Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Seks i bliskość na ekranie smartfona. OnlyFans, czyli jak kapitalizm zarabia na samotności

Seks i bliskość na ekranie smartfona. OnlyFans, czyli jak kapitalizm zarabia na samotności autor ilustracji: Julia Tworogowska

Mamy do czynienia z epidemią samotności. Młodzi mężczyźni coraz rzadziej nawiązują przyjaźnie, wchodzą w związki i uprawiają seks. Chciwy kapitalista nie śpi. Zauważa problem i wie, jak go spieniężyć. Wizja, zgodnie z którą namiastka prawdziwej miłości jest dostępna za pośrednictwem ekranu smartfona i odpowiednią opłatą, to nie domena dystopi pokroju Black Mirror. Ta wizja się urzeczywistniła i ma swoją nazwę – OnlyFans. To platforma, na której „sexworkerki” monetyzują swoje ciała, a młodzi mężczyźni „zaspokajają” głód relacji. Jeżeli nie zaczniemy systemowo przeciwdziałać problemowi, to za kilka lat powstanie rzesza mężczyzn niezdolnych do jakichkolwiek trwałych relacji. Mroczne wizje netflixowego hitu staną się normą.

Promocja prostytucji zawitała nad Wisłą

Od jakiegoś czasu coraz większe emocje w polskiej debacie publicznej wywołuje trend ocieplania wizerunku prostytucji i szeroko pojętej pracy seksualnej. Przykładami można sypać jak z rękawa. W warszawskiej „Wyborczej” sexworkera twierdzi, że wszyscy zdają się nie widzieć problemu w jej pracy. Za przykład wzięty zostaje znajomy ksiądz, który na każdym spotkaniu odpuszcza jej grzechy. „Nie zabijam, nie kradnę. Nie mam się czego wstydzić”.

Na innym portalu należącym do Agory już sam tytuł domaga się „oddemonizowania tego sex worku”. Bohaterka artykułu z troską pochyla się też nad losem polskich przedsiębiorców płacących podatki „złodziejskiemu państwu”. Na Onecie z kolei znajdziemy wywiad z polską studentką, która zarabia w Niemczech jako eskorta. Lead na pierwszy plan wybija wysokie, miesięczne zarobki.

O prawa pracownic i pracowników seksualnych szczególnie upomina się lewica. Na portalu „Krytyki Politycznej” Święta Ladacznica, blogerka i sexworkerka, jasno wyłuszcza postulaty tej grupy zawodowej. Podstawowym jest dekryminalizacja (warto podkreślić, że nie legalizacja).

Dzięki niej osoby pracujące w tej branży mogłyby „wzajemnie się wspierać, szkolić, zrzeszać. Tworzyć organizacje społeczne, firmy szkoleniowe, dobrze funkcjonujące i etyczne kilkuosobowe biznesy, związki zawodowe”. Niestety „stygmatyzujące” prawo stoi na drodze spełnienia tej wizji.

Wbrew wyobraźni co poniektórych prawicowych komentatorów doszukujących się w tej fali spisku zgodnie z zasadą brzytwy Ockhama można zaproponować znacznie prostsze wyjaśnienie wysypu artykułów na ten temat – zwykłą, intelektualną modę. Za oceanem postulat dekryminalizacji i legalizacji pracy seksualnej jest już stałym elementem postępowego dyskursu.

O ile kilka lat temu debaty na ten temat dzieliły amerykańskie feministki, tak obecnie czołowe organizacje broniące praw człowieka nawołują do dekryminalizacji, a niektórzy progresywiści uznają to za nieuniknione. Doprowadzając zasadę „mój ciało, mój wybór” do logicznego końca, amerykańska lewica nazywa wszelkie ograniczenia nakładane na działalność tej branży za próbę „kontroli kobiecych ciał”, która motywowana jest patriarchalnym strachem przed kobiecą niezależnością.

Bezpieczna odskocznia od małżeńskiej nudy

Coraz większa obecność tego tematu w amerykańskich mediach zbiega się z założeniem w 2016 r. OnlyFans, serwisu subskrypcyjnego, który bardzo szybko stał się ulubionym serwisem aspirujących sexworkerek i ich fanów. W odróżnieniu od „tradycyjnej” sieci społecznościowej OnlyFans oferuje kreatorom możliwość zablokowania swoich treści za paywallem.

Za miesięczną opłatą ustalaną przez twórcę kontentu (między 5 a 20 dol. miesięcznie) użytkownicy dostają dostęp do treści – najczęściej są to zdjęcia i nagrania. Teoretycznie treści na OnlyFans nie ograniczają się do erotyki i pornografii. W praktyce rozpoznawalność marki na nich właśnie się opiera. Rozpoznawalność, której bardzo pomogły pandemia i związane z nią ograniczenia.

Zgodnie z wynikami finansowymi opublikowanymi przez Fenix International, firmę-matkę apki, w listopadzie 2022 r. osiągnęła ona obroty rzędu 1,1 mld dol. Oznacza to wzrost o 17% w porównaniu z rokiem poprzednim. Z raportu możemy się też dowiedzieć, że w zeszłym roku na platformę opłaty subskrybentów osiągnęły wartość 5,6 mld dol. brutto. Liczba kont twórców na platformie wynosi 3,2 mln, zaś subskrybentów – prawie 240 mln. Sukces aplikacji wśród osób dostarczających kontentu erotycznego nie może dziwić. Aplikacja jest łatwa w obsłudze, zapewnia wszystko, co twórczyniom i twórcom jest niezbędne w ich działalności, a reguły nią rządzące są jasne.

Na pierwszy rzut oka OnlyFans unika tradycyjnych pułapek pracy seksualnej. Twórczynie, które decydują się prowadzić swoją działalność na tym portalu, mają nad nią pełną kontrolę, a pieniądze zarobione na platformie trafiają prosto na ich konta. To one kontrolują frekwencję postów oraz to, na jakie treści (i usługi) się decydują.

Co więcej, bariera między subskrybentem a twórcami w postaci ekranu smartfona lub komputera czyni tę formę pracy znacznie bezpieczniejszą od bardziej „tradycyjnego” sexworku. Można porównać ją w jakimś stopniu do Ubera – firma zapewnia warunki pracy oraz infrastrukturę, a twórcy dostarczają kontentu, który przyciąga publikę. Tak samo jak Uber OnlyFans pobiera 20% wpłacanych na platformę pieniędzy w zamian za dostęp do swojej infrastruktury.

O wiele większą zagadką jest sukces OnlyFans wśród publiki przyzwyczajonej do wszechobecnej, darmowej pornografii na wyciągnięcie ręki. Kim są użytkownicy platformy? Według ankiety przeprowadzonej na 718 użytkownikach aż 68% stanowią mężczyźni.

Co zaskakujące, aż 89% użytkowników (i użytkowniczek) appki jest w związkach małżeńskich. Gdy się jednak na tym zastanowić, nie ma niczego dziwnego w tym, że najchętniej za najróżniejsze materiały erotyczne płacą dorośli z ugruntowaną pozycją życiową i zawodową. Ekskluzywny kontent ulubionej twórczyni może być odskocznią od małżeńskiej nudy.

W poszukiwaniu niezobowiązujących relacji

Co jednak ich przyciąga i utrzymuje na platformie? Kluczem do tej zagadki jest wypowiedź Dannii Harwood, samozwańczej królowej OnlyFans i jednej z pierwszych twórczyń na platformie, o potrzebach swoich fanów. Jak czytamy, „faceci nie chcą za [pornografię] płacić. Chcą poznać kogoś, kogo widzieli w magazynie lub w social mediach. Jestem jak ich internetowa dziewczyna”.

W psychologii fenomen, o którym wspomina Harwood, nazywa się interakcją paraspołeczną. Pierwsza definicja pojawiła się w artykule Donalda Hortona i Richarda Wohla w 1956 r. Badacze byli zafascynowani zjawiskiem pozornie osobistej relacji między publiką a performerami, jaką nowe mass media, takie jak telewizja czy radio, umożliwiają.

„Spotykamy się z najodleglejszymi i najwybitniejszymi ludźmi, jakby byli naszymi kolegami; to samo dotyczy postaci z opowieści, która ożywa w tych mediach w szczególnie żywy i przykuwający uwagę sposób” – piszą we wstępie swojego artykułu Mass Communication and Para-Social Interaction.

Interakcja paraspołeczna musi być zatem zapośredniczona przez określone medium. Oprócz tego Horton i Wohl opisują interakcję jako „niewymagającą zobowiązań, wysiłku i odpowiedzialności ze strony widza”. Odbiorca spektaklu może w każdej chwili zrezygnować z relacji, lecz nie ma wpływu na jej kształt.

Nie jest to zjawisko nowe. Interakcji paraspołecznej można się doszukiwać u samego zarania cywilizacji w postaci silnych więzi z wyobrażonymi postaciami, np. bohaterami mitów czy bożkami, a także z odległymi, rzeczywistymi figurami, takimi jak zarządcy prowincji i monarchowie.

Współcześnie jej najbardziej znaną formą jest fenomen celebrytów, nie tylko gwiazd muzyki, ekranu i sportu, ale też osób „znanych z tego, że są znane” i influencerów. W XX w., by zbliżyć się do życia prywatnego legend popkultury, potrzebna była instytucja paparazzich oraz tabloidy namiętnie reprodukujące plotki o przyciągających uwagę gwiazdach.

W XXI w. wraz z nadejściem mediów społecznościowych pośrednicy nie są już potrzebni. Dzięki mediom osoby publiczne nigdy nie wydawały się tak bliskie jak teraz. Za pomocą jednego kliknięcia na Instagramie, Facebooku czy X-ie podglądamy życie figur, które nas interesują. Mogą to być muzycy wrzucający nagrania z prób, Elon Musk i jego (chyba jeszcze) twitty lub influencerka, która motywuje nas do zrzucenia wagi.

Złudzenie bezprecedensowej bliskości naszych idoli jest bardzo wygodnym narzędziem dla marketingowców. Tak jak celebryci wykorzystywali swój wizerunek do promowania określonych produktów (za odpowiednią opłatą), tak dzisiaj influencerzy bardzo skutecznie wykorzystują swoją wiarygodność w oczach fanów do skutecznej reklamy.

Monetyzowanie swojego życia

Wyjątkowym dla internetu zjawiskiem tzw. mikrocelebryci – internetowe osobowości lubiane w ściśle określonej niszy, np. streamerzy znani głównie fanom konkretnego gatunku gier czy vtuberki i streamerki ukrywające swoje twarze za avatarami w estetyce anime. Bez paraspołeczności ich działalność może wydawać się zagadkowa. Czy ich publika naprawdę spędza godziny na oglądaniu tego, jak „grają w grę”?

Najczęściej widzowie puszczają livestream w tle, a głos streamera towarzyszy im w załatwianiu codziennych spraw lub własnej grze. Nie chodzi tylko o aktywny współudział w ich show w postaci pozdrowień otrzymywanych za donację lub reakcji gospodarza relacji na komentarz, ale o złudzenie towarzystwa.

Innymi słowy, o ile paraspołeczność w mass mediach jest efektem ubocznym, z którego przemysł rozrywkowy nauczył się z czasem korzystać, o tyle w mediach społecznościowych oraz na takich platformach, jak Youtube od samego początku stanowi on fundament strategii twórców kontentu.

Streamer nadający na żywo swoje zmagania w Baldur’s Gate III, youtuberka nagrywająca tzw. ASMR, czyli rodzaj słuchowiska mającego relaksować słuchacza delikatnymi dźwiękami, lub influencer na TikToku mają ten sam cel – nawiązanie relacji paraspołecznej, z której będzie można czerpać zysk. Ten sam mechanizm działa w przypadku OnlyFans, lecz powiązania między platformą a innymi formami internetowej rozrywki na tym się nie kończą.

Od oferowania treści opierających się na własnej charyzmie, osobowości i ersatzu towarzystwa nie jest wcale daleko do włączenia ersatzu intymności do swojej oferty. Wiele popularnych streamerek, np. Amouranth lub Alinity, łączy swoją działalność na Twitchu, największym serwisie streamingowym, z prowadzeniem stron na OnlyFans.

Synergia przynosi duże korzyści. Amouranth twierdzi, że livestreamy z jej snu przynosiły jej 2 tys. dol. zysku za sesję, a w połączeniu z ruchem, jakie generowały na jej OnlyFans, nawet do 15 tys. dol. Z kolei Alinity wyjawiła, że w ciągu 2 miesięcy na platformie zarobiła więcej niż przez 10 lat na Twitchu.

Strategia ma wiele naśladowczyń, co doprowadziło do niemałych kontrowersji na platformie i powstania obraźliwych terminów twitch thot (pl. twitchowa dziwka) i titty streamer (pl. cycstreamerka). Sam Twitch również próbował zwalczać to zjawisko, ale z rynkiem, jak wiadomo, wygrać jest trudno. Jedną z innych, możliwych strategii jest cosplay, czyli przebieranie się za postaci z popkultury, co cieszy się niemałą popularnością na platformie.

Żerowanie na tragedii młodych mężczyzn

Równolegle z rozwojem przemysłu paraspołeczności mamy do czynienia z bezprecedensowym kryzysem samotności, który szczególnie dotkliwie dotyka młodych mężczyzn. Według badań Pew Research Center z 2021 r. ponad 60% amerykańskich mężczyzn poniżej 30. roku życia to single.

Dla kobiet ten odsetek wynosi 30%. Co więcej, według badań przeprowadzonych w 2018 r. przez General Social Survey odsetek mężczyzn w przedziale wiekowym 18-29 lat, którzy w ciągu ostatniego roku nie uprawiali seksu, wyniósł 28%.

Problem dotyczy nie tylko relacji między płciami. Amerykańskim mężczyznom coraz trudniej jest też zawiązywaćutrzymywać przyjaźnie. Sytuacja nie inaczej wygląda w Polsce. Zgodnie z raportem Instytutu Pokolenia z 2022 r. najbardziej samotną grupą w Polsce młodzi mężczyźni w wieku 25-34 lat, wśród których wynik na skali samotności wyższy od średniej uzyskało 65% uczestników badań.

Dochodzi również do wycofania się młodych mężczyzn z życia społecznego. Najbardziej bezpośrednim wyrazem tego trendu jest rezygnacja z próby uzyskania wyższego wykształcenia. Przepaść między kobietami a mężczyznami na uczelniach się pogłębia. Obecnie stosunek płci na amerykańskich uniwersytetach wynosi 60% kobiet do 40% mężczyzn. NEETs – Not in Employment, Education and Training – można znaleźć we wszystkich gospodarkach rozwiniętych. Według danych Eurostatu odsetek NEETs dla krajów Unii wynosi już prawie 12% dla siły roboczej.

Z najbardziej skrajną postacią tego zjawiska można spotkać się w Japonii pod lokalną nazwą hikikomori. To w zdecydowanej większości młodzi mężczyźni. Rezygnują z uczestnictwa w społeczeństwie, a cały swój czas spędzają na rozrywce w mieszkaniu. Utrzymywani są najczęściej przez rodziny i zapomogę społeczną, więc nie cieszą się zbyt dużymi perspektywami zawodowymi i romantycznymi.

Młodych, samotnych mężczyzn można rozłożyć na skali od „normika”, który nie ma czasu lub czuje się za biedny na szukanie partnerki, do hikikomori. Ten odrzuca świat zewnętrzny i owija się kokonem internetu, anime i pornografii.

Jak powszechnie wiadomo, rynek nigdy nie śpi. Wraz z coraz większą liczbą młodych mężczyzn poszukujących sposobu na ulżenie swojej samotności i zaspokojenie potrzeby towarzystwa rozszerza się też przeznaczona dla nich oferta. Ponieważ segment żonatych mężczyzn w średnim wieku jako źródło popytu jest w dużej mierze wyczerpany, kreatorki na OnlyFans muszą konkurować o uwagę (i pieniądze) młodego pokolenia mężczyzn wychowanych na grach komputerowych, Nefliksie i anime.

W tym kontekście należy rozumieć płynne granice między mikrocelebrytami, streamingiem a tworzeniem kontentu na OnlyFans. Wraz z rozwojem firmy i pogłębiającą się epidemią samotności spełnianie fantazji młodych chłopców o dziewczynie, która tak samo jak oni „gra w gry”, przebiera się w ulubione postacie z gier i kreskówek, oferuje poprzez opłacone pozdrowienia na streamie i „ekskluzywny” kontent, namiastka relacji staje się coraz bardziej dochodowym biznesem.

W konsekwencji coraz większa część młodych chłopców w świecie rozwiniętym będzie dorastać w transakcyjnym i zniekształconym modelu nawiązywania pseudorelacji. Jeśli z jakiegoś powodu proces wytwarzania umiejętności komunikacji i życia we wspólnocie zostanie zakłócony, jedną z niewielu dostępnych alternatyw stanie się dla nich ersatz relacji w postaci interakcji paraspołecznych z mikrocelebrytkami dogadzającymi ich niedojrzałym gustom.

W świecie, w którym nie będą potrafili sobie znaleźć miejsca, zostaną skierowani ku mentalnej neotenizacji i znieczuleniu ich naturalnych potrzeb przez wirtualne zamienniki, w tym być może do „dziewczyn AI”, opartych na osobowościach poszczególnych gwiazdeczek internetu i influencerek. Oczywiście wszystko po uiszczeniu opłaty, wirtualne dziewczyny nie będą przecież darmowe.

Internetowy sex working to również krzywda kobiet

Wbrew prosexworkowej narracji praca w OnlyFans nie jest usłana różami, a monetyzacja męskiego popędu odbywa się również kosztem kobiet biorących w nim udział. Najbardziej charakterystyczną dla formy aplikacji internetowej, której główny napęd stanowi generowanie kontentu, jest ogromna presja na twórczynie, by nadążały za nigdy nienasyconym apetytem swoich subskrybentów. Kobiety, które z platformy odeszły, wspominają o nieustannej presji na tworzenie coraz to oryginalniejszych treści, by utrzymać zainteresowanie swoich fanów.

Parasocjalny charakter współczesnych mediów społecznościowych powoduje, że praca w OnlyFans to nie tylko przygotowanie kamer czy setu do sesji zdjęciowych, ale też odpisywanie na wiadomości i utrzymywanie swojej obecności na innych platformach. Prowadzi to ostatecznie do wypalenia zawodowego. Zjawisko ma charakter nie tylko ilościowy, ale i jakościowy. Ogromna konkurencja o ograniczoną publikę i pieniądze wywiera też presję, by rozszerzać swoją działalność.

Kreatorka może chcieć się ograniczyć do roznegliżowanych zdjęć, lecz bezlitosna logika rynku oraz presja ze strony subskrybentów często skutkuje zwróceniem się ku twardej pornografii i specjalizacji dyktowanej algorytmem bądź obecną w internecie modą. Choć liczby podawane przez gwiazdy platformy mogą robić wrażenie, to przeciętna kreatorka nie może liczyć na duże zarobki. Na platformie zarabia ok. 180 dol. miesięcznie, a 10% najpopularniejszych profili zbiera 73% zarabianych pieniędzy.

Wirtualny charakter pracy seksualnej kończy się często opłakanymi skutkami dla samych twórczyń i ich bliskich. Konto na OnlyFans staje się coraz częstszym powodem zwolnień z pracy nauczycielek lub pielęgniarek.

Szczególnie mocno brak akceptacji dla tego rodzaju pracy odbija się na dzieciach twórczyń obecnych na platformie. Media odnotowały już przypadki zmiany szkół ze względu na dręczenie ze strony rówieśników. Przeszłość na OnlyFans może skutkować zamknięciem sobie drogi do potencjalnej kariery w innej branży lub powodować trudności w tworzeniu związków.

Na to nakładają się tradycyjne bolączki przemysłu seksualnego, od których platforma nie jest wcale wolna. Organizacje walczące z handlem żywym towarem alarmują, że OnlyFans staje się kolejnym źródłem zarobku dla przemytników i suterenów. Oprócz poszukiwania ofiar na samej platformie dochodzi również do wymuszania przemocą na kobietach tworzenia treści na stronę. Najgłośniejszym takim przypadkiem jest słynny idol „mano sfery” Andrew Tate, oskarżony o takie właśnie działania.

Inny problem z platformą, na jaki wskazują eksperci, dotyczy łatwego dostępu niepełnoletnich użytkowników do materiałów pornograficznych. Choć oficjalnie osoby poniżej 18. roku życia nie mają tam wstępu, nastolatkom często udaje się ominąć tę barierę. Dla wielu młodych dziewczyn kariera w OnlyFans może być łatwym sposobem na osiągnięcie wystawnego, pełnego luksusów życia, z którym stykają się na Instagramie i TikToku.

OnlyFans nie niszczy tylko jednostek – to rak społeczeństwa

Normalizacja sex workingu, którego forpocztą jest OnlyFans, tworzy świat, w którym z jednej strony młodym, samotnym mężczyznom oferuje się namiastkę intymności i relacji jako towaru, za który należy płacić, a równocześnie dostosowuje go do ich najbardziej wyrafinowanych upodobań. Z drugiej strony kusi się młode dziewczęta wizją łatwych, bezpiecznych pieniędzy zarobionych dzięki przekształceniu swojego ciała w kapitał eksploatowany w najlepszym razie przez anonimowego alfonsa pod postacią właścicieli platformy. W obu przypadkach mamy do czynienia z procesem zniekształcania rozumienia relacji międzyludzkich na rzecz potrzeb określonej branży.

W tej logice nie ma miejsca na rozwiązanie problemu epidemii samotności i społecznej atomizacji, wręcz przeciwnie. Logika rynku dyktuje, by proces ten przyśpieszać, jego skutki przekuwać na źródło zysków i nowych „miejsc pracy”. W nawoływaniach do normalizacji sex workingu należy się doszukiwać rozpoznania tych warunków i dążenia do maksymalizacji korzyści płynących z tej sytuacji.

Równocześnie specyfika internetu, zasad rządzących tym medium i opanowanie do perfekcji reguł paraspołeczności wykracza poza indywidualną pułapkę dopaminową. Ma też implikacje dla przyszłości starzejących się zachodnich społeczeństw. Jeśli świat wirtualny zastąpi młodym mężczyznom ten rzeczywisty, pula mężczyzn, którzy będą „nadawać się” do zawiązania małżeństwa, będzie konsekwentnie się kurczyć.

Podobnie jak w przypadku uzależnienia od pornografii młodzi mężczyźni wplątani w logikę algorytmów mogą paść ofiarą zamknięcia się w „wyrafinowanych” gustach i niemożności akceptacji innego modelu relacji niż rynkowy, w którym płaci się za określone usługi.

Młode kobiety staną się ofiarami presji nieustannego spełniania ich zachcianek.

Intymność i seks zostaną oderwane od rzeczywistości i przekształcone w coraz bardziej wyrafinowane produkty gospodarki wirtualnej. Jak wygląda końcowe stadium takiego procesu?

Przykładem może być PinkyDoll i jej NPC Stream, czyli rodzaj relacji na żywo, w której twórca bądź twórczyni odgrywa rolę non-playable character (postaci trzeciej z gry komputerowej, z którą gracz wchodzi w interakcje). PinkyDoll w odpowiedzi na datki widzów odgrywa zestaw określonych gestów i formułek z gestykulacją przywodzącą na myśl animacje postaci z RPG-ów.

Cała rozrywka polega na możliwości usłyszenia pozdrowień wymawianych tym samym, sztywnym tonem lub frazy, takiej jak „ice cream so good”. Choć NPC Streaming nie ma charakteru fetyszystycznego, nie jest przypadkiem, że gatunek ten jest zdominowany przez młode, atrakcyjne kobiety, takie jak PinkyDoll lub CherryCrush. Obie oczywiście są obecne na OnlyFans.

***

60 lat po rewolucji seksualnej świat zachodni ma z seksualnością ogromny problem. Jak pisał Franz Kafka, „każda rewolucja wyparowuje i zostawia po sobie ślad biurokracji”. Żyjemy w czasach ugruntowania poszczególnych tożsamości seksualnych, otwartości na eksperyment i akceptacji dla wszelakich wyrazów seksualności, a zarazem ogromnego kryzysu relacji międzyludzkich i atomizacji.

Młode pokolenie nie tylko uprawia mniej seksu od pokoleń poprzednich. Jest to też seks tracący na znaczeniu. Od lat 70. normalizacja pornografii zaczęła coraz mocniej ze współżycia czynić kolejny artykuł do łatwej, pozbawionej ryzyka konsumpcji. OnlyFans w pewnym sensie stanowi apogeum tego procesu. Po dekadach darmowej, internetowej pornografii okazuje się, że oferta w postaci symulakrum intymności jest na tyle atrakcyjna, że przyciąga naprawdę duże pieniądze.

Równocześnie koszty, jakie takie symulakrum ze sobą niesie i dla młodych mężczyzn, i dla młodych kobiet, a wreszcie dla składającego się z nich społeczeństwa, znacznie przekraczają sumę 5 dol. za miesiąc.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.