Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Jeżeli PiS chce odzyskać władzę, musi na nowo stać się centroprawicą

Jeżeli PiS chce odzyskać władzę, musi na nowo stać się centroprawicą Seat of the Law and Justice parliamentary club in the Sejm; autor: Adrian Grycuk; źródło: wikimedia commons; Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 pl

Porażka PiS-u jest przede wszystkim okazją do dokonania rachunku sumienia. Strategia prawicy polegająca na wzmacnianiu dwubiegunowej polaryzacji sprawiła, że pomimo wygranych wyborów Zjednoczona Prawica nie jest zdolna do stworzenia koalicji. To przy zdobyciu ponad 35% głosów stanowi ewenement w skali Europy. Jeżeli PiS chce wrócić do władzy, musi odzyskać zdolność do przyciągania umiarkowanych wyborców. To zaś bez poważnej zmiany strategii politycznej nie nastąpi.

PiS przegrał te wybory bardzo wyraźnie. Nie jest to teza oczywista dla osób, które, analizując wynik wyborczy, biorą pod uwagę jedynie rozkład mandatów w Sejmie. Po 8 latach rządów prowadzonych w trudnych warunkach wydaje się, że poparcie na poziomie 35% (zdecydowanie wyższe niż drugiej w wyborach Koalicji Obywatelskiej) sprawia wrażenie nie tylko wyniku dobrego, ale i pozwalającego na optymizm i możliwość odzyskania władzy.

Nigdy przecież żadna partia opozycyjna nie miała tak licznej reprezentacji w Sejmie przy jednoczesnych wpływach w państwowych instytucjach oraz prezydencie wywodzącym się z tejże partii. Takie warunki sprawiają, że odzyskanie władzy przez prawicę wydaje się tylko kwestią czasu.

Problem nr 1 – brak zdolności koalicyjnej

Takie wnioski abstrahują jednak od kluczowej kwestii, która zdecydowała o porażce PiS-u, a mianowicie o braku zdolności koalicyjnej. Podkreślmy: to bardzo rzadka sytuacja we współczesnych demokracjach, że partia posiadająca takie poparcie nie tylko nie tworzy rządu, ale nawet nie ma takiej politycznej możliwości.

Potencjalni koalicjanci nie zostali kupieni przez konkurencję na ostatniej prostej. A priori odmówili rozmów o stworzeniu rządów. Co ważne, dotyczy to nie tylko Trzeciej Drogi i Lewicy. Także Konfederacja mimo straszenia „brunatną” koalicją ze strony nieprzychylnych mediów zapowiadała, że nie utworzy rządu z PiS-em, choć ostateczny test tej deklaracji nie został przeprowadzony.

Nawet jeśli PiS zdobyłby tyle samo głosów co w 2019 r., a nawet nieco więcej, nie stworzyłby rządu, bo nie miałby z kim. Nasuwa się więc wniosek, że to nie zła kampania spowodowała, że prawica oddaje władzę. Dyskusja, czy lepszy występ Morawieckiego w TVP, więcej pozytywnej narracji obok negatywnej antytuskowej, czy odpuszczenie ataków na Konfederację na ostatniej prostej zmieniłoby sytuację, jest bezprzedmiotowa.

Trzeba uczciwie powiedzieć, że PiS sam sobie na to zapracował, bo palił za sobą mosty na scenie politycznej. Wyrycie potężnego rowu miało wzmacniać wiarygodność budowy dwublokowego podziału bez żadnego środka. Sposób traktowania innych partii z pozycji siły zaprowadziło PiS do narożnika.

Najlepszym dowodem na to jest sposób traktowania opozycji przez obóz PiS-u w Sejmie. „Przemocowy” modus operandi dotyczył zresztą nie tylko konkurentów, ale również formalnych koalicjantów. PiS rozmontował ugrupowanie Jarosława Gowina i toczył ciężkie boje z Solidarną Polską.

Gdy porównamy te relacje do dość poprawnych stosunków w ramach koalicji PO-PSL z lat 2007-2015, trudno się dziwić, że Kosiniak-Kamysz postawił na współpracę z Tuskiem. Można także zrozumieć niechęć Krzysztofa Bosaka do koalicji z Kaczyńskim, mając w pamięci burzliwą koalicję PiS-u z Samoobroną i LPR w latach 2005-2007, zakończoną przedterminowymi wyborami. Strach przed wejściem w koalicję z PiS-em czy to PSL-u, czy Konfederacji jest więc jak najbardziej uzasadniony.

Te działania wpisują się w konsekwentnie realizowaną strategię Kaczyńskiego. Lider PiS-u od wielu lat gra w grę „albo grubo, albo wcale”. Siebie ustawił w roli jedynego słusznego strażnika Polski, a jego rywale dzielą się jedynie stopniem odpolszczenia. Tym samym próbuje ustawić polską scenę polityczną jako PiS vs. PO i jej przybudówki. Nauczył się w tej dyscyplinie wygrywać także teraz, kiedy liderem PO jest Donald Tusk.

Jego powrót na szefa PO 2 lata temu był przyjmowany na Nowogrodzkiej z nieskrywaną satysfakcją. Ogromny, negatywny resentyment wobec byłego i prawdopodobnie przyszłego premiera miał być dla PiS-u gwarancją, że PO nie wyprzedzi partii Kaczyńskiego, więc można było dalej grać w grę, która od dłuższego czasu przynosiła korzyści.

Problem polega na tym, że podgrzewał dwublokową polaryzację i uruchomił emocję, która przekształciła rywalizację polityczną z PO w wariant PiS vs anty-PiS, gdzie Platforma była, co prawda, największą, ale niejedyną siłą. O ile więc obóz prawicy trafnie zdiagnozował, że sufit nad Tuskiem jest położony niżej niż nad Kaczyńskim, to jednocześnie nie docenił potencjału, że ogromna mobilizacja anty-PiS-owska pomoże Tuskowi w tworzeniu rządu poprzez głosy oddane na przedstawicieli innych niż PO partii.

Kaczyński zachowywał się więc bardzo ryzykownie, i to już od dłuższego czasu. Siła obozu całego anty-PiS-u jest bowiem wyraźnie większa niż siła PiS-u już od 2020 r., kiedy po wyroku TK poparcie dla partii Kaczyńskiego na stałe spadło w notowaniach poniżej 40%.

Zresztą i przed wyrokiem Trybunału sytuacja nie była komfortowa. PiS z trudem uzbierał większość sejmową w 2019 r., mimo że zanotował wzrost poparcia względem poprzednich wyborów. Prezydent Duda z kolei minimalnie wygrał z Rafałem Trzaskowskim w wyborach w 2020 r. Obniżenie poparcia po wyroku TK okazało się decydujące.

Brak zdolności koalicyjnej na skutek fatalnej strategii tejże partii spowodował, że tylko zdobycie samodzielnej większości pozwoliłoby Zjednoczonej Prawicy utrzymać władzę. W warunkach systemu wielopartyjnego jest to zadanie skrajnie trudne. Oczywiście Zjednoczona Prawica zdobyła taką większość w 2015 i 2019 r., co zrodziło refleksję, że trudność wcale nie jest tak duża, jak wszyscy sądzą, i warto wszystko postawić na kartę samodzielnych rządów, niż próbować wdawać się w trudne koalicje.

Ci, którzy wyczekiwali i nadal wyczekują powtórki z 2015 r., wydają się nie zdawać sobie sprawy z tego, że powtórzenie takiego wyczynu bez fundamentalnych zmian w funkcjonowaniu obozu Kaczyńskiego jest praktycznie niemożliwe. Po pierwsze, to naturalne, że po 8 latach część wyborców jest zmęczona władzą.

Nawet jeśli żaden pojedynczy „faul” nie wpłynął na notowania PiS-u, to dla wielu wyborców z 2015 i 2019 r. suma grzechów partii Kaczyńskiego odkładała się w pamięci. W 2023 r. elektorat w końcu powiedział dość. Wiele wskazuje na to, że tak szybko PiS-owi nie przebaczy.

Po drugie, prawicy nie sprzyja demografia. W ostatnich latach zmarło wielu wyborców PiS-u, a to właśnie w najstarszej grupie głosujących poparcie dla tej partii jest największe. Z kolei na rynek polityczny wchodzi pokolenie, które raczej nie będzie popierać działań PiS-u. Póki co nic nie zapowiada, aby to się zmieniło.

Po trzecie, okres poparcia dla PiS-u powyżej 40% był związany z dobrą koniunkturą gospodarczą i spokojem zewnętrznym. Dziś żadna partia w najbliższych latach takiego komfortu mieć nie będzie.

Po czwarte, w pierwszych latach rządów prawicy bezpośrednie transfery były czymś, co zrewolucjonizowało polską politykę i przyniosło nowych wyborców. Dziś przyszła koalicja rządowa nie tylko zapowiada utrzymania status quo, ale także kolejnych transferów. Jeśli więc ten program zostanie zrealizowany choćby częściowo, to obniży się poziom lęku wyborców socjalnych przed rządami koalicji KO-L-TD. W takim wypadku trudno będzie PiS-owi przyciągnąć wyborców z powrotem, jeśli partia dalej będzie bazowała na socjalnych obietnicach.

Problem nr 2 – utrata pluralizmu

Problem ze strategią Kaczyńskiego nastawioną na powtórzenie samodzielnych rządów Zjednoczonej Prawicy wynikał nie tylko ze złej oceny szans na realizację tego scenariusza, ale także z tego, że zubażał ofertę ZP, która została skierowana tylko do przekonanych. Kampania wyborcza, a szczególnie jej ostatni etap, okazał się symboliczny dla tego kursu.

I znów tak jak w przypadku finalnego braku zdolności koalicyjnej zubożenie oferty było efektem wieloletniego procesu. Jarosław Kaczyński już dawno temu podjął decyzję o tym, że należy zbudować partię na wzór wojskowy, gdzie z główną linią partii się nie dyskutuje. To właśnie takie założenie spowodowało ograniczenie pluralizmu i wypchnięcie z PiS-u kolejnych środowisk posiadających choć minimalną intelektualną i polityczną suwerenność.

Proces ten zaczął się już wiele lat temu. Wystarczy wspomnieć Marka Jurka, Ludwika Dorna, Pawła Kowala, Michała Ujazdowskiego, Pawła Zalewskiego i Jarosława Gowina. Oczywiście nazwisk można wymienić dużo więcej. Wszystkie te osoby łączyło to, że zwiększały potencjał prawicy – zarówno intelektualny, jak i wyborczy. Choć liczbowo elektorat wielkomiejskiej, centroprawicowej inteligencji nie jest duży, to pozostaje ważny ze względu na opiniotwórczość i pełnienie funkcji hamulcowego wobec antyelitarystycznego kursu.

PiS stopniowo stawał się partią integralnie rewolucyjną. Elementy konserwatywne były obecne tylko do czasu, kiedy nie wchodziły w konflikt z PiS-owskim rewolucjonizmem. Mogli w partii znaleźć się politycy mający epizod w PZPR czy PO, ale pod warunkiem, że w pełni akceptowali swoją rolę i totalną wojnę z resztą świata. To charakterystyczne, że Kaczyński wolał takich polityków niż integralnych konserwatystów, którzy mieli inne zdanie niż on na temat strategii politycznej partii.

Od początku strategia lidera PiS-u była ryzykowna, ponieważ oznaczała nie tylko wypychanie poza własny obóz kolejnych polityków i środowisk, które miały zdolność dotarcia do innych grup niż twardy elektorat partii. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że pomimo rozczarowania umiarkowanych prawicowych komentatorów przez ostatnie 8 lat spór w kwestii obrania strategii prawicy wygrywał Kaczyński, ponieważ jego podejście pozwalało władzę nie tylko zdobyć, ale i utrzymać.

Okazało się, że ponoszone straty z powodu odpływu wyborców centrowych są rekompensowane wyższą mobilizacją twardego elektoratu. Sukces powodował, że umiarkowani w partii nie wchodzili w spór, spuszczali głowę i pokornie przyjmowali wyrok dziejów.

Kluczowy wniosek z ostatnich wyborów jest taki, że strategia zwierania szeregów i konsolidacji przestała przynosić sukcesy. 15 października zobaczyliśmy jej ograniczenia i słabości. Okazało się, że Zjednoczona Prawica wyczerpała swoje możliwości rozwojowe w takim kształcie, jakim funkcjonowała dotychczas, i wpadła w pułapkę średniego wzrostu.

Realna jest perspektywa, w której PiS w najbliższych latach będzie, co prawda, potężną, ale jednak tylko opozycją mającą niewielkie szanse na odzyskanie władzy. Prawica może się znaleźć w sytuacji de facto kordonu sanitarnego niczym partie komunistyczne we Francji lub Włoszech po II wojnie światowej. Były bardzo silne, ale bez szans na rządzenie, chociażby koalicyjne.

Póki co głosy ze strony prawicowego komentariatu najbardziej zbliżonego z PiS-em zdają się zupełnie ignorować tę perspektywę. Cierpliwość i dyscyplina to główne recepty na odzyskanie władzy, jakie są podawane przez PiS-owskie media. Oczywiście refleksja na prawicy dopiero się zaczyna, a nie kończy, więc trudno przewidzieć jej ostateczną dynamikę.

Z pewnością głębokiej refleksji nie sprzyja wysoki wynik PiS-u. Gdyby porażka okazała się bardziej spektakularna, łatwiej byłoby wytworzyć klimat do rozmowy o zmianach. Obecny wynik może dawać złudzenie minimalnej porażki, którą należy po prostu przeczekać, aż władza znowu wróci, gdy tylko nadejdzie polityczna koniunktura.

PiS potrzebuje umiarkowania i centroprawicowych wyborców

PiS musi więc szukać nowych wyborców i odbudować zdolność koalicyjną. Oba te cele się uzupełniają i oznaczają rezygnację ze strategii gry w totalną polaryzację. Ta dziś w większym stopniu mobilizuje anty-PiS niż obóz prawicy.

Zmiana w partii Kaczyńskiego powinna polegać na osłabieniu w obozie prawicy frakcji „czerwonych”, twardogłowych rewolucjonistów i wzmocnieniu frakcji „białej” – umiarkowanych republikańskich państwowców – która jest skoncentrowana na modernizacji Polski w zgodzie z konserwatywnymi wartościami, instytucjonalnymi regułami i republikańskimi standardami, a nie rewanżyzmie na „liberalistokracji”.

Zjednoczona Prawica musi wrócić do realnej wielonurtowości, w której nurt umiarkowany i nie antyliberalny zajmują ważne miejsca. Ten nurt jest ważny przede wszystkim dla przeciągnięcia elit i opuszczenia niebezpiecznej pozycji partii wstydu, jaką zajmuje ZP w dużych miastach.

Aby odzyskać centrum, PiS musi mieć więcej takich polityków, jak Cieszyński, Emilewicz, Przydacz czy Płażyński, a mniej takich, jak Terlecki, Suski czy Tarczyński. Partia potrzebuje więcej „miękiszonów”, bo to oni mogą ściągnąć nowych wyborców i dać partii programowe odświeżenie.

Oczywiście nie chodzi tylko o ilość, ale także o znaczenie. Dotychczas umiarkowane skrzydło było ledwie w partii tolerowane, więc musiało celowo „utwardzać” przekaz, aby nie być zdekonspirowane jako element niepewny o liberalnym odchyleniu.

Najlepszym tego przykładem jest sam premier Morawiecki, który (początkowo bardzo umiarkowany) przez 6 lat na stanowisku próbował uwiarygadniać się przed elektoratem PiS-u poprzez agresywne ataki na PO.

Warto również przypomnieć, że w 2015 r. PiS odzyskał władzę tylko dlatego, że tuż przed wyborami pojawił się Paweł Kukiz, który stanowił pomost między wyborcami rozczarowanymi PO a PiS-em. Działo się tak zwłaszcza po wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, który w 2015 r. jawił się jako polityk z nieco innej gliny niż PiS-owski beton.

PiS wygrywał więc tylko wtedy, kiedy wychodził poza swój twardy elektorat. Zamiast „solpolizacji” powinna nastąpić „gowinizacja” prawicy. Nie chodzi jedynie o personalia, ale o to, żeby w końcu budować mosty z innymi, a nie je palić.

Wielonurtowość to nie tylko kurs do centrum czy umiarkowanie w ramach samej partii, ale także konieczność dialogu z innymi środowiskami. PiS nie ma już komfortu wyboru do współpracy jedynie ludzi, którzy posiadają w pełni partyjny mindset. Do przejęcia władzy to nie wystarczy.

Jeśli prawica chce odzyskać władzę, musi się nauczyć słuchać i współpracować z tymi, którzy mówią nieco innym głosem. PiS musi więc zrezygnować z sekciarskiej zasady „kto nie z nami, ten przeciw nam” na rzecz bardziej inkluzywnej „kto nie przeciwko nam, ten z nami”. Taka taktyka będzie zachęcała nowych wyborców do głosowania oraz stymulowała do intelektualnego fermentu.

Przede wszystkim stworzy to przestrzeń dla nowych, intelektualnie niezależnych osób. Świeżej krwi jak tlenu potrzebuje dziś prawica. Jednak tacy ludzie się nie pojawią, jeśli intelektualna niezależność w ramach obozu prawicy będzie karana, a nie nagradzana.

PiS powinien wyciągnąć wnioski z sukcesu PO. Tusk będzie rządzić, bo zgodził się na realną wielonurtowość i partnerstwo, choć pewnie w praktyce będzie niełatwe i naznaczone sporami, z Lewicą i Trzecią Drogą. PiS nie stworzy rządu, dlatego że nie miał „swojej” Trzeciej Drogi.

Proponowane zmiany są trudne, bo opór pojawi się nie tylko w partii. Także duża część prawicowego komentariatu musiałaby zmienić status quo i wyjść ze strefy komfortu. Jeszcze trudniejsze będzie przeproszenie się z ludźmi i ideami, z którymi walczono w ostatnich latach jak ze śmiertelnym wrogiem.

Zmiana byłaby więc podważeniem racji i pozycji wielu prawicowych autorytetów odgrywających rolę „gniazdowych” i od lat inicjujących te same przyśpiewki. Innej drogi niż fundamentalne zmiany, jeżeli prawica chce odzyskać władzę, po prostu nie ma.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.