Hokus-pokus! Czary-mary! Chodź, pokażę ci moją girl power
W skrócie
W XXI wieku okultyzm okrył się płaszczem nowego feminizmu. Prawda o świecie ma kryć się w rytuałach odprawianych ku czci matki-ziemi, które mają pomóc w zwycięstwie waginy rodzącej wszystkie plony ziemi nad dominującymi wszędzie penisami. Skrzętnie ten trend wykorzystują producenci topowych filmów i seriali na Netflixie. Czy wynika z tego coś więcej, niż uderzanie w patriarchalne instytucje i nieudane próby przekroczenia gatunku teen drama? Wydaje się, że tak, a ludzie coraz częściej wolą postawić sobie tarota, zamiast udać się na profesjonalną terapię.
Okultyzm? To już było
W historii Europy pragnienie dostępu do wiedzy tajemnej, odprawianie mistycznych praktyk, znajomość zakazanych ksiąg i wróżb oraz próby wygrania z prawami natury umożliwiały dotarcie do innej rzeczywistości dostępnej tylko nielicznym.
Może to zaskakujące, ale już pod koniec starożytności obok filozofii istniał jej „magiczny” odpowiednik – teurgia, która od klasycznych rytuałów obrzędowych mających nakłonić bogów do działania zgodnie z wolą człowieka różniła się tym, że wpisywano ją w ramy teoretyczne, dlatego przypominała rzetelną wiedzę.
Kolejne wieki przynosiły nowe pomysły i praktyki. Napisano wiele o średniowiecznych grimuarach, renesansowych eksperymentach alchemicznych i obecnych w każdym wieku poszukiwaniach zaginionych formuł dających nieograniczoną władzę nad światem.
Od podobnych zainteresowań nie stronili wielcy tego świata, także w Polsce. Podobno na polecenie Zygmunta III Wazy w Zamku Królewskim w Warszawie jedno z pomieszczeń przerobiono na kaplicę ku czci Hermesa Trismegistotsa (popularnego wśród ezoteryków synkretycznego bóstwa hellenistycznego łączącego w sobie cechy greckiego Hermesa i egipskiego Thota). Z kolei na dworze Stefana Batorego przez jakiś czas bawił John Dee, słynny angielski okultysta. Nadworny astrolog Elżbiety I był alchemikiem, kabalistą i oczywiście badaczem wiedzy tajemnej. Powiadano, że jego zdolności znacząco wpłynęły na początkowe sukcesy kampanii moskiewskiej polskiego króla.
Jednak prawdziwy triumf okultyzmu nastąpił w XIX w. Rozważania naukowe zaczęły uzupełniać wątki magiczne, takie jak telepatia, mediumizm, hipnoza, wiara w możliwość przekształcenia natury człowieka, mesmeryzm, marzenia o pokonaniu fizyki. Do tego seanse spirytystyczne, dzięki którym nasz noblista, Władysław Reymont, zdobył niemałą sławę na Zachodzie. Ezoteryka na dobre zagościła nie tylko w prasie i powieściach, lecz także na salonach intelektualistów. Rozważania naukowe były nawet uzupełniane przez wątki, które dziś nazwalibyśmy pseudonauką.
Im więcej nauki, tym więcej magii
Choć może wydawać się to paradoksalne, im więcej w kulturze uwielbienia do nauki, tym więcej w niej także uznania dla magii. Kiedy przyjrzymy się bliżej tej tendencji, okaże się, że opiera się na całkiem racjonalnych przesłankach. Nauka w gruncie rzeczy jest niepewna – udziela niekompletnych odpowiedzi, dostarcza kolejnych pytań.
Jednocześnie kreślona przez nią wizja świata jest sterylna i nie zostawia miejsca na wielkie uniesienia. W logicznych formułach nie ma nic poza nimi samymi, dlatego mogą wydawać się płytkie. Odsyłają do nudnych teorii, eksperymentów i skomplikowanych matematycznych zapisów. Brakuje im powabu, „wielkich idei” pociągających tłumy.
Jeśli więc nauka wyznacza akceptowaną perspektywę ujmowania rzeczy, to wystąpić przeciw niej może tylko magia, nigdy religia. Nawet wpisana w tkankę społeczną na mocy tradycji religia nie jest w stanie wywrócić świata do góry nogami. Jedynie magia łącząca w sobie formę przekazu charakterystyczną dla wielkich idei z przyjemnością płynącą z samozadowolenia i zaspokojenia potrzeb społecznych dostarcza tego, czego nigdy nie zapewni adekwatna argumentacja.
Posługuje się naukowymi narzędziami, aby uzasadnić podstawowe ludzkie dążenia, takie jak chęć przynależenia do grupy lub potrzebę uczestnictwa w czymś, co nie jest dostępne dla każdego. Większość z nas dąży do wyjątkowości, która pozwoli na wyróżnienie się na tle innych przy jednoczesnej świadomości, że nasze spojrzenie na rzeczywistość jest przez kogoś podzielane. Nauka z zasady nie zwraca uwagi na egzystencjalne tęsknoty, dlatego otwiera się pole dla magii.
Tęsknota za byciem czarownicą
W XXI w. okultyzm zakwitł ponownie dzięki nowym ruchom feministycznym, opierającym się głównie na idei siostrzeństwa i odwiecznej łączności kobiet z matką naturą, która pozwala rzekomo zdobyć umiejętności dostrzegania w świecie tego, co umyka racjonalnemu, męskiemu oku. Kobiety widzą szerzej, dzięki czemu wiedzą o rzeczywistości więcej niż nauka stworzona na patriarchalną modłę. Beznamiętny opis posługujący się pojęciami, w których nie ma miejsca na szał emocji, nie zaspokaja potrzeb prawdziwych sióstr-wiedźm.
Prawda o świecie ma kryć się w szemrzącym przy pełni księżyca strumieniu, kartach tarotach i ascendentach znaków zodiaku. Rytuały odprawiane ku czci matki ziemi mają pomóc w zwycięstwie nad dominującymi wszędzie penisami, aby zatriumfowała wagina rodząca wszystkie plony ziemi.
W taki sposób prezentują się myśli współczesnej czarownicy. Znajdziemy tam wszystko – trochę buntu, szczyptę czegoś niezwykłego, radość z uczestnictwa w działaniach przekraczających codzienną szarzyznę, zacieśnianie więzi z innymi kobietami.
Dlaczego nie wybrały jakichś form duchowości? Bo są czymś śmiesznym. Układanie horoskopu to dopiero poważna sprawa. Pierwsze niebezpiecznie łączy się z religią, naraża na kpinę, bo kto chciałby się przyznać, że wierzy w Boga i inne dziwactwa? To drugie daje pozór wiedzy opierającej się na łatwych do przyswojenia zasadach. Pozwala znaleźć wyczerpujące odpowiedzi na wszystkie pytania, również te o indywidualną ścieżkę życia.
Magia pozornie przywraca człowiekowi sprawczość, bo nie musi on już czekać na łaskawe spojrzenie Boga ani wypatrywać Jego znaków, które często rozmijają się z ludzkimi oczekiwaniami. Łatwe postawienie tarota gwarantuje otrzymanie szybkiej i bezpośredniej odpowiedzi na najważniejsze pytanie, a więc o to, jak należy postąpić.
Niech teraz każda z nas się przyzna, czy nie poczuła się lepiej, gdy na lekcji polskiego usłyszała fałszywą i zmyśloną etymologię słowa wiedźma. Do dziś pamiętam, że wiedźma ma wiedzę, a niewiasta – nie wie. Od razu poczułam się wyróżniona, przeznaczona do wielkich spraw. Choć skrzywdzona przez historię, to z szansą na rewolucyjną przemianę dominującego stanu rzeczy. Miło od czasu do czasu poczuć się wybranym.
Siostry-wiedźmy powiedzą ci, jak żyć
Wszystkie te emocje skrupulatnie wykorzystują producenci topowych seriali. Girl power to wyjątkowo nośny temat. Nie zależy od tego, czy stoją za nim przesłanki ideologiczne, czy też szansa na znaczący zarobek dla korporacji.
W księgarniach znajdziemy mnóstwo książek dla małych i dużych dziewczynek, które mają pomóc im odnaleźć swoją wewnętrzną, wrodzoną siłę. Zakres gatunków jest spory – od klasycznych poradników do książek popularnonaukowych, gdzie ciekawostki o słynnych kobietach mają wzbudzić w czytelniczkach zainteresowanie sportem, nauką czy sztuką. Podobne zmiany nie mogły ominąć również przemysłu filmowego, a tym bardziej serialowego.
Oczywiście magia w serialach nie działa tak, że po obejrzeniu dwóch odcinków wszyscy zrzucą swoje szaty i zaczną szukać kwiatu paproci. Niebezpiecznie robi się wtedy, gdy serialowa magia okazuje się kolejnym orężem w bieżących dyskusjach społeczno-politycznych na rzecz współczesnego feminizmu i girl power. Dzięki atrakcyjnej formie do głów widzów mogą z łatwością przeniknąć postępowe treści.
Magiczna kobiecość zamiast terapii, czyli witajcie w Riverdale
W popularnym serialu Riverdale zainteresowanie światem nadprzyrodzonym jednej z bohaterek, Cheryl Blossom, na samym początku nie odegrało znaczącej roli. Jedynym celem było podkreślenie jej ekscentrycznego charakteru. Jednak w kolejnych sezonach magia zaczyna pełnić coraz ważniejszą funkcję, bowiem dzięki niej dziewczyna odkrywa swoją wewnętrzną siłę. Ezoteryka jest też kluczem do zrozumienia historii jej rodziny i nieszczęść, które ich spotykają. W przeszłości jedna z jej krewnych została niesłusznie spalona na stosie.
Twórcy nie poprzestali na tych rozwiązaniach fabularnych. W którymś momencie całe życie Cheryl zaczyna kręcić się wyłącznie wokół kobiet. Po tragicznej śmierci brata bliźniaka siłę do zmagań z okrutnym losem dają jej relacje z innymi dziewczynami – zarówno te czysto przyjacielskie, jak i seksualne. Nawet jeśli zamyka się na innych, to zaraz wpada jej w ręce jakaś magiczna księga, która przywraca ją na właściwe tory girl power, co popycha ją do utworzenia szkoły tylko dla dziewcząt.
W Riverdale magia wiąże się także z określonym światopoglądem. Cały serial zbudowany jest wokół potencjalnie silnych kobiet, które tylko czasami dokonują złych wyborów. W chwilach słabości sięgają po magiczne artefakty, pradawne moce i wszystko to, co znajdują w swoich wnętrzach.
Prawdziwa siostrzana siła uwidacznia się przede wszystkim podczas odprawiania mrocznych rytuałów, kiedy wspólnota budowana jest wokół tego, co niedostępne dla mężczyzn. Z nimi można zagrać w RPG, współdzielić superbohaterskie umiejętności i rozwiązywać sprawy brutalnych morderstw, ale magia zarezerwowana jest wyłącznie dla kobiet.
Z jednej strony okultyzm przedstawia się jako narzędzie w banalny wręcz sposób rozwiązujące problemy i wskazujące jedyny właściwy kierunek życiowy, jakim jest własne wnętrze. Stamtąd pochodzi prawdziwa moc kobiecości, dzięki której można poradzić sobie ze wszystkim. Dziewczyny zawsze dają sobie radę, ponieważ posiadają magiczne zdolności. Trauma? Nieumiejętność poradzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby? Złe relacje rodzinne? Czary-mary, kilka koleżanek i żaden profesjonalny psycholog nie są potrzebni. A na deser herbatka z dziwnych ziół. Nastrój i samoocena poprawione błyskawicznie.
Z drugiej strony w świecie powszechnej równości tylko wyposażenie kobiecości w magię nadaje jej wyjątkowości. Sprawia, że mimo wszystko istnieje coś tylko dla dziewczyn, wokół czego mogą budować swoją tożsamość. Wprawdzie nie wypada już mówić o typowo kobiecych cechach, ale skoro mrugamy okiem i pokazujemy jakieś czary-mary, to chyba można na to pozwolić, prawda? Ostatecznie, kiedy wszystko i tak jest płynne oraz zależne od indywidualnych wyborów, stałości poszukujemy w horoskopie i zakazanych księgach z zaklęciami.
Sabrina i instytucjonalny, patriarchalny Kościół Satanistyczny
W nowej wersji netflixowej Sabriny, nastoletniej czarownicy charakterystyczne dla sitcomów żarciki zostały zastąpione dywagacjami na temat opresyjności zinstytucjonalizowanych religii wobec kobiet. Cóż, nawet czarowanie staje się mało atrakcyjne, kiedy przekształca się w obwarowany wieloma zakazami i nakazami Kościół Satanistyczny. Nietrudno się domyślić, w jaki tak naprawdę Kościół wymierzone jest żądło krytyki twórców.
Równie jasne jest, dlaczego w każdej instytucji dzieje się źle. W jednej ze scen Sabrina pyta koleżanki, dlaczego szatan wymaga zapłaty za magiczne umiejętności. Czy nie może zachować zarówno swojej wolności, jak i czarować? Wierna wyznawczyni Lucyfera która z nabożną czcią podchodzi do swojej wiary, bez skrupułów odpowiada: „Nawet Mroczny Pan jest mężczyzną”.
Faceci i patriarchat potrafią więc zniszczyć nawet coś tak wspaniałego, jak magia. W Sabrinie trudno doszukać się chociaż jednej jednoznacznie pozytywnej męskiej postaci. Mamy za to całą plejadę stereotypów – od kapłanów instruujących kobiety, jak mają żyć, przez wykorzystujących swoją pozycję najwyższych hierarchów aż do zwykłych uczniów, którzy nie potrafią zaakceptować tego, że dziewczynki również mogą zdziałać coś w życiu.
Najgorsze jednak są w tym wszystkim baby (tak, baby), które podtrzymują ten porządek. Mamy więc ciotkę Zeldę budującą swoją wartość w oparciu o pozycję, jaką zajmuje w Kościele Satanistycznym. Mamy koleżankę Sabriny, Prudence, przyjmującą wszystkie obowiązujące zasady za prawdę objawioną. Dodajmy, że wszelka kolaboracja z systemem jest odbierana jak atak na wszystkie siostry-wiedźmy.
Wychodzi więc na to, że siła kobiet może rozkwitnąć tylko poza murami instytucji, gdyż inaczej bezwiednie popadają one w patriarchalną opresję. Przecież religia nie jest głosem Boga, lecz wynika z interesów grup trzymających władzę. Zawsze można wziąć przykład z ciotki Hildy, której wiara jest szczera, ale pozbawiona oparcia w instytucji.
Hilda nie stawia zasad swojego Kościoła ponad dobro jednostki, słucha jedynie racjonalnych argumentów. Jej wiara nikomu nie przeszkadza. Nie może też niczego zmienić, ale to tylko drobny szczegół. Co ciekawe, największy problem Sabriny z Kościołem Szatana nie polega na jej duchowych rozterkach. Bohaterka nie chce zrezygnować ze swojej indywidualności i wolności.
Teen drama na sterydach
Jeszcze inne oblicze magicznego feminizmu pokazuje serial Przeznaczenie: Saga Winx. Jest oparty na popularnej serii komiksów i animacji. Grupa młodych bohaterek uczy się w magicznej szkole panowania nas swoimi mocami oraz zmaga się z typowymi dla nastolatek problemami. Poza nieciekawą fabułą i banalnymi dylematami głównej bohaterki twórcy serialu wplatają wątki dotyczące mansplainingu, fatshamingu i podobnych zagadnień. Serial na każdym kroku udowadnia widzowi, jak bardzo jest postępowy i współczesny oraz jak dba o odpowiednie światopoglądowe zaprogramowanie odbiorców.
Szkoda tylko, że jednocześnie jest do bólu klasyczną teen dramą, w której mieszczą się wszystkie niezbędne elementy gatunku: wredne koleżanki, przystojni koledzy i możliwość przeobrażenia się z szarej myszki w piękną księżniczkę. Wśród bohaterek znajdziemy wredną i wyniosłą królową popularności, pulchną kujonkę, miłośniczkę sportu, nieśmiałą dziewczynkę i bardzo sprytną złą przeciwniczkę. To plejada stereotypowych postaci kobiecych, które są powielane i znane już od wielu lat.
Tak kończy się próba zrobienia serialu w klimacie feminizmu i girl power z jednoczesnym zamknięciem w stereotypach, które według producentów chcą oglądać dziewczynki – spektakularne zwycięstwo nad licealną królową pszczół oraz triumfalne zdobycie przystojnego chłopaka.
Zodiakarstwo to niebezpieczna droga na skróty
Można zadać sobie pytanie, dlaczego wiele młodych dziewczyn, zamiast szturmować politechniki, woli zostać wiedźmą i śledzić na Instagramie swoje ulubione zodiakary. Odpowiedź jest prosta – pewnie z tych samych powodów, dla których chłopcy zamiast o karierze naukowej marzą o występach w Fame MMA. Nie ma w tym żadnej pseudobiologii predestynującej jedną płeć do naukowych odkryć, a drugą do parzenia ziół.
Zodiakarstwo jest po prostu drogą na skróty. Bez wysiłku pozwala poczuć się wyjątkowo, a także łatwo zaistnieć w mediach społecznościowych. Co więcej, dostarcza prostych odpowiedzi na trudne, psychologiczne pytania. Twórcy seriali skrzętnie to wykorzystują, strojąc magię w świecidełka popularnych koncepcji światopoglądowych. Dzięki temu w bardzo prosty sposób otrzymują idealny do sprzedaży produkt.
Jednak (jak każda chęć zysku oparta na nieuczciwych praktykach) prowadzi to do niebezpiecznych konsekwencji społecznych. Z jednej strony promowane są idee zastępujące naukę, dlatego popularność zdobywają szkodliwe teorie, np. wcinajcie muchomory, aby odblokować swoje czakry. Ludzie coraz częściej wolą postawić sobie tarota, zamiast udać się na profesjonalną terapię. Z drugiej strony wykorzystuje się już obecne tendencje do przeforsowania odpowiedniego światopoglądu, feminizmu w jego popularnej i często wypaczonej wersji.
Nie oszukujmy się. Wybór między rzucaniem zaklęć a mozolnym budowaniem swojego charakteru za pomocą refleksji i własnych poszukiwań jest łatwy. To chyba największy problem. Nieustannie wybieramy to, co jest prostsze i nie wymaga od nas wielkiego wysiłku.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.