Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Dlaczego ludzie religijni są szczęśliwsi od ateistów?

Dlaczego ludzie religijni są szczęśliwsi od ateistów? Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Czy wiecie, że ludzie uczestniczący w praktykach religijnych są generalnie szczęśliwsi, cieszą się lepszym zdrowiem oraz mają mniej problemów z używkami niż średnia populacyjna? To nie clickbait z losowego portalu katolickiego, oparty na nieistniejących danych podawanych przez jakąś stronę sprzed 20 lat. To wyniki badań przeprowadzonych w 2019 r. przez renomowane Pew Research. Szokujące? Pewnie tak, zwłaszcza, jeśli żyjesz w intelektualnej, wielkomiejskiej bańce.

Ideologizacja nauki

Wbrew średniej, która nadal wskazuje na to, że większość polskiego społeczeństwa jest wierząca, a spora część konserwatywna, wśród naukowców, zwłaszcza humanistów, proporcje są skrajnie odwrotne. Wedle raportu Poglądy polskich naukowców w naukach społecznych i humanistycznych aż 75% deklaruje poglądy liberalne, w tym 40% – zdecydowanie liberalne. Wpływa to bezpośrednio na przekaz elit opiniotwórczych w zakresie opisu badań naukowych.

Kiedy w przestrzeni publicznej pojawiają się badania mogące służyć uderzaniu w szeroko pojętych konserwatystów (w przypadku badań o korelacji między konserwatyzmem a poziomem inteligencji lub konserwatyzmem a skłonnością do agresji), wszelkie metodologiczne wątpliwości i zastrzeżenia są wyrzucane do kosza, a do przestrzeni publicznej trafiają sensacyjno-obraźliwe nagłówki w stylu: Naukowcy dowodzą – ludzie prawicy nie są zbyt inteligentni.

Kiedy pojawiają się badania mogące pokazać, że np. religijność – tradycyjna, aktywna i publiczna – a nie „wiara prywatna”, bo tak często wygląda postulowany model religijności w bardziej progresywnych kręgach, może mieć pozytywny wpływ na dobrostan, nagle mnożą się eksperci metodologii badań naukowych (co gorsza, niektórzy takowymi są naprawdę, a nie tylko na potrzebę chwili). Przypominają, że badania psychologiczne są obarczone błędem, wszystko zależy od doboru próby, badania nie pokazują związku przyczynowo-skutkowego, ale korelację, mogą istnieć inne czynniki współzależności oraz że mamy w psychologii kryzys replikacji itd.

Wszystko to jest oczywiście prawdą, ale prawdą jest też to, że przy tych wszystkich zastrzeżeniach wyniki badań coś nam jednak o świecie mówią. Jeśli chcemy naukę traktować serio, musimy się przyglądać wszystkim wynikom, ale nie tylko tym, które pasują do naszego ideologicznego skrzywienia. 

Co mówią zatem wyniki badań? Zachowując wszelką ostrożność metodologiczną, pokazują, że aktywność religijna (a nie tylko wiara rozumiana jako prywatne przekonanie o istnieniu takiego bądź innego sacrum) zaspokaja pewne potrzeby znaczącej grupy ludzi. Co więcej, są to wyniki uśrednione. Biorą pod uwagę także znane i ostatnio często podnoszone medialnie stwierdzenia, że zło jest obecne w Kościele. Niemniej jednak na podstawie badań można stwierdzić, że w Kościele średnio dzieje się więcej dobra niż zła.

Co i dlaczego wynoszą ze swojej religii przedstawiciele islamu czy judaizmu, tego nie podejmuję się opisywać. Jako katolik mogę spróbować zrekonstruować, co daje wiernym katolicyzm. Słowo „daje” właściwie jest złym określeniem.

Cały paradoks tej sytuacji polega na tym, że katolicyzm nie jest kolejną ofertą na rynku samopomocy, ale pewną drogą życiową, która przy okazji daje dobre efekty. Dla katolików nie brzmi to zaskakująco. Wierzymy, że prowadzi nas dobry Bóg, który nas kocha i daje nam wskazówki, jak żyć w zgodzie ze sobą i z bliźnimi. Ewentualne problemy są związane z tym, że interpretują i wcielają je w życie ludzie ułomni i niedoskonali, nierozumiejący do końca świata.

Z powyższego można wywnioskować, że katolik znajduje oparcie w swojej wierze i siłę do zmagania z rzeczywistością dzięki czterem elementom chrześcijańskiego przesłania. Katolicyzm przekonuje, że jesteś wartościowy bez względu na wszystko, jest możliwe osiągnięcie absolutnego szczęścia, istnieją życzliwi ludzie, którzy myślą tak jak ty, oraz sposób życia, który wyzwala z cierpienia.

Jesteś wartościowy bez względu na wszystko

Jedną z najważniejszych rzeczy, jakie daje katolikom religia, a które należą do towarów deficytowych w dzisiejszym świecie, jest poczucie własnej wartości. Wykpiwane często przez ateistów stwierdzenie: „Jezus cię kocha” dla katolika jest istotnym elementem tożsamości. Relacje międzyludzkie są podatne na zawód, zranienie i rozczarowanie, a budowanie poczucia własnej wartości na zależności od drugiego człowieka zawsze niebezpieczne.

Bóg natomiast kocha miłością bezwarunkową i stałą. Wbrew karykaturom, które często pojawiają się wśród ateistycznych krytyków (ale też czasami w nauczaniu niektórych księży) interpretujących Pismo Święte literalnie, człowiek, aby zachować swoją przyrodzoną godność, nie musi sobie na nią niczym zasłużyć. On tę godność po prostu ma. Nie zależy ona od powodzenia materialnego, sytuacji w związku, pozycji społecznej, inteligencji, urody ani tysiąca innych czynników, które często warunkują relatywne poczucie własnej wartości.

Oczywiście i tutaj istnieje pewien haczyk. Jest on znany przynajmniej od czasu, kiedy słynny francuski filozof sformułował eksperyment myślowy nazywany zakładem Pascala. Myśliciel argumentował tak: jeśli nasz żywot ziemski jest skończony, a potencjalny żywot niebieski nieskończony, to nawet, jeśli prawdopodobieństwo istnienia Boga jest bardzo małe i niezerowe, to lepiej w Niego wierzyć, niż nie wierzyć.

Argument ten, niezależnie, czy przyjmiemy jego przesłanki, czy nie, ma zasadniczy problem: uwierzyć w istnienie Boga to coś więcej, niż być przekonanym co do Jego istnienia. To znaczy wejść z Nim w autentyczną relację. Ktoś, kto chciałby widzieć własną godność jako gwarantowaną przez teoretyczny byt, „Boga filozofów”, raczej nie będzie takim rozwiązaniem usatysfakcjonowany. To może też tłumaczyć, dlaczego we wspominanych badaniach lepszy dobrostan dotyczy praktykujących osób religijnych, a nie tylko takich, które wyznają wiarę w istnienie jakiegoś porządku nadprzyrodzonego.

Można tutaj poczynić analogię między posiadaniem znajomych (rozumianych np. jako kontakty na Facebooku) a autentycznymi znajomościami, które się podtrzymuje, gdy spotyka się z tymi osobami. Dla katolika niedzielna msza św. jest spotkaniem z Bogiem, więc wiara bez tego staje się często wiarą filozofów pozbawioną czynnika relacyjnego. 

Co więcej, w rozumieniu katolickim praktykowanie wiary to nie tylko chodzenie w niedzielę do kościoła (co można w kontekście relacyjnym porównać do kontaktów z rodziną przy okazji świąt rodzinnych), ale także regularne modlitwy prywatne i wspólnotowe (w rodzinach i większych grupach).

Możesz osiągnąć absolutne szczęście

Kolejna kwestia, której dostarcza katolicyzm i z którą zmaga się wiele poradników życiowych, jest celowość życia ludzkiego. Jak znaleźć cel w życiu? – takim nagłówkiem często witają nas rozmaite artykuły lub strony internetowe mające pomóc nam w wypełnieniu egzystencjalnej pustki.

Proces samodzielnego znajdowania celu życia jest zawodny i trudny. Może się okazać, że źle go wybraliśmy, jest niemożliwy do osiągnięcia bądź wcale nie daje nam satysfakcji. Wobec braku wyższej instancji kryteria wyboru takiego celu są nieostre i koniec końców, aby go wyznaczyć, musimy albo zamienić się w samowystarczalnego nadczłowieka, albo uwierzyć jakiemuś autorytetowi – psychologowi, coachowi lub przywódcy politycznemu.

Dla katolika cel ten jest prosty i złożony jednocześnie. To życie wieczne. Ktoś może powiedzieć, że cel ukierunkowany na nieokreśloną i niedostępną nam rzeczywistość jest bezsensowny. Sęk w tym, że dla człowieka wierzącego, dla którego Bóg nie jest abstraktem, ale stroną relacji, ów cel jest jak najbardziej sensowny, a droga do niego jasna, chociaż niekoniecznie łatwa. Co znaczy powyższe, brzmiące być może nieco paradoksalnie sformułowanie?

Dla chrześcijan droga prowadząca do życia wiecznego nie jest tylko teologiczną abstrakcją. Przykład w postaci Jezusa Chrystusa – wcielonego Boga, który chodził po Ziemi i pokazywał swoim zachowaniem, a nie tylko słowem, jak żyć – daje nadzieję. To znaczy, że chrześcijanie otrzymali gwarancję od najwyższego możliwego autorytetu, że określony sposób życia ma sens.

Idąc taką ścieżką, chociażby była ona w praktyce trudna do zrealizowania, mogą osiągnąć wieczne, absolutne szczęście. Dzięki temu porażki, jakich doświadczamy, nie podważają samej drogi. Zawsze mamy ten sam wektor samorozwoju, który niezależnie od trendów pokazuje jednakowy kierunek.

Istnieją życzliwi ludzie, którzy myślą i żyją jak ty

Niebagatelna (i dość specyficzna dla Kościoła katolickiego) jest także wspólnota wartości. Znaczenie mają 2 człony tego wyrażenia, zarówno „wspólnota”, jak i „wartości”. Z jednej strony katolicyzm ugruntowuje system wartości, na którym wierzący mogą się oprzeć i któremu mogą zaufać. Jego gwarantem jest osobowy Bóg, z którym pozostają w bliskiej relacji. Z drugiej strony wierzący mogą funkcjonować we wspólnocie ludzi, którzy wyznają ten sam system wartości i którzy będą ich w przestrzeganiu owego systemu wspierać, jeśli nadejdą trudności.

Zdaję sobie sprawę, że ten punkt w przypadku Kościoła prawdopodobnie budzi najwięcej kontrowersji. Hipokryzja w zakresie wartości oraz konflikty dotyczące ich implementacji są od dawna gorącym tematem medialnym. Trzeba jednak pamiętać, że Kościół od początku swojego istnienia formułuje i rozwija ogromny, holistyczny system wskazówek moralnych, a  taki nigdy w praktycznym zastosowaniu nie będzie pozbawiony kontrowersji.

Łatwo jest być etykiem, kiedy trzeba odpowiedzieć na pytanie dotyczące konkretnego zagadnienia. Trudniej, gdy trzeba podać całościowy, spójny i uzasadniony system mający u swoich podstaw jasne wartości.

Dodatkowo taki system musi być uniwersalny. Ów uniwersalizm to element bardzo niepopularny w dzisiejszym świecie, bo bardzo często w iście merkantylnym stylu kusi się ludzi spersonalizowanym systemem wartości. Tutaj jednak dochodzi do głosu aspekt wspólnotowy.

Społeczność, w której każdy posiada własny system wartości, zaczyna funkcjonować jak zgromadzenie zatomizowanych jednostek. Nie jesteśmy w stanie ani przewidzieć zachowań innych, ani odwołać się do jakichś wspólnych standardów w przypadku konfliktu przekonań. Pozostaje nam wyłącznie permanentna negocjacja albo konflikt, dlatego personalny system wartości brzmi z pozoru atrakcyjnie, ale jest receptą na społeczność znerwicowanych i wiecznie zestresowanych jednostek.

Świadomość posiadania pewnego wspólnego systemu wartości i możliwości odwołania się do niego jest istotnym czynnikiem zapewniającym jednostkom bezpieczeństwo wewnątrz wspólnoty i jej spójność.

Istnieje sposób życia, który wyzwala z cierpienia

Nie można nie wspomnieć o czymś, co przewijało się jako stały motyw w wielu nurtach filozoficznych, a co Kościół praktykuje do dziś – o pewnych mechanizmach dyscypliny i samoograniczania.

Człowiek odczuwa pokusę gonienia za szybkimi przyjemnościami, jednak owe przyjemności mają długofalowe skutki, które nie są dla nas oczywiste. Nawet w dziełach klasyka utylitaryzmu, Johna Stuarta Milla, gdy mowa jest o rachunku przyjemności, nie chodzi o te najbardziej przyziemne. 

W szczególności Kościół w swoim nauczaniu moralnym zwraca uwagę na coś, co często bywa niezrozumiałe lub wykpiwane, a coraz częściej występuje w ramach innej pojęciowości, bo bez grzechu, w mainstreamowej psychologii. To mechanizm zniewolenia grzechem.

W najbardziej klasycznym i raczej niekontrowersyjnym przypadku znamy ten mechanizm w odniesieniu do uzależnień od twardych narkotyków. Narkoman cały czas ma motywację, aby zdobywać kolejne „działki”. Na początku robi to po to, żeby poczuć się chwilowo lepiej, później już tylko po to, żeby nie czuć się gorzej. Im dłużej bierze narkotyki, tym trudniej mu je porzucić. Długofalowo nie zapewniają mu one już przyjemności, ale też decyzja o rezygnacji z nich nie jest tak samo prosta po pierwszej i setnej dawce.

Kościół rozciąga tę koncepcję na szerszą kategorię zachowań moralnych. Formułuje w ten sposób (często niezrozumiałą) katolicką koncepcję wolności. We wspomnianych badaniach widać, że taki system samodyscypliny poza tym, że dostarcza wskazówek moralnych, to w wymiernych i zoperacjonalizowanych wskaźnikach zwyczajnie działa.

***

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Problem polega na tym, że obraz Kościoła coraz częściej jest obrazem zewnętrznym, znanym głównie z doniesień medialnych, a te są z natury sensacyjne i negatywne. Kategoria napomnienia braterskiego, która w małej, zgranej społeczności jak najbardziej ma sens i w przypadku życzliwych ludzi pozwala na szybkie zawrócenie ze złej drogi kogoś, kto dopiero jest na jej początku, w wypadkach medialnych staje się własną karykaturą, często służy wyłącznie poprawieniu samopoczucia moralnego napominających i nie ma na celu realnej poprawy cudzego losu.

Katalog norm moralnych Kościoła, w zamyśle stanowiący instrukcję obsługi sumienia wiernego, który sam ma w szczerości swojego serca odpowiedzieć sobie na pytanie o własną winę moralną, zostaje zamieniony niemalże w Kodeks karny, a akapity Katechizmu bywają przywoływane prawie tak samo, jak paragrafy. 

W mediach nie przebijają się owe tysiące zwykłych wiernych, którzy żyją wiarą. Ich świadectwa często nie są spektakularne, nie mają elementu sensacyjnego, nie porywają tłumów.

My sami w Kościele często padamy ofiarą czarnowidztwa. Skupiamy się na tym, co jest złe (motywowani skądinąd przecież słuszną chęcią ochrony czegoś, co uważamy za cenne), a nie widzimy tego, co dobre. Niemniej jednak badania jak te, które przywołałem na początku, bywają otrzeźwiające. Pokazują, że dla ogromnej rzeszy ludzi wiara jest czymś, co pozwala im (poza osiągnięciem zbawienia) po prostu lepiej żyć. Warto, aby także krytycy tej wiary – przy całym szacunku dla ich niebagatelnych często racji, kiedy piętnują patologie Kościoła instytucjonalnego – uczciwie zdali sobie z tego sprawę.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.