Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Trzecia Droga to więcej niż kingmaker. Dlaczego Kosiniak-Kamysz powinien być premierem?

Trzecia Droga to więcej niż kingmaker. Dlaczego Kosiniak-Kamysz powinien być premierem? autor ilustracji: Julia Tworogowska

Od niedzieli trwa narastający spór o to, komu misję tworzenia rządu powinien powierzyć prezydent Andrzej Duda. Zjednoczona Prawica wskazuje na zwyczaj wyboru kandydata największej partii, Koalicja Obywatelska tłumaczy zaś, że wskazać należy lidera większości parlamentarnej, która jest zdolna utworzyć rządową koalicję, a tym jest Donald Tusk. W rzeczywistości jednak żadna z tych partii nie jest w stanie zbudować sejmowej większości bez Trzeciej Drogi. Fotel premiera dla Władysława Kosiniaka-Kamysza jest nie tylko logiczną konsekwencją układu sił, ale też jedynym scenariuszem nowego otwarcia.

Medialna obudowa wyborów bardzo szybko zdążyła nam zniekształcić rzeczywisty obraz niedzielnych wydarzeń. Bo przecież wyborów ani nie przegrał Kaczyński, ani nie wygrał Tusk, lecz wygrali ją symetryści, którzy wskazali na Trzecią Drogę, czyniąc ją języczkiem u wagi. I jak by się opozycyjni dziennikarze nie nagimnastykowali, tłumacząc, że jedna lista zrobiłaby lepszy wynik, a każdy głos na opozycję jest głosem na Donalda Tuska, nie zafałszują rzeczywistości – wyborcy z jakichś powodów nie dali wyraźnej większości żadnej ze stron PO-PiS-u.

Wbrew usilnym próbom podporządkowania sobie przez Donalda Tuska Trzeciej Drogi, na ostatniej prostej to właśnie ta partia stała się rozgrywającym, zgarniając aż 46,92% liczby głosów oddanych na KO (6 629 402 vs. 3 110 670) i otrzymując 41% jej mandatów w parlamencie (157 vs. 65). Chociaż więc dysproporcja siły w słupkach poparcia wygląda na większą, to w liczbach bezwzględnych Trzecia Droga uzyskała niemal połowę liczby głosów zdobytych w tych wyborach przez Koalicję Obywatelską.

Żeby wybrzmiało to jeszcze wyraźniej – Donald Tusk nie wygrał tych wyborów, ale to Trzecia Droga przyniosła mu zwycięstwo na tacy. Komentatorzy opisujący scenariusze kolejnych dni zdają się przechodzić nad tym faktem do porządku dziennego, jakby Trzecia Droga „meldowała wykonanie zadania” i mogła odpocząć, patrząc jak Koalicja Obywatelska rozdaje stanowiska przy okazji rozpisywania składu nowego rządu. Doprawdy, dziwna to sytuacja, w której partia nie wygrywająca wyborów jest tak bardzo pewna swego.

Oczywiście to wina PiS-u, że czuje się ona tak mocna. Na łamach Magazynu Kontra pisze o tym Kacper Kita: „Podstawową przyczyną tego, że to Platforma Obywatelska będzie prawdopodobnie rządzić Polską przez kolejne cztery lata, jest jednak akoalicyjność PiSu, która jest fenomenem na skalę europejską.

W żadnym innym państwie partia mająca poparcie ponad 30% nie jest pozbawiona zdolności formowania sojuszy na poziomie krajowym. Koalicje rządowe są czymś normalnym w Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii, Rumunii, Czechach… Nawet Erdogan w Turcji był w stanie uratować swoją władzę, budując koalicję z MHP”.

Z jednej strony PiS zapracował sobie na swój wizerunek partii absolutnie niekoalicyjnej natomiast z drugiej, jednoznaczne wypowiedzi liderów Trzeciej Drogi, że koalicji z PiS-em robić nie zamierzają, mocno zawęziło tej formacji drogę do przekonujących negocjacji z Koalicją Obywatelską. Liderzy Trzeciej Drogi sami wręczyli nieproporcjonalnie mocne karty Koalicji, wiążąc sobie ręce chęcią uwiarygodnienia się przed antypisowskim elektoratem.

Ale przecież nie takie wolty widziała polska polityka. Wspomnijmy tę najważniejszą, jaką było niepowstanie rządu PO-PiS-u w 2005 r., po którym co prawda ogromna liczba wyborców miała wyborczego kaca, ale który jednocześnie wywrócił dotychczasowy stolik, tworząc zupełnie nowy podział polityczny dominujący naszą wyobraźnię na (jak na razie) niemal dwie dekady. Te wybory uchyliły nowe okno możliwości.

Wybierając niezależność, Trzecia Droga może stworzyć nową dynamikę na polskiej scenie politycznej, tym bardziej, że sprzyja jej czas. Znajdujemy się bowiem na początku nowego cyklu wyborczego – samorządowego, europejskiego i prezydenckiego, a więc czasu, w którym polityka nabiera zupełnie innej wagi.

Jeśli Trzecia Droga stanie się jedynie skrzydłowym Koalicji Obywatelskiej, a nie zaatakuje podium, z biegiem czasu i tak zostanie rozbita i skonsumowana lub zmarginalizowana. A przecież ma dziś wszelkie argumenty, aby stać się nową partią ludową, łącząc wiejski elektorat PSL-u z tym miejskim i umiarkowanym reprezentowanym przez Polskę 2050.

Ta świadomość musi pchać Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza do współpracy i wzajemnego wzmacniania, bo tylko to sprawi, że obaj będą rosnąć kosztem dwóch największych konkurentów. Nieprzypadkowo przecież tak wiele czasu poświęcił Kaczyński i Tusk na ich marginalizację – z dużym trzecim graczem utrzymanie swojego poparcia samą polaryzacją i polityką tożsamościową, a nie polityczną ofertą, stanie się coraz trudniejsze.

Trudno sobie wyobrazić dziś Władysława Kosiniaka-Kamysza grożącego utworzeniem przez Donalda Tuska rządu z PiS-em. Ale przecież w rzeczywistości Trzecia Droga stoi przed takim wyborem – kingmakera wręczającego insygnia władzy Kaczyńskiemu lub Tuskowi. Właściwe pytanie brzmi jednak inaczej: dlaczego właściwie nie sięgnąć po nie samemu?

Kaczyński zapowiedział już dawno, że piastuje ostatni raz funkcję szefa PiS-u. Po jego partyjnej „abdykacji” z pewnością nastąpi okres bezkrólewia. Tusk pozbawiony jest dawnego powabu, posiadając gigantyczny negatywny elektorat i niepotrafiący wygrać wyborów po 8 latach władzy PiS-u. Czy nie jest to najlepszy moment, aby ruszyć kostki domina i zacząć nową epokę w polskiej polityce?

Nie tylko patrząc z tak szerokiego kąta premierostwo Władysława Kosiniaka-Kamysza wydaje się mieć solidne podstawy. To też argumenty czysto partykularne, wynikające chociażby z czynników zewnętrznych. Dzisiejsze dyskusje o prezydencie, który nagle zaczyna się uśmiechać do nowej większości i Donalda Tuska, można sobie włożyć między bajki.

Należy spodziewać się kohabitacji z czasów Lecha Kaczyńskiego, z tym samym poziomem medialnej otoczki, jaką pamiętamy sprzed katastrofy smoleńskiej. Dwa lata szarpania się, w których debata publiczna skupiać się będzie na tym, czy to Pałac Prezydencki, czy Kancelaria Premiera odpowiedzialna jest za wszelkie zło, jakie dotyka Polskę.

Dodatkowo nie liczcie na nową jakość debaty publicznej jako takiej. Jak pokazało wiele badań, twardy elektorat Koalicji Obywatelskiej jest jeszcze bardziej negatywnie nastawiony wobec elektoratu PiS-u niż odwrotnie. Emocja politycznej zemsty będzie ogromna, więc polityka TKM (Teraz K***a My) stosowana po 2015 r. będzie stosowana z równie wielką siłą i medialnym uzasadnieniem mówiącym o przywracaniu ładu i porządku.

Zarówno w przypadku kontaktów z prezydentem i efektywności polityki, jak i w zahamowaniu rewanżystowskich emocji w Koalicji Obywatelskiej, przeciwdziałać może tylko ktoś spoza dwublokowego układu. Inaczej próżno szukać widoku na „narodową zgodę, ale spodziewać się raczej należy nowej odsłony wojny totalnej przeciwstawnych sobie ośrodków władzy, o której zapomnieliśmy tak naprawdę po 2010 r.

Na koniec wreszcie – trudno wyobrazić sobie magnetyzm gabinetu Donalda Tuska działający na posłów Zjednoczonej Prawicy czy nawet Konfederacji. Jeśli nowa większość chciałaby rządzić bez Lewicy, to gabinet sformowany przez Władysława Kosiniaka-Kamysza mógłby stanowić atrakcyjną ofertę dla umiarkowanych posłów z dalszych poselskich ław, którym łatwiej byłoby wytłumaczyć się ze zmiany politycznych barw, dołączając do rządu formowanego pod auspicjami Trzeciej Drogi.

Argumentów za premierostwem Władysława Kosiniaka-Kamysza jest dużo i właśnie dlatego nie wierzę, że nakreślony przeze mnie scenariusz się zrealizuje. Tam, gdzie wchodzi w grę ambicja starych wyjadaczy oraz zagorzałość medialnego komentariatu, to emocje, a nie kalkulacja biorą górę.

Jeśli nic się nie zmieni, to pozostanie nam obserwować kolejną partię PO-PiS-owej gry. Rozgrywki, którą – co by nie mówić – stworzyli swoją polityczną brawurą Tusk i Kaczyński w 2005 r.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.