Czy kampania wyborcza uderzy w polskie wsparcie dla Ukrainy?
W skrócie
Blokada importu ukraińskich produktów rolnych skłania do głębokiego namysłu nad celami polskiej polityki handlowej, ale też zagranicznej wobec Kijowa. Zaniechania państwa doprowadziły do sytuacji, gdy mozolnie budowana pozycja Polski na kierunku ukraińskim w geopolitycznej układance została zepchnięta na boczny tor na rzecz zażegnania wewnętrznego napięcia. Kryzys ten udowadnia, że polityka wobec Ukrainy może stać się ofiarą kampanii wyborczej.
Przyjrzyjmy się krótko chronologii wydarzeń. Po inwazji Rosji na Ukrainę tamtejsze porty, które odpowiadały za 2/3 ukraińskiego eksportu, zostały zablokowane. Unia Europejska zdecydowała o zniesieniu ceł na ukraińskie towary i rozluźnieniu kontroli na granicy wspólnoty, żeby umożliwić Ukrainie dostęp do światowych rynków, a zarazem dopływ kapitału z zagranicy, który utrzymywałby przy życiu budżet Kijowa.
Polscy rolnicy już wtedy twierdzili, że choć Ukrainie należy pomagać, to nie ich kosztem. Obawiali się konkurencji wynikającej nie tylko z żyzności gleby i efektywności ukraińskich kombinatów zbożowych (w odróżnieniu od rozdrobnionego polskiego sektora rolniczego), ale i niespełniania przez ukraińskich producentów regulacji i unijnych norm dotyczących m.in. bezpieczeństwa sanitarnego żywności.
Postulowali więc, by towary tranzytowano tylko przez Polskę na dotychczasowe rynki zbytu, w tym do Afryki, gdzie są najbardziej potrzebne (pozwalają uniknąć głodu), a nie zostawały na naszym rynku. Warto zaznaczyć, że obawy dotyczyły nie tylko zboża, które w Polsce ma mniejszy wpływ na ceny chleba niż na ceny mięsa, ale i innych produktów rolnych.
Okazało się jednak, że ukraińskie towary (poza zbożem to m.in. też cukier, olej rzepakowy czy miód) były sprzedawane w państwach sąsiadujących z Ukrainą, w tym w Polsce, co bezpośrednio uderzyło w polskich rolników.
Świat nie musi być czarno-biały! Chcesz oglądać go we wszystkich odcieniach? Przekaż 1,5% na Klub Jagielloński! Numer KRS: 0000128315.
Chcemy być hubem?
W przeciągu prawie roku, kiedy proceder trwał, kreśliliśmy wizję Polski jako hubu transportowego dla Ukrainy, głównego szlaku dla firm w odbudowie Ukrainy i dziejowej szansy dla polskich eksporterów. Politycznym celem, a jednocześnie narzędziem do tworzenia tej wizji, miała być akcesja Ukrainy do Unii Europejskiej.
Zamieciona wcześniej pod dywan debata o konsekwencjach i kosztach dla polskiej gospodarki, a także braku odpowiedniego przygotowania państwa, czego owoce zbieramy dzisiaj, zostaje właśnie rozbierana na czynniki pierwsze. Powinniśmy więc zadać sobie pytanie, jakie konsekwencje przyniesie bardzo ostra decyzja polskiego rządu, notabene niezgodna z polityką handlową Unii Europejskiej, fundamentem jednolitego rynku.
Po pierwsze, Polska miała szansę zostać wielkim handlarzem ukraińskiego zboża (więcej na ten temat pisał Bartosz Mielniczek). To nowa rola, której zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, nie musielibyśmy się uczyć od podstaw. Choć nadal uczymy się działania na rynku handlu zbożem, to sami jesteśmy poważnym jego producentem. W zakresie magazynowania i szczelności tranzytu mamy już pewne doświadczenie. O ile transport zboża nie jest dla nas czymś nowym, to jego skala stanowi duże wyzwanie.
Wymaga ona drogich i daleko idących inwestycji w terminale intermodalne, terminale kontenerowe w portach morskich, infrastrukturę kolejową, przepustowość na granicy, elewatory zbożowe i magazyny.
W obliczu stałego zagrożenia zamknięcia ukraińskich portów dla eksportu produktów rolnych (Rosja dopiero co przedłużyła „umowę zbożową” pod egidą Turcji i ONZ tylko na 2 miesiące, do 18 maja, mimo że wcześniej była przedłużana co 3 miesiące) lub wznowienia działań wojennych albo hybrydowych nawet po potencjalnym zawieszeniu broni na Ukrainie można stwierdzić, że przed Polską otwiera się szansa stania się gwarantem bezpieczeństwa handlowego dla Ukrainy.
Umiejętna współpraca z Ukrainą w tranzycie jej towarów daje duże możliwości polskim firmom logistycznym, spedycyjnym i budowlanym. Zdaniem Adama Eberhardta, wiceprezesa Warsaw Enterprise Institute, to „nieporównywalnie ważniejsze dla budowy pozycji Polski w regionie niż debaty o „federacji polsko-ukraińskiej”. Waga rozwoju ekonomicznych powiązań i włączenia ukraińskiej gospodarki w unijne tryby za pośrednictwem polskich przedsiębiorców jest znacznie bardziej realna niż rysowanie politycznych wizji. Poza przedsiębiorstwami transportowymi polska branża przetwórcza także może zyskać na współpracy z ukraińskimi producentami.
Ostre decyzje a wiarygodność Polski
Ruch polskich władz miał wstrząsnąć Komisją Europejską i zmobilizować do działania. Reakcja KE jest dość ostrożna i ogranicza się do wskazywania na wkraczanie w wyłączne kompetencje UE w zakresie kreowania polityki handlowej. Przesłanka bezpieczeństwa publicznego wykorzystywana przez rząd wydaje się wątpliwa, skoro w uzasadnieniach decyzji padają przede wszystkim argumenty o charakterze ekonomicznym. Również strona ukraińska jest wstrzemięźliwa i mimo krytyki naruszenia umowy między krajami uspokajała ukraińskich rolników, przekonywała, że polska strona ją rozumie.
Nowy minister rolnictwa, Robert Telus, już we wtorek zapowiedział, że tranzyt ukraińskiego zboża zostanie wznowiony, choć monitorowany i konwojowany, żeby nie powtórzyć sytuacji z pozostawianiem towarów na polskim rynku. Dalsze kroki mają być dyskutowane na spotkaniu unijnych ministrów rolnictwa na szczycie 25 kwietnia.
Obawy Polski o nastroje rolników podzielają Słowacja, Węgry (które już wprowadziły zakaz importu) i Bułgaria. Ostatni z wymienionych krajów rozważa podobne rozwiązania, bo obawia się skierowania skumulowanych transportów zboża na swoją granicę.
Konsekwencje mogą przynieść korzyści w postaci uruchomienia unijnych trybów w celu rozwiązania kryzysu. Jednocześnie polska decyzja stanowi niebezpieczny precedens.
Po pierwsze, wskazuje, że kraje graniczące z Ukrainą są gotowe do zaskakujących i ostrych działań, w tym do aktywności sprzecznych z unijnym prawem. Dla przedsiębiorców, w tym polskich, to negatywny sygnał, że inwestycje w handel ukraińskimi produktami niesie ze sobą ryzyko np. w postaci opóźnień dostaw towarów z Ukrainy do zagranicznych odbiorców. Ten sygnał może mieć zresztą i tym razem materialny wymiar, jeśli stratne firmy zażądają rekompensaty od Polski.
Po drugie, niektóre kategorie produktów mogą oberwać rykoszetem przy szeroko zakrojonych zakazach i ograniczeniach. Inflacja w Polsce bije rekordy, warzywa i owoce drożeją w zastraszającym tempie, a zakaz przywozu towarów z Ukrainy objął również właśnie te produkty. Trudno też wytłumaczyć, w jaki sposób ukraińskie wino miałoby stanowić zagrożenie dla polskich producentów, którzy konkurują na rynku z trunkami z RPA, Chile lub Australii, nie mówiąc o tanich winach z południa Europy.
Po trzecie, rząd udowadnia, że polityka wobec Ukrainy może stać się ofiarą kampanii wyborczej. Nie chodzi oczywiście o zdobycie kilku głosów na polskiej wsi, ale uniknięcie palenia opon w Warszawie i blokowania dróg przez traktory.
Zaniechania państwa przez ostatnie miesiące w zakresie kontroli wwozu zboża doprowadziły do sytuacji, w której mozolnie budowana pozycja Polski na kierunku ukraińskim w geopolitycznej układance zostaje zepchnięta na boczny tor na rzecz zażegnania wewnętrznego napięcia.
Po czwarte, polityka wspierania Ukrainy, która oczywiście nie może być bezwarunkowa i bezkrytyczna, dotychczas w oficjalnym przekazie była konsekwentna, spójna i bezkompromisowa. Sygnał, jaki puszczamy w świat, nie tylko zmobilizuje KE do bardziej zdecydowanego wsparcia dla rolników z krajów sąsiadujących z Ukrainą, ale też da argument krajom podważającym skalę poparcia dla Ukrainy („patrzcie, nawet Polska, największy sojusznik Ukrainy, podjęła tak ostrą i niezapowiedzianą decyzję”).
Łatwiej będzie im wytknąć, że poza moralnie pożądanym wspieraniem Ukrainy każdy kraj musi dbać o własne interesy, a te definiują ich własna opinia publiczna. Co więcej, zamykanie granicy przez kolejne kraje może doprowadzić do dużych strat ukraińskiej gospodarki, która i tak z trudem spina budżet na kolejne miesiące.
Może się jednak okazać, że ruch rządu okaże się długofalowym sukcesem – zostaną wprowadzone lepsze kontrole ukraińskiego zboża w zakresie obecności pestycydów, co podniesie jakość towaru wprowadzanego do UE, Bruksela przeznaczy dla Polski większe środki finansowe, polscy rolnicy docenią skuteczność rządu w dbaniu o ich interes, wiarygodność sojusznicza nie dozna uszczerbku, a Rosja nie wykorzysta sytuacji do swoich agresywnych działań dezinformacyjnych.
O ile UE już przychyliła się do zastosowania we wspólnocie ograniczenia importu ukraińskich towarów na wzór Polski, Węgier i Słowacji, o tyle co do ostatniego punktu mam spore wątpliwości.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.