Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Mitologia Powstania Warszawskiego. Między Wajdą, Komasą a Lao Che

Mitologia Powstania Warszawskiego. Między Wajdą, Komasą a Lao Che Autor grafiki: Julia Tworogowska

79. rocznica Powstania Warszawskiego to dobra okazja, aby opowiedzieć jak kształtowała się narodowa mitologia tego wydarzenia. Czy zwyciężył krytycyzm Wajdy, który w Kanale pokazywał PW jako zejście do narodowego Szeolu? Czy może ostatecznie zatriumfowała romantyczna opowieść Dariusza Gawina i zespołu Lao Che? A może w narodowym imaginarium bliżej nam dziś do Miasta 44 Jana Komasy?

Bartosz Brzyski: Myślę, że duża liczba osób, które chodzi dziś po ulicach z wytatuowaną Polską Walczącą, to ludzie, którzy zdecydowali się na ten krok mniej więcej w okolicach 2014 r. Wówczas byliśmy świadkami prawdziwej, spontanicznie rozprzestrzeniającej się patriotyczne mody na żołnierzy wyklętych i Powstanie Warszawskie. Właśnie w takim klimacie powstał film Jana Komasy Miasto 44. Czas przyjrzeć się mitowi Powstania Warszawskiego i temu, co stosunek do tego wydarzenia mówi nam o współczesnej Polsce. Zacznijmy jednak od siebie. Do którego filmu obrazującego PW jest wam bliżej – Miasta 44 Jana Komasy czy Kanału Andrzeja Wajdy?

Konstanty Pilawa: Kanał Wajdy to film wstrząsający, większą część zajmują kadry z zalanych, tytułowych kanałów. To poważne kino egzystencjalne, które pyta, dlaczego doszło do Powstania i po co to wszystko. W jednej ze swoich wypowiedzi Wajda zaznaczał, że nakręcił film, bo czuł się w obowiązku upamiętnić to, jak bardzo Warszawa została zniszczona i co Powstanie zrobiło z pokoleniem młodych Polaków. Pytanie, czy narracja Wajdy o Powstaniu Warszawskim jest naszą opowieścią. Moją nie do końca.

Film Komasy jest zupełnie czymś innym. Wydźwięk tego filmu mnie nie przekonuje. Miasto 44 bardzo szybko się zestarzało, chociaż początkowo wielka pompa, z jaką został nakręcony ten film, robiła wrażenie. Pamiętam, że byłem na premierze filmu Komasy w kinie i nie wyszedłem zawiedziony. Później zobaczyłem Miasto 44 na małym ekranie. Rozczarowałem się, odbiór był fatalny. Do trailera filmu została też wykorzystana piosenka Lany Del Rey, co w zestawieniu z powagą filmu Wajdy wydaję mi się kuriozalne.

Piotr Kaszczyszyn: Spróbuję obronić film Komasy. Myślę, że celem było podkreślenie początkowej naiwności, ale też entuzjazmu młodych, walczących ludzi. Cały pomysł fabularny filmu opiera się na czymś w rodzaju trójkąta miłosnego głównych bohaterów. Dodatkowo pojawia się kwestia różnic klasowych między dwiema dziewczynami, które walczyły o uwagę i miłość głównego bohatera.

U Komasy ważne są wątki młodości, miłości i seksu. Szczególnie sceny zbliżeń wzbudzały wiele kontrowersji, bo zostały zestawione z rzeczywistością PW, walki o niepodległość. Pamiętam, że w swojej recenzji tego filmu, która ukazała się na naszym portalu, zwracałem uwagę, że jest on „biologiczny”. Komasa chciał pokazać nie tyle zniszczoną Warszawą, jak zrobił to Wajda, ale raczej brutalność działań wojennych i to, z czym się wiązała śmierć w Powstaniu, sama walka.

Komasa pokazywał rozrywane kończyny i ciała, krew, brutalność i śmierć. Skupiał się też na życiu, młodości, początkowym entuzjazmie wobec Powstania. To ciekawe zestawienie wykorzystujące kontrast. Wiele scen w Mieście 44 jest naturalistycznych, to element, który łączy Komasę z Wajdą. Wajda też ukazywał cierpienie, śmierć, choć nie w tak spektakularny sposób, jak Komasa.

B.B.: Prawica w Polsce miała dużą nadzieję, że uda nam się stworzyć film o polskiej historii, który będzie hollywoodzki, zdoła opowiedzieć o polskiej historii komuś z Zachodu w sposób przystępny. Zastanawiam się, czy film Komasy na pewno był adresowany do Polaków, czy jednak nie powstawał jako towar eksportowy.

K.P.: To bardzo dobra intuicja. Wydaje mi się, że chciano sprzedać polską historię w sposób uniwersalny. W Dzienniku Gombrowicza pojawia się fragment, jak pisać literaturę uniwersalną, jak tworzyć sztukę, która przemawia do wszystkich ludzi. Sztuka nie może abstrahować od lokalności. Szopen był najbardziej uniwersalny wówczas, gdy komponował muzykę nasyconą polskością. Jeśli uznamy, że Komasa chciał nakręcić film uniwersalny i abstrahować od tradycji polskiego kina, a przy tym starał się zastosować środki wyrazu charakterystyczne dla Hollywood, to otrzymujemy prostą diagnozę, zawartą w Dzienniku Gombrowicza, dlaczego ten film jest po prostu (moim zdaniem) nieudany. Komasa chciał być bardzo amerykański, a przez to mniej polski. W tym tkwi jego problem.

Moje myślenie o Powstaniu zostało ukształtowane na wcześniejszych od Komasy dziełach. W 2005 r. został napisany ważny esej Dariusza Gawina Warszawa 44. Oślepiający blask wolności. Ukazał się krótko otwarciu Muzeum Powstania Warszawskiego w 2004 r. Na mnie ogromne wrażenie zrobiła także płyta Lao Che pt. Powstanie Warszawskie.

Pamiętam, gdy po raz pierwszy oglądałem ich koncert z 2008 r. Zespół został zaproszony na Woodstock. Kostrzyn nad Odrą znajduje się blisko granicy niemieckiej. Lao Che zaśpiewało kilka piosenek, łącznie z Barykadą. Jest w tym utworze wykorzystany wiersz Zbigniewa Jasińskiego, a dokładnie fragment, w którym padają słowa: „A tu zęby mamy wilcze, a czapki na bakier, tu się Prusakom siada na karki okrakiem”. Podczas tego koncertu wytworzył się specyficzny klimat narodowego rytuału. Dziesiątki tysięcy młodych ludzi tańczyło i śpiewało, niejako w stronę Berlina, ogrywając tym samym jakieś dziwne, narodowe misterium. W tłumie dało się zauważyć 2,5-metrowy baner z ironicznym napisem „MY TU SĄ”. A przecież Niemcy przez totalne zniszczenie Warszawy chcieli zrobić wszystko, żeby właśnie tych Polaków tu nie było. Koncert stanowił dla mnie wówczas symbol wolności i takiej młodzieńczej arogancji wobec „Prusaków”, bardzo podobnej do tej z Powstania.

B.B.: Mit PW rozpoczął się od rządów „pierwszego” PiS-u. Otwarto Muzeum Powstania Warszawskiego, nakręcono serial Czas honoru. Był to także czas intensywnej pracy „Teologii Politycznej”. Piotrze, mógłbyś wskazać jakiś element formacyjny, gdy temat Powstania zaczął w tobie rezonować?

P.K.: Właściwie nie pamiętam takiego momentu. Zacząłem interesować się tym tematem chyba w liceum, gdy razem z moim bratem zobaczyłem Kanał. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie. To było zupełnie innego rodzaju kino od tego, które oglądałem na co dzień. Później czytałem esej Dariusza Gawina Oślepiający blask wolności.

B.B.: W przestrzeni publicznej toczył się spór, czym jest PW, jakie ma znaczenie dla polskiej historii i tożsamości. Czy w tragedii Powstania została zdeponowana odpowiedź, kim i jacy jesteśmy jako wspólnota?

W eseju Gawina czytamy: „Wskazówką może być tutaj głos samej walczącej Warszawy. 1 września w przemówieniu radiowym, nadanym ze stolicy, Delegat Rządu RP na Kraj Jan Stanisław Jankowski zawarł myśl, w której odnajdujemy przyczynę klęski politycznej Powstania i źródło jego wspaniałej legendy: «Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać». Tego samego dnia generał Tadeusz Bór-Komorowski, również w powstańczej audycji, powiedział: «Walcząc wszędzie, nie mogliśmy być bierni na własnej ziemi. Rozstrzygający bój o Warszawę nie mógł być stoczony tylko obcymi siłami. Naród, który chce żyć w wolności, nie może być bierny w momentach, w których decydują się jego losy»”.

W drugim fragmencie Dariusz Gawin wspomina Andrzeja Bobkowskiego i jego Szkice piórkiem. Bobkowski był wtedy w Paryżu, obserwował wiwatujący tłum i wojska amerykańskie. Pojawia się też fragment o niszczonej w Powstaniu Warszawie. Dariusz Gawin ukazuje tragedię Powstania, twierdzi, że czuliśmy się wspólnotą i niejako byliśmy zmuszeni do tego, aby je wywołać. Ma rację, czy się myli?

K.P.: Tekst Gawina można różnie interpretować. W jednym z fragmentów jego tekstu czytamy, że realistami politycznymi mogą być tylko ci, którzy znają porażkę z podręczników do historii. Chodzi o osoby, które mają komfort oceny tych wydarzeń z pewnego dystansu. Decyzja o wybuchu PW była błędna politycznie, na poziomie dowództwa, ale zarazem usprawiedliwiona metapolitycznie. Rozgrywały się sprawy niedotyczące bieżącej polityki, strategii II wojny światowej. Był to spór egzystencjalny o być albo nie być narodu polskiego. Z dzisiejszej perspektywy bardzo łatwo oceniać historię.

B.B.: Nieprzypadkowo Dariusz Gawin nazywa PW najważniejszym wydarzeniem XX-wiecznej Polski.

P.K.: Nie zgadzam się ani z Konstantym, ani z Gawinem. Powstanie Warszawskie nie było najważniejszym wydarzeniem w historii XX-wiecznej Polski. Można by wskazać inne, ważniejsze. Gdy czytałem tekst Gawina, zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jest on skoncentrowany na samej Warszawie. Wybrzmiewa w tym starożytna koncepcja polityczna Arystotelesa, a także Platona, która mówi, że polityka narodziła się w mieście. W powstańczej Warszawie ogłoszono 3 dzienniki ustaw, działało tam radio i ujawniła się Rada Jedności Narodowej i Delegatura Rządu na Kraj. Zgodnie z wymową tekstu to w Warszawie objawiła się pełnia polityczności w Polsce. Zirytowało mnie to stwierdzenie, bo przecież Armia Krajowa walczyła w całej Polsce, zresztą nie tylko ona, również Bataliony Chłopskie.

Moim zdaniem nie zachodziła też metapolityczna konieczność, by podjąć decyzję o wybuchu powstania. To dla mnie kolejna próba racjonalizacji ex post decyzji o PW. Nie rozumiem, dlaczego uważasz, Konstanty, że akurat ta decyzja miała świadczyć o przywiązaniu do wolności Polaków, skoro walczyliśmy z Niemcami już od kilku lat zarówno w kraju, jak i za granicą. Wystarczy przywołać Monte Casino. Powstanie Warszawskie stało się mitem politycznym.

K.P.: Zgadam się. Każdy mit polityczny powstaje na granicy między tym, co racjonalne, a tego, co emocjonalne. Sposobu myślenia o PW nie skonstruował sam Gawin, to Polacy potrzebowali mitu. Mówił o tym także Rymkiewicz, który nazwał PW metafizycznym chrztem Polski. Gawin zaznaczał natomiast, że objawiła się wówczas natura Polaka miłującego wolność i sprzeciwiającego się 2 totalitaryzmom. Podobny mit polityczny odnajdujemy na płycie Lao Che.

P.K.: Jako prawicowiec jestem zmęczony takimi twierdzeniami. Zgadzam się z diagnozą Gawina, że leżymy między dwoma imperializmami od 300 lat. Dodatkowo problem polega na tym, że czysta kalkulacja sił pokazuje, że jesteśmy od nich słabsi. Cały czas byliśmy zmuszani przez okoliczności do uciekania na płaszczyznę metapolityczną, co jakiś czas musimy tworzyć mity. Często to jedyne, co mamy. Mity nie zastąpią jednak właściwego wymiaru politycznego. Nie możesz zdecydować się na walkę, jeśli na 7 ludzi przypada 1 pistolet.

B.B.: Myślę, że to swego rodzaju konflikt tragiczny. Powstanie Warszawskie pokazało, że chcieliśmy stanowić o sobie, jeśli umierać, to na własnych zasadach. Wówczas nie byliśmy państwem podmiotowym politycznie. Dążyliśmy do tego, by stanąć po drugiej stronie, tzn. móc walczyć i mordować za wolność.

P.K.: To przekleństwo państwa średniego. Chcielibyśmy być imperium nieimperialnym – stanowić potęgę, ale niczego nie narzucać.

K.P.: Często mówi się o tym, że wiele ludzi zginęło wskutek źle podjętych decyzji dowódców. W tym wszystkim umykają nam Niemcy – ich mordy, zło, jakie ze sobą przynosili. W wypowiedziach osób, które są krytycznie nastawione do Powstania można zauważyć jakiś rodzaj małostkowości. Trochę tak, jak gdyby zarzucać brak politycznego realizmu Spartanom, którzy nie poddali się Persom pod Termopilami. PW już zawsze będzie narodowym mitem, żaden realista tego nie zmieni.

P.K.: Moim zdanie esej Gawina pokazuje, że sierpień 1944 r. był swego rodzaju odruchem etycznym, ale zarazem kompletnie apolitycznym. We współczesnej debacie coraz częściej używa się określenia „Warszawa dwóch powstań”. Zestawia się PW z powstaniem w getcie. Różnica polega jednak na tym, że Żydzi nie mieli wyjścia, znajdowali się pod ścianą. Powstanie w getcie było zatem próbą obrony godności ludzkiej, nawet jeżeli oznaczała śmierć. Nie można tego samego powiedzieć o PW. Uważam, że decyzja o nim z politycznego punktu widzenia była błędna. Dysponowaliśmy zorganizowaną armią podziemną i strukturami politycznymi.

B.B.: Warto przywołać podział Maxa Webera na etykę odpowiedzialności i etykę przekonań. Jedna mówi o tym, że liczy się skuteczność, a druga, że liczy się przekonanie o słuszności. Walkę między jedną a drugą obserwujemy w całej polskiej historii. Niestety nasze mity narodowe pokazują, że im bardziej jesteśmy ofiarą, dając jednocześnie krwawe świadectwo prawdzie, tym bardziej czujemy, że jesteśmy Polakami.

K.P.: Koncepcja Webera jest antykatolicka. Katolicka etyka łączy etykę przekonań i odpowiedzialności. Definiowanie polityczności tylko jako odpowiadanie za skutki to redukcja, nie chodzi przecież tylko o samą skuteczność.

Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że polskie mity oparte na ofiarach replikują to, że Polacy są „przegrywami” narodów. Trzeba pamiętać, że mity powstają również na poziomie opracowywania emocjonalnego realnych historii, która się wydarzyły. Wiele w naszym podejściu do mitów narodowych się zmienia. Dokonuje się to, czego chciał Gombrowicz – pojawia się dystans do formy. Dziś, nawet w tej rozmowie, możemy się zdystansować od mitu PW, bo w Polsce panują względny spokój i dobrobyt.

B.B.: Piotrze, czy zgadzasz się, że ze względu na to, że przez tyle lat nasza państwowość była tak krucha, a niepodległość odbierana, inaczej niż inni przedstawiciele państw definiujemy swoją narodowość?

P.K.: Myślę, że Polacy zaczynają identyfikować polskość z trwaniem Polaków, a nie z trwaniem instytucji, bo ta była im przez wiele lat odbierana. Wrócę znowu do Powstania Warszawskiego. Mówiąc o nim, nie możemy skupiać się jedynie na wymiarze militarnym, ale też innych, niezwykle ważnych aspektach – organizacji całego Polskiego Państwa Podziemnego, które materializowało polityczność. Wymiar samoorganizacji i polityczności w sensie instytucjonalnym to coś bardzo ważnego.

Uważam, że im dłużej będziemy żyć w pokoju, tym bardziej będziemy przechodzić do identyfikacji bardziej państwowej, instytucjonalnej, nie będziemy jej opierać tylko na narodzie jako takim.

B.B.: Pojawiła się także zmiana w myśleniu i przedstawianiu nie tylko PW, ale też czasów wojny. Niedawno ukazał się film Filip. Został nakręcony na podstawie dzienników i zapisków Tyrmanda. To historia człowieka, który uciekł z Polski, pracował ale i bawił się w Niemczech, cały czas ukrywając swoje żydowskie pochodzenie. Udawało mu się, bo świetnie mówił po niemiecku. To sygnał, że zaczynamy odchodzić od mitu Polaków walczących, pokazujemy różne scenariusze. Ten film ucieka od grozy wojny, zwraca uwagę na prozę, także wojennego życia. Wróćmy jeszcze do głównego tematu naszego odcinka, czyli mitów politycznych. Czy utrwala je w Kanale Wajda?

P.K.: Wajda w swoim filmie z olśniewającego blasku wolności wrzuca nas w dziwną, poetycką i polityczną ciemność kanałów. Uważam, że w Kanale najważniejsza jest jedna postać. To artysta, bohater wyjęty jak z Wesela Wyspiańskiego. Gdy przebywa w kanałach, popada w dziwny stan. Nie wiemy, czy stracił zmysły, czy zyskał dostęp do wiedzy, która dla nas jest niedostępna. Moim zdaniem doskonale oddaje to specyfikę pokręconego losu Polski w XX w. Historia tego bohatera sugeruje, że być może los powstańczy i los wojenny jest do pewnego stopnia niemożliwy do opowiedzenia na zewnątrz. Zejście do kanałów staje się zejściem do piekła, zresztą w filmie pojawiają się odwołania do Dantego.

K.P.: Bohater, o którym opowiadałeś, zaczyna w kanałach grać na dziwnej piszczałce. Odczytałem to jako odwołanie do mitu o Orfeuszu i Eurydyce, zejścia do Hadesu. Bohater Wajdy stracił w kanałach żonę i dziecko, pewne analogie są więc zachowane. Tragizm powstańców polegał na tym, że walczyli często bez Eurydyki, czyli bez sensu, poświęcali się dla czegoś, co już przestało istnieć.

Odwołania do Dantego i mitologii greckiej sprawiają, że film Wajdy nie jest całkiem hermetyczny i niemożliwy do zrozumienia przez niepolskich widzów. Jest zarazem lokalny, jak i pod pewnymi względami uniwersalny.

P.K.: Gdybym miał opowiedzieć komuś w jednym zdaniu, o czym opowiada Kanał, powiedziałbym, że przedstawia historię zejścia do narodowego Szeolu. Gdy bohaterowie znajdują się w kanałach, znikają dla świata, przechodzą do otchłani, która ostatecznie nie przyniosła im odkupienia. Każdy z bohaterów na końcu trafił w ręce Niemców, miał być rozstrzelany lub dotarł do zamkniętego kratą włazu. Mit Polski obecny w literaturze romantycznej został zatem zachowany także i u Wajdy.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.