Krwawy chrzest Polski. Powstanie warszawskie w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza
W skrócie
Jarosław Marek Rymkiewicz to jeden z kluczowych patronów intelektualnych współczesnej polskiej prawicy, dlatego dokonujemy analizy twórczości zmarłego w lutym poety z Milanówka. Postaramy się rozświetlić ciemności pogańskiego oblicza Rymkiewicza, który w swoich dziełach starał się dokonać swoistego chrztu Polski i Polaków we krwi i śmierci.
Piotr Kaszczyszyn:
„[…] Duchu nicości, nie opuszczaj mnie,
Bądź we mnie jak bywałeś, imię twoje mądrość,
[…] Duchu nieczysty, do ciebie należą
Moja czaszka, mój śluz i moja śledziona.
[…] Archaiczny duchu pustki, wężu,
Chwalę cię w każdym moim wierszu, ile to już lat.
[…] Duchu nicości, mów moim językiem,
Jak ja twoim, teraz i na wieki wieków” (Rymkiewicz, 1993: 33 ).
Powyższe fragmenty pochodzą z wiersza Duchu nicości Jarosława Marka Rymkiewicza. Mam poczucie, że pozycja, jaką zajmuje zmarły w lutym poeta w umownym „panteonie polskiej prawicy”, mówi nam coś ważnego o jej tożsamości, która składa się z dwóch kluczowych składników. Z jednej strony jest rzymski katolicyzm, z drugiej zaś polskość jako taka, czyli tożsamość narodowa i kwestia bycia Polakiem.
W bezkrytycznym darzeniu Rymkiewicza estymą przez prawą stronę sceny politycznej jest coś niepokojącego, ponieważ, jeśli przyjrzymy się poważnie twórczości zmarłego poety z Milanówka, to dostrzeżemy, że jest tam ukryta pewna ciemność. To mrok wręcz metafizyczny, ciemność istnienia, w dużej mierze pogańska. Z łączenia polskości z ciemnością może wyjść nam coś bardzo niebezpiecznego. Ta ciemność jest jakoś zagadywana bądź niezauważana. To chyba mówi coś niepokojącego o tożsamości prawicy.
Konstanty Pilawa: Słuchałem ostatnio muzyki polskiego zespołu Siekiera, którego jedną z najbardziej istotnych piosenek jest utwór Idziemy przez las. Wokalista śpiewa w nim: „Idziemy przez las, pijani od słów”, ale robi to tak niewyraźnie, że nie wiadomo, czy padają tam słowa: „Idziemy przez las, pijani od słów” (tak jak jest w oryginale) czy „Idziemy przez los, pijani od snów”. Wydaje mi się, że to głęboka prawda na temat tego, jak Rymkiewicz pojmuje rzeczywistość.
Współczesna prawica, której intelektualnym patronem pozostaje wciąż Ryszard Legutko z jego lamentacyjnym Esejem o duszy polskiej, oparta jest na poczuciu krzywdy i przekonaniu, że świat, w którym żyjemy, nie jest naszym światem, bo najpierw był kształtowany przez komunistów, a później przez konsumpcjonistyczny, zepsuty Zachód. Zaś my, prawica, nie jesteśmy podmiotowi i nie mówimy własnym głosem.
Fragment tekstu piosenki zespołu Siekiery oddaje typową mentalność prawicowca z pokolenia Rymkiewicza i późniejszych – cała rzeczywistość jest snem i jesteśmy pijani od słów, które są nieistotne, gdyż nie dotykają polskości. Naszym zadaniem jest uświadomić sobie, że tkwimy w lesie, gdzie wszystko jest iluzją, a jedyną rzeczą niebędącą nią jest polskość. Tę polskość musimy jakoś opowiedzieć na nowo, ponieważ przestaliśmy już bardzo dawno temu być gospodarzami we własnym domu. Dla mnie ważne jest, żeby czytać i znać teksty Rymkiewicza, a jednocześnie je przekraczać, ponieważ ta opowieść o polskości nie jest taka, jakiej byśmy oczekiwali od dojrzałego konserwatyzmu nieopartego na resentymencie.
Jan Maciejewski: Piotr zaczął od pytania, które moim zdaniem jest kluczowe: dlaczego prawica zakochała się w Rymkiewiczu? Szukając odpowiedzi, warto przypomnieć pewne symptomatyczne wydarzenie. W 2008 roku poeta odbierał Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza za Wieszanie. Wyszedł na scenę, rozpoczął przemowę. Głęboką, poważną, całkowicie na serio tłumaczącą, dlaczego napisał taką, a nie inną książkę. Ale od strony widowni czuć było jakieś zniecierpliwienie, może nawet znudzenie. Aż do momentu, kiedy Rymkiewicz wypowiedział „magiczną formułę”: „Tak, napisałem Wieszanie, dlatego że uważam, iż komuniści po 1989 roku powinni zostać powieszeni”. W tym momencie wybuchł aplauz – „Nareszcie! Dokonało się!” – ludzie śmiali się, byli nasyceni, usłyszeli to, po co przyszli.
Wystąpienie Rymkiewicza jest symboliczne dla sposobu, w jaki polska prawica go traktuje, co jednocześnie nie oznacza, że ona nie kupuje też jednocześnie tego wszystkiego, co jest w tym poecie niepokojące. Nie zgadzam z myślą, że jest dwóch Rymkiewiczów: Rymkiewicz poeta i Rymkiewicz udzielający wywiadów. To jest absolutnie jedna osoba. W wywiadach, które odbijały się szerokim echem, jest zawarty cały Rymkiewicz, to wszystko, co ciemne i przerażające w jego twórczości.
K.P.: Moim zdaniem dwie najważniejsze książki, które Rymkiewicz napisał o polskości, to Wielki książę. Z dodaniem rozważań o istocie i przymiotach ducha polskiego, który powstał w karnawale „Solidarności”, pół roku przed wybuchem stanu wojennego, oraz Samuel Zborowski.
O ile Wielkiego księcia uważam za narkotyk prawicy – prawica to ćpun, który musi brać truciznę, żeby żyć – o tyle fragmenty Samuela Zborowskiego mogą stanowić pewnego rodzaju lekarstwo, ponieważ traktują o tym, jak polskość powinna być rozumiana. Dlatego mówię o przekraczaniu Rymkiewicza, a nie o jego przekreślaniu.
Zacznijmy od Wielkiego księcia, czyli od heroiny, którą konserwatysta musi brać, aby przetrwać w późnej nowoczesności. W eseju znajdziemy stały motyw przewijający się w twórczości Rymkiewicza – polskość w końcu musi sobie uświadomić, że jest niedorobiona. Niedorobiona w nowoczesności, dlatego że nie zabiła tyrana, kogoś, kto stoi na czele państwa. Pozostaje niedorobiona przez brak politycznego królobójstwa na wzór rewolucji francuskiej.
I to jest właśnie to ćpanie – my jako Polacy musimy cały czas zabijać obcego. Rymkiewicz uważał, że nie ma Polaka bez resentymentu antyniemieckiego. Jeśli nie zabijemy tych obcych i nie będziemy strącać tyranów, to nie ukonstytuujemy się jako naród. To definiowanie polskości poprzez mord założycielski, krew, zabicie władcy. Czy to będzie Stanisław August Poniatowski, czy wielki książę Konstanty, czy inne postaci w naszej historii, to zawsze musi wydarzyć się mord, musi być krew, pogaństwo. To heroina, na której „lecieli” ludzie wychowani w stalinizmie i później, którą musimy dzisiaj jako konserwatyści odstawić i pójść na solidny detoks.
P.K..: To, co opowiadałeś, bo nie czytałem akurat Wielkiego księcia, więc nie miałem pojęcia, o czym jest ta książka, brzmiało jak prolog i zapowiedź Wieszania. Zmieniają się tylko wydarzenie i epoka.
K.P.: Zacytuję teraz fragment z samego początku Wielkiego księcia, który najlepiej streszcza główną myśl tego dzieła: „Konstanty musiał zginąć, ponieważ był symbolem. Zabijając księcia spiskowcy zdawali, mieli zadać śmierć temu wszystkiemu, co to ten książę symbolizował. Ich bagnety skierowane były w tłusty brzuch odziany w zielony generalski mundur, ale celując w ten brzuch celowały we wszystko, co ten brzuch reprezentował, ucieleśniał, osłaniał, to królestwo, które nie było ich królestwem, tych czcigodnych starców, którzy tak niegodnie wysługiwali się obcej władzy, w ten warszawski lud, który tak dobrze bawił się na cesarskich festynach. Dlatego to i przede wszystkim dlatego, Konstanty musiał zostać zabity, a wraz z nim zabite zostało i zeszło pod ziemię to wszystko czego był symbolem”.
J.M.: Ekstatyczne! To jest odpowiedź na pytanie o popularność Rymkiewicza. Ten język uwodzi. Mało kto robił z polszczyzną takie rzeczy w ostatnich latach.
P.K.: To, co przeczytał teraz Konstanty, brzmiało trochę jak literacka inkantacja, wezwanie do swoistego rytuału – zabijając tego człowieka, rozbijamy pewien porządek symboliczny. W eseju do „Plusa Minusa” analizowałeś, Janie, postać Rymkiewicza jako wielkiego czarownika polskości. Tego, który próbuje nas wciągnąć w jakąś przednowoczesną, pogańską, rytualną polskość. Miałem wrażenie, że tutaj jest coś uwodzicielskiego, ale jednocześnie tak naprawdę bardzo niebezpiecznego, kiedy mówiłeś o chrzcie krwi, do którego Rymkiewicz nawoływał Polaków.
J.M.: Rymkiewicz zdecydowanie był szamanem Polaków, powinien mieć to napisane na grobie. Swoją drogą, ostatecznie zdaje się, że miał pogrzeb katolicki, co jest krzepiące, ale z drugiej strony zupełnie nie przystaje do tego wszystkiego, co zawsze pisał o śmierci: „Żyć po co / Tego nie wie nawet Platon Święty / Ogryzą cię robaki bo masz Gołe Pięty”. Całe jego pisarstwo było wzywaniem Polaków do stania się nowoczesnym narodem. Rozumiał nowoczesność w sposób integralnie antykatolicki.
Ciekawe jest to, że Rymkiewicz nowoczesność definiował w zasadzie tak samo jak Andrzej Leder. Jeśli przeczytamy Prześnioną rewolucję Ledera i tetralogię Rymkiewicza, to u obu autorów dostrzeżemy tę samą wizję – jeżeli Polacy chcą być nowocześni, to muszą zrozumieć, że nowoczesność jest mafią. Jeśli chcesz stać się jej członkiem, dostać się w jej szeregi, musisz kogoś zabić, przejść chrzest krwi. Jeżeli nie przelałeś krwi (w bardziej radykalnym rozumieniu Rymkiewicza) albo nie brałeś udziału w przestępstwie, które polegało na przelewaniu krwi (w rozumieniu bardziej stonowanym Ledera), to nie będziesz nowoczesny. To pokazuje, że natura nowoczesności jest pogańska. Nowoczesność nie jest żadnym krokiem w przód, przeciwnie – jest powrotem do pogańskich rytuałów i ich archaizmu.
Pytanie o polskość, które zadaje Rymkiewicz, jest więc tak naprawdę pytaniem o religijność. On zaprasza Polaków do pogaństwa. U Rymkiewicza jest tak, jak u każdego rasowego poganina, że składany w ofierze musi być ktoś najlepszy. Aztekowie bardzo dobrze wiedzieli to, co przyniosło później chrześcijaństwo – prawdziwa ofiara może być tylko ofiarą złożoną przez Boga. Nie przyszło im tylko do głowy, że Bóg może się wcielić w ciało człowieka i złożyć ofiarę sam z siebie. U Rymkiewicza to po prostu musi być krew, ale nie byle jaka. Jego twórczość jest poszukiwaniem właściwej „grupy krwi”. W Wieszaniu czy Samuelu Zborowskim jest to krew przede wszystkim władców. Krew szczytu hierarchii społecznej, a nawet więcej – krew uświęcona przez namaszczenie.
Kinderszenen i powstanie warszawskie są już z kolei dla niego spełnieniem tej logiki, której nie potrafili zrealizować Polacy w epoce monarchii. Nie potrafiliśmy zabić króla, przelać uświęconej, najbardziej błękitnej ze wszystkich krwi. Co musiało się stać? Powstanie warszawskie. Dla Rymkiewicza nie jest ono tragedią, ale jakimś monumentalnym, wyrastającym poza granice historii triumfem. I jest nim tym bardziej, im bardziej był krwawy. To jest „chrzest Polski”. Rymkiewicz pisze wprost – to był sakrament! Ochrzciliście dzieje Polski przez przelanie krwi najlepszych. Zmienił się ustrój, więc nie było już króla, którego można było zamordować, ale byli inteligenci, poeci, inżynierowie – kwiat narodu. Wszystkie zarzuty, które zazwyczaj stawia się powstaniu warszawskiemu i tym, którzy podjęli decyzję o jego wybuchu, Rymkiewicz odwraca i mówi: „Nareszcie to się wydarzyło! Nareszcie jest nadzieja. Powstanie warszawskie to kamień węgielny III Rzeczpospolitej. To nadzieja na narodziny naprawdę nowoczesnej Polski. Tylko musicie to zrozumieć. Musicie zrozumieć, że dokonaliście wreszcie tego rytuału”.
K.P.: Wydaje mi się, że ten wymiar archaiczno-pogański nie ma dla Rymkiewicza charakteru absolutnego. Na końcu Wielkiego księcia pokazuje on, że chce uczynić z Polaków ludzi. Nie chce już aniołów, bo ma serdecznie dosyć tych wszystkich legend, wiecznie anielskich opowieści o bohaterach, którzy śpią gdzieś pod Giewontem. Dojście do polskiego człowieczeństwa dokonuje się przez pokazanie jego cienia, a potem jego integrację, trochę po Jungowsku. Dlatego nie pojmuję wątków pogańskich jako absolutnego fundamentu świata Rymkiewicza, tylko traktuję je jako mechanizm instrumentalizacji mający na celu pokazanie drugiego oblicza tej polskości.
Rymkiewicz pokazuje to drugie oblicze nie po to, żeby je dowartościować jako absolutnie konieczne, dobre, konstytuujące naród i nowoczesność, ale jako wyraz deficytu polskości. Z aniołów trzeba zrobić bohaterów, żeby pokazać, że byli ludźmi. Wątki krwi są bardzo ważne, ale nie są wcale kluczowe. Rymkiewiczowi chodziło o Polskę, a nie o religię. Skupiając się na tej heroinie, morderstwie, krwi i pogaństwie, tracimy to, co ważne, potrzebne i co moim zdaniem znajduje się w kilku fragmentach Samuela Zborowskiego.
We fragmencie tego dzieła, zatytułowanym Prawo do buntu, Rymkiewicz stwierdza, że ostatni artykuł henrycjański, tworzący de facto pierwszą konstytucję Polski, to najważniejsze zdanie napisane kiedykolwiek w języku polskim, to zdanie, które powinien znać każdy Polak na pamięć. To swoista esencja polskości, która stanowi, że Polak ma prawo wypowiedzieć posłuszeństwo władcy, który złamie święte prawo republiki.
To jest antynowoczesne u Rymkiewicza, jeśli pojmować nowoczesność jako epokę, która stworzyła machinę biurokratyczną i przemysłową kosztem ludzkiej podmiotowości. Chodzi o to, żeby przełamać nowoczesną dychotomię między jednostką a państwem. Jest duże państwo, które rządzi, i mały obywatel, który konsumuje. Rymkiewicz mówi, że nie o to chodzi w życiu. Trzeba być podmiotowym Polakiem, czyli obywatelem, zniszczyć tę podstawową dychotomię na państwo i jednostkę, bo to my jesteśmy państwem, narodem i sami o sobie stanowimy.
To myśl, która wybrzmiewa w wielu różnych kontekstach, nie tylko polskim, w bardzo wielu momentach historii. To powrót myśli republikańskiej, który jest bardzo mocno zanurzony w anarchizmie. Nie chcemy mieć nad sobą panów, lecz sami chcemy być panami, ale jednocześnie tworzyć wspólnotę pożytku, warunków, które razem budujemy dla wspólnego szczęścia. To utopijne marzenie zrealizowania dobrej republiki tutaj na ziemi, ale właśnie ono stanowi fundament myślenia o polityce Rymkiewicza, który można odsączyć od krwi, pogaństwa, bóstwa i tego wszystkiego, co tam nam śmierdzi brakiem Chrystusa.
J.M.: Rymkiewiczowi nie chodzi o Polaków – jemu chodzi o Polskę. Na kartach Samuela Zborowskiego pisze, że może ludzi kiedyś nie będzie, może nie będzie nigdy Polaków, ale Polska będzie zawsze. Nie wiem, czyja to będzie Polska – ślimaków, jeży, kwiatów, kamieni? Polska sobie doskonale poradzi bez Polaków. W tym sensie Polska jest bóstwem pogańskim, czymś na kształt losu, Mojry, przeznaczenia. To jeden z zarzutów wobec Rymkiewicza, który bardzo często się pojawiał. Chodzi o to, że poeta w swojej twórczości odpodmiatawia Polaków, że los i przeznaczenie są tak silnymi pojęciami, że odbierają siłę polityczności, zaś my sami nie mamy sprawczości, możemy się tylko albo włączyć w ten wielki nurt, albo stanąć z boku.
P.K.: Dla Rymkiewicza Polska jest platońską ideą. Może sobie faktycznie bytować w świecie bytów idealnych, bez Polaków. Ontologia Rymkiewicza jest trochę posthumanistyczna, bo dla niego człowiek gatunkowo jest tym samym, co kamień, kot, drzewo i ślimak. Nieraz mają one więcej do powiedzenia o tajemnicy istnienia niż ludzie.
Myślenie i pisanie Jarosława Marka Rymkiewicza rozgrywa się po katastrofie ontologicznej. Scenę pierwotną i moment założycielski jego twórczości odnajdziemy w zbiorze Czym jest klasycyzm? Manifesty poetyckie, wydanym w 1967 roku, na początku jego drogi literackiej. Wygnani z mitu – tak zatytułowany jest kluczowy esej zawarty w tej książce.
Czym jest opisywany przez Rymkiewicza mit? Nie chodzi o proste odwołanie do starożytnego panteonu greckich bóstw, do baśniowego świata braci Grimm czy fantastycznego uniwersum Śródziemia. Mit to sposób, w jaki rozumieliśmy i intepretowaliśmy otaczający nas świat. Uniwersum mitu to rzeczywistość uporządkowana, ontologiczny ład z jasną hierarchią bytów – od Boga przez człowieka aż po resztę stworzenia. Wszyscy istniejący w kosmicznej harmonii, gdzie każdy zna swoje miejsce, rolę, powołanie i cel. Tytułowane wygnanie oznacza rozpad symbolicznego, wszechogarniającego porządku, zerwanie z kosmicznego łańcucha bytów.
Polskość jest dla Rymkiewicz czymś na kształt Gombrowiczowskiej „intrygi sensu”, wehikułem, które ma nas wyciągnąć z bezsensu czy asensu istnienia, z ciemności metafizycznej. Ona jest po prostu tym, czym dla chrześcijan wiara i Bóg. Polska jest transcendentna, ale właśnie dlatego, że ma nam zapewnić poczucie sensu w ciemności istnienia. Ostatecznie tu w ogóle nie chodzi o politykę, dlatego mówiłem, że religia i polskość u Rymkiewicza się łączą, bo dla niego to jest po prostu jedno i to samo na planie metafizycznym.
J.M.: Rymkiewicz jest negatywem. Pamiętacie jeszcze analogowe aparaty fotograficzne? Zdjęcia zapisywały się na takich szpulkach, gdzie wszystkie barwy były odwrócone. Ciemne było jasne, a jasne ciemne. Ale to właśnie bez tego negatywu nie dało się wywołać zdjęcia. Rymkiewicz jest dla polskości taką szpulką, w której wszystko jest na opak. I dlatego jest nam niezmiernie potrzebny, bo wie coś niesamowicie ważnego. Przypomniał, dlaczego jest nam niezbędne chrześcijaństwo. Świat, który opisuje, to taki, który istniałby, gdyby nie wcielenie i śmierć Chrystusa na krzyżu. Wtedy siedzielibyśmy wśród tych jeży i raków, pracowalibyśmy z mrówkami, zasadniczo niewiele się od nich różniąc. A jeśli nawet, to już chyba in minus. Dlatego trzeba go czytać, ale jako coś, od czego trzeba się odbić.
K.P.: W Samuelu Zborowskim znajdziemy krótki fragment, który opowiada o pozytywnej wizji budowy Rzeczpospolitej. To ciekawy zabieg retoryczny, bo ten fragment nazywa się Prawo bartne starosty niszczyckiego. Rymkiewicz znajduje jakieś realnie istniejące prawo wspólnoty bartników z XVI wieku, którzy w puszczy zbierali miód i musieli się ze sobą dogadać. Na podstawie tego spisanego prawa snuje własną opowieść, ale nie o wspólnocie bartników, tylko o „Rzeczpospolitej Bartników”, czyli Rzeczpospolitej Polskiej.
Nie była to wspólnota interesu, konsumpcji miodu czy produkowania go po to, żeby go sprzedawać i się bogacić. Była to wspólnota pożytków, istnienia razem, budowania jak najlepszych warunków, żeby inni bartnicy z nowego pokolenia mogli wchodzić w starą strukturę i wzrastać w tej republice, dokładać się do wspólnego dobra, które stanowi naczelne hasło myśli republikańskiej.
Rymkiewicz pisze także, że fundamentalną osobą w tej wspólnocie jest pisarz. Ktoś, kto spisywał prawo bartne. Pisarz bartny jednak nie jest prawnikiem, tylko strażnikiem tajemnic wspólnoty. Człowiek, który istnieje w tej „Rzeczypospolitej Bartnej” i nadaje jej kształt przez to, że potrafi zawrzeć w słowach zasady funkcjonowania tej wspólnoty. Pisarz nadaje ludziom jakąś wartość, pokazuje tajemnice tego, kim oni są.
Gdy myślę o polskości, zawsze pojawia mi się w głowie pewien wywiad przeprowadzony z Bartłomiejem Sienkiewiczem, który powiedział, że dzisiaj polskość spotyka się na Stadionie Narodowym, gdy śpiewamy hymn albo oglądamy Potop w święta. To konsumpcja polskości, a nie budowanie wspólnych pożytków. I to jest liberalna polskość, jedyna opcja w późnej nowoczesności. Dzisiaj nie ma narratorów, którzy potrafiliby przekazywać nam ważną tajemnicę, na czym polegają misteria naszej „Rzeczypospolitej Bartnej”.
J.M.: Kiedy mówimy, że Rymkiewicz jest szamanem, słusznie przychodzi nam do głowy wiele złych rzeczy, ale przy okazji warto podkreślić, że udało mu się odkryć coś bezcennego w dzisiejszych czasach, w których lubimy narzekać, że nikt nie czyta. Rymkiewicz odkrył to, że pisarstwo swoimi korzeniami sięga magii. Pisarze to tak naprawdę późni wnukowie czarodziejów, szamanów i wioskowych magów. Właśnie tak Rymkiewicz traktował literaturę. Nasze życie to baśń i Rymkiewicz tę baśń nam opowie. Kto mówi, że jesteśmy wygnani z mitu, jeśli nie człowiek, który chce nas z powrotem do tego mitu wprowadzić?
P.K.: W części wierszy Rymkiewicza pojawia się baśniowość, ewidentnie w korelacji do mitu. W baśniach jako pewnej formie opowiadania czy sposobie tego, jak słowo się nam objawi, jest pewna tajemnica. To dobra tajemnica, choć może mieć ona mimo wszystko pewien mroczny aspekt lub wymiar. Jeśli na poważnie przeczytamy Jasia i Małgosię, to tam też przecież jest obecny jakiś mrok metafizyczny, ale a także pewna tajemnica pozytywna.
Jest taki tekst lub wywiad, gdzie Rymkiewicz już jako dojrzały człowiek, pracownik Instytutu Badań Literackich, mówił, że nie jest mu potrzebna żadna metodologia. On po prostu pisze swoim życiem, szuka ważnych rzeczy, odpowiada na istotne pytania. Metodologie go nie interesują, bo oddalają od istnienia, zamiast do niego zbliżać. Zgadzam się, że Rymkiewicz jako człowiek opowiadający nam bajkę na dobranoc jest bardzo potrzebny. Im więcej takich opowiadaczy Polski, tym lepiej, bo inaczej faktycznie zapadniemy się całkowicie w liberalno-pragmatycznej wizji Bartłomieja Sienkiewicza, który mówił, że Polska istnieje tylko na Stadionie Narodowym.
J.M.: Rymkiewicz jest też autorem autodefinicji bycia pisarzem, poetą, kimś, kto w ogóle ma coś sensownego do powiedzenia, napisania w swoim życiu. Chwilą, w której zdał sobie sprawę, że jest poetą, był momentem, gdy zrozumiał, że istnieje taki stan fizyczny i umysłowy, który jest w stanie wyrazić tylko on. To znaczy, że jest taka opowieść, która nie zostanie opowiedziana, jeżeli on tego nie zrobi. On stanowi portal (jedyny!), przez który pewna treść może się przesączyć. To coś genialnego. Każdy, kto się w ogóle para pisaniem, powinien mieć to zdanie powieszone nad biurkiem. Jeżeli nie zdasz sobie sprawy z tego, że są takie rzeczy, które tylko sam jeden możesz opowiedzieć, takie stany, takie uczucia lub fakty, to po prostu nie zajmuj się tą robotą, bo będziesz powtarzał po innych, wtedy będziesz zbędny.
Wydaje mi się, że takich jak on, których trzeba znać, przez których trzeba przejść, jest trzech, czterech na stulecie. Trzeba albo ich przetrawić, albo wypluć, albo się z nimi zmierzyć. Bez Rymkiewicza nie ma polskości i nie ma polszczyzny. On zrobił tyle ważnych rzeczy w naszym języku, że kto przez niego nie przeszedł, ten tak naprawdę nie zna języka polskiego.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.
Piotr Kaszczyszyn
Jan Maciejewski
Konstanty Pilawa