Rzućmy tę pańszczyznę w cholerę. Ludowa historia Polski to opowieść o naszych dziadkach ze wsi i rodzicach z szarych bloków
W skrócie
Prawdziwą stawką w dyskusji o ludowej historii Polski jest odpowiedź na pytanie, z czego chcemy być dumni, dlatego tak ważne jest, aby wyjść poza dwa jednostronne spojrzenia – albo wizję Polaka w kontuszu, albo Polaka w zgrzebnej chłopskiej koszuli. Wiarygodna opowieść o ludowej historii Polski dopiero czeka na opowiedzenie. Warto zacząć od bliskiej nam mikrohistorii: trzech pokoleń słoików, Adama Słodowego i serialu Daleko do szosy.
Artykuł pochodzi z numeru Pressji pt. „Pobożny antyklerykalizm”. Tekę w całości i nieodpłatnie możesz pobrać tutaj.
Historyk-kartograf i opowiadanie Polaka z ludu
Kim powinien być historyk? Odpowiedź na to pytanie jest kluczowa dla pełnego zrozumienia i interpretacji jednej z najgłośniejszych publikacji ostatnich miesięcy w naszym kraju, czyli Ludowej historii Polski (dalej jako LHP) autorstwa Adama Leszczyńskiego. Na szczęście sam twórca ułatwił nam to zadanie, zamieszczając odpowiedź w rozdziale metodologicznym (notabene bardziej interesującym niż większa część książki).
Leszczyński nie ukrywa, że całe jego 700-stronnicowe tomiszcze to polska wersja Ludowej historii Stanów Zjednoczonych Howarda Zinna. I to właśnie Zinn dostarczył autorowi LHP wiążącej dla niego interpretacji pracy historyka: „W swoim głównie dziele porównywał [on, czyli Zinn – przyp. red.] pracę historyka do pracy kartografa: historyk musi uwypuklać jedne zdarzenia kosztem drugich, podobnie jak kartograf z nieskończonej ilości danych geograficznych wybiera te, które zamieści na mapie – tak, aby miała ona praktyczną wartość”.
Z tego fragmentu możemy wyciągnąć trzy zasadnicze wnioski, które ułatwią nam późniejszą interpretację LHP. Historyk (a więc i sam Adam Leszczyński) powinien (1) dokonywać selektywnego doboru tematów, wątków i wydarzeń, (2) jedne wysuwać na plan pierwszy, inne całkowicie z tworzonego obrazu usuwać, tak aby (3) całość uzyskała praktyczną wartość. Co to oznacza?
W numerze „Pressji” zatytułowanym Projekt Polska podkreślaliśmy narratywistyczny charakter polskości – jest to bowiem autorska, subiektywna opowieść nadającą określoną normatywną tożsamość tym, którzy do konstruowanej polskości chcą się poczuwać i brać ją za swoją. Nie oznacza to, że taka tożsamość jest fikcją i zmyśleniem – bazuje na określonym materiale źródłowym, ale stanowi jego pogłębioną interpretację. Nie tylko mówi nam o tym, kim jesteśmy, ale też kim powinniśmy, czy też kim chcemy być.
Podobnie jest z koncepcją historyka-kartografa, który z mnogości faktów i zdarzeń musi skonstruować własną, autorską opowieść dysponującą wymiarem praktycznym. LHP jest więc całościową narracją nadającą naszym dziejom określoną normatywną interpretację i czyniącą to dodatkowo w konkretnym politycznym kontekście. O konieczności takiej reinterpretacji pisze zresztą sam Leszczyński: „Ludowa historia Polski musi stawiać interesy i potrzeby ludzi podporządkowanych na pierwszym miejscu i stanowić całkowitą reinterpretację narodowej historii z ich perspektywy”.
Antyelitarna historia Polski według Adama Leszczyńskiego
Przypomnijmy raz jeszcze: selekcja tematów oraz uwypuklanie jednych elementów opowieści kosztem innych. Te dwie kardynalne zasady pracy historyka-kartografa Adam Leszczyński zastosował w sposób specyficzny. Przyjrzyjmy się jej przez pryzmat dwóch kluczowych wątków, z których składa się jego ludowa historia Polski.
Po pierwsze, to „książka o uzasadnieniach panowania i niewoli”, przedstawiająca „polską dialektykę panowania i niewoli: ewolucję kolejnych uzasadnień dla społeczno-ekonomicznego podporządkowania ludu elitom”. LHP w pierwszej kolejności jest więc pracą o dyskursie ideologicznym. Autor przedstawia, w jaki sposób na przestrzeni polskich dziejów zmieniały się sposoby legitymizacji władzy politycznych i gospodarczych elit (przez większość książki chodzi o elity szlacheckie) wobec szeroko rozumianego ludu (przede wszystkim pańszczyźnianych chłopów).
Po drugie, LHP to „historia mechanizmu wyzysku w Polsce”. Publicysta Oko.press syntetycznie podsumowuje to w końcowych partiach książki: „Państwo jest w optyce tej książki przede wszystkim narzędziem redystrybucji zasobów i narzędziem przemocy. Elity nie ustają w wysiłkach przywłaszczenia sobie jak największej części wytworzonego przez warstwy niższe produktu, którego część zostaje zużyta na konsumpcję, a część na budowę aparatu państwa. Ewolucji ulegają tutaj techniki i narzędzia – ramy instytucjonalne tego procesu – ale nie jego zasada. Aktorzy w tej grze są racjonalni, czyli kalkulują zyski i straty w rachunkach władzy, zasobów materialnych czy prestiżu. Konflikt wokół redystrybucji jest osią ludowej historii”.
Nie ma przypadku w tym, że fragment tytułu jednego z podrozdziałów brzmi: Nadzorować i karać, a w innym Leszczyński używa sformułowania „ludowa biopolityka”. Intelektualnym patronem LHP jest nie tylko Howard Zinn, ale przede wszystkim Michel Foucault z jego niezwykle szeroką definicją władzy i panowania oraz Karol Marks jako symbol lewicowego myślenia, dla którego właściwą treścią ludzkiej historii jest ekonomia i wynikającą stąd rywalizacja o władzę nad materialnymi zasobami.
W konsekwencji cała ludowa historia Polski według Leszczyńskiego uzyskuje charakter wręcz perwersyjny – jej głównym bohaterem wbrew pozorom nie jest lud, ale elity, które ten lud realnie uciskały. Sam lud traktowany jest przedmiotowo, jego rola w książce jest drugorzędna. Tytuł nie powinien więc brzmieć Ludowa, lecz Antyelitarna historia Polski. Cała praca to w istotnej mierze jeden wielki przypis (dodajmy, że przydługi – momentami czytelnik może odnieść wrażenie, że Leszczyński wrzucał w treść książki każdy wypis ze źródeł, do których dotarł w trakcie kwerendy) do wskazanych wyżej dwóch tematów – historii wyzysku i ideologicznego dyskursu panowania. Przez większość lektury mamy poczucie, jakbyśmy czytali niekończący się katalog symbolicznych i instytucjonalnych narzędzi represji ludu przez elity.
W ten sposób dochodzimy do fundamentalnego problemu z LHP. Jeśli osią ludowej historii jest konflikt wokół redystrybucji zasobów, a ukrytą istotą polskich dziejów ewoluujące na przestrzeni lat techniki i narzędzia rozumianej po Foucaultowsku władzy, to lądujemy w wizji iście monumentalnego, manichejskiego, historiozoficznego wręcz konfliktu. W tej optyce polską historię należy czytać jako wariację odwiecznego konfliktu Heglowskiego pana i niewolnika, których kostiumy przyjmują szlachcic i chłop. Jak bardzo upraszczająca, jednostronna i redukcyjna jest to koncepcja, myślę, że nikogo nie trzeba przekonywać.
Inteligencka walka o polski lud
Jaką opowieść o polskości proponuje nam więc Adam Leszczyński? Polskość wyłaniająca się z lektury LHP to rodzaj przekazywanej z pokolenia na pokolenie traumy, historyczne dziedzictwo podporządkowania, wyzysku i niewoli. Leszczyński połączył w swojej pracy społeczno-gospodarczo-polityczne wątki z Fantomowego ciała króla Jana Sowy oraz interpretację polskiej historii jako ukrywanej skrzętnie traumy i przemocy z Prześnionej rewolucji Andrzeja Ledera.
Podkreślam to wyraźnie – nie chodzi tutaj o powrót do oskarżania lewicowych intelektualistów o stosowanie pedagogiki wstydu. Opisana przez Leszczyńskiego historia Polski jest historią prawdziwą, podobnie jak szczegółowo przedstawiony przez niego los polskich chłopów. Jeśli jednak sam autor odwołuje się do wizji historyka-kartografa, to czymś uzasadnionym jest krytyka tego, co uwypuklił, i jakie wnioski wynikają z dokonanej przez niego selekcji wątków.
Rażące jednowymiarowość i redukcyjność, które przykrawa ludowość polskiej historii do procesu systemowego wyzysku ludu przez elity, wydaje się wynikać z faktu, że praca Adama Leszczyńskiego jest w pierwszej kolejności reakcyjną odpowiedzią na prawicowe – w odmienny sposób, ale równie jednostronne – opowieści o polskości.
Stąd tytułowa ludowość, która w pierwszej kolejności jest antyszlacheckością w kontrze do dominującej dotychczas w polskim imaginarium wizji Polaków jako duchowych spadkobierców I RP. Stąd też mocny nacisk na społeczno-gospodarczy wymiar polskich dziejów. Ludowość pozostaje w opozycji do polityczno-centrycznego sposobu postrzegania dziejów przez konserwatystów (wystarczy sięgnąć do monumentalnych, wielotomowych Dziejów Polski Andrzeja Nowaka). Stąd wreszcie specyficzna mieszanka dumy i wstydu z bycia potomkiem chłopów pańszczyźnianych, wynikająca bezpośrednio z lewicowo-liberalnej polityki tożsamości, gdzie stawką jest właśnie licytacja na bycie ofiarą (normatywny wymiar polskości).
Drugi powód tej redukcyjności to polityczny wymiar LHP. Praca Leszczyńskiego wydaje się narzędziem bieżącej inteligenckiej walki na opowieści, a jej stawką dyskursywne przejęcie rozumienia/definiowania polskiego ludu w kontrze do Prawa i Sprawiedliwości. Z tej perspektywy Ludowa historia Polski to kontynuacja strategii liberalno-lewicowej inteligencji zapoczątkowanej symbolicznie jeszcze w 2016 r. esejem Macieja Gduli Kto nas straszy czarnym ludem?, opublikowanym na łamach „Krytyki Politycznej”.
Obecny poseł postawił wówczas przed lewicą ambitne zadanie stworzenia politycznego sojuszu klasy ludowej i klasy średniej. To właśnie na tym przymierzu powinna być oparta skuteczna polityka lewicowa w Polsce. W tym celu lewica musi w pierwszej kolejności zmienić swoją polityczną wyobraźnię. Musi porzucić protekcjonalne i błędne myślenie liberałów o „czarnym ludzie”, klasie ludowej jako bastionie obskurantyzmu i konserwatywnego zacofania. Finalnie zaś musi podważyć pretensje prawicy do wyłącznego reprezentowania interesów klasy ludowej. W ten właśnie sposób można odczytywać postulowany praktyczny wymiar LHP.
Duchologiczna odtrutka na wojnę pana i chłopa
Aktualnie znajdujemy się w czymś w rodzaju bokserskiego klinczu. Na metaforycznym ringu społecznej wyobraźni zwarły się dwie antagonistyczne wizje polskości – Polak w kontuszu lub mundurze żołnierza wyklętego vs. Polak w zgrzebnej koszuli – ofiara systemowego wyzysku. Jak z tego klinczu się wydostać? Przede wszystkim konieczne jest wyjście z samego ringu i opowiedzenie ludowej historii Polski w odmienny sposób, niż z perspektywy manichejskiego starcia szlachcica i chłopa.
Wartościowym punktem wyjścia do sformułowania alternatywnej ludowej historii Polski jest obecny w naszej debacie publicznej od kilku lat trend sentymentalnego powrotu do klimatu lat 80. i 90. Za jego symboliczny początek należy chyba uznać publikację książki Olgi Drendy Duchologia polska, a za tymczasowe zwieńczenie – opasłe tomiszcze Betonia autorstwa Beaty Chomątowskiej. Ten kulturowy zwrot można odczytać jako autorefleksję pokolenia dzisiejszych 40-latków, którym przyszło przeżywać dzieciństwo w II połowie lat 80. i dorastać niedługo po obradach Okrągłego Stołu.
To właśnie niewinna perspektywa dziecka/nastolatka odpowiada za kształt tego w dużej mierze melancholijnego powrotu czy raczej subiektywnego odtwarzania starego świata. Z tego powodu nostalgia za latami 80. i 90. przypomina wspólne oglądanie przy kubku gorącego kakao starych rodzinnych fotografii wyciągniętych z zakurzonego pudełka po butach z dawno nieotwieranej już szafy stojącej w rogu dużego pokoju; fotografii z charakterystyczną ziarnistą poświatą wywołującą w oglądających poczucie kojącego ciepła i bezpieczeństwa. Muzyczną pocztówką z takiego duchologicznego uniwersum był w ostatnim czasie rapowy kawałek W domach z betonu PRO8L3M-u.
Dlaczego ten generacyjny trend jest tak ważny? Po pierwsze, kieruje naszą uwagę w inny historyczny czas, niż wieki pańszczyźnianego ucisku lub kilka powojennych lat antykomunistycznej partyzantki. Po drugie, proponuje odmienną perspektywę postrzegania historii – zamiast monumentalnego przekroju przez stulecia, dostajemy mikrospojrzenie od wewnątrz. Ta rodzinność duchologicznego trendu powinna być właśnie domyślnym klimatem alternatywnej historii ludowej. Po trzecie, retro powrót do lat 80. i 90. pozwala uniknąć logiki historiozoficznego konfliktu pana i niewolnika z licytacją na bycie ofiarą dziejów w tle. Zamiast tego otrzymujemy opowieść bardziej inkluzywną i pozytywną, która tworzy odmienny rodzaj wspólnoty, innej niż opartej o fundamenty czysto polityczne lub społeczno-ekonomiczne.
Zaczynamy od zacofania
Od czego rozpocząć szkicowanie pozytywnej historii ludowej Polski? Spróbujmy przedstawić pokrótce jej symboliczną, nietypową scenę założycielską. „Powstał swoisty circulus vitiosus, w którym uzdrowienie gospodarki kraju zależało od wzmocnienia pozycji ekonomicznej chłopa, czego nie dało się osiągnąć bez zdjęcia z rolnictwa obciążających je nadwyżek ludnościowych; to z kolei wymagało uprzemysłowienia i urbanizacji kraju (wobec zablokowania emigracji i braku wolnych terenów osadniczych), ale do rozwoju przemysłu konieczne było wzmocnienie ekonomiczne chłopa, czyli zwiększenie chłonności rynku wiejskiego. Rozwiązanie tego problemu było równoznaczne ze zlikwidowaniem podstawowej wady strukturalnej polskiego gospodarstwa narodowego.” – to fragment z pracy Wiesława Sameckiego poświęconego Centralnemu Okręgowi Przemysłowemu. Co z tego przydługiego cytatu wynika dla konceptualizowania alternatywnej historii ludowej Polski?
Po pierwsze, wskazuje nam na trzech głównych bohaterów tej opowieści – chłopa, robotnika i mieszczucha. Jednocześnie wyodrębnia trzy kluczowe miejsca akcji – przeludnioną wieś, miasta, które dopiero muszą powstać, oraz konieczne do stworzenia zakłady przemysłowe. Szkicuje nam również ramę chronologiczną, wskazując na lata 30. XX w. jako symboliczny punkt początku tej opowieści. Wreszcie, co najważniejsze, zarysowuje nam zasadniczą treść tej alternatywnej historii ludowej Polski: połączenie zmiany społeczno-ekonomicznej, zmiany o charakterze systemowym, z transformacją egzystencjalną i wykształceniem nowej formy życia milionów Polaków, owych „nadwyżek ludności”.
Krzątanie się w historii i Polak-majsterkowicz
„Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność” – to zdanie otwierające rozdział Krzątactwo z eseju Jolanty Brach-Czainy pt. Szczeliny istnienia. Dlaczego tych kilka słów jest tak istotnych? Proponują nam spojrzenie na historię, które jest odmienne od tego dziś dominującego w polskiej wyobraźni społecznej. Co ważne, stanowi też kontrę do perspektywy przyjmowanej zarówno przez Adama Leszczyńskiego z jego makrosystemowymi analizami uciekającymi w historiozoficzne syntezy, jak i prawicowymi opowieściami historii Polski jako ciągu politycznych wydarzeń i militarnych potyczek.
Tymczasem perspektywa krzątactwa w historii oznacza przyjęcie spojrzenia egzystencjalnego, spojrzenia niejako od wewnątrz historii, co łączy się ze wcześniej wskazaną historią rodzinną przy okazji referowania trendu duchologicznego. Tak pisze Brach-Czaina: „Codzienność stanowiąca tło egzystencjalne zdarzeń niezwykłych, których oczekujemy – często nadaremnie – może więc decydować o wszystkim”. Konstruując opowieści o polskiej historii, za mało miejsca poświęcamy tej codzienności jako tłu egzystencjalnemu, a za dużo przestrzeni oddajemy zdarzeniom niezwykłym, czyli tym wszystkim Wielkim Wydarzeniom i Wielkim Bohaterom w rodzaju powstania warszawskiego, Jana Pawła II czy obrad Okrągłego Stołu.
Uzupełnieniem metafory krzątania się w historii symbolizującej jej codzienny, egzystencjalny mikrowymiar może być figura Polaka-majsterkowicza. Patronem takiego podejścia do polskiej historii byłby słynny Adam Słodowy, wieloletni prowadzący programu telewizyjnego Zrób to sam. O co w tym majsterkowaniu chodzi?
Pojęcie to oznacza skupienie się w opowiadaniu ludowej historii Polski na jej bohaterach, którzy musieli mierzyć się, często samodzielnie, z trudnymi wyzwaniami życia codziennego, ale też ograniczeniami o charakterze strukturalnym, wynikającymi z momentu historycznego, w jakim przyszło im żyć, czyli okresu kulawej, ale realnej modernizacji społeczno-gospodarczej epoki PRL. Polacy odpowiadający na te egzystencjalne wyzwania wynikające z peryferyjnej kondycji naszego kraju byli zmuszeni do takiego właśnie swoistego majsterkowania w historii, podobnie jak Adam Słodowy, który z prostych komponentów tworzył kolejne zabawki i przedmioty użytkowe.
Filozofia pracy Stanisława Brzozowskiego i everyman ludowej historii Polski
Sugestywnym obrazem Polaka-majsterkowicza krzątającego się w historii jest postać Leszka Góreckiego, głównego bohatera serialu z lat 70. pt. Daleko od szosy. Leszka poznajemy, kiedy jako 17-latek stwierdza, że w małej wsi jest dla niego za ciasno. Bohater pochodzi z typowej wiejskiej rodziny mieszkającej w dwuizbowej chacie, posiadającej kawałek pola i krowę, rodziny z ojcem, który od zawsze wyplatał wiklinowe kosze. Leszek marzy jednak o czymś innym – chce zostać kierowcą ciężarówki.
W kolejnych odcinkach obserwujemy osobisty rozwój bohatera. Leszek najpierw pracuje jako niewykwalifikowany robotnik przy budowie dróg na Śląsku, mieszka w trzyosobowym pokoju w hotelu robotniczym, oszczędza pieniądze, robi prawo jazdy na ciężarówkę, kupuje sobie wymarzony motor, z kierowcy ciężarówki przechodzi na stanowisko kierowcy autobusu w Łodzi, finalnie ze wsi przenosi się na stałe do miasta. Motywowany przez swoją dziewczynę Ankę, studentkę chemii, pochodzącą z miejskiej klasy średniej kontynuuje naukę po kilku klasach szkoły podstawowej, kończy technikum, w ostatnim odcinku postanawia złożyć papiery na Politechnikę Łódzką.
Jednocześnie widzimy, jak Leszek zmaga się z osobistymi ograniczeniami, jak przezwycięża własne kompleksy, pokonuje także kolejne systemowe przeszkody. To wszystko czyni własnym wysiłkiem, motywacją, aspiracjami, ciężką pracą. W kolejnych odcinkach oglądamy, jak próbuje łączyć pracę z nauką, później dochodzi do tego jeszcze wychowanie synka.
Leszek (przy zachowaniu wszystkich proporcji) to postać z filozoficznego słownika Stanisława Brzozowskiego, to postać, która pracą stwarza siebie i otaczający ją świat. W ten sposób otrzymujemy drugiego, obok Adama Słodowego, patrona ludowej historii Polski. Brzozowski z jego filozofią pracy jest w tej roli uzasadniony, bo to właśnie etos pracy oraz zdolność przezwyciężania osobistych i systemowych ograniczeń stoi w centrum egzystencjalnie rozumianej ludowej historii naszego kraju. Leszek Górecki nie jest bowiem jakimś herosem, lecz raczej PRL-owskim everymanem, zwykłym, dotychczas pomijanym i niezauważanym bohaterem polskiej historii ostatnich dekad.
Trzy pokolenia ludowych słoików
Kiedy przyjrzeć się uważniej historii bohatera Daleko od szosy, to zauważymy jeszcze jeden istotny element. Leszek Górecki to… słoik. Całkiem niedawna dyskusja o wyjeżdzających z małych miast do metropolii na studia dzieciakach ze słoikami pełnymi domowego jedzenia w torbach sugerowałaby, że to zjawisko charakterystyczne dla ostatniej dekady. Tymczasem kondycja słoika to kondycja typowa dla ludowej historii naszego kraju ostatnich dekad.
Pierwsze pokolenie słoików to ludzie urodzeni w latach 50., którzy podobnie jak Leszek Górecki wychowani byli w wiejskich chatach, a po kilku klasach szkoły podstawowej wyjeżdżali do mniejszych miast, często nowych ośrodków przemysłowych tworzonych dopiero co przez komunistyczne władze. Tam z mieszkańców wsi stawali się małomiasteczkowymi mieszczanami, wiejskie domy zamieniali na bloki z wielkiej płyty, kończyli technika i szkoły zawodowe, zatrudniali się w nowopowstających fabrykach, przechodzili życiową drogę analogiczną do perypetii Leszka Góreckiego.
Druga generacja słoików – pokolenie wyżu lat 70. i 80. – to ci, którzy dziś są targetem duchologicznej nostalgii za gumą Turbo, trzepakami, szkolnymi tarczami i oranżadą w proszku. Oni też powtórzyli egzystencjalny los swoich rodziców. Po transformacji ustrojowej opuszczali miasta, którym w latach 70. status wojewódzkich nadał Edward Gierek, i trafiali do dzisiejszych metropolii. Tam zamiast do techników i szkół zawodowych udawali się na uniwersytety, z czasem zasilali rodzącą się posttransformacyjną, korporacyjną klasę średnią, a stare, poszarzałe bloki zamienili na grodzone osiedla.
Ostatnie pokolenie słoików to ludzie urodzeni w latach 90., często młodsze rodzeństwo drugiej generacji (jak np. autor niniejszego eseju). Dopiero oni zasłużyli sobie w debacie publicznej na to jakże zaszczytne miano. Ale ich życiowa droga nie jest żadnym historycznym novum – to po prostu kolejna odsłona tego samego egzystencjalnego modelu, który oznacza również zmianę praktykowanej formy życia.
Duma z własnego ojca zamiast z Łupaszki lub pańszczyźnianego przodka
Ostatecznie stawką ludowej historii Polski jest pytanie, co z tej naszej historii chcemy zapamiętać, co stanowi dla nas wartość, inspirację, z czego chcemy być dumni i z czego czerpać wzorce. Tworzone w III RP prawicowe imaginarium historyczne pełne jest szlacheckich kontuszy, sarmackich wąsów, mundurów powstańców, ewentualnie prostych ubrań robotników z „Solidarności”. Obecnie wykuwana na lewicy opowieść o ludowej historii Polski polega na ubieraniu Polaków w zgrzebne chłopskie koszule. Prawica chce, żebyśmy dumę czerpali z militarnych zwycięstw (lub częściej pięknych porażek) albo politycznych przewag. Lewica buduje tożsamość ofiary, perwersyjną dumę z bycia ciemiężonym. Parafrazując nazwę ponadnarodowych protestów przeciwko rasizmowi, na lewicy zaczyna dominować moda na peasant lives matter.
Propozycją naszkicowanej ledwie w tym eseju alternatywnej historii ludowej Polski jest zmiana perspektywy historycznej, zmiana myślenia o tym, co w historii jest kluczowe, które wydarzenia zasługują w ogóle na miano historycznych. Stąd wynika jej rodzinny charakter, stąd owe metaforyczne krzątanie się, figura Polaka-majsterkowicza, nadanie tej historii wymiaru osobistego, egzystencjalnego, opartego o własny życiowy wysiłek, połączenie perspektywy pojedynczej osoby lub rodziny z perspektywą systemowych zmian i społeczno-gospodarczej modernizacji.
Ostatecznie w tej alternatywnej historii ludowej Polski chodzi o to, aby być dumnym z wysiłku naszych dziadków i naszych rodziców. Z dostrzeżenia, że historia nie dzieje się gdzieś tam, gdzieś poza nami. Że nie redukuje się ani do doniosłych politycznych wydarzeń, ani do militarnych potyczek, ani do klasowego konfliktu między szlachcicem i chłopem. Ludowa historia Polski to historia większości żyjących dzisiaj Polaków i Polek. Tylko trzeba zacząć ją szerzej opowiadać.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.