Musiałek: Koszty energii trzeba podzielić między budżet a obywateli
„Czy będziemy marznąć zimą?”, „ile będziemy płacić za prąd?” – to pytania, które stawiają sobie obecnie miliony Polaków w obliczu rosnącej inflacji i niepewności na rynku energetycznym. O powodach obecnej niestabilnej sytuacji, o przewidywanych cenach gazu i węgla, a także o rządowym wsparciu finansowym dla obywateli mówi Paweł Musiałek w „Układzie otwartym” Igora Janke.
„Chciałbym wyraźnie podkreślić, że obecna sytuacja to pewna konsekwencja wizji rynku gazu promowanego przez Komisję Europejską. Rynek gazu miał być maksymalnie płynny i wolny. Mieliśmy odejść od traktowania gazu jako szczególnego towaru i handlować nim tak, jak każdym innym. Oczywiście wolny rynek dostarcza wielu korzyści, natomiast problem polega na tym, że jeżeli mamy jednego dostawcę, który dominuje na naszym rynku, to tworzenie wolnego rynku w sytuacji de facto importowego monopolu jest szalenie niebezpieczną sytuacją, ponieważ sami narażamy się na manipulowanie cenami przez monopolistów. To właśnie robi dzisiaj Gazprom” – wskazuje Musiałek.
„Rząd wprowadził cały pakiet rozwiązań, które mają na celu obniżenie kosztów wydatków na energię, szczególnie gospodarstw domowych, ale też innych podmiotów. Z gazu ziemnego korzysta około 2 mln domostw, czyli ok. 4 mln Polaków. Jeżeli chcielibyśmy dzisiaj przełożyć ceny rynkowe, które są notowane na giełdzie w stopniu 1:1 bez żadnej pomocy państwa, to musielibyśmy zwiększyć ceny pięciokrotnie. To by oznaczało, że przeciętne gospodarstwo domowe zapłaciłoby w ciągu jednej zimy nie 5 tys. zł jak to było do niedawna, ale 25 tys. zł” – dodaje.
„Łączna suma wsparcia dla gospodarstw domowych wynosi ok. 20 mld zł. Koszty za energię trzeba podzielić między budżet a obywateli. Jestem ciekaw tego, jaką propozycję podziału tych kosztów zaproponują politycy” – mówi na koniec.