Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Oppenheimer – zbawca świata czy ludobójca? [PODCAST]

Nasze oceny: Konstanty Pilawa: 8/10, Bartosz Brzyski: 6/10, Piotr Kaszczyszyn: 5/10. W nowym odcinku wychodzimy dalej niż tylko prosta, filmoznawcza recenzja. Czytamy „Oppenheimera” przez pryzmat amerykańskiego mesjanizmu, odpowiedzialności naukowców za swoje wynalazki i o tym dlaczego do wynalezienia bomby atomowej niezbędne jest czytanie poetów i oglądanie obrazów Picassa. Generalnie, warto się wybrać, ale bez szału.

„To film-patchwork. Z jednej strony to film biograficzny. Przedstawia życie genialnego fizyka, osobno mamy cały wątek rozwoju fizyki kwatnowej, a ostatnia godzina filmu to typowy amerykański dramat polityczny. To ostatnie było irytujące, miałem poczucie, że to bardzo na siłę. Najlepsze było pierwsze 20 minut, w których oglądamy naukową obsesję Oppenheimera. Fizyk jest przedstawiony jak prorok, który widzi i czuje więcej. Fizyka została pokazana od strony magicznej, przypominało to klimat charakterystyczny dla Interstellara, innego filmu Nolana”- stwierdził Piotr Kaszczyszyn.

„Film jest faktycznie bardzo amerykanocentryczny. Jest to minus z punktu widzenia polskiego widza. Sam motyw patriotycznego Amerykanina walczącego z systemem jest już bardzo ograny w popkulturze. Jest to de facto kino superbohaterskie. Genialna jednostka staje naprzeciw niesprawiedliwego świata, a ostatecznie zostaje zrehabilitowana przez potomnych. Pychologiczny poziom opowieści mnie nie przekonał, sprawiał wrażenie doklejonego”- dodał Bartosz Brzyski.

„Istotny jest wątek amerykańskiego mesjanizmu oraz komunistyczne sympatie Oppenheimera, przesycone postchrześcijańskim marzeniem o nowym millenium. Duchowość jest wypierana przez umysł, intelekt, pychę nowoczesności która chce własnymi siłami zawładnąć rzeczywistości. Samo Los Alamos, gdzie były budowane pierwsze bomby atomowe, przypominało średniowieczny klasztor. Grupa ludzi odizolowana od cywilizacji, zamknięta w jednej przestrzeni tylko dla jednego celu. Sam projekt Manhattan miał mocno mesjanistyczny charakter, co dobrze pokazuje książka Davida F. Noble’a p.t. Religia techniki. Boskość człowieka i duch wynalazczości ” – zauważył Konstanty Pilawa.