Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Polska sztuka według lewicy? Wyciąć artystów z odmienną wizją świata i udawać, że to kwestia jakości

Polska sztuka według lewicy? Wyciąć artystów z odmienną wizją świata i udawać, że to kwestia jakości Alicia Steels/unsplash.com

Opublikowaną niedawno w „Dwutygodniku” rozmowę Adama Mazura z Natalią Sielewicz, Stachem Szabłowskim i Verą Zalutskayą należy odczytać jako konkretną propozycję programową suflowaną politykom frakcji lewicowych i liberalnych. Liderów politycznych trzeba jednak wyraźnie przestrzec, aby nie dali się zwieść. Działania PiS-u w kulturze trudno uznać za „dobrą zmianę”, ale restauracja systemu kastowego sprzed 2015 r. także będzie oznaczała porażkę. Potrzebna jest prawdziwa modernizacja instytucjonalnego obiegu sztuki w Polsce i wydaje się ona dzisiaj bardziej osiągalna niż kiedykolwiek wcześniej.


Dyskusja na łamach „Dwutygodnika” została poświęcona planom reorganizacji działania instytucji obiegu artystycznego, publicznych galerii i muzeów po ewentualnym upadku ekipy PiS-u. Dyskusja wydaje się rzeczywiście odsłaniać wiele mechanizmów myślenia lewicowo-liberalnego establishmentu kultury.

Rozmówcy trafnie zauważają, że już przed 2015 rokiem nie wszystko w naszym art worldzie było idealne. Na tle dotychczasowego dyskursu opartego najczęściej na metodzie wyparcia problemu jest to sporym osiągnięciem. Krytyce poddawany jest zwłaszcza neoliberalny sposób kształtowania relacji pracy w instytucjach kultury. Tworzy to niesprawiedliwe zależności, a także prowadzi do drenażu pracowniczek i pracowników o niższym statusie zawodowym.

Czerwcówka to czterodniowe spotkanie członków i sympatyków stowarzyszenia, pełne spotkań i dyskusji, ale także wspólnego odpoczynku i integracji na łonie natury.
Już dziś zarezerwuj sobie czas od 16 do 19 czerwca i spędź go razem z nami! 

 

Egalitaryzm dla wybranych, czyli jak utrzymać prawo do przemocy ekonomicznej i symbolicznej

Vera Zalutskaya mająca za sobą trudne doświadczenie pracy w zespole krakowskiego Bunkra Sztuki nie pozostawia złudzeń co do tego, jak głośno deklarowany egalitaryzm polskich instytucji kultury rozjeżdża się z pełną przemocy symbolicznej i ekonomicznej codzienną praktyką.

Tajemnicą poliszynela jest uprzedmiotawiające traktowanie artystów jako materiału selekcyjnego w rękach kuratorów. Administratorzy instytucji kultury przyznają sobie prawo „konsekracji” twórców i faktycznie decydują o przekazie promowanej sztuki. Sam personel jest natomiast często eksploatowany w stopniu dalece wykraczającym poza zapisy umowne, co tworzy fatalną atmosferę współpracy.

W kontrze do przywoływanych patologii Natalia Sielewicz chwali model organizacji zatrudniającego ją Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, które w jej wypowiedzi jawi się jako miejsce o nowocześnie spłaszczonych relacjach w zespole, zapewniające zadowalający poziom swobody i sprawczości członków swojej ekipy.

W obu tych głosach należy docenić świadomość tego, że operowanie na kapitale symbolicznym, którym obracają instytucje kultury, bywa demoralizujące, może prowadzić do nadużywania społecznej władzy i wymaga transparentności oraz solidnej kontroli na poziomie etycznym. Takie słowa padające publicznie po stronie reprezentantów wrażliwości lewicowej niezwykle cieszą.

Stach Szabłowski postuluje ostrożne, realistyczne podejście do zmian w instytucjonalnym obiegu sztuki. Odrzuca skrajne koncepcje całkowicie rugujące z systemu mechanizmy kapitalistyczne. W jego opinii, z którą trudno się nie zgodzić, lepiej stale rozmawiać i małymi krokami poprawiać sytuację, niż stawiać utopijne, maksymalistyczne oczekiwania i nie osiągać niczego.

W wywiadzie padają liczne, warte podjęcia propozycje dotyczące uzdrowienia wewnętrznych mechanizmów funkcjonowania instytucji kultury. Na pewno trzeba o nich rozmawiać. Należą do nich m.in. postulaty kodyfikacji transparentnych procedur konkursowych, zwiększenie podmiotowej roli pracowników niższego szczebla oraz uwagi dotyczące wspierania finansowania kultury na poziomie samorządowym.

W tej rozmowie jednak przeraża myślenie, że pole kultury stanowi jedynie pole walki o skończoną ilość zasobów. To wojna o kapitał w postaci finansów, możliwości organizacyjnych i władzy symbolicznej przekładającej się na kształtowanie postaw społecznych. Właśnie dlatego  pozór równościowej reformy systemu niezwykle szybko się rozpada.

Narzekania na brak egalitaryzmu okazują się wyłącznie utyskiwaniem na brak równości wśród lewicowych funkcjonariuszy instytucji. Po raz kolejny chodzi o egalitaryzm dla wybranych. Okazuje się, że świat sztuki jest i ma nadal pozostawać elitarny. Broniąc elitaryzmu, Szabłowski bije rekordy arogancji.

Tak lituje się nad biedakami, którzy nie nadążają za jedynie słusznym paradygmatem: „Rozumiem frustrację osób odrzuconych przez system, rozumiem nawet, dlaczego ciążą ku spiskowym teoriom. Łatwiej usprawiedliwić niepowodzenie byciem zepchniętym w niszę działalnością jakiejś mafii niż przyznać się przed sobą do tego, że jest się – na przykład – nieaktualnym. Lepiej brzmi narracja o świecie sztuki uprowadzonym przez lewaków niż o świecie sztuki, który komuś uciekł. Wizja instytucji inkluzywnej wydaje mi się ciekawym postulatem, ale trzeba pamiętać, że instytucja zawsze będzie ekskluzywna. Wynika to z jej natury, chociażby z ograniczoności zasobów: przestrzeni, czasu i środków”.

Rozmówcy Adama Mazura pozycjonują się wyraźnie w obecnej układance instytucjonalnej na MSN. Ujawniają przy okazji swoje zideologizowane intencje. Szabłowski wychwala prowadzoną przez tę instytucję politykę wykluczeń i sposób, w jaki kierownictwo muzeum szafuje zakumulowaną władzą symboliczną.

Jako szczególne osiągnięcie instytucji wskazuje wprowadzenie do szerokiej debaty publicznej treści niesionych przez twórczość Daniela Rycharskiego (artysty, którego dramatyczna biografia i nośna praktyka artystyczna zostały z wyrachowaniem wprzęgnięte w kulturową wojnę z polskim katolicyzmem). Uderza przeświadczenie, że symboliczne samodzierżawie konkretnych grup interesów i instytucji jest czymś społecznie neutralnym, wręcz dobrym, i że rząd dusz jest im po prostu naturalnie przynależny.

Uchylanie drzwi dla postępu i zakopywanie uniwersalnych wartości

Jaką legitymację społeczną posiada władcza postawa Szabłowskiego? Na podstawie jakiego mandatu arbitralnie decyduje on o tym, co jest nieaktualne? Pytanie takie trzeba stawiać zwłaszcza wtedy, gdy wychodzi na jaw, że rzekomo nieaktualna staje się sztuka niosąca uniwersalne wartości leżące u źródeł kultury. Warto też wyraźnie powiedzieć, że turbokonserwatywne malarstwo czy „reakcyjna” prawicowa sztuka krytyczna nie stanowią całości istniejącej kontrpropozycji artystycznej.

Istnieje sporo ciekawej i progresywnej formalnie sztuki, która jednoznacznie podejmuje bieżące dyskursy. Problem z jej pomijaniem czy wrzucaniem do jednego worka z anachronicznym kiczem wynika z tego, że proponuje ona alternatywną do lewicowej wizji postępu i rozwoju człowieka. Wywiad obnaża, jak problematycznym kontekstem jest dla polskiego art worldu demokracja. Konieczność honorowania jej zasad przedstawia się jako nie lada wyzwanie.

Vera Zalutskaya zaznaczała: „Tak, jeśli zbudujemy strukturę, w której będą osoby zarówno z OFSW, jak i ZPAP, to trzeba być świadomym, że także członkowie ZPAP będą mieli prawo głosu. I możliwe, że kiedyś zdobędą przewagę. Czy wobec tego rzeczywiście chcemy takiej struktury? Dobrze użyć sformalizowanych narzędzi, o których mówi Stach, ale najpierw trzeba też zadać pytanie, kim jesteśmy. Być może nie jesteśmy frakcją wszechwiedzącą, która może innym mówić, jak należy postępować i co jest sztuką, a co nie. Nie możemy tego mówić reprezentantom ZPAP, ponieważ w istocie nie chcemy ich przyjąć do naszego środowiska. To dyskusyjne, ale dziś trudno sobie wyobrazić, żeby taka osoba, powiedzmy, z kręgu Janowskiego miała wystawę indywidualną w MSN, ja bym tego nie chciała, ale na szczęście nie mam takich uprawnień, żeby móc decydować za całe środowisko”.

Najważniejszą sprawą w omawianym wywiadzie nie są zatem szczere rozliczenia między lewicą i liberałami, ale skrywana pod płaszczykiem kryterium jakości lub aktualności sztuki brutalna ideologiczna selekcja artystów. Interlokutorzy chyba liczą na przeoczenie przez czytelnika subwersywnej kontrabandy, która w istocie sprowadza się do stwierdzenia, że zła sztuka to sztuka nielewicowa, a nieaktualne jest to, co sprzeciwia się paradygmatowi postępu w rozumieniu New Left.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że rozmówcy wywiadu w „Dwutygodniku” liczą na szybki upadek PiS-u i powracają w istocie do starego sporu o frukty, toczonego w ramach szorstkiego sojuszu lewicy i neoliberałów. Instytucjonalna władza nad kulturą ma według promowanej wizji pozostać we właściwych rękach, a więc lewicy, która będzie spokojnie kontynuować oranie świadomości społecznej, a przy okazji umacniać swoją hegemonię kulturową i wciąż niekonstytucyjnie wykluczać z dostępu do publicznych instytucji kultury inaczej myślących obywateli tego kraju.

Sprawę egalitaryzmu powinny zaś „na odwal się” załatwiać stypendia miejskie i państwowy social pozwalający artystom wykluczonym z obiegu jakoś egzystować w ramach słabo widocznych działań „na offie”. Czyli po staremu: tyko lewicowe treści w ciasnej neoliberalnej ramie ekonomicznej. Tymczasem kwestię statusu ekonomicznego i ubezpieczeń społecznych artystów trzeba uregulować na poważnie. Nie może być to sposób na legitymizację dalszych wykluczeń w głównym obiegu sztuki. Poważnie i sprawiedliwie należy podchodzić również do strumieni publicznego finansowania kultury.

Wieczna wojna o kapitał symboliczny, podczas której cierpi przede wszystkim odbiorca sztuki

Zastanawiam się, kiedy establishment naszego obiegu sztuki zrozumie, że pole kultury nie jest jedynie polem freestylowej „nawalanki” o kapitał symboliczny. Nie wiadomo, czy do tych zaklajstrowanych głów dotrze, że publiczne zasoby i instytucje nie są ich prywatną własnością, ale należą do całego społeczeństwa, a im są jedynie powierzone na chwilę. Jako społeczeństwo jesteśmy ich pracodawcą, a nie ciemną masą będącą przedmiotem urabiania.

W jakim momencie nasze elity z lewa i z prawa pojmą, że jesteśmy współzależni i współodpowiedzialni za polską kulturę? Jesteśmy na siebie skazani, więc musimy nawzajem się dostrzegać i szanować prawo do wspólnego istnienia. Wszyscy mamy równe prawa, naszym obowiązkiem jest permanentny i prowadzony w dobrej wierze dialog.

Wywiad w „Dwutygodniku” należy odczytać jako konkretną propozycję programową suflowaną politykom frakcji lewicowych i liberalnych w kontekście nadchodzących kolejnych wyborów parlamentarnych. Liderów politycznych trzeba jednak wyraźnie przestrzec, aby nie dali się zwieść.

Mamy tu w istocie do czynienia jedynie z głosem obrońców czasowo zaburzonej przez PiS konstelacji towarzyskiej trzymającej władzę nad polskim obiegiem sztuki, grupy interesu odpowiedzialnej za jaskrawe niesprawiedliwości obiegu artystycznego, jakie były obecne także przed 2015 rokiem. Jest to grono ludzi kultury, którzy zaliczają się do zwycięzców okresu transformacji ustrojowej w Polsce i zazdrośnie strzegą swojego uprzywilejowanego statusu. Dawanie im posłuchu nie ma nic wspólnego ani z konstytutywną dla programu lewicy ideą włączenia społecznego, ani z rzeczywistym wolnym rynkiem będącym istotą myśli liberalnej.

Działania PiS-u w kulturze trudno uznać za „dobrą zmianę”, ale restauracja systemu kastowego sprzed 2015 roku także będzie oznaczała porażkę. Potrzebna jest prawdziwa modernizacja instytucjonalnego obiegu sztuki w Polsce i wydaje się ona dzisiaj bardziej osiągalna niż kiedykolwiek wcześniej.

Paradoksalnie dzięki doświadczeniom ostatnich miesięcy związanych z covidem i wojną na Ukrainie w naszym społeczeństwie – nie wyłączając ludzi kultury – zachodzą procesy wysuwające na pierwszy plan pojęcia wspólnotowości i solidarności wokół wartości najważniejszych, będących ponad światopoglądowymi i politycznymi podziałami. Sami artyści przeważnie także są zmęczeni retoryką wojny plemion. Na fali tych zmian stoimy przed unikalną szansą zrobienia czegoś bardzo ważnego i dobrego w sferze kultury.

Jak wyrwać się z narzucanej przez lewicę sieci „aktualnej” sztuki?

Mamy szansę zatrzymać wahadło ideologicznie motywowanych wykluczeń, aby wprowadzić model oparty na zasadzie reprezentatywności wszystkich wrażliwości i taktyk artystycznych, zgodny ze standardami społeczeństwa obywatelskiego i demokratycznego państwa prawa. Nie jest to utopijna wizja. Stać nas na obieg oparty o pluralistyczne ramy programowe instytucji, na instytucje zorganizowane, choć trochę bardziej horyzontalnie i transparentne, a także na system opieki społecznej twórców połączony z preferencjami podatkowymi dla inicjatywy gospodarczej w sektorze kreatywnym.

Powinniśmy wyrwać sferę kultury z domeny walki politycznej i zorganizować ją w duchu służby publicznej. Procedury i programy działania instytucji należy kształtować w oparciu o zasady neutralności politycznej i społecznej odpowiedzialności z zachowaniem koniecznego profesjonalizmu. Rozumienie misji instytucji kultury powinno być zbliżone do myślenia o realizacji usług publicznych. Zasada niedyskryminacji obywateli ze względów ideologicznych oczywista w działaniu administracji lub służby zdrowia musi się stać normą także w świecie kultury i sztuki. Taki powinien być w mojej ocenie program wyborczy każdej odpowiedzialnie myślącej formacji politycznej w odniesieniu do kultury. Musi wreszcie dojść do konsensusu.

Powinniśmy zawiesić na kołku ideę wojny kultur, popatrzeć na siebie jak na ludzi, koleżanki i kolegów z branży, a na pozostałych uczestników kultury jak na partnerów. Wykorzystajmy w tym celu wszystko, do czego mamy upodobanie – normy ewangeliczne, kulturowy design thinking, narzędzia porozumienia bez przemocy. Postarajmy się zadziałać tak, żeby nasza wspólna rzeczywistość stała się lepsza. Kultura i sztuka w zdrowym systemie społecznym mogą odrywać rolę poligonu doświadczalnego dla dialogu, być miejscem eksperymentu myślowego nad najważniejszymi kwestiami społecznymi, służyć badaniu alternatyw oraz być obszarem wolności i źródłem samowiedzy.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.