W czasie wojny polska lewica wykazała się RiGCzem. Zachodnia – wciąż się kompromituje
W skrócie
1 maja w zbiorowej wyobraźni funkcjonuje nie tylko jako święto pracy, ale i swoisty „dzień lewicy”. Rzadko robimy to na tych łamach, więc wyjątkowo wykorzystajmy okazję – Droga Polska Lewico, dałaś radę! W przeciwieństwie do swoich ideowych odpowiedników i, na szczęście coraz częściej „byłych”, sojuszników z Zachodu.
Polska lewica zdała testDobrze rozumiane proukraińskość i antyrosyjskość jednoczą nie tylko polską scenę polityczną, ideową, intelektualną. „Można zadać pytanie, jak to się stało, że prosta babcia z Podkarpacia lepiej rozpoznaje naturę rosyjskiej kultury strategicznej niż wyedukowani na najlepszych uniwersytetach przedstawiciele zachodnich elit” – pytał w kilka dni po rozpoczęciu wojny na Ukrainie na naszych łamach Paweł Musiałek.
Wspólny front zdrowego rozsądku i odpowiedzialności za rację stanu w polityce wschodniej co do zasady przekracza wszak nie tylko podziały polityczne, ale granice klas i podziałów demograficznych: wieku czy miejsca zamieszkania.
Nie zmienia tego nawet fakt, że politycy lubują się we wzajemnych oskarżenia o, zwykle na szczęście wyimaginowaną, prorosyjskość oponentów.
W tym kontekście należy podkreślić, że zdecydowanie „egzamin z polskości” zdaje dziś główny nurt polskiej lewicy. Nie tylko nie ma złudzeń co do zbrodniczego charakteru rosyjskiej inwazji, nie symetryzuje i nie wykorzystuje okazji do walenia w nielubiany przecież przez lewicę szczerze amerykański globalizm, ale też potrafi przytrzeć nosa zachodnim odpowiednikom, a niedawno jeszcze – sojusznikom i autorytetom. A jest komu i za co.
Lista wstydu zachodniej lewicy
Nie ma sensu przytaczać tu wszystkich wypowiedzi i stanowisk. Dość powiedzieć, że w ciągu pierwszych dwóch miesięcy od rozpoczęcia nowej odsłony wojny na Ukrainie w mniej lub bardziej poważny sposób, z późniejszą refleksją lub nie, w rolę pożytecznych idiotów Kremla zdążyli wpisać się tacy intelektualiści i politycy lewej strony jak m.in.: Janis Warufakis, Jeremy Corbyn, Noam Chomsky, Mariana Mazzucato, Naomi Klein…
Dodajmy, z myślą o czytelnikach mniej biegłych w odległej ideowo bańce, że część z nich to naprawdę inspirujące, również dla prawicy, postaci.
Warufakis w swoich książkach dzielił się doświadczeniami ministra finansów Grecji w czasach kryzysu i sformułował jedną z najciekawszych prób krytyki Unii Europejskiej i strefy euro. Po prawdzie biadolący na Unię polscy (i nie tylko) konserwatyści mogą lewicy szczerze tej diagnozy pozazdrościć. Z kolei autorem wstępu do polskiego wydania najważniejszej książki Mazzucato, „Przedsiębiorczego państwa”, jest… Mateusz Morawiecki.
Słowo wstępne ówczesnego wicepremiera przedrukowaliśmy zresztą na łamach naszego portalu, a Rafał Matyja uznał je całkiem niedawno za najciekawszy w ostatniej dekadzie tekst uzasadniający jakkolwiek rządy PiS.
Niestety, teraz i oni, i ich mniej inspirujący towarzysze na lewicowej drodze tracą okazję, by siedzieć cicho. A to symetryzując między rosyjskim i amerykańskim imperalizmem, a to wpychając Ukrainę w budy finlandyzacji, a to przekonując, że nie należy pomagać Ukrainie, a jedynie wspierać ruchy pacyfistyczne w Rosji…
Ciekawych niuansów pomiędzy różnymi, co do zasady niemądrymi, postawami lewicowych tuzów odsyłam do dwóch dobrych, obszernych tekstów. Po pierwsze, do szkicu Michała Wieczorka na łamach Spider’s Web Plus z wszystko mówiącą tytułową frazą „oto jak lewica dała się omamić rosyjskiej propagandzie”. Po drugie – do przekrojowej rozmowy „Krytyki Politycznej” z Adamem Ostolskim.
Polska kontra na zachodnią głupotę
W ostatnich dniach do grona podejrzanych o prorosyjski odchył lewicowych ikon dołączyła Alexandria Ocasio-Cortez. To młoda, wyraziście progresywna kongresmenka uchodząca za ikonę ideowej przemiany części Partii Demokratycznej w kierunku „prawdziwej lewicy”.
Zagłosowała, razem z trzema innymi demokratkami z najbardziej progresywnej i atakowanej swego czasu przez Donalda Trumpa frakcji The Squad oraz czworgiem konserwatywnych republikanów, przeciwko projektowi pozwalającemu na konfiskowanie majątków objętych sankcjami rosyjskich oligarchów. Według amerykańskiego Newsweeka AOC miała to uzasadniać niechęcią do ustanowienia precedensu pozwalającego prezydentowi USA sięgać po prywatne majątki.
Na te głosowanie zdecydowała się zareagować, odwołując się do lansowanego przez amerykańską kongresmenkę hasła tax the rich, posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Alexandria Ocasio-Cortez zagłosowała przeciwko konfiskacie majątków rosyjskich oligarchów.
Powiedzieć, że to rozczarowujące, to nic nie powiedzieć.Put your money where your mouth is, @AOC: Tax the bloody russian rich! https://t.co/DiaV9mHyw3 pic.twitter.com/a3XY8SAyap
— A. Dziemianowicz-Bąk (@AgaBak) April 28, 2022
To nie pierwszy raz, gdy przedstawiciele polskiej lewicy w ostatnich tygodniach dają świadectwo Rozumu i Godności Człowieka. Ot, choćby zaraz po początku wojny Adrian Zandberg punktował Naomi Klein. Na kilka dni przed 24 lutego przedstawiciele Razem, podobnie zresztą jak w tym samym czasie eksperci Klubu Jagiellońskiego na łamach „Die Welt”, próbowali otrzeźwić niemiecką opinię publiczną. Ostatecznie – partia już na początku marca opuściła lewicowe międzynarodówki, w tym kierowaną przez Warufakisa DiEM25.
Kilka dni temu Anna Maria Żukowska pomstowała na politykę kancelarza Scholza, wskazywała na głębokie różnice pomiędzy polskimi socjaldemokratami i niemiecką lewicą oraz deklarując, że jej partia też stara się wywierać presję na niemieckiego kanclerza przyznała, że „popiera politykę rządu w tej sprawie”, a „Mateusz Morawiecki reprezentuje polski punkt widzenia”.
To dominująca linia wśród rozpoznawalnych reprezentantów polskiej lewicy. Prorosyjskich kompromitacji nie odnotowano. Pozostaje pogratulować Wam RiGCzu, lewicowe Koleżanki i lewicowi Koledzy, w dniu Waszego święta!
A zachodniej Europie – życzyć takiej lewicy, jak Wy.
***
Na łamach raportu Klubu Jagiellońskiego „Porzućcie złudzenia. 10 mitów o putinowskiej Rosji” Jan Smuga przypomniał, że co prawda rosyjska propaganda sporo zainwestowała w próbę przekonania do siebie konserwatywnej prawicy, to przecież z rozsiewania lewackiego, antyimperialistycznego przekazu nikt na Kremlu nikt nie zrezygnował.
Z satysfakcją możemy uznać, że w Polsce żadna z taktyk szukania przez Kreml sojuszników „po skrzydłach” debaty publicznej nie przynosi większych efektów. W głównym nurcie lewicy jest jak wyżej. Na prawicy wyskoki Korwin-Mikkego i Brauna pozostają coraz bardziej izolowane. Od JKMa ze względu na jego skandaliczne wypowiedzi odeszło troje partyjnych kolegów. Bosak paraduje z wstążeczką w barwach Ukrainy i strofuje znanego geopolityka za ocieplanie wizerunku rosyjskiego ambasadora. W porównaniu z „radykalnymi” partiami z lewa i prawa na Zachodzie – żyć, nie umierać.
Za pointę może warto więc przytoczyć ciekawe spostrzeżenie z linkowanego wywiadu z Adamem Ostolskim. „Największym i faktycznym źródłem rosyjskiej soft power w Europie nie były żadne skrajne, planktonowe siły polityczne. (…) Kluczowe w dokarmianiu Rosji, w budowaniu jej siły i przekonania, że może bezkarnie atakować innych, było polityczne centrum: establishment, najbardziej szanowane postacie polityki i biznesu. Żadna skrajność: ani lewicowa, ani prawicowa.
W pewnym sensie można powiedzieć, że inwestycja w Marine Le Pen czy Alternatywę dla Niemiec to z punktu widzenia Kremla manewr odwracający uwagę, a w najlepszym razie długofalowa inwestycja o niepewnym zwrocie, podczas gdy inwestycja w postacie pokroju Schroedera czy Fillona to prawdziwie poważny biznes”.
Coś jest na rzeczy, prawda?
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.