Ziobro i spółka zlikwidują artykuł 212 kodeksu karnego? I bardzo dobrze!
Nigdy nie byliśmy jeszcze tak blisko likwidacji art. 212 kodeksu karnego. Likwidacji przepisu umożliwiającego ściganie osób korzystających z wolności słowa w debacie publicznej. To bardzo dobra wiadomość!
Na początku lipca posłowie Suwerennej Polski z poparciem polityków PiS-u złożyli w Sejmie projekt likwidacji art. 212 k.k. Nie ma on jeszcze numeru druku, ale dzięki odpowiedniej determinacji ustawa może trafić na biurko prezydenta Dudy przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.
W ostatnich dwóch dekadach byliśmy świadkami skokowego wzrostu liczby wyroków skazujących na podstawie feralnego art. 212. W 2000 r. skazano na tej podstawie zaledwie 50 osób, natomiast w ostatnich latach corocznie ponad 300.
Zaprzęganie machiny państwa do rozstrzygania sporów o słowa jest rozwiązaniem anachronicznym. Pochodzi z czasów, kiedy duma i honor osób znajdujących się wysoko w hierarchii społecznej przeważały nad prawem obywateli do wolnej i nieskrępowanej dyskusji.
„Proszę pani, proszę pani policjantki! Bo Kowalski brzydko o mnie pisze!”. Dziś w Polsce wystarczy napisać donos, aby cała policyjno-sądowa machina ruszyła z kopyta. Na początku lat 2000. policja corocznie wszczynała ok. 70 postępowań z art. 212 k.k. Od kilku lat ta liczba oscyluje już na poziomie ponad tysiąca takich postępowań rocznie.
Co gorsza, litera i praktyka polskiego procesu o zniesławienie stanowią, że to oskarżony o zniesławienie musi dowieść prawdziwość swojej wypowiedzi, by mieć szansę wybronić się w sądzie. Dla porównania w Stanach Zjednoczonych, co do zasady, to oskarżający musi przed sędzią dowieść, że zniesławiający wiedział, że mówił nieprawdę i oskarżający z tego tytułu poniósł uszczerbek.
Piszę, co do zasady, bo w USA oprócz federalnego istnieje także prawo stanowe. Sąd Najwyższy USA dopuszcza możliwość, że stan uchwali prawo pozbawione wymogu dowiedzenia przez oskarżającego, że zniesławiający wiedział, że mówi nieprawdę, ale wtedy wymaga, by oskarżający udowodnił brak staranności w tworzeniu wypowiedzi oraz straty faktycznie poniesione w wyniku zniesławienia.
W Polsce również możemy zwiększyć zakres ochrony wolności wypowiedzi. Wystarczy w trakcie likwidacji art. 212 k.k. ograniczyć możliwość wytoczenia powództwa o zniesławienie do drogi cywilnej, gdzie obywatel staje w sporze przeciw obywatelowi.
Możliwość nasłania na tych, którzy „mówią o nas nieładnie”, całej machiny państwa i przerzucenie na mówiących ciężaru udowodnienia prawdziwości kwestionowanej wypowiedzi jest przesadą. Godzi w wolnych obywateli demokratycznego państwa.
Ukształtowanie prawa o zniesławieniu jest wyborem społeczeństwa między większą ochroną jednostkowych reputacji a większą ochroną wolności słowa. Istnienie art. 212 k.k. i łatwość, z jaką można oskarżać ludzi za ich publiczne wypowiedzi, sprawia, że obywatele mogą często dokonywać swoistej autocenzury w obawie przed sądowymi reperkusjami.
Jest to widoczne szczególnie wtedy, gdy dochodzi do sporej dysproporcji sił, np. po jednej stronie zasiada osamotniony obywatel, a po drugiej wielka korporacja. Ba, w dobie coraz bardziej rachitycznych dochodów mediów art. 212 k.k. może działać jako prewencyjna autocenzura także w przypadku potencjalnych śledztw dziennikarskich. Nawet jeśli dziennikarze nie zostaną skazani, to redakcje ponoszą koszty adwokatów, dojazdów na rozprawy itp.
Nie wiemy, czy politycy obozu rządzącego doprowadzą finalnie całą sprawę do szczęśliwego końca, ale już teraz widzimy zwolenników opozycji, którzy krytykują likwidację art. 212 k.k. Cytowani przez „Rzeczpospolitą” Konrad Siemaszko z Helsińskiej Fundacji Prawa Człowieka oraz adwokat Radosław Baszuk uważają inicjatywę Suwerennej Polski za politycznie podejrzaną, bo zainicjowaną na trzy miesiące przed wyborami.
Jeszcze mniej przebiera w słowach dr Mikołaj Małecki, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz autor poczytnego bloga Dogmaty Karnisty. Małecki stwierdza, że „dawne debaty o karalności zniesławienia straciły na aktualności. Być może w przyszłości trzeba będzie do nich wrócić. Dziś żyjemy w zupełnie innym świecie, otoczeni przez niedemokratyczną władzę i masę usłużnych mediów.
Mówi się, że karalność zniesławienia godzi w wolność profesji dziennikarskiej. Faktycznie, art. 212 to przepis groźny dla dziennikarzy w warunkach dojrzałej demokracji. Jednak w czasach, gdy wiele mediów zostało podporządkowanych władzy, jest barierą przed już zupełnie totalną propagandą sączoną w umysły widzów”.
Drodzy prawnicy z sympatiami dla opozycji czy zaledwie podejrzliwi wobec obozu władzy, nawet jeśli Zbigniew Ziobro wymyślił sobie likwidację art. 212 k.k., by unikać, jak sugerujecie, odpowiedzialności karnej za swoje zniesławiające wypowiedzi, to bardzo dobrze, że (być może) zlikwiduje art. 212!
Za zniesławiające (w waszym mniemaniu) słowa Zbigniewa Ziobry nadal będziecie mogli ścigać go w sądach na drodze cywilnej. Za to po likwidacji art. 212 k.k. reszta obywateli odetchnie z ulgą i zostanie uwolniona od groźby ścigania za swoje wypowiedzi przez aparat państwa na drodze karnej.
Krytykującym teraz likwidację art. 212 k.k. poddaję pod rozwagę następującą kwestię: albo proponowana likwidacja jest dobra sama w sobie i wszystko jedno, kto i z jakich pobudek jej dokona, albo jest zła z zasady i nie należy jej w ogóle przeprowadzać. Jeśli likwidacja art. 212 k.k. jest pożyteczna, to trzeba kibicować każdemu, kto ją przybliży.
Twierdzenie, że likwidacja art. 212 k.k. będzie dobra, gdy przeprowadzi ją ktoś inny niż Ziobro z Kaczyńskim, to w najlepszym razie partyjniactwo, a w gorszym chęć wykorzystania złego prawa do gnębienia politycznych konkurentów.
Jeśli Ziobro „rozbroi” siebie i swoich następców u władzy z możliwości ścigania za wypowiedzi na gruncie prawa karnego, to będę mu wdzięczny za zwiększenie mojej wolności. Wolność wypowiedzi czyni nas bowiem ludźmi wolnymi.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.