Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Za dyskusją o podwyższeniu wieku emerytalnego stoją ideologie

Za dyskusją o podwyższeniu wieku emerytalnego stoją ideologie Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Niemal każda polityka ma wymiar dystrybucyjny – ktoś zyskuje więcej, ktoś mniej. Także dyskusja o wieku emerytalnym jest ideologiczna, a samo automatyczne podwyższenie go dla wszystkich, nawet do 70 lat, ani szczególnie nie poprawi sytuacji większości emerytów, ani nie będzie specjalnie sprawiedliwe. Wydłużenie czasu pracy może w wielu przypadkach skutkować transferem od osób gorzej sytuowanych do tych bardziej zamożnych.

Od kilkunastu dni w polskiej debacie publicznej wrócił temat podwyższenia wieku emerytalnego. Jedną z inspiracji dla dyskusji są trwające właśnie we Francji protesty wobec planowanej reformy zakładającej podwyższenie wieku emerytalnego z 62 do 64 lat i wydłużeniu stażu pracy z 42 do 43 lat. Niezależnie od przyczyn pojawienia się tematu w mediach, to dobra okazja, by spojrzeć na ten postulat z nieco innej, szerszej perspektywy.

Złudne poczucie bezstronności 

Zacznijmy od tego, że w opinii wielu komentatorów i ekspertów kwestia podwyższenia wieku emerytalnego jest ideologicznie neutralna. W ich ocenie w obliczu starzenia się społeczeństwa i pogarszającej się proporcji osób pracujących do liczby emerytów utrzymanie systemu emerytalnego wymaga dwóch zmian: podwyższenia wieku przejścia na emeryturę i wprowadzenie dodatkowego, kapitałowego filaru systemu.

Argumenty przeciwników takich rozwiązań, w tym związków zawodowych, są przeważnie zbywane twierdzeniem, że każdy chciałby krócej pracować i więcej zarabiać, tyle tylko, że w prawdziwym życiu tak się nie da. Jeśli ktoś jest odpowiedzialny i ma choć trochę oleju w głowie, musi być za reformą.

Sęk w tym, że przekonanie o nieideologiczności takich postulatów to nic innego jak mit. W polityce bardzo rzadko zdarzają się bowiem nieideologiczne debaty, i ta o systemie emerytalnym też taką nie jest. 

Nie chodzi tu jednak o ideologię w sensie pejoratywnym. Osoby reprezentujące jakiś pogląd zwykle kierują się określonym zestawem założeń, które, o ile są ze sobą spójne, tworzą określoną ideologię. Co istotne, gdy funkcjonujemy w ramach jednej ideologii, może się nam wydawać, że nasze postrzeganie świata opisuje rzeczywistość. „Tak to działa w prawdziwym życiu!” – to stwierdzenie często mówi więcej o osobie, która je wypowiada, niż o opisywanym przez nią świecie.

Próbuję to wyjaśniać swoim studentom na przykładzie dyskusji o pracodawcach i pracobiorcach. Niemal wszyscy bez namysłu odpowiemy, że pracodawcą jest przedsiębiorca, a pracobiorcą – pracownik. W takim ujęciu właściciel firmy, niejako z łaski, daje pracę. W konsekwencji, jeśli w firmie pojawiają się zyski, ten sam właściciel może dobrowolnie podjąć decyzję o podzieleniu się nimi z pracownikami.

Spróbujmy jednak spojrzeć na to z innej perspektywy. Zgodnie z teorią rynku pracy podaż pracy zapewniają pracownicy, a popyt na pracę zgłaszają przedsiębiorcy. W takim rozumieniu to pracownik jest pracodawcą, a przedsiębiorca – pracobiorcą. Kiedy tak spojrzymy na „prawdziwe życie”, zupełnie inaczej będziemy postrzegać kwestię podziału zysków. Łatwiej będzie nam zrozumieć, że zysk jest wytworzony wspólnie przez przedsiębiorcę i pracowników, a w takiej sytuacji decyzja o jego podziale powinna zostać podjęta wspólnie.

Polityka sztuką sprawiedliwej dystrybucji

Jestem przekonany, że w umysłach wielu czytelników pojawiła się następująca myśl: „Jezu, komunizm!”. Chodzi tu jednak bardziej o uświadomienie, że perspektywa francuskich związków zawodowych, które argumentują, że reforma powinna polegać bardziej na podwyższeniu płac, a nie wydłużeniu wieku emerytalnego, niekoniecznie pozbawiona jest sensu.

Dlaczego? Polityka państwa, choć jest zjawiskiem złożonym, w uproszczeniu ma dwa zasadnicze cele. Pierwszym z nich jest dostarczanie dóbr publicznych, które ze względu na swój charakter nie są często przedmiotem zainteresowania podmiotów prywatnych działających na rynku. Drugim celem jest zapewnienie sprawiedliwości, czyli w praktyce wyrównywanie nadmiernych i szkodliwych z perspektywy szeroko rozumianego rozwoju społeczno-gospodarczego nierówności, poprzez dystrybucję (w tym np. regulacje działalności podmiotów prywatnych) i redystrybucję (podatki).

W przypadku dostarczania dóbr publicznych kluczowymi kwestiami stanowiącymi dylemat dla decydentów publicznych są dostępność i poziom produkcji tych dóbr. Z kolei w kontekście dystrybucji i redystrybucji najważniejsze pytanie dotyczy rozłożenia korzyści i kosztów. Ta ostatnia obserwacja jest istotna, ponieważ niemal każda polityka ma wymiar dystrybucyjny – ktoś zyskuje więcej, ktoś mniej. 

A ktoś może nawet traci, choć w tym przypadku błędem jest przyjmowanie z automatu perspektywy gry o sumie zerowej, która stanowi dominujący paradygmat wśród aktorów rynkowych (tak, to też ideologia). Istnieją bowiem procesy, gdy mamy do czynienia z grą o sumie niezerowej, w których np. współpraca prowadzi do obopólnych zysków, a jej brak do obopólnych strat.

Ideologiczność zmiany wieku emerytalnego

Co z tego teoretycznego wywodu wynika dla systemu emerytalnego? Decyzja o podwyższeniu wieku emerytalnego nie jest neutralna i niesie ze sobą określone skutki zarówno co do dostępności/wysokości emerytur, jak i dystrybucji kosztów i korzyści pomiędzy różnymi uczestnikami systemu.

W istniejącym systemie tzw. zdefiniowanej składki skala korzyści materialnych uzyskiwanych przez jednostkę zależy w uproszczeniu od dwóch czynników – wysokości świadczeń i długości ich pobierania. To oznacza, że największymi beneficjentami będą te osoby, które płaciły wysokie składki i mają najdłuższą oczekiwaną długość życia. Najmniej skorzystają z kolei ci, którzy płacili niższe składki i mają krótszą oczekiwaną długość życia.

Można zatem założyć, że osoby zamożne (upraszczając i wskazując przykładowe potencjalne zawody: programiści, przedstawiciele sektora finansowego itd.), które nie tylko płacą wyższe składki, ale dysponują środkami umożliwiającymi im korzystanie z lepszej jakości usług zdrowotnych, dzięki czemu dłużej żyją, statystycznie należą do największych wygranych tego systemu. 

Analogicznie osoby uzyskujące niższe dochody (generalizując: kasjerzy, kurierzy, śmieciarze itd.), wykonujące ciężką, fizyczną pracę, będą największymi przegranymi. Nie dość bowiem, że ich składki przełożą się na niską wartość świadczeń, to jeszcze jest wielce prawdopodobne, że nie pożyją zbyt długo na emeryturze.

Gdzieś pomiędzy znajdą się pracownicy fizyczni uzyskujący wysokie dochody kosztem pracy w szkodliwych warunkach (murarze, operatorzy koparek itd.), co przekłada się na krótszą oczekiwaną długość życia, oraz pracownicy umysłowi (nauczyciele, urzędnicy), którzy, co prawda, pożyją nieco dłużej, ale na głodowej emeryturze.

Na kwestię klasową należy nałożyć element płciowy – ze względu na przeciętnie większą oczekiwaną długość życia kobiety pobierają świadczenia dłużej niż mężczyźni, ale jednocześnie ich emerytury ze względu na znacznie krótszy okres składkowy są niższe.

Z tej perspektywy podwyższenie wieku emerytalnego trudno uznać za coś neutralnego. Osoby z grup defaworyzowanych będą pracować dłużej, więc wrzucą do systemu więcej środków w postaci swoich składek, a jednocześnie będą mogły z nich krócej korzystać, bo zmniejszy się liczba lat spędzonych przez nie na emeryturze. W konsekwencji środki, których nie zdążą wykorzystać, trafią w postaci świadczeń do osób najlepiej sytuowanych, których emerytury w innym przypadku musiałyby zostać obniżone.

Innymi słowy, wydłużenie czasu pracy może w wielu przypadkach skutkować transferem od osób gorzej sytuowanych do tych bardziej zamożnych. Klasyczny efekt św. Mateusza.

OFE i PPK narzędziem premiującym najbogatszych

W tym miejscu należy poczynić jedno zastrzeżenie. Ze względu na przepis o minimalnym świadczeniu emerytalnym te osoby, którym nie udało się zebrać wystarczającego kapitału z opłaconych składek, są de facto subsydiowane ze środków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Zasilany jest on z różnych źródeł – składek, dotacji z budżetu państwa lub Funduszu Rezerwy Demograficznej. Skala tego zjawiska ma niebagatelne znaczenie dla oceny skali dystrybucji korzyści i kosztów, a tym samym jest istotna z perspektywy konkluzji debaty o podwyższeniu wieku emerytalnego.

Nie dysponuję dokładnymi danymi, aby tę skalę oszacować. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że rozbudowa filaru kapitałowego systemu emerytalnego w postaci wcześniej Otwartych Funduszu Emerytalnych (OFE), a obecnie Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK), nie jest od tej debaty całkowicie oderwana.

Wprowadzenie filaru kapitałowego ma bowiem w założeniu zwiększyć gwarancję uzyskania jak najszerszej grupie obywateli emerytury minimalnej, a tym samym zmniejszyć skalę transferu środków od osób lepiej sytuowanych, które zgromadziły większy kapitał ze składek, do osób o niższych dochodach, które nie miały na to szans. 

W tym sensie niezależnie od argumentów dotyczących wysokości przyszłych świadczeń („chcesz wyższą emeryturę, odprowadzaj składki na PPK”), promocja rozwiązań kapitałowych uzasadnia demontaż solidarnościowego modelu zabezpieczenia emerytalnego, w którym, co do zasady, to, co otrzymujemy z systemu, nie jest uzależnione od tego, co do niego włożyliśmy.

Dokładnie tak, jak w przypadku systemu powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych, w ramach którego nawet kasjerka zarabiająca pensję minimalną może teoretycznie liczyć np. na bardzo kosztowną opiekę onkologiczną w publicznej placówce ochrony zdrowia na tych samych zasadach co dyrektor banku.

Demontaż ten rozpoczęliśmy reformą z 1999 roku poprzez przejście ze schematu „zdefiniowanego świadczenia” na rzecz modelu „zdefiniowanej składki” i wprowadzenie indywidualnych kont emerytalnych zarówno w ZUS-ie, jak i w OFE, a obecnie – po chwilowym zawieszeniu związanym z restrukturyzacją OFE – kontynuujemy w ramach promocji PPK.

Pięć pytań o przyszłość usług publicznych

Czy to oznacza, że nie należy podnosić wieku emerytalnego? Nie. Trzeba jednak mieć świadomość tych w jakimś sensie ukrytych uwarunkowań ideologicznych, które stoją za poszczególnymi rozwiązaniami.

W tej debacie najbliżej jest mi do postulatu zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn z jednej strony, a z drugiej do wprowadzenia większej elastyczności tego wieku w zależności od charakteru wykonywanej pracy.

Głównie po to, by nie skazywać niemal wszystkich kobiet na głodowe emerytury, a jednocześnie ograniczyć ryzyko wystąpienia sytuacji, w której mamy statystycznie ogromne różnice w długości czasu spędzonego na emeryturze między przedstawicielami różnych klas społecznych. Chciałbym wyraźnie podkreślić, że samo podwyższenie wieku emerytalnego nie rozwiąże naszych problemów. Musimy bowiem odpowiedzieć sobie na pięć fundamentalnych pytań.

Po pierwsze, czy chcemy zejść ze ścieżki demontażu solidarnościowego wymiaru systemu emerytalnego, lub innymi słowy, czy chcemy zerwać z sytuacją, w której wysokość emerytury zależy od zaradności (a może szczęścia) pojedynczego obywatela? Po drugie, czy chcemy rozpocząć na poważnie dyskusję o udziale płac w PKB? W końcu to płace determinują wielkość tortu, czyli kapitału gromadzonego w postaci składek emerytalnych (to właśnie kwestia, do której odwołują się związki zawodowe we Francji).

Po trzecie, czy chcemy zainwestować sporo publicznych środków w profilaktykę zdrowotną osób w wieku produkcyjnym, zwłaszcza mniej zamożnych, których często nie stać na zdrowy styl życia i usługi w prywatnych placówkach ochrony zdrowia? Po czwarte, i to jest związane z wcześniejszym pytaniem, czy chcemy zainteresować się przestrzeganiem zasad bezpieczeństwa i higieny pracy, nawet kosztem swobody prowadzenia działalności gospodarczej, aby realnie zminimalizować negatywny wpływ warunków pracy na długość życia w zdrowiu?

Po piąte wreszcie, czy jesteśmy zainteresowani rozbudową bardziej „uspołecznionego” modelu opieki nad osobami niesamodzielnymi, bazującego na istnieniu lokalnych instytucji, takich jak spółdzielnie rozwojowe, które mogą poprawiać jakość życia seniorów mimo ich relatywnie niższych dochodów?

Tym bardziej, że niezależnie od wybranego modelu emerytalnego, zdecydowana większość seniorów w sensie dochodowym będzie balansować na granicy ubóstwa, co jednak ze względu na sprawny system usług publicznych/społecznych nie musi wcale oznaczać wielowymiarowego wykluczenia.

Moja odpowiedź na wszystkie pięć pytań jest twierdząca. Uważam, że choć indywidualnie opłaca mi się należeć do PPK, byłoby naprawdę dużo lepiej, gdyby pieniądze, które rząd z budżetu dopłaca do tego instrumentu, zostały przeznaczone na finansowanie profilaktyki zdrowotnej, inspekcję pracy czy lokalne ośrodki kultury i sportu zajmujące się aktywizacją seniorów. 

Zdaję sobie sprawę, że nie jest to pogląd akceptowany przez większość Polaków. „Teologia zasługi”, zgodnie z którą bogactwo jest paradoksalnym synonimem błogosławieństwa i efektów ciężkiej pracy, ma się u nas bardzo dobrze.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.