Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Polacy nienawidzą państwa jak szlachta w XVIII wieku

przeczytanie zajmie 5 min
Polacy nienawidzą państwa jak szlachta w XVIII wieku autor ilustracji: Julia Tworogowska

Szlachetność ludzkich serc przeciwstawiana suchej literze prawa. Wolność rozumiana jako brak dominacji. Instytucje, podatki i paragrafy to szatańskie wymysły. Sam sobie prawem, sam sobie panem, a jak trzeba będzie to i sam sobie asfalt wyleję, drzewo zetnę lub szpital postawię. Nie wiem, czy po 33 latach intensywnego rozwoju jesteśmy w stanie przekroczyć te dogmaty polskiej filozofii politycznej.

Wierzę w to jeszcze mniej, gdy widzę PiS-owski antyinstytucjonalizm, bajanie o wolności podatkowej Konfederacji i nieustające wzmożenie moralne tzw. demokratycznej opozycji. Obawiam się, że gdybyśmy odważyli się na tego rodzaju herezję, to przestalibyśmy być Polakami.

Marcin Piątkowski, autor książki Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość?, jest zapewne dobrym ekonomistą, ale fatalnym historykiem. W ostatnim odcinku podcastu „Dwie Lewe Ręce” przedstawia opowieść, która każdemu pasjonatowi I Rzeczypospolitej jeży włos na głowie.

Teza jest prosta: to dziś mamy polski złoty wiek, a XVI-wieczny okres świetności to nic więcej niż słodkie kłamstwo wytworzone ku pokrzepieniu serc. Problem polega na tym, że Piątkowski wcale nie kreśli uczciwej narracji, lecz na własny użytek wybiera wątki, które pasują mu pod tezę, a całą resztę po prostu ignoruje. To skrajny prezentyzm.

Jaki jest sens krytyki tamtego świata za brak inkluzyjności, brak silnego i nowoczesnego państwa narodowego, brak usług publicznych, brak praw politycznych dla chłopów etc.? To trochę tak, jakby wytykać samurajom, że nie używali  karabinów maszynowych, Krzysztofa Kolumba krytykować za nieużywanie GPS-a, a Bolesławowi Śmiałemu zarzucać łamanie konkordatu.

Trzeba oddawać jakiś elementarny szacunek kulturowemu dziedzictwu. Marcin Piątkowski tworzy opowieść, w myśl której od 33 lat żyjemy w prawdziwym polskim, złotym wieku. To prawda, jeśli chodzi o wskaźniki ekonomiczne, ale czy nasza kultura narodowa rezonuje dziś tak, jak rezonowała kultura dawnej Rzeczpospolitej?

Czy architektura postmodernistycznych, zabetonowanych bieda miasteczek dorównuje majstersztykowi renesansowej architektury Zamościa, Sandomierza czy Krakowa? Czy potencjał dźwigającej się z kolan armii można porównywać do potencjału XVII-wiecznego wojska, które podbiło Moskwę?

Prawdą jest to, że już w XVI w. gospodarka Rzeczpospolitej była słabiej rozwinięta i mniej produkowała od Europy Zachodniej. Nie wynikało to jednak z jakiegoś szczególnego rodzaju upośledzenia naszych przodków. Jednym z głównych powodów słabości gospodarczej Rzeczpospolitej szlacheckiej był charakter jej ustroju politycznego.

Jak pokazuje raport PIE, cały obszar dawnej Rzeczpospolitej był federacją wielu ziem mających odmienne tradycje prawne, choćby w zakresie używania miar, myt i lokalnego opodatkowania. Choć Sejm np. w okresie Unii Lubelskiej prowadził intensywną politykę prohandlową, to zanim reformy zdążyły się uleżeć, nastał czas XVII-wiecznych wojen, które przyniosły ciąg kryzysów gospodarczych, które ostateczne zaorały potencjał I RP. No, ale to zdecydowanie mniej efektowna opinia od strugania chochoła w postaci „szlacheckich zapijaczonych idiotów niedorastających do pięt zachodniej, przedsiębiorczej i rozsądnej Europie”.

Z jednym można się jednak z Piątkowskim zgodzić. Zdaniem byłego ekonomisty Banku Światowego stosunek Polaków do państwa, prawa i podatków wynika wprost z przechodzącej  z wieku na wiek szlacheckiej mentalności. Dążenie do zwiększenia siły instytucji państwowych, rygory podatkowe i zmiany prawa były odbierane mniej więcej od drugiej połowy XVII w. jako zagrożenia dla szlacheckiej wolności.

Taka mentalność wcale nie umarła wraz ze śmiercią I RP. Od zaborów po komunizm struktury nowoczesnej biurokracji były wrogiem. A wroga się nie szanuje, ale robi wszystko, żeby go przechytrzyć.

Niechęć do podatków, urzędników, policjantów i nauczycieli biorą się z tego, że instytucje państwowe są dla nas czymś zewnętrznym, obcym i krępującym wolność. Najczęściej też pachną złodziejstwem lub w najlepszym wypadku marnotrawstwem naszych pieniędzy.

Z polskiej mównicy sejmowej nie mogło paść bardziej sarmackie zdanie niż te, które zostało wypowiedziane w 2015 r. przez Kornela Morawieckiego: „Nad prawem jest przyzwoitość. Prawo, które nie służy narodowi, to bezprawie”. Prawo jest dla ludzi, a nie ludzie dla prawa. Polak nie wierzy w paragrafy, ale w dobrych ludzi. Ci dobrzy, szlachetni nasi, mają zastąpić tamtych, złych, śmiertelnych wrogów.

Takie myślenie nie różni się niczym od słynnych zdań Stanisława Herakliusza Lubomirskiego, który w 1699 r. w dialogu O bezskuteczności rad pisał: „Łatwiejsze będą ludziom występki niż prawa. Mniej trudno będzie prawami pogardzić, niżeli ich się uczyć. Ułożysz sobie syneńskie obiecadło z trzydziestu tysięcy liter złożone – mądre przeszkody do cnót.

Takich praw będą się obawiać wszyscy, lecz bardziej aby ich nie czytali, niżli aby ich nie przystępowali. Czas, który dasz prawom, weźmiesz cnotom. Zakwitną prawa – zwiędnieją ludzie, gdy wszyscy myślić będą tylko o niedosyćuczynieniu, żaden o wykonaniu”.

W tym fragmencie jest wszystko. I PiS-owski antyinstytucjonalizm i bajanie Konfederacji o wolności podatkowej i cała ta retoryka o dobrej, demokratycznej opozycji, która ma zastąpić zepsutych władzą warchołów z Nowogrodzkiej.

Szlachetność ludzi przeciwstawiana prawu. Wolność jako brak dominacji. Instytucje i paragrafy to szatańskie narzędzia. Sam sobie prawem, sam sobie panem, a jak trzeba będzie to i sam sobie asfalt wyleję, drzewo zetnę lub szpital postawię. Nie wiem, czy po 33 latach intensywne rozwoju jesteśmy w stanie przekroczyć te trzy dogmaty polskiej filozofii politycznej.

Obawiam się, że gdybyśmy odważyli się na tego rodzaju herezję, to przestalibyśmy być Polakami. Z drugiej jednak strony wydaje się, że sytuacja geopolityczna, widmo recesji, a być może i wyczerpanie naszego dotychczasowego modelu rozwojowego sprawiają, że staniemy w końcu przed dylematem: pozostać sobą lub otworzyć się na nowe.

***

Jak to nowe sobie wyobrazić? O co toczy się gra? Dlaczego to takie ważne? Jak opisujemy w najnowszym numerze czasopisma idei „Pressje”, Polska po raz pierwszy od 1721 r., a więc od zakończenia wielkiej wojny północnej, ma szansę wybić się na podmiotowość, przekroczyć postkolonialne zacofanie i dorosnąć do roli gwaranta bezpieczeństwa w Europy Środkowo-Wschodniej.

Tak ambitny, rozpisany na dekady plan rozwoju, wymaga intensywnej, metapolitycznej pracy. Staramy się to czynić w Nieimperialnym mocarstwie. Zapraszam Was serdecznie do udziału w zbiórce mającej na celu wydanie tego numeru „Pressji”. Ty wspierasz pismo, my wysyłamy do Twojego domu starannie wydane, ponad 230 stron gęstej geopolitycznej i filozoficznej refleksji.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.