Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Dorosłe dzieci autorytaryzmu. Współczesna tożsamość Niemiec Wschodnich

przeczytanie zajmie 12 min
Dorosłe dzieci autorytaryzmu. Współczesna tożsamość Niemiec Wschodnich Upadek muru berlińskiego, autor zdjęcia: Raphaël Thiémard; źródło: wikimedia commons; Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0

Mówiąc „Niemcy”, mamy często na myśli Niemcy Zachodnie. Wschód kraju ma swoją odrębną tożsamość, często nieznaną w Polsce. Współczesne sukcesy AfD są zakotwiczone w pozostałościach historii komunistycznej w NRD. Wschodnie landy pozostają mentalnie bliskie Rosji i Białorusi.

Jakiś czas temu odwiedziłem Niemcy Wschodnie i zatrzymałem się we Frankfurcie nad Odrą. Z balkonu mojego hotelu miałem ładny widok na Słubice w Polsce, otaczający mnie krajobraz Odry, pięknie oświetlony w nocy most, który łączy oba kraje. Co więcej, byłem na tyle blisko, by na żywo zobaczyć śmierć jednej lub więcej osób w głębinach rzeki.

To było burzliwe lato, nurt bardzo silny po ulewnych deszczach. Patrzyłem na przeciwległy brzeg. W półmroku nagle zobaczyłem wiele migających niebieskich świateł. Na początku nie było jasne, co się dzieje. Widziałem tylko, że policjanci zbierają się nad brzegiem wody, szukają kogoś.

Woda niesie dźwięk, bardzo dobrze słyszałem krzyki. Nieco później po niemieckiej stronie, tuż pod moim balkonem, ustawili się niemieccy policjanci, którzy również obserwowali sytuację, a ja dowiedziałem się więcej z radiowych relacji. Stało się oczywiste, że kilka osób chciało przekroczyć rzekę, co najprawdopodobniej oznaczałoby śmierć. Ludzi porwałby prąd.

Słyszałem, jak policjanci w Słubicach krzyczeli do pływających, że chcą im pomóc. Ludzie za nic nie chcieli wyjść z wody, jeden z policjantów w końcu krzyknął: „Kurwa, komm heraus!” (pol. wyskakuj) w imponująco dwujęzyczny sposób. Chwilę później spróbowali po angielsku. Mówili tonem, jakiego używa się wobec obcokrajowców lub (w tym przypadku) uchodźców.

Czytałem w raportach policyjnych Frankfurtu nad Odrą, że takie incydenty wcale nie są rzadkie. Stały się rutyną. Po zakończeniu akcji włączyłem telewizor w hotelu i znalazłem serial dokumentalny o murze w NRD i wschodnioniemieckich uchodźcach zmierzających na Zachód. Wielu z nich utonęło, np. dlatego że próbowali przedostać się przez Morze Bałtyckie do Niemiec Zachodnich.

Postać uchodźcy jest nierozerwalnie związana z historią tego dziwnego, 40-letniego państwa wschodnioniemieckiego, a także z regionem, który dziś nadal zajmuje szczególne miejsce w zjednoczonej Republice Federalnej. Niemcy Wschodnie były bramą dla ogromnej liczby niemieckich uchodźców z utraconych terenów wschodnich. Wielu z nich z pewnością nie zostało powitanych z otwartymi ramionami.

NRD jest szczególnym przypadkiem, ponieważ przez cały okres swojego istnienia miała ujemny przyrost naturalny z powodu emigracji. Kluczową datą w jej historii było wzniesienie muru 13 sierpnia 1961 r., a przez kolejne dziesięciolecia jej tożsamość opierała się na pozostaniu w kraju lub odgraniczeniu się od Zachodu.

Nawet 30 lat po upadku komunizmu uchodźca ponownie odgrywa kluczową rolę w dyskursie politycznym w Niemczech. Lokalni mieszkańcy przenoszą się na Zachód, a ludzie z innych części świata imigrują. Jedna partia w szczególności wykorzystuje to do osiągnięcia błyskawicznego wzrostu notowań wśród wyborców.

Białoruś we Wschodnich Niemczech

Nowe bundeslandy wciąż stanowią odrębną całość w ramach Niemiec, co czasami nie jest w pełni zrozumiałe w Polsce. Mówimy Niemcy, ale mentalnie mamy na myśli głównie Niemcy Zachodnie. To trochę tak, jakbyśmy, patrząc na Wschód i mówiąc o wschodniej autokracji, mieli na myśli przede wszystkim Rosję, a nie Białoruś. W rzeczywistości Białoruś ma pewne cechy wspólne z Niemcami Wschodnimi, a Polska w pewien sposób graniczy z kulturą „białoruską” na Wschodzie i Zachodzie.

Różnice między nimi są oczywiste, absurdem byłoby stawiać znak równości między autorytarnym państwem Białorusi a Niemcami Wschodnimi. Na Zachodzie mamy w pełni funkcjonalną demokrację, na Wschodzie autokrację. Ogromnie ważną różnicą jest fakt, że niepodległość państwa wschodnioniemieckiego została utrzymana przez dyktaturę wbrew woli ludności (choć bynajmniej nie wszystkich).

Na Białorusi demokratycznie myśląca opozycja i legalnie wybrany rząd chcą utrzymać niezależność narodową od Rosji zgodnie z wolą ludności (choć również bynajmniej nie wszystkich), podczas gdy postawa dyktatora i jego kliki jest co najmniej ambiwalentna.

Można jednak dostrzec podobieństwa między narodem białoruskim a narodem „wschodnioniemieckim”. W Niemczech mówienie o narodowej niezależności Wschodu to w zasadzie temat tabu. Przyznaje się jedynie politycznie nieszkodliwą kulturową frazę Ostalgie od słowa Ost (wschód) i nostalgii. Różnice między Zachodem a Wschodem w XX w. były tak duże, że wykształtowała się tam odrębna tożsamość narodowa.

Niemcy Wschodnie to nie Austria ani Szwajcaria, które pomimo wspólnego języka niemieckiego mają zdecydowanie odmienną tożsamość od Niemiec. Stopień świadomości narodowej jest w zasadzie nie mniejszy niż na dzisiejszej Białorusi. Jakie są podstawy narodowego wizerunku naszych sąsiadów?

Białoruś opiera swoją niepodległość przede wszystkim na Księstwie Połockim i przynależności do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Niemcy Wschodnie naturalnie kojarzą się z ogólnoniemiecką historią, a przede wszystkim z Prusami. Można jednak mówić o pewnej schizofrenii, ponieważ chociaż pruskość miała kulturowo oczywiste skutki, np. w NRD pruski militaryzm, to nie zajmowała lub nie zajmuje pierwszego miejsca w oficjalnym dyskursie. Jest raczej przemilczana.

Jak wiadomo, Białoruś oficjalnie opiera swoją tożsamość przede wszystkim na pamięci o walce partyzanckiej i sowieckim oporze w wielkiej wojnie ojczyźnianej. Polacy czasami zarozumiale mówią, że Białorusini „nie mają nic innego” w swojej historii. Istnieje godna uwagi analogia do NRD, która opierała się przede wszystkim na tradycji komunistycznego oporu wobec kapitalizmu, a następnie faszyzmu, który był oczywiście postrzegany jako kontynuacja tego pierwszego. To również stanowiło raczej słabą podstawę do uważania się za naród sam w sobie, tym bardziej, że wielu niemieckich komunistów nie przetrwało czystek lat 30., nie tylko tych nazistowskich.

Ma to wątłe podstawy również dlatego, że nie jest oczywiste, w jaki sposób walka partyzancka w białoruskich lasach lub ruch robotniczy w niemieckich miastach różnią się od innych teatrów światowej rewolucji poza czynnikiem lokalnym. Ponadto, zwłaszcza we wczesnych latach NRD, akcent kładziony na brak narodowej samowoli został uznany za rację stanu. Niemcy Wschodnie były dumne z tego, że nie są już narodowe.

Konieczne były liczne intelektualne wolty. Jeszcze w czasach wielkiej ojczyźnianej przyjaźni między Rosją a Trzecią Rzeszą ci komuniści, którzy niedawno otrzymali dyrektywy z Moskwy, tłumaczyli przerażonym lewicowym wygnańcom z Niemiec, że narodowy socjalizm jest po prostu „niemiecką drogą do socjalizmu”.

Pokusa „titoistyczna”, tj. narodowej drogi do socjalizmu, pojawiła się krótko po II wojnie światowej, ale została bardzo szybko zduszona i (np. w przeciwieństwie do Polski czasów Gomułki) odgrywała później mniejszą rolę. NRD poszła inną drogą – zawsze prezentowała się jako wzorowy, socjalistyczny uczeń bardziej papieski od papieża. Na Kremlu władze często irytowała, ale też i bawiła, nadgorliwość kujona.

To nie przypadek, że pod koniec lat 80., gdy komunizm ulegał erozji na całym świecie, wschodnioniemieccy przywódcy w odpowiedzi na „socjalizm z ludzką twarzą” ogłosili zasadę autorytarnego „socjalizmu w barwach NRD” i całkowicie zaprzeczyli rzeczywistości. Stało się tak z pewnością również dlatego, że byli obrażeni na Związek Radziecki. Pod rządami Gorbaczowa ZSRR nie akceptował już tego, że niemiecki honor to wierność.

Świetlana przyszłość przed socjalistycznym NRD (w głowach społeczeństwa)

NRD była państwem frontowym socjalizmu, przeciwstawiającym się barbarzyństwu z Zachodu. Ponieważ Niemcy komunistyczne tak bardzo kochały pokój, a NATO tylko czekało, by rozpocząć nową wojnę w imię Coca-Coli i Myszki Miki, stały się one najbardziej zmilitaryzowanym społeczeństwem w Europie Wschodniej.

To orwellowskie dwójmyślenie znalazło najlepsze warunki na niemieckim wschodzie. Jeśli spojrzymy na filmy z procesjami, pochodniami, masowymi marszami, kultem Stalina, który był jeszcze bardziej sykofantyczny, aklamacjami ludzi, które brzmiały jak „Heil!”, możemy zapytać: „Chwileczkę, czy to nie jest coś, co Niemcy już przerabiali pod innym sztandarem?”.

Podobnie, gdy przyjrzymy się NVA, Narodowej Armii Ludowej, założonej w 1956 r. W swojej estetyce niemiecka Bundeswehra na Zachodzie unikała odniesień do narodowosocjalistycznej przeszłości (czy jej się to udało, to inna historia). W NVA widać szare mundury polowe, pruskie marsze, język i formę, które wbrew oficjalnemu rozgraniczeniu były całkowicie inspirowane Wehrmachtem. Gdyby armia miała istnieć do dziś, jedyną rzeczą, jaką mogłaby zrobić, aby wydawała się taka sama, ale oznaczała coś zupełnie innego, byłoby umieszczenie dużego Z na pośladkach każdego żołnierza za pomocą żelazka do znakowania.

Po wybudowaniu muru reżim na początku się ustabilizował. Jeśli można mówić o jakimś „złotym wieku” NRD, to są to lata 60. Dekadę cechowała orientacja technokratyczno-futurystyczna. Bardziej niż jakiekolwiek inne państwo w bloku wschodnim NRD była zafiksowana na przyszłość i radykalne odejście od historii. Budowa muru w 1961 r. oznaczała drugie założenie państwa i nowy początek. W kulturze rozliczenie się z narodowosocjalistyczną przeszłością (innych, nie własną) ustąpiło miejsca entuzjazmowi wobec socjalistycznej przyszłości.

Lot kosmiczny Gagarina w kwietniu 1961 r., kilka miesięcy przed budową muru, miał ogromne znaczenie dla samopoczucia Wschodnich Niemców. Prawdopodobnie najważniejsza powieść literatury wschodnioniemieckiej, Podzielone niebo (niem. Der geteilte Himmel) Christy Wolf, rozgrywa się mniej więcej w tym czasie. Dobrze można w niej zobaczyć chęć ludzi, by w końcu udomowić się w swojej nowej republice w momencie, gdy oddzielenie od starych Niemiec stało się faktem.

Nastrój powieści jest melancholijny. Ludzie zostawili za sobą część własnej tożsamości, być może jakieś historie miłosne, ale od tego momentu ważne było patrzenie w przyszłość. W latach 60. rzeczywiście nastąpił niezwykły skok modernizacji, co oczywiście miało też swoje ciemne strony. Ludzie mieli nadzieję, że cybernetyka przyniesie utopijne rezultaty w gospodarce i że NRD szybko wyprzedzi Zachód.

Swojska i odgrodzona od liberalizmu NRD

Wraz z latami 70. i 80. nadeszły wielka stagnacja, masowy kryzys gospodarczy i desperackie polowanie na obcą walutę z zagranicy. Pojawiło się też coś, co można nazwać lewicowym konserwatyzmem. Walter Ulbricht został zastąpiony przez Ericha Honeckera, który był najbardziej kojarzony ze swoją pasją do polowań, hobby związanym z jednym z najbardziej tradycjonalistycznych środowisk w Niemczech. Gdyby ateista Honecker darzył szczególną czcią św. Huberta i zachował konserwatywną miarę w masowym wystrzeliwaniu (zwierzyna była sprowadzana z wielu innych krajów socjalistycznych, aby satrapa mógł się bawić), trudno byłoby go odróżnić od jakiegoś niemieckiego arystokraty.

Ludzie popadli w kolejną skrajność. Przedstawiłem krótko lata 60., by pokazać kontrast. W Polsce narodowy komunizm już w poprzednich dekadach dążył do kulturowego powiązania z polską historią. W Niemczech Wschodnich stanowiło to niemal temat tabu. W NRD na nowo odkrywano niemiecką kulturę w momencie, gdy rzeczywistość stawała się coraz bardziej szara. Ludzie szukali schronienia w tym, co historyczne.

Ogromne znaczenie miało to, że po stronie wschodnioniemieckiej znajdowały się takie ośrodki, jak Weimar i Jena, główne miejsca epoki klasycyzmu i niemieckiego romantyzmu. Podobnie było z dziedzictwem pruskim. Zdecydowanie najpopularniejszymi filmami były adaptacje baśni. Bezwzględnie należy jednak podkreślić, że nic z tego w żaden sposób nie znalazło odzwierciedlenia w języku rządu.

Tam unikano narodowych odniesień, a oficjalnie wciąż pozostawano najwierniejszym interpretatorem socjalizmu. Stało się coś, co można nazwać absolutną ucieczką obywateli do sfery prywatnej. Rząd i ludzie nie mówili już tym samym językiem. Nawiasem mówiąc, warto zastanowić się, czy nie jest to nadal tak postrzegane w Niemczech Wschodnich. W związku z tym przyjęło się mówić o latach łabędziego śpiewu NRD jako o socjalistycznym biedermeierze.

Biedermeier to okres w XIX w. między wojnami napoleońskimi a 1848 r. w Niemczech. Jego cechami charakterystycznymi było wycofanie się do sfery prywatnej, odrzucenie jakiegokolwiek udziału w polityce (brak zainteresowania demokracją) i ciepła atmosfera domowa (swojskość). Dla zobrazowania polecam wygooglowanie dzieł malarza Carla Spitzwega. Śmiem twierdzić, że nie ma lepszej ilustracji tego, jak Niemcy wyobrażają sobie raj na ziemi. W pamięci społeczeństwa Wschodnich Niemiec podobna słodko-nostalgiczna atmosfera panowała przez ostatnie 2 dekady istnienia NRD, tyle że prawdopodobnie z agentem Stasi w tle.

Nieoficjalnie przyszłość została zniesiona. Prawie powszechnie ateistyczna ludność NRD zapomniała o niebie, wielkich projektach, wchłonięciu w nieskończoność, transcendencji i uniwersalizmie. Mało kto wierzył w państwową propagandę. Nic nie byłoby postrzegane jako bardziej niepokojące niż prawdziwa rewolucja w komunistycznych Niemczech.

Głównym życzeniem było raczej to, by jak najdłużej utrzymało się wszystko tak, jak jest. By nic się nie zmieniło. Prywatne życie większości ludzi okazywało się całkiem znośne. Wiele osób pamięta, że przyjaźnie były głębsze, a ludzie bardziej solidarni. W jakimś sensie był to dobry czas, jeśli tylko obyło się bez mniej chlubnych kwestii, takich jak podróżowanie czy wolność słowa. Steffan Wolle, jeden z najważniejszych ekspertów historycznych w tym temacie, nazwał swoją pracę na ten temat Błogi świat dyktatury.

Zamiast dużych (zjednoczonych) Niemiec pojawiło się uznanie dla małej, ciasnej, ale własnej ojczyzny kwitnącej dzięki odgraniczeniu od wszystkiego, co obce. Z władzą zapewniającą prawo i porządek. Gdzieś w oddali majaczyła wspierająca rząd potężna Rosja, konserwatywny bastion przeciwko korodującym wpływom, takim jak demokracja i liberalizm, które mogą tylko zachwiać idealnym światem.

Niemcy (Wschodnie) B

I nagle katastrofa. Najstraszniejsze wydarzenie geopolityczne XX w. Upadek wspaniałego Związku Radzie…, nie, mam na myśli oczywiście Niemiecką Republikę Demokratyczną. I to nie w 1991 r., ale, jak wiemy, wraz z upadkiem muru w 1989 r.

Nie jest to oczywiście katastrofa dla wszystkich tych ludzi, którzy wolą samostanowiące życie w wolności od dyktatury. Duże metropolie, takie jak Berlin, Drezno i Lipsk, rozkwitły i otworzyły się na wszelkiego rodzaju wpływy zewnętrzne. Trudno nazwać je inaczej niż enklawami Niemiec Zachodnich na Wschodzie, nawet jeśli lokalny patriotyzm czasami kultywuje wschodnioniemieckie dziedzictwo.

Inaczej sytuacja wyglądała w Niemczech Wschodnich B, gdzie szybko ukazał się ponury brak perspektyw. Nowe władze w latach 90. były oddane praworządności, szanowały prawa człowieka i nie prześladowały już tak brutalnie ludzi za nieprzestrzeganie prawa. W rezultacie łatwiej było wyładować swoją frustrację na innych. Rodziła się przemoc, domy uchodźców płonęły, a neonaziści i Antifa stoczyli ze soba wiele bitew.

Dla młodzieży bez perspektyw swastyka stała się najbardziej rażącym symbolem odrzucenia nowego porządku, ponieważ Republika Federalna zdefiniowała się właśnie poprzez przezwyciężenie swojej narodowosocjalistycznej przeszłości. Podczas gdy Niemcy Zachodnie poradziły sobie z tym w sposób wzorowy po 1945 r., sytuacja na Wschodzie była bardziej skomplikowana.

W końcu wcześniej w NRD narracja była taka, że kapitalistyczni „faszyści” zostali pozbawieni władzy, a cała ludność wschodnioniemiecka została wyzwolona i wszyscy znaleźli się w obozie zwycięzców. Denazyfikacja nie była już konieczna, a nawet z definicji nie mogła istnieć, ponieważ komunizm jest przeciwieństwem faszyzmu. Tak więc narodowosocjalistyczny nurt zawsze w głębi pozostawał żywy w Niemczech Wschodnich. Z całą mocą wrócił na powierzchnię po 1989 r.

Syndrom sztokholmski Wschodnich Niemców wobec Rosji

Napisałem ten artykuł dlatego, że zapytano mnie, dlaczego Niemcy Wschodni tak bardzo kochają Rosję, mimo że cierpieli w komunizmie. Skąd bierze się ich syndrom sztokholmski? Jak wyjaśniłem, powody są zakorzenione w nowoczesnej historii. Podprogowa pamięć o wielkości Prus w czasach sojuszu z Rosją może odgrywać jakąś rolę, ale nie przeceniałbym tego czynnika.

Niemcy na Wschodzie padli ofiarą jednej z największych fal gwałtów w historii ludzkości z rąk Armii Czerwonej. Szacunki wahają się od kilkuset tysięcy do 2 milionów. Reżim NRD był dyktaturą, która łamała wolność i sumienia swoich obywateli, a wielu z nich doprowadziła do śmierci. Gospodarka została zniszczona przez komunizm. Widać wyraźną dysproporcję między Zachodem a Wschodem. Wschodnioniemiecki przemysł niszczył przyrodę, bo dokonywał nadmiernej eksploatacji i lekceważył ochronę środowiska.

A jednak to tylko jedna część tej historii. Ludzie zadomowili się w biedermeierowskiej dyktaturze. Nawet jeśli często nie było to dobre życie, w pamięci pozostał nostalgiczny urok przeszłości oraz poczucie bezpieczeństwa tamtych lat. Na Zachodzie panował kapitalizm, który w narracji komunistów zawsze był na skraju upadku i znajdował się w permanentnym kryzysie (wrażenie to zostało wzmocnione po kryzysie naftowym z 1973 r.), podczas gdy uzbrojona NVA i Armia Radziecka zapewniły, że czerwony Wschód pozostał wyspą błogosławionych.

Można by to dziś porównać z chińskim przekonaniem, że dzięki wysiłkom rządu Chińska Republika Ludowa bardzo łagodnie przeszła przez kryzys covidowy, podczas gdy od granicy praktycznie zaczęły się wyludnione tereny jak po apokalipsie zombie, i że bezpiecznie jest tylko w Chinach. Można także wskazać analogię ze straszliwym głodem w Polsce i desperackimi próbami zdobycia kaszy gryczanej przez naszych rodaków na Białorusi, przynajmniej w relacji Łukaszenki.

Oczywiście mało kto wierzy w taką propagandę (chociaż…), ale wielu zwykłych obywateli marzyło o podróżach, zachodnich produktach i globalizacji. Stąd euforia po upadku muru. Trudno jednak przecenić rozczarowanie latami 90. Chociaż kanclerz Kohl obiecał „kwitnące krajobrazy” na Wschodzie, a Zachód zapłacił ogromne transfery na rzecz Wschodu, bańka wielu ludzi pękła. Kapitalizm nie okazał się rajem.

Również dzięki wolnej prasie nagle stało się jasne, że Niemcy Wschodnie są dotknięte bezrobociem, narkotykami, przestępczością i ekstremizmem. Ossi spotkał się również z paternalizmem Wessis (Niemcy Wschodni i Zachodni), czego również nie należy lekceważyć. Triumfalizm z Zachodu i mniej lub bardziej subtelne poczucie porażki na Wschodzie powodowały poczucie bycia narodem „przegrywów” historii. Sporo osób postrzega dzisiejszą nędzę Wschodu jako konsekwencję połączenia Niemiec, a nie coś, co zaczęło się dużo wcześniej.

Wielu nie potrafi widzieć świata w inny sposób niż putinowski, czyli podzielonego na duże bloki, w których wielkie imperia mają do powiedzenia wszystko, a małe narody nic. Tak jak kiedyś nie mogli sobie wyobrazić, że Rosjanie pozwolą im swobodnie o czymkolwiek decydować, tak dziś widzą zjednoczoną Republikę Federalną zdominowaną przez Amerykanów.

Jest to powszechna narracja wśród prawicowych ekstremistów, która staje się ostatnio coraz bardziej popularna. Przez długi czas wydawało się nie do pomyślenia, że Rosja przestanie istnieć jako mocarstwo ochronne, ale tak się stało. Podsyca to nadzieje, że Amerykanie mogą również zniknąć z powodu własnego kryzysu ostatnich dziesięcioleci, a Rosjanie powrócą.

Ameryka kojarzy się z poczuciem porażki NRD, „nagłym” pojawieniem się bezrobocia, masową depresją, chorobami cywilizacyjnymi, poprawnością polityczną, upadkiem wartości, indywidualizmem, ucieczką kobiet na Zachód i pozostaniem w swoich stronach mężczyzn niechętnych zmianom na Wschodzie. I oczywiście z uchodźcami, którzy stanowią uosobienie inwazyjności, wtargnięcia obcego do idealnego świata.

Autorytaryzm obiecuje swojskość, ochronę i odgraniczenie od zła. Pokusa istnieje na całym świecie,  zwłaszcza tam, gdzie rzeczywiste zakorzenienie w uniwersalnej historii ludzkości zostaje zastąpione bezmyślną, wąską, partykularną tożsamością. Odpowiedzią może być tylko uniwersalizm, który jako jedyny umożliwia lokalną samoświadomość opartą na większej wspólnocie wartości niż tylko narodowa.

Niemcy Wschodnie i Białoruś odcięły się od swojej historii, oddzieliły się lub zostały oddzielone od tego, co nadawało ich narodom treść. To zakotwiczenie zostało zlikwidowane na rzecz konstruktu wyobrażonej wspólnoty państw komunistycznych. We wczesnych latach rozwoju komunizmu na Wschodzie wciąż istniała nadzieja na nowy, socjalistyczny uniwersalizm. Później ludzie byli zadowoleni z własnego bloku, wspomnianej wyżej tożsamości odgrodzonego od reszty świata raju. Kiedy ustrój się rozpadł, Białoruś stała się skansenem tej pamięci, śmiesznym, sowieckim imperium wielkości 207 000 km², natomiast niektórzy w Niemczech Wschodnich tęsknią dziś za ponowną ochroną przez mury i mundury.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.