowodzą, że tematyka historii chłopów w publicystyce bynajmniej nie obumiera, a ma się dobrze i rozwija się o kolejne zagadnienia. A że i ja, i wy jesteśmy w przeważającej większości z chłopów, to znak, że o naszej historii jest jeszcze wiele do opowiedzenia. Autorka czyni to przez fotografie, a więc inaczej niż dotychczasowe publikacje, co stanowi powiew świeżości.
Każdy z nas to zna. Odwiedziny u babci, wujka, cioci. Herbatka, ciastko, rozmowy. W pewnym momencie pojawiają się zdjęcia. Może to być pudełko z luźnymi fotografiami albo poręczny album, gdzie każda fotografia ma swoje własne miejsce. Siedzimy, oglądamy, słuchamy. Tu wakacje, tam komunia, tam ślub dalekiego kuzyna. Jedno zdjęcie jest kwitowane pojedynczym zdaniem, a z innego zaczyna się snuć cała opowieść.
Nie wiem jak was, ale mnie takie opowieści zazwyczaj męczyły. Nie znałem większości osób na zdjęciach. A nawet jeśli znałem, to byli to jacyś odlegli krewni, których widziałem raz w życiu. O ile osoba pokazująca mi fotografie była widocznie zaangażowana w ich oglądanie, ja siedziałem (nie tylko fizycznie) z boku, co prawda grzecznie potakując, ale nie wciągając się w to i raczej mając nadzieję, że następne zdjęcie będzie już ostatnie.
Gdybym miał wskazać główną zaletę książki Nieprzezroczyste. Historie chłopskiej fotografii Agnieszki Pajączkowskiej, to byłoby nią właśnie to, że pomaga odejść owej mordędze w zapomnienie. Nie dlatego, że od tej pory zamierzam już wzbraniać się od kurtuazyjnego gapienia na rodzinne zdjęcia.
Wręcz przeciwnie – zobaczyłem, jak z jednej fotografii może wypłynąć cała opowieść, jak wokół niej może osnuć się życiorys człowieka albo dziejowy trend społeczny. Jak w jednym kawałku papieru z wizerunkiem postaci może skupić się wielka (a zarazem bardzo osobista) historia.
Nie powiem – wcześniej już miewałem tego przedsmaki, bo, z jednej strony, chociażby moja babcia ma duży dar snucia opowieści wokół zdjęć, a z drugiej, bywając już kolejny rok w murach Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, stykałem się wielokrotnie z fotografią jako źródłem historycznym. Jednak jeśli nie mieliście takich doświadczeń, to Nieprzezroczyste mogą odmienić wasze spotkania rodzinne na plus.
Na książkę składają się właśnie opowieści snute wokół różnych zdjęć. Struktura publikacji jest błyskotliwa w swej prostocie – każdy rozdzialik otwiera reprodukcja jakiejś fotografii. W tytule sekcji autorka zazwyczaj stawia jakieś pytanie czy też kwestię, do omówienia której za punkt wyjścia służy reprodukowany wizerunek.
Dzięki temu książkę czyta się bardzo lekko – jest to (w dobrym tego słowa znaczeniu) zbiór anegdot. Pajączkowska podczas zbierania fotografii do swojej publikacji odbyła wiele rozmów z osobami, które je udostępniały, stając się przez to rzeczniczką wielu osobistych, a bardzo ciekawych historii uzmysławiających zarazem prywatną stronę licznych wielkich przemian społecznych XX wieku, o których bardziej abstrakcyjnej stronie uczyliśmy się w szkole.
W tym temacie najbardziej poruszający dla mnie był opis historii z czasów pierwszej wojny światowej, gdy wysłany na front żołnierz-chłop poprosił swoją rodzinę o przysłanie mu fotografii. Tęsknił za najbliższymi i chciał mieć tego rodzaju pamiątkę z nimi związaną.
Znacznym wysiłkiem finansowym – zrobienie nawet jednego zdjęcia było niemałym kłopotem dla chłopskiego budżetu – bliskim udało się wykonać i przesłać ich podobiznę. Otrzymawszy ją, żołnierz omdlał z wrażenia, a sytuacją byli poruszeni również jego koledzy, którzy z wzruszeniem całowali otrzymany wizerunek, tak jakby przedstawiał ich własnych krewnych. Tak wielka była siła medium, którym jest fotografia.
Jeśli miałbym wskazać na uchybienia tekstu, to pojawiają się one w tych momentach, gdy autorka odbiega dalej od samych zdjęć czy też od przekazanych jej opowieści rodzinnych. Bywa, że wkrada się wtedy pewna tendencyjność (np. niechętna księżom) albo też po prostu domysły snute przez autorkę wydają mi się czasem mało przekonujące.
W jednym rozdziale autorka pisze też wprost, że publikuje fotografię z opowieścią wbrew woli osoby, która je udostępniła, co budzi poważne zastrzeżenia etyczne. Jednak w wielu innych miejscach narracja Pajączkowskiej, osnuta zazwyczaj na podstawie opowieści krewnych uwiecznionych postaci, pomaga zupełnie inaczej spojrzeć na zdjęcia i na ludzi, których one ukazują.
I to też jest wartością publikacji – że jest zarazem po prostu albumem, wyborem zdjęć, których w innych okolicznościach byśmy raczej nie zobaczyli. Książkę można więc nie tylko przeczytać, ale i pooglądać. A każdy, kto oglądał historyczne fotografie, wie, że przeczytać o historii, a zobaczyć jej wycinek na fotografii, to dwie inne rzeczy.
Co również było dla mnie bardzo ciekawe, autorka nie ogranicza się tylko do snucia opowieści wokół zdjęć, ale opowiada też o fotografii jako medium. Zwraca chociażby uwagę na to, jak fotografia z jednej strony reprezentuje rzeczywistość, a z drugiej ją okraja, a więc z konieczności jakąś część rzeczywistości odrzuca.
Za Rolandem Barthes’em wskazuje również, że fotografia „nie umie powiedzieć, co pokazuje”, a więc wszelką interpretację – kto jest na zdjęciu, jakie towarzyszą mu emocje, co właściwie zdjęcie przedstawia – dodajemy już od siebie my z naszą pozazdjęciową wiedzą. Dlatego też Nieprzezroczyste pomagają nie tylko spojrzeć inaczej na nasze rodzinne fotografie, ale też na te zdjęcia, które zrobiliśmy wczoraj własnym telefonem.
Rozwijając trendujący ostatnio nurt ludowej historii Polski czy też zwrot ludowy, Pajączkowska mówi również o nieobecności chłopskiej fotografii w dziejach polskiej fotografii w ogóle. Od tego zresztą zaczyna się książka – od poszukiwań chłopskich zdjęć w archiwach, gdzie, jak się okazuje, albo ich nie ma, albo przy organizacji zbiorów w ogóle nie zwracano uwagi na ich chłopskość.
„Wielcy fotografowie” – tak, ale te fotografie chłopskie? Nudne, nijakie, kto by się tym interesował? Autorka się właśnie zainteresowała, i bardzo dobrze. Dziedzictwu polskiej wsi wciąż trudno jest się wybić; wciąż czasem musi udowadniać, że nie jest gorsze. A przecież nie jest.
Pajączkowska dokłada cegiełkę do tego, by spuściznę polskich chłopów przestać zbywać, patrzeć na nią z pobłażaniem i „upupiać” w cepeliowskim duchu, ale by wreszcie uznać fakt, że zasługuje na poczesne miejsce w naszej zbiorowej pamięci.
Eksponując i omawiając w swoim dziele zdjęcia, które chłopi zamawiali na własne potrzeby, pokazuje ich tak, jak oni sami chcieli siebie widzieć, a nie tak, jak widzieć ich chcieli ludzie z innych środowisk społecznych. Są wśród tych zdjęć i takie wizerunki, które można by określić z perspektywy dzisiejszej przeciętnej estetyki jako niewypały albo przedstawienia dość pokraczne; ale właśnie w tym jest ich moc, że są, jakie są, a nie takie, jak ktoś trzeci chciał.
Wskazuje też na pewien paradoks zdjęć chłopskich: nawet, gdy już są, to mogą istnieć problemy z ich upowszechnianiem. „Choć zostały zebrane na jednym dysku jako lekkie pliki, nie zostały dotąd udostępnione w sieci, a to dlatego, że zwykle nie wiadomo, kto na nich jest ani kto je wykonał, nie sposób tego ustalić i pozyskać zgody na publikację”.
Nieprzezroczyste dowodzą, że tematyka historii chłopów w publicystyce bynajmniej nie obumiera, a ma się dobrze i rozwija się o kolejne zagadnienia. A że i ja, i Wy jesteśmy w przeważającej większości z chłopów, to znak, że o naszej historii jest jeszcze wiele do opowiedzenia.
Agnieszka Pajączkowska czyni to przez fotografie, a więc inaczej niż dotychczasowe publikacje, co stanowi powiew świeżości. A gdy kolejny raz odwiedzicie babcię czy wujka, usiądźcie ze zdjęciami, posłuchajcie opowieści. Dopytajcie. Te historie mogą być cenniejsze i ciekawsze, niż się wam wcześniej zdawało.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.