Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Małżeństwa boimy się bardziej od rozwodu. O miłości w badaniach i popkulturze

Małżeństwa boimy się bardziej od rozwodu. O miłości w badaniach i popkulturze Rogelio de Egusquiza, Tristan i Izolda (śmierć), Bilbao Fine Arts Museum / Public domain

Ekonomistka seksu, miłości i rodziny, jak sama siebie przedstawia Marina Adshade, w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej stwierdziła, że celem małżeństwa od zawsze było „stworzenie dobrze działającego gospodarstwa domowego”. W obecnych czasach jest nieco lepiej. Mamy szczęście, bo do tej czystej kalkulacji nastawionej na zysk możemy dorzucić jeszcze uczucie, jakim jest miłość. Podobno szukamy dla siebie partnera, z którym łatwiej będzie nam „konsumować różnego typu dobra”, na dodatek będziemy mogli robić to bardziej intensywnie, cokolwiek to znaczy. Związek to zatem „wspólne przeżywanie przyjemności, podczas gdy jeszcze sto lat temu był etatową pracą” – tłumaczy Adshade. Ekonomistka dochodzi do prostego wniosku – małżeństwo w obecnych czasach staje się rodzajem kontraktu tymczasowego, który obowiązuje do tego momentu, gdy wspólne przeżywanie wspomnianej wyżej przyjemności dobiega końca. W tej perspektywie gwarancją trwałości małżeństwa staje się hedonizm.

Być może w małżeństwie Kurskiego zabrakło przyjemności, być może problem był poważniejszy i bardziej złożony. W każdym razie w polskich mediach i w Internecie zawrzało. Polacy poczuli się skonsternowani, zagubieni, rozgoryczeni lub rozbawieni. Natychmiast posypały się memy komentujące bieżącą sytuację. „I że cię nie opuszczę aż do kolejnego unieważnienia małżeństwa”, „mój ślub jest lepszy niż twój” i „seryjny małżonek” – to tylko niektóre z haseł komentujących obecne wydarzenia… No właśnie – jakie? Religijne? Społeczne? A może polityczne? Czy Jacek Kurski zyskałby rozwód i pozwolenie na drugi ślub kościelny, gdyby nie był Jackiem Kurskim? Tego oczywiście nie wiemy, ale jak stwierdził ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski: „Jestem księdzem od 40 lat i powiem szczerze, że pierwszy raz słyszę o takim przypadku […]. Nie spotkałem ani w swojej diecezji, ani w innych, choć interesuję się tymi sprawami, żeby po 24 latach małżeństwa, kiedy jest troje dzieci na świecie, nagle ktoś dostał unieważnienie kościelnego ślubu”.

Czy małżeństwo nadal jest małżeństwem?

Z badań przeprowadzonych przez CBOS w 2019 roku wynika, że od lat 80. XX wieku diametralnie spadła ilość zawartych małżeństw. Wówczas mieliśmy ich najwięcej, bo aż 307,4 tys. W 2016 roku było to 193,4 tys., a w 2017 – 192,6 tys. Zarazem niemal o połowę wzrosła liczba rozwodów – w 1980 roku wynosiła 39,8 tys., a w 2017 – 65,3 tys.

Współcześnie mniej więcej jeden z trzech związków małżeńskich kończy się rozwodem. Jacek Kurczewski, polski socjolog zajmujący się także antropologią prawa i obyczajów, przyznał w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, że „jeszcze w 1996 [rozwody] aprobowało […] 57 proc. respondentów, a teraz liczba ta wynosi aż 92 proc. W większości przypadków nie ma poważnej różnicy między wyborcami PO czy PiS”.

Przyczyn, dla których Polacy są skłonni uznać małżeństwo za zakończone, jest wiele. W większości to doskonale nam znana niezgodność małżonków, a także zdrada, alkoholizm, nieporozumienia finansowe, negatywny stosunek do pozostałych członków rodziny, nieobecność małżonka. Znacznie rzadziej to trudności mieszkaniowe, niezgodność światopoglądowa lub niedopasowanie seksualne.

Ponownie wracamy do kwestii odczuwania jednostkowej przyjemności. Zgodnie z badaniami CBOS prawie trzy czwarte Polaków na pierwszym miejscu stawia szczęście osobiste. Odejście ze związku, który go nie daje, okazuje się najwłaściwszym rozwiązaniem. Nie zdefiniowano tu zarazem, co oznacza szczęśliwy związek. Czy chodzi zatem o ten, w którym małżonkowie codziennie wyznają sobie miłość i po kilkunastu latach małżeństwa chodzą na randki, czy po prostu się szanują i okazują sobie drobne czułości, czy raczej chodzi o te przypadki, gdy po prostu ze sobą egzystują.

Powyższe badania wydają się nieco zaskakujące. Kontrastują z kolejnym komunikatem z lutego 2019 roku dotyczącym rodziny. Wynika z niego, że aż 80% Polaków uważa szczęście rodzinne za największą wartość, a wolność głoszenia własnych poglądów ceni tylko 18% z nich, życie pełne przygód czy wrażeń – jedynie 5%.

Chociaż uznajemy model rodziny z dziećmi i dwojgiem rodziców za najbardziej wartościowy, mamy coraz większy problem z zawieraniem małżeństw. Młodzi Polacy jasno wskazują przyczyny swoich postaw. Najbardziej obawiają się nieudanego związku, co łączy się z nadzieją, że małżeństwo nadal jest rozpatrywane jako relacja dożywotnia, nierozerwalna, dla której końca nie ma uzasadnienia. O trwałości małżeństwa, jego zagrożeniach i możliwościach na łamach portalu Klubu Jagiellońskiego pisał już Jacek Kaniewski.

Kolejne pozycje nie napawają jednak tak dużym optymizmem. CBOS analizuje wyniki badań i przyznaje, że „zbliżony odsetek badanych (40%) uważa, że kobiety nie chcą zakładać rodziny z uwagi na fakt, że może to stanowić przeszkodę w ich karierze zawodowej, jak również z tego względu, że dążą one do życia bez zobowiązań (37%). Jedna trzecia respondentów wskazuje na trudności ze znalezieniem odpowiedniego kandydata na męża (35%), a mniej więcej jedna czwarta sugeruje preferowanie przez współczesne kobiety życia w związku nieformalnym (28%) lub brak odpowiednich warunków mieszkaniowych (24%)”.

Młodzi Polacy wiążą małżeństwo z koniecznością posiadania dzieci i między innymi dlatego żyją w tzw. związkach niesformalizowanych. Wówczas presja społeczna i rodzinna wydaje się dużo mniejsza w kwestii posiadania potomstwa. Niewygodne i wścibskie pytania dotyczące terminu zajścia w ciążę, jakie padają ze strony rodziny czy znajomych, raczej się nie pojawiają. Sytuacja ta daje pewien bufor bezpiecznych kontaktów z bliskimi, przynajmniej tych dotyczących pytań o intymną relację związaną z ewentualnymi staraniami o poszerzenie rodziny.

Lepszy komfort życia i wyższe zarobki nie przyczyniają się, jak mogłoby się wydawać, do zwiększonego poczucia bezpieczeństwa i podjęcia decyzji o zawarciu związku małżeńskiego. Co zaskakujące, powyższe warunki powodują, że młodzi Polacy postępują dokładnie odwrotnie – zupełnie rezygnują ze związku małżeńskiego lub odraczają tę decyzję na później, często święte nigdy. Oczywiście łączy się to także z mniejszą niż kiedyś religijnością i rzadziej podejmowanymi praktykami religijnymi, a także lewicowymi poglądami politycznymi.

Młodzi, zdolni, niedojrzali

Badania pokazują, że dwudziestoparolatkowie lub trzydziestolatkowie nierzadko mają już za sobą doświadczenie zakończonego małżeństwa i rozwodu. Dane zaskakują. Jak zatem definiować małżeństwo, które kiedyś było gwarantem trwałości, decyzją podejmowaną na całe życie? Czy faktycznie stanie się (lub już jest) tymczasowym kontraktem, jak zapowiadała to wspomniana wyżej Marina Adshade?

Obecną sytuację wiąże się z kryzysem tożsamości młodych ludzi i powszechnie wydłużonym czasem edukacji. Współcześni młodzi Polacy praktycznie do 25. roku życia, a nawet dłużej, pozostają w roli uczniów/studentów. Choć wielu z nich pracuje, jest zatrudnionych dorywczo lub na cały etat, nadal pozostaje w poczuciu psychicznego komfortu niepełnej dojrzałości i dorosłości. Czas studiów, edukacji jest okresem płynności, kiedy wiele spraw można równie szybko zacząć, jak i natychmiast porzucić, zmienić, zakończyć. Ostre przejście w stronę kulturowo uwarunkowanej dorosłości, którą ma charakteryzować stałość, jest niejednokrotnie przyczyną paraliżującego strachu.

Co z tego wynika? Decyzja o przekroczeniu granicy dorosłości jest przez młodych oddalana w czasie, tak jak zwlekanie z powzięciem decyzji o małżeństwie. Kryzys małżeństwa i rodziny jest zatem oznaką znacznie trudniejszego do uchwycenia kryzysu dojrzałości i odpowiedzialności.

Psychologowie powyższe zjawisko ciągłego przesuwania podjęcia ważnych życiowych decyzji określają mianem odroczonej dorosłości. Ze względu na powyższe czynniki ukuły się terminy: kidultsadultescent, które należy kolejno tłumaczyć jako „dziecinni dorośli” lub „nie w pełni dorośli”. Skoro istnieje społeczne przyzwolenie na wydłużony okres bycia niesamodzielnym, nie dziwi fakt, że tak wiele małżeństw po kilku latach się rozpada lub w ogóle nie zostają zawarte.

Kryzys małżeństwa staje się zatem także kryzysem wspólnotowości i szeroko pojętego altruizmu, zrozumienia drugiego człowieka. Statystyki rozwodów i malejąca liczba zawierania trwałych związków małżeńskich sugerują, że dla młodych Polaków największą wartością nie jest szczęście rodzinne, jak zaznaczali w badaniach, ale raczej ich szczęście w rodzinie. To postawa skrajnie odmienna, sugerująca dominację wartości jednostkowych nad wartości grupy, społeczności, nawet najbliższych osób. Osłabienie pozycji małżeństwa wiąże się zatem z promowaną przez współczesne społeczeństwa postawą przesadnego indywidualizmu. Żyjemy w kulturze narcyzów.

Jeśli do powyższych uwarunkowań rozwojowych młodych dorosłych dołożyć jeszcze kwestię braku wykształcenia trwałej tożsamości, przyczyny rozpadania się małżeństw przestają dotyczyć niezgodności małżonków czy niezgodności światopoglądowych. Stają się raczej efektem stopniowych, długotrwałych zmian w świadomości i psychice młodych. Początków społecznego przyzwolenia na bycie pomiędzy i nieumiejętności podejmowania odpowiedzialnych decyzji można szukać w coraz powszechniejszym dziś trendzie gap year, czyli przerwie między poszczególnymi ważnymi etapami życia. Rok przerwy (zgodnie z definicją na poznawanie świata i ludzi, podróżowanie, docieranie do samego siebie, podjęcie pracy wolontariusza) nie zawsze trwa tyle, ile sugeruje nazwa, a więc 365 dni. Czasem rozciąga się na lata.

Tymczasem tak modny w dużych miastach gap year często staje się zasłoną dymną dla braku umiejętności pokierowania własnym życiem w odpowiedni sposób, porażek i słabości. Na myśl przychodzi postać Gabi Krasuckiej, bohaterki Hejtera Jana Komasy (recenzję filmu można przeczytać tutaj). Rok przerwy przed studiami w rzeczywistości niejako „wydarzył się” w jej życiu, bo nie dostała się na prestiżową uczelnię. Hasło gap year stało się gwarantem uniknięcia niebezpiecznych pytań i odpowiedzi demaskujących zbyt małe kompetencje dziewczyny, jej słabość, w tym wypadku intelektualną. Rok przerwy stał się czasem pustym, w którym poznawanie świata przyjęło formę imprez dla bogatych, narkotyków i modnych załamań psychicznych wyrażających „wrażliwość” młodych-niespełnionych-i-niedocenionych. To być może przerysowana ilustracja odroczonej dorosłości, jak cały film Komasy, jednak nie potrafię pozbyć się wrażenia, że motywacje i lęki wielu „gapyearowców” są w postaci Gabi akurat przerysowane najmniej.

Eros i popkultura

Zafałszowany obraz małżeństwa polega na traktowaniu tej instytucji w kategorii zapisu, swego rodzaju umowy społecznej, którą mimo wszystko można w pewnym momencie zerwać. W raporcie Jak kochają Polacy 70% respondentów stwierdziło, że jakiekolwiek sformalizowanie związku nie ma wpływu na jego trwałość. Zatem to, czy żyjemy w małżeństwie, czy tylko w tzw. relacji partnerskiej nie wiąże się ze scementowaniem miłości i uczynieniem jej bardziej dojrzałą. Spoiwem związku stają się natomiast dzieci (z tą tezą zgadza się 72% respondentów), które jednocześnie stają się poważną próbą dla relacji (opinia 59% badanych). Co ciekawe, wśród Polaków (78%) nadal dominuje przekonanie, że każdy kryzys można pokonać dzięki sile miłości. To romantyczne stwierdzenie stoi jednak w opozycji do statystyk rozwodowych. Powstają zatem pytania, czy nie potrafimy prawdziwie kochać, kochamy za mało lub kochamy jedynie samych siebie.

Być może problem tkwi w rodzaju miłości, której doznajemy. Jak podaje Denis de Rougemont, żyjemy w kulturze namiętnego, porywczego, ale przede wszystkim fizycznego Erosa, który sprowadza miłość do krótkiego zakochania, uniemożliwia stworzenie głębokiej relacji małżeńskiej.

Zgodnie z koncepcją Rougemonta u podstaw naszej kultury tkwi „wielki europejski mit cudzołóstwa” i miłości romantycznej, jakim jest opowieść o losach Tristana i Izoldy, który dyskredytuje wagę związku małżeńskiego. To przykład typowej romantycznej historii miłosnej, która mimo że liczy setki lat, jest aktualna do dziś. Zgodnie z podaniami (istnieje aż kilka wersji tego romansu rycerskiego) to typowy przykład relacji zakazanej, która wprawdzie nie ma prawa istnieć, ale rozpalona głębokim, niemożliwym do pokonania uczuciem, rozgrywa się w ukryciu, przed oczami wścibskich i zazdrosnych. Tristan poznaje swoją ukochaną w najmniej sprzyjających okolicznościach, bowiem wykonując swoje obowiązki i przywożąc ją, by poślubiła jego wuja, króla Marka. Dlaczego ta historia pochodząca z XII wieku nadal jest aktualna? Zastanówmy się, jak wiele historii małżeńskiej zdrady zaczęło się od poznania kogoś w pracy, podczas pełnienia służbowych obowiązków, w biurach, na wyjazdach itp.

Podobnie rzecz ma się z tworzącym w XIV w. Franciszkiem Petrarcą, uznawanym za mistrza poezji miłosnej. Swoje erotyki kierował do tajemniczej Laury, która, jak wskazują niektórzy badacze, miała być kobietą zamężną. To kolejny przykład miłości znanej nam z literatury, którą podziwia cała kultura europejska – zakazanej, napotykającej przeszkodę w postaci małżeństwa, ale jakże gorliwej i pięknej.

W kulturze popularnej trudno znaleźć przykład dojrzałego, pociągającego i tak samo atrakcyjnego uczucia małżeńskiego. Środki masowego przekazu co rusz podsuwają nam zinfantylizowane obrazy (nie)miłości, bardzo często dotyczy ona małżeństwa. Wystarczy przywołać polskie produkcje, tj. Nigdy w życiu, Porady na zdrady, Jak poślubić milionera, czy popularny na Netfliksie serial Grace i Frankie, opowiadający o dwóch dojrzałych rozwódkach pozostawionych przez swoich homoseksualnych mężów dokonujących coming outu i zostających parą. Od kontynuowania motywu cukierkowej miłości nie uciekła również E.L. James w Pięćdziesięciu twarzach Greya i w kolejnych częściach tej powieści.

Rafał Nahirny w tekście Miłość w czasach post-prawdy, powołując się na analizy Byung-Chul Hana, zaznacza, że czasy współczesne charakteryzuje daleko posunięty rozkład miłości. Na podstawie powyższej, niezwykle popularnej powieści erotycznej możemy zauważyć, jak z pozoru romantyczna historia głównych bohaterów balansuje na granicy swego rodzaju kontraktu, wymiany barterowej i wielkiego, prawdziwego uczucia. Chodzi przede wszystkim o konsumpcję, rozumianą tu w sposób dwuznaczny. To relacja nastawiona przede wszystkim na przeżywanie, indywidualność i jednostkowość odczuwania, realizowana przy pomocy drugiego „kontrahenta”.

Konsekwencje słodkich, przyjemnych i ładnych obrazów miłości są dużo poważniejsze, niż mogłoby się wydawać. Informacja zwrotna, którą otrzymujemy z wyżej wspomnianych produkcji, jest schematyczna – związek staje się przyjemnym doznaniem, które przeżywa chwilę słabości, ale za każdym razem zostaje uratowany wskutek wielkiego uniesienia i zrozumienie popełnionych błędów, które unieważnia jedno „przepraszam, kocham cię”.

Współczesna kultura popularna odziera miłość z poznania i akceptacji drugiego człowieka, zwrócenia się w kierunku innym niż tylko w stronę samego siebie, umiejętności mniejszego lub większego poświęcenia, wytworzenia relacji zaufania i bliskości. Powierzchowność masowego przekazu ujawnia się także w sposobie utrwalania modelu relacji międzyludzkich.

Chodź, pokażę ci swój rozwód

Przekaz medialny, co oczywiste, przegrywa z realnym życiem i odpowiedzialnością małżeńską. Jednak i tutaj otrzymujemy gotowe rozwiązanie niesatysfakcjonującej sytuacji życiowej: rozwód. Doświadczenie zalegalizowanego prawnie rozstania, bo tak należałoby określić tę sytuację, staje się czymś codziennym. Przykładowo, Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne na jednej linii umieszcza małżeństwo i rozwód, nazywając je „powszechnymi doświadczeniami”. Ukuł się także termin „zdrowego rozwodu”. Instytucja daje nawet gotowe wskazówki, „jak uczynić rozstanie tak płynnym, jak tylko to możliwe”.

Przykładów obrazujących powyższe tezy nie trzeba daleko szukać. Nominowana w pięciu kategoriach do Oskara i Złotych Globów Historia małżeńska utwierdza w przekonaniu, że w nawet najlepszy związek wpisane jest doświadczenie rozwodu. Nicole, główna bohaterka filmu, przekonuje, że nigdy nie przestanie kochać męża i… składa pozew. Zatrudnia twardą prawniczkę Norę, która lepiej wie, czego trzeba klientce. Adwokatka po zakończonej sprawie zadowolona wyznaje, że wynegocjowała lepsze warunki opieki nad dzieckiem, choć w rzeczywistości rodzicom miały przysługiwać te same prawa. „Ciesz się, wygrałaś” – przekonuje zdezorientowaną Nicole.

Czy zatem współczesna historia małżeńska jest w rzeczywistości historią rozwodową? Ten doskonały, zbierający najlepsze i najbardziej tkliwe recenzje film staje się opowieścią niedojrzałych dorosłych, którzy nie potrafią w odpowiedni sposób komunikować swoich potrzeb. Opowieść głównej bohaterki, która zwierza się prawniczce, wydaje się zbyt banalna, by mogła okazać się prawdziwym powodem ostatecznego rozstania. Dopiero na samym końcu, jakby było to zupełnie nieistotne, pada słowo: zdrada. Film nie sięga po drastyczne sceny i nadzwyczajne sytuacje – przemocy psychicznej lub fizycznej. Wszystko jest tu zwyczajne, tak normalne, jak gdyby bohaterowie żyli gdzieś obok nas. Bo taki właśnie jest współczesny rozwód – normalny. Jak zakończenie, a właściwie płynne przejście do kolejnego etapu w życiu.

Rozwody w przeciwieństwie do ślubów biorą wszyscy

W podobny sposób historie rozstań Polek i Polaków ukazuje reportaż Izabeli Kosmali-Świerczyńskiej – Projekt rozwód. „Takiej książki jeszcze nie było! Zawarte w niej historie mogły się przydarzyć koleżance, rodzicom czy Tobie… Bo kulturalni ludzie też się rozwodzą” – możemy przeczytać w opisie książki. Częściowo się zgadzam. Tak nudnego i niewzbudzającego emocji, nawet tych skrajnych, pozytywnych lub negatywnych, reportażu jeszcze nie było. Nie mogę do końca stwierdzić, czy to książka technicznie zła. Ale na pewno tendencyjna w swej narracyjności. Jedyny mocny fragment znajdziemy na samym początku: „Rozwód, jak to tragicznie brzmi. Trochę jak korowód i jak rozpierdol”.

Sam tytuł reportażu sugeruje, jakoby rozwód był czymś zaplanowanym. Projekt to bowiem coś, co przygotowujemy świadomie, pracujemy nad tym, poświęcamy sporo czasu. Nie jest tym, co nas zaskakuje, ale tym, co wyróżnia, pozwala zyskać uznanie, często wiąże się z prestiżem. Można odnieść wrażenie, że trochę tak dzieje się z życiem narratorki, która pod wpływem wysłuchanych historii i rozmów z bohaterami reportażu zaczyna szukać pretekstu i sama przed sobą zastanawia się, czy dane kwestie wystarczą do tego, by „dojrzeć” do rozstania.

Rozwody biorą bowiem wszyscy, czasem nawet po kilku latach małżeństwa. Stają się czymś w rodzaju trofeum, wygranej. Zmianie podlega ich waloryzacja – kiedyś oceniane skrajnie negatywnie, dziś w rzeczywistości zaczynają funkcjonować jako sytuacje częściowo neutralne, czasem zdecydowanie pozytywne. W reportażu pojawia się myśl, że decyzja o rozwodzie jest tą, którą czasem TRZEBA podjąć. Głosy sprzeciwiające się powyższym trendom (rozwód to swego rodzaju moda) narratorka kwituje następująco: „po prostu nie lubię, kiedy panujące przekonania i moralizowanie mają źródła w archaicznej religijności, a nie w rzeczywistości”.

Kosmala-Świerczyńska powiela kilka oczywistych narracji wskazujących na traktowanie końca małżeństwa jako odzyskanej wolności. Można sobie np. pomalować na szaro sufit w sypialni, jak robi to jedna z bohaterek reportażu. Były mąż nie będzie zrzędził, marudził i kategorycznie wyrażał sprzeciwu. Biorąc rozwód, zyskuje się nowe, lepsze życie. Podjęcie takiej decyzji staje się więc świadectwem walki o samego siebie, zwrócenia się w kierunku swoich potrzeb, docenienia własnego „ja”.

Miłość w czasach gry

Powyższe przykłady sugerują, że małżeństwo w czasach współczesnych jest tworem niemającym racji bytu i udaje się nielicznym. Kończy się prędzej czy później. Utworzenie trwałej relacji staje w kontrze do trendów dominujących w nowoczesności i sposobów nabywania nowych relacji z ludźmi. Współczesne małżeństwo nie odpowiada zasadom, na jakich funkcjonują najbardziej popularne aplikacje randkowe, do których należy Tinder, Badoo czy początkowo niezwykle popularny we Francji, teraz także i w Polsce, portal i aplikacja zaadoptujfaceta.pl. O funkcjonowaniu małżeństwa w dobie seryjnej monogamii i singlizmu pisał na łamach Pressji Piotr Kaszczyszyn.

Obustronne uprzedmiotowienie podkreśla zwłaszcza ostatnia ze wskazanych aplikacji. Proces utowarowienia staje się tu przedmiotem żartu, zalotnie puszczonym w stronę użytkownika okiem sugerującym, by całej sytuacji nie traktować zbyt serio. To społeczność zamknięta, odgrodzona od tych, którzy nie stanowią „nowej kolekcji”, „wyboru twórców strony” czy aktualnie nie znajdują się w butiku, a więc nie określili się jeszcze jako towar gotowy do wypróbowania, który zostanie z nami na dłużej lub taki, którego szybko się pozbędziemy.

Powyższa zamkniętość i odgrodzenie się od wzroku ciekawskich tworzy wrażenie pewnej elitarności. Zwykły użytkownik nie jest bowiem w stanie odkryć kolejnych kart strony. No chyba że wypełni formularz rejestracyjnych, poda swoje dane i dołączy do grona parnasu. Jak się okazuje, wszystko jest na sprzedaż. W tym wypadku nawet potencjalna, choć wątpliwa, miłość.

Twórcy portalu randkowego zaadoptujfaceta.pl nie poprzestali jedynie na tworzeniu internetowej rzeczywistości. W Paryżu i Madrycie powstały żywe, realne sklepy z mężczyznami, którzy dotychczas funkcjonowali w sieci. Można było sobie przyjść, pogawędzić, ewentualnie wypróbować i przymierzyć człowieka.

Nowe technologie, które miały ułatwiać kontakt międzyludzki, w rzeczywistości go zafałszowują i dają złudzenie relacyjności. Udane pary tworzy bowiem algorytm, stwierdzając ewentualne dopasowanie. Ukuty został nawet termin technokultur miłości wykluczających istnienie miłości niecielesnej i nienarcystycznej.

Na czym więc polega fenomen doskonale funkcjonujących w ramach wyżej wspomnianej kultury portali i aplikacji randkowych? Przede wszystkim można się w nich przeglądać jak w lustrze, jednak widząc siebie tylko w najlepszym wydaniu. Zakończenie danej relacji lub odrzucenie drugiego, powiedzmy, człowieka, a właściwie jego profilu, nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami, także tymi emocjonalnymi. Popularność tych bezproblemowych związków wzrasta do tego stopnia, że na świecie, np. w Chinach, dyskutuje się już na temat tego, czy istnieje coś takiego jak internetowa, wirtualna zdrada i czy ewentualne udowodnienie jej może pomóc w wygraniu procesu rozwodowego którejś ze stron. Tradycyjnie rozumiane małżeństwo staje przed wyzwaniem zachowania wierności w świecie rzeczywistym, ale także tym internetowym, który zdradę promuje.

Co zatem ma do zaoferowania współczesnemu światu małżeństwo, zwłaszcza to katolickie? Przypomina mi się anegdota, którą podczas nauk przedślubnych opowiedział ksiądz. Największą rewolucją dokonującą się w życiu małżonków jest ta dotycząca postrzegania samego siebie i przyszłej żony lub męża. Przed ślubem myślimy w kategoriach: „ja”, „on”, „ona”. Po zawarciu związku małżeńskiego jedyną możliwością staje się już „my”. Małżeństwo jest zatem powrotem do wspólnotowości i zanegowaniem narcyzmu.

Portal klubjagiellonski.pl istnieje dzięki wsparciu Darczyńców indywidualnych i Partnerów. Niniejszy tekst opublikowany został w ramach działu „Architektura społeczna”, którego rozwój wspiera Orange Polska.

Tym dziełem dzielimy się otwarcie. Utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony oraz przedrukowanie niniejszej informacji.