Polskę i Ukrainę łączy nie tylko nienawiść do Rosji
Wolność republikańska to ideał oddający narodowy charakter zarówno Polaków, jak i Ukraińców. Oprócz nienawiści do Rosji i ambiwalentnego stosunku do Zachodu łączy nas również podobne rozumienie pryncypiów politycznych. Musimy nauczyć się o tym opowiadać, jeśli zależy nam na czymś więcej niż tylko chwilowym zbliżeniu, które jest dziś efektem geopolitycznej wspólnoty interesów.
Potrzeba własnej opowieści
Własna opowieść zakorzeniająca nas w rzeczywistości cywilizacyjnej i polityczno-geograficznej wymaga oryginalnego języka i dyskursu. Gdy myślę o wspólnej opowieści Polaków, Ukraińców i Białorusinów, to wiem, że nie pomoże w tym pojęcie Europy Wschodniej, ponieważ nie jest ono tworem narodów zamieszkujących ziemie na wschód od Niemiec oraz na zachód od Rosji. Powstało w Europie Zachodniej w okresie oświecenia. Wcześniejszy podział na cywilizowane Południe oraz barbarzyńską Północ był już nieaktualny.
Amerykański historyk, Larry Wolff, w książce Wynalezienie Europy Wschodniej. Mapa cywilizacji w dobie Oświecenia powinno być wnikliwie studiowane przez polską elitę. Historyk stara się dowieść, że tytułowa mapa cywilizacji europejskiej ma od XVIII w. charakter ideologiczny i została narzucona przez zachodnich intelektualistów reszcie Starego Kontynentu. W tej koncepcji cywilizowana Europa Zachodnia potrzebowała wyobrażenia peryferyjnej, biednej, nierozwiniętej i niecywilizowanej Europy Wschodniej jako własnego dopełnienia, aby samemu się zdefiniować na zasadzie negatywnego odbicia – przeciwieństwa egzotycznych barbarzyńców.
Wolff pisze, że „poczucie obcości po części jest kwestią różnic gospodarczych, przepaści między bogactwem Europy Zachodniej i biedą Europy Wschodniej. Jednak różnice te z natury rzeczy obrosły w skomplikowaną i zawiłą skorupę uprzedzeń kulturowych. Żelazna kurtyna zniknęła, ale cień pozostał”. Dlaczego tak się stało? 300-letni dyskurs i wyobrażenia okazują się silniejsze niż zmiany polityczne i deklarowana otwartość.
Jeden z najważniejszych dzisiejszych ukraińskich pisarzy i intelektualistów, Jurij Andruchowycz, mawiał (dość zbieżnie z Wolffem), że kraje na wschód do Bugu jawią się Europie Zachodniej jako „coś innego”. Po opadnięciu kurzu po wydarzeniach pomarańczowej rewolucji w 2004 r. pisał, że w oczach zachodnich Ukraińcy „[…] po chwili znowu okazali się przyziemnymi bandytami o kwadratowych pyskach i kurwami, które tylko marzą o tym, by przedrzeć się do zachodniego dobrobytu ze swymi sfałszowanymi wizami i chorobami wenerycznymi”. Andruchowycz uchwycił coś ważnego – ideologia Europy Wschodniej to nie tylko stereotypy i brak inkluzywności, to również rasizm i szowinizm.
Analogicznie rosyjska wizja Europy Wschodniej, którą przejęli z Zachodu rosyjscy intelektualiści, naznaczona jest jeszcze większym imperialno-kolonialnym piętnem niż jej zachodnia odpowiedniczka. Rosyjska kultura i tożsamość są literaturocentryczne. Od Aleksandra Puszkina przez Lwa Tołstoja i jego Wojnę i pokój, kulturę okresu komunistycznego oraz po okres po 1991 r., np. liberała Josifa Brodskiego czy lewicowego nacjonalistę Zachara Prilepina, tereny między Niemcami a Rosją (z pewnymi niuansami, np. Brodski nie był polonofobem, cenił i zabiegał o niepodległość Polski i Litwy, ale Białorusi, a zwłaszcza Ukrainy, już nie) naturalnie przynależą do rosyjskiej strefy wpływów. Zamieszkiwane są przez ludy i narody, które naturalnie winny podporządkować się wielkiemu imperium ze Wschodu. Za pisarzami rosyjskimi idą politycy i pozostali intelektualiści. Wynurzenia Siergieja Ławrowa i Dimitrija Miedwiediewa nie wzięły się znikąd.
Między dwoma potężnymi, ale i niepodmiotowymi dyskursami o narodach należy wytworzyć taką opowieść, która będzie zdolna opierać się zarówno jednej, jak i drugiej wizji rzeczywistości i która będzie stanowiła dyskurs wewnętrzny, nienarzucony. Nie powinno dziwić, że narody zamieszkujące ziemie na wschód od naszej granicy z wielką odrazą myślą o koncepcji Europy Wschodniej. Andruchowycz konsekwentnie umieszcza Ukrainę w Europie Środkowej, z dala od Rosji.
W Mojej Europie stawiał tezę, że „być pomiędzy Rosjanami a Niemcami to historyczne przeznaczenie Europy Środkowej”. W innym ze swoich tekstów tak pisał o Ukrainie: „[…] użyję jeszcze jednej poetograficznej metafory, wyrastającej bezpośrednio z wpatrywania się w mapy. Widać na nich jedno: na Ukrainie nie ma ani kropli wody, która by nie należała do basenu atlantyckiego. To znaczy, że wszystkimi arteriami i kapilarami związana jest ona właśnie z Europą”.
Jacek Purchla w przedmowie do książki Wolffa głosi, że przynależność do Wschodu albo Zachodu nie jest kwestią geograficzną, lecz kulturową, cywilizacyjną i światopoglądową. Sprowadza się do wspólnoty doświadczeń. Państwo i narody między Niemcami a Rosją, Wschodem a Zachodem, zamieszkujące skrwawione ziemie potrzebują własnego języka i podmiotowego, nieskolonizowanego dyskursu, aby przedstawić swoją wizję rzeczywistości, która pozwoli im na autozdefiniowanie się.
Językiem naszej Europy jest wolność
Zerwanie się historii z rosyjskiego łańcucha Ukraińców i Białorusinów reorientuje obie nacje na Zachód, ku Polsce i wspólnej przeszłości. Kraj nad Wisłą jawi się jako wzór, który udowodnił, że możliwe jest całkowite zerwanie swojej zależności względem Rosji oraz wybicie się na podmiotowość (mimo narzekań samych Polaków). Jak to żartobliwie ujął Andruchowycz, „[…] nawet gdy sami Polacy twierdzili, że ich kraj jest do dupy, to tylko kiwałem głową: oj nie widzieliście wy prawdziwej dupy”.
Dziś na naszych oczach powstaje nowa wspólnota ideałów i wyobrażeń suwerennych narodów – Polaków, Ukraińców i białoruskiej emigracji, która ma 2 podstawy – negatywną i pozytywną. Z jednej strony opiera się na negowaniu Rosji, jej kultury i wpływów, a z drugiej inspiruje się wolnością.
Szansą na opowieść o podmiotowej Europie Środkowo-Wschodniej, nierozumianej jako wyobrażona przedmiotowa i kolonialna przestrzeń, jest odwołanie się do starego pojęcia republikańskiej wolności, czasów I Rzeczpospolitej oraz wynikającej z nich romantycznej tradycji narodowo-wyzwoleńczej. Tożsamość wspólnot buduje się na mitach, nie rzeczywistości historycznej.
Musi to być siłą rzeczy dyskurs selektywny, tak jak każda mitologia wspólnotowa. To mity są tym, co pobudza do aktywności, działa na wyobraźnię. Jak ujął to przed laty Dariusz Karłowicz, idzie tutaj o szczególny rodzaj pamięci – pamięć aksjologiczną, która będzie odczytywała konkretne wydarzenia z historii przez pryzmat wartości wartych naśladowania.
Wedle raportu Centrum Mieroszewskiego zatytułowanego Polska kultura oczami Ukraińców z grudnia 2022 r. 72% Ukraińców uważa Polaków za najbliższy im naród. W znacznej mierze ma to związek z pomocą polską w trwającej wojnie, jednakże w tej bliskości można również odnaleźć warstwę wspólnych idei i bliskości.
Liberalna, feministyczna pisarka, Oksana Zabużko, walcząca w swojej twórczości z kolonizacją Ukrainy, w Planecie Piołun pisze: „my wszyscy, potomkowie plemion Jagiełłowej korony, od Bałtyku po Morze Czarne niesiemy w sobie echo tego świata, w którym przez wieki bił, wyczuwalny jak przez ciemączko niemowlęcia, puls europejskiej historii – jeden z do dziś niezagasłych. A z «papieżem» polskiego ukrainożerstwa Romanem Dmowskim łączą mnie nawet, o ironio, przodkowie tego samego herbu”.
Ideał republikańskiej wolności jest opowieścią oporu wobec wszelkiej tyranii, a także podkreśleniem znaczenia osobistej i narodowej podmiotowości. Autorem niesamowicie aktualnym i inspirującym okazuje się Jarosław Marek Rymkiewicz ze swoją apoteozą republikanizmu, którą przedstawił w eseju Reytan. Upadek Polski. Poeta kreśli wizję patriotyzmu i wolności opartej o sprzeciw wobec imperialnej przemocy, a także głosi apoteozę troski o imponderabilia, próby budowy podmiotowego państwa.
Historycznie umiłowanie wolności po utracie przez Polskę niepodległości w 1795 r. stało się wyróżnikiem polskiego narodu. W długim trwaniu koncepcja ta odcisnęła swoje piętno na kulturze, tożsamości oraz świadomości narodowej Polaków – stąd bierze się długa tradycja polskich ruchów powstańczych czy strajków w okresie PRL-u, które można interpretować jako kolejne emanacje wolnościowego „genu kulturowego” polskiego narodu.
Ciekawe wydają mi się słowa ukraińskiego historyka, jednego z kilku rozpoznawalnych ukraińskich myślicieli w Polsce, Jarosława Hrycaka, z rozmowy rzeki z Izą Chruślińską, która została przeprowadzona w 2009 r. Badacz mówił o historycznej obecności Polski na Ukrainie. Sprowadzał ją do tradycji samorządności, anarchii, które przeciwstawne były tradycji rosyjskiej. W następujących słowach komentował tę kwestię: „[…] w Polsce sprzeciwianie się władzom państwowym, wcześniej królowi, było nie tylko na porządku dziennym, w pewnych momentach historycznych uznawano je za pożądane.
To była polska tradycja, ona weszła w ukraińską tradycję i jest nadal dość silnie u nas obecna […]. Choć Polsce nie udało się asymilować Ukraińców kulturowo, to, umownie mówiąc, udało się ich «asymilować» politycznie poprzez przekazanie im pewnych tradycji politycznych”. To, o czym mówi ukraiński autor, jest powieleniem republikańskiej wolności, sprzeciwem wobec tyrana, umiłowaniem swobody i działania.
Najwspanialszy poeta ukraiński XX w., zabity w sowieckim łagrze w 1985 r., godny Literackiej Nagrody Nobla, Wasyl Stus, tak pisał w swoim obozowym dzienniku: „Niech żyją rycerze wolności! Cieszy mnie nieugiętość Polaków wobec sowieckiego despotyzmu, a ich ogólnonarodowe wstrząsy budzą podziw: robotnicy, inteligencja, studenci – wszyscy oprócz wojska i policji. Jeśli wydarzenia będą się toczyć w takim tempie, to jutro i wojsko obejmie płomień.
Co wtedy będą robić Breżniewowie – Jaruzelscy? W totalitarnym świecie nie ma innego narodu, który by z takim oddaniem bronił swoich praw ludzkich i narodowych. Polska daje przykład Ukrainie (psychologicznie my, Ukraińcy, jesteśmy bardzo bliscy, może najbliżsi Polakom, ale nie ma u nas rzeczy podstawowej – świętego patriotyzmu, który konsoliduje Polaków)”.
Wasyl Stus ubolewał nad tym, że Ukraina nie chciała się uczyć wolności od Polaków, do których zaliczał również powstania narodowo-wyzwoleńcze w XIX w., jakie podpalały Rosję. Pisał o tym następująco: „Życzę najlepszego losu polskim powstańcom. Mam nadzieję, że policyjny reżim 13 grudnia nie zdusi świętego płomienia wolności. Mam nadzieję, że w zniewolonych krajach znajdą się siły, które poprą wyzwoleńczą misję polskich rycerzy wolności”. „Wolnościowy gen” Polaków potrafi inspirować innych.
Podobnie Zabużko w przedmowie do zbioru Planeta Piołun wspomina, jak istotne dla niej było obcowanie z polską kulturą i językiem, które w okresie ZSRR tożsame były dla niej z obcowaniem z zachodnią kulturą jako kulturalnym oknem na świat. „Polska Solidarności i paryskiej «Kultury», Polska Miłosza i Kuronia, którą zawsze będę uważać za jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie przydarzyły się ludzkości w epoce zimnej wojny, zdążyła wszczepić mi w okresie dorastania pewien kluczowy dla przetrwania odruch, rzec by można «więziennej solidarności»: podskórne, niewymagające refleksji zrozumienie, że każde ograniczenie wolności w dowolnej celi (jak wówczas nazywaliśmy kraje obozu socjalistycznego) jest zagrożeniem dla każdego więźnia w każdej bez wyjątku celi”.
Jak wynika z badań Centrum Mieroszewskiego, 14% Ukraińców pojęcie Rzeczpospolitej kojarzy się bardzo dobrze, 26% dobrze, a 38% z nich ma do niego neutralny stosunek. Nie zmienia to jednak faktu, że problemem dla wielu Ukraińców jest dziedzictwo I RP. To dla nich kolonialny projekt odbierający podmiotowość. Przykładowo, Hrycak negatywnie odnosi się do Rzeczypospolitej, gdyż jego zdaniem implikuje ona niższość Ukrainy w relacjach z Polską i Litwą, a w rozmowie z Chruślińską dekonstruuje mit „misji cywilizacyjnej” I RP na Ukrainie.
Sojuszy, opowieści i wspólnot nie buduje się przez narzucanie wizji i dyskursu odgórnie, one powstają samoistnie jako wykwit podmiotowego namysłu. Odwoływanie się do odwiecznych ideałów wolności I RP nie może za sobą pociągać wielu z negatywnych cech tamtej rzeczywistości – słabości instytucjonalnej państwa, feudalizmu, warcholstwa i pogardy wobec wspólnoty.
Zarówno dla Polaków ukształtowanych przez ideał wolności republikańskiej, romantycznej, Ukraińców kształtowanych przez ideały kozackiej wolności i oporu wobec Rosji, jak i Białorusinów idealizujących wolnościowy zryw (powstanie styczniowe) można odnaleźć wspólny mianownik. Jest nim najbardziej podstawowe ludzkie dążenie – ciąg ku wolności, możliwość decydowania o samym sobie. Polskość skojarzona z wolnością jest czymś, co potrafiło imponować w przeszłości, ale imponuje także teraz elicie wschodnich narodów.
Rosja jako ucieleśnienie despocji
Raport Polska i Polacy oczami Ukraińców pokazuje, że 9% Ukraińców deklaruje bardzo dobrą opinię o Niemcach, 32% dobrą, a 52% neutralną. Jednocześnie druzgocące, co jest całkowicie zrozumiałe, są opinie ukraińskie o Rosjanach. Neutralne zdanie na ich temat ma 11% Ukraińców, 15% złe, a 71% bardzo złe. Podobnie jest z polską wizją Rosji. Z badania CBOS z marca 2023 r. wynika, że w ciągu ostatniego roku odsetek osób deklarujących niechęć do Rosji wzrósł z 38% do 82%, a deklarowany pozytywny stosunek spadł z 29% do 6%.
Zjednoczenie jest łatwiejsze w obliczu wspólnego wroga, niechęć często bywa dużo bardziej mobilizująca niż sympatia albo wspólne interesy. Dobrze obrazuje to skala pomocy, jakiej Polacy udzielają Ukraińcom po 24 lutego 2022 r., gdy poza ludzkim współczuciem jedną z motywacji okazało się poczucie egzystencjalnego zagrożenia oraz zrozumienie w obliczu wspólnego doświadczenia. Wojna poruszyła tkwiące głęboko w kulturze, a więc i świadomości, archetypy kulturowe obrazujące Rosjan.
Polska tożsamość w znacznej mierze ukształtowana jest na dziedzictwie polskiego romantyzmu. Wbrew życzeniom Marii Janion zmierzch paradygmatu romantycznego nie nastąpił, a kategorie i archetypy ukształtowane w XIX w. do dziś tkwią w polskiej świadomości. Historyk Andrzej Nowak uważa, że to, co najistotniejsze w kulturze polskiej, przede wszystkim objawiło się w czasie, gdy tworzyli Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki i im współcześni.
Tyczy się to także rozpoznania istoty ówczesnej Rosji, jej zachowania i działania, które ostatecznie ukształtowało archetyp Rosjanina w kulturze polskiej. Nowak pod tym kątem jako najważniejszych przedstawia 3 myślicieli – Adama Mickiewicza, Maurycego Mochnackiego i Zygmunta Krasińskiego.
W przypadku wileńskiego wieszcza przede wszystkim należy odwołać się do ustępu Dziadów części III, który zdaniem Nowaka należy do genialnej diagnozy Rosji w dziejach Polski, w nim państwo carów zostało utożsamione z despocją oraz tendencjami antywolnościowymi.
Reprezentatywne dla polskiej kultury są słowa Mochnackiego, który pisał w tekście O charakterze zaborów moskiewskich, że „carat, ten potężny instrument zaborów, jest tam także jedynym środkiem zachowawczym. Dla tej przyczyny rewolucje pałacowe Moskwie nie szkodzą: uduszą Pawła, będzie Piotr itd. Lecz dla tej samej przyczyny rewolucja mająca na celu ograniczenie woli panującego, rewolucja polityczna, jednym słowem, zmiana natury rządu rozbiłaby natychmiast kolos na drobne atomy. Jest więc patriotyzmem w Rosji niewola. […] Co gdzie indziej jest bądź związkiem społecznym, bądź ludem, choćby nawet najdzikszym, osiąkło niejako we władzy i w rząd się obróciło.
Gdyby się u nas zapytano, co to jest Moskwa bez caratu? Nie umielibyśmy rozwiązać tej trudnej zagadki. Moskwa jest to car; car jest to Moskwa”. Rosjanin jako despota i wróg wolności tak mocno zakorzenił się w kulturze polskiej, że niemal każdy późniejszy istotny myśliciel i intelektualista w Polsce, w tym również Dmowski postulujący sojusz taktyczny z Rosją, Piłsudski, międzywojenni prometeiści czy redaktorzy „Kultury”, powielali go.
Zabużko w swojej najnowszej książce pt. Najdłuższa podróż głosi, że Polacy pomagają, odnoszą się z sympatią i solidaryzują z Ukraińcami, ponieważ odnajdują w ich doświadczeniu własne odbicie. Autorka podejmuje następującą próbę wytłumaczenia tej kwestii: „[…] jakby znienacka pootwierały się wszystkim w pamięci zapomniane blizny i spłynęły krwią opowieści babć i dziadków o 1939 i 1944: o bohaterstwie załogi Westerplatte, z którym teraz w Polsce porównuje się Wyspę Wężową, o zdradzie Zachodu i utopionym we krwi powstaniu warszawskim 1944, które «sojusznicy» obserwowali przez lornetki, tak samo jak dzisiaj świat patrzy na Mariupol w telewizorach”.
Polacy widzą w rosyjskich zbrodniach odbicie wcześniejszych mordów rosyjskich i radzieckich. Jak czytamy u Zabużko, „[…] spośród wszystkich krajów świata nigdzie nie mogliby nas zrozumieć lepiej: w lustrze naszej wojny Polacy na nowo rozpoznają siebie, jak ja w lustrze hotelowej łazienki. Patrzą na siebie innymi oczyma, widzą to, czego dotychczas nie dostrzegali”.
Zasadniczego sensu wypowiedzi Zabużko nie da się zredukować tylko do socjologicznej obserwacji. Atak Rosji na Ukrainę poruszył tkwiącą w Polakach romantyczną interpretację historii, traumę i ledwo zabliźnione rany. Polska wizja dziejów ze swoją immanentną niechęcią do Rosji znalazła swój odpowiednik w ukraińskim doświadczeniu w latach 2022 i 2023. Kluczowe są walka o wolność, samodzielność, poczucie zdrady i samotności.
W znacznej mierze archetyp Rosjanina w kulturze polskiej tożsamy jest z rosyjską wizją w kulturze ukraińskiej oraz dzisiejszej świadomości wolnych, nieinternalizujących łukaszenkowskiego światopoglądu Białorusinów. Jak świetnie obrazuje to literaturoznawczyni Wira Ahajewa w studium W cieniu imperium. Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturalnej, tradycyjna kultura ukraińska aż do dziś w znacznym stopniu uważała się za europejską i była tworzona na zasadzie opozycji wobec Rosji, mentalności jej elit oraz pojęciowości stojącej w sprzeczności z kulturą europejską. Tradycja współpracy z Rosją, która obecna była chociażby w Ukraińskiej Republice Ludowej pod koniec I wojny światowej oraz po jej zakończeniu, dziś nie ma żadnego znaczenia i doniosłości w autoidentyfikacji Ukraińców.
Reprezentatywne wydają się słowa Szewczenki z poematu Katarzyna. Jednym z wątków jest związanie się tytułowej bohaterki z Rosjaninem. Ukraiński wiesz pisał: „Przeklęty dzień i godzina,/ Kiedym cię powiła!/ Czemuż ja cię przed świtaniem/ W wodę nie wrzuciła?/ Byłabyś się zdała gadom,/ A nie Moskalowi…/ Dziecko moje, córko moja,/ Kwiecie mój różowy!”. Dla Szewczenki jasne było, że Ukrainiec nie może wiązać się z Rosją, musi odrzucić kolonialną mentalność i wybić się na niepodległość. W tym samym dziele czytamy: „Idźże sobie,/ W Moskwie świekry szukaj,/ Nie słuchałaś matki,/ Teraz jej posłuchaj!/ Idź jej szukać, a jak znajdziesz,/ Przywitaj i potem/ Żyj szczęśliwie, ale do nas/ Nie przychodź z powrotem”. Motyw niechęci, wrogości i grabienia ziemi ukraińskiej pojawiał się w kolejnych dziełach Szewczenki.
Krytyk literacki i pisarz, Jurij Szewelow, jeden z najważniejszych ukraińskich intelektualistów XX w., przekonywał, że „historia więzi kulturowych między Ukrainą a Rosją to historia wielkiej i jeszcze niezakończonej wojny. Jak każda wojna zna postępy i odwroty, zna uciekinierów i więźniów. Trzeba przestudiować historię tej wojny”. Także dla Andruchowycza rosyjskość jest czymś niekomplementarnym i obcym.
Jego powieść Moscoviada, napisana w okresie rozpadu ZSRR, stanowi przykład dogłębnej analizy imperialnego ducha rosyjskiego. W oczach Andruchowycza Moskwa to miejsce z piekła rodem i zaprzeczenie wolności. Panuje w niej bieda i pustka, państwo umiera z powodu powszechności choroby alkoholowej.
Pomimo tego Rosja nie traci swoich imperialnych aspiracji. Andruchowycz w swoim dziele przewidział nie tylko przyszłe działania polityczno-wojenne Rosji na Ukrainie, ale też „zielone ludziki”, hybrydową doktrynę wojenną i politykę „delegowania” prorosyjskich polityków do krajów, które odłączyły się od „mateczki Rosji”. W Moscoviadzie czytamy:
„Imperium zmieniało skórę jak wąż, weryfikowało powszechne totalitarne wyobrażenia, dyskutowało, pozornie zmieniało prawa i warunki życia, improwizowało na temat hierarchii wartości. Imperium igrało z wolnością, sądząc, że w ten sposób przetrwa w odnowionej postaci. Ale nie warto było zmieniać skóry. Okazało się, że nie było drugiej. Więc teraz, wylazłszy z poprzedniej, stare kurwiszcze kona w mękach”. Nie ma Rosji nieimperialnej, jak głosił ukraiński pisarz. Zgadza się z nim plejada polskich myślicieli – od Mochnackiego i Mickiewicza po Bączkowskiego czy „Kulturę”. Gramy w jednej lidze.
Pierwszy akord wspólnej gry
Trwająca wojna na Ukrainie jest kolejnym z długiego, być może nawet kilkusetletniego procesu kolonizacji przestrzeni Europy Środkowej i Europy Wschodniej przez Rosję, którego jaskrawym przykładem była koncepcja trójjednego narodu oraz ruskiego miru, na który składają się Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini.
Te twory mimo swojej doniosłości wśród samych Rosjan, a także wpływy na mentalność i wiedzę Europejczyków, były fałszywe, gdyż nie pozostawały zbieżne z podmiotowymi dążeniami białoruskimi i ukraińskimi. Jestem przekonany, że historia dziś zerwała się z łańcucha, Ukraińcy całkowicie, a Białorusini na razie częściowo, pozbawiają się zinternalizowanej zależności wobec wschodniego imperium.
Pierwszy element postulowanej w niniejszym eseju opowieści napisał się sam w styczniu 2023 r. przy okazji obchodów 160. rocznicy powstania styczniowego. Wołodymyr Zełeński, który głosił, że w 1863 r. narody zamieszkujące ziemie Polski, Białorusi, Litwy i Ukrainy połączyły siły przeciwko rosyjskiemu imperializmowi, zaś samo powstanie przyspieszyło „odrodzenie narodowe i ruch wyzwoleńczy” na powyższych ziemiach, idealnie wpisuje się w narrację, o której piszę. Zbieżne wizje przedstawiła elita polska i białoruska. Między Niemcami a Rosją powstała oryginalna koncepcja wolności, w której narody mogą się odnaleźć. Trzeba z niej korzystać.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.