Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Technologiczny mocarz? Rosja to wydmuszka sklejona z ropy i węgla. Możemy ją teraz docisnąć

Technologiczny mocarz? Rosja to wydmuszka sklejona z ropy i węgla. Możemy ją teraz docisnąć Źródło: Ninara - flickr.com

Rosyjska gospodarka jest oparta o import technologii od czasów Piotra Wielkiego. Dziś jednak poziom tego uzależnienia jest prawdopodobnie wyższy niż kiedykolwiek wcześniej. Skorumpowane, sterowane centralnie i pozbawione inwestycji w badania przedsiębiorstwa raczej udają, że lokalnie tworzą wysokotechnologiczne produkty, niż robią to naprawdę. Utrzymując, rozszerzając i wzmacniając sankcje technologiczne, możemy sprawić, że wszelkie nadzieje na „rusyfikację” rosyjskiej produkcji pozostaną mrzonką. Program kosmiczny, przemysł lotniczy i gaz mogą zostać uziemione.

Jeżeli chcemy zrozumieć rosyjski import technologii, powinniśmy cofnąć się do końca XVII wieku. Pierwszym nowożytnym importerem był car Piotr Wielki, który incognito wybrał się w tournée po Europie. Zakochany w marynarce władca zamieszkał w Amsterdamie w domu bez służby i zatrudnił się w stoczni Kompanii Wschodnioindyjskiej, gdzie przez kilkadziesiąt dni pomagał budować fregatę. Z jego anonimowością było jednak kiepsko. Wieści o podróży cara roznosiły się szybko, a każdy jego krok śledziły tłumy gapiów.

Cywilizowanie i unowocześnianie Rosji szło Piotrowi różnie, ale import technologii był kontynuowany. W czasie rewolucji przemysłowej Rosja próbowała gonić za powstającymi w innych częściach świata wynalazkami. W czasach sowieckich nauka i technologia stały się elementem komunistycznej ideologii. ZSRR chciał szybko nadrobić braki Imperium Rosyjskiego, technologicznie i przemysłowo przeskoczyć Europę i Stany. Udowodniłby tym samym wyższość nauk Lenina nad kapitalizmem.

Szczególnie intensywnie rozwijały się dziedziny ścisłe, takie jak matematyka czy fizyka. Naukowcy i inżynierowie byli otoczeni społeczną estymą, mogli liczyć na przydziały mieszkań i wyższy poziom życia. Obywało się to w specyficzny dla sowieckiego stylu sposób, bo naukowców i inżynierów również nie ominęła stalinowska czystka, a część z nich pracowała w szaraszkach – biurach konstrukcyjnych dla więźniów gułagów. Mimo to ZSRR nie rezygnował z importu wiedzy i technologii.

Iwona Wiśniewska, główna specjalistka z Zespołu Rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich, ówczesną sytuację komentowała w następujących słowach: „W czasach Związku Radzieckiego istniały nawet przy różnych uczelniach całe miasteczka naukowe, rozsiane po całej Rosji. Każde z nich miało swoją specyfikę. Oczywiście większość z nich pracowała przede wszystkim na technologie zbrojeniowe, ale przy okazji także wynalazki przedostawały się do sektora cywilnego. Nakłady na naukę były zupełnie inne niż dzisiaj. Chodziło również o to, że naukowcy też nie bardzo mieli alternatywę – otrzymali możliwość realizowania swoich koncepcji i wiedzy tylko w nauce i inżynierii”.

Trofiejna atomówka

W 1949 roku Związek Radziecki przeprowadził pierwszą testową eksplozję własnej bomby jądrowej. Zachód był w szoku. Spodziewano się, że niedofinansowany program jądrowy zniszczonego wojną kraju będzie potrzebował więcej niż 5 lat, aby dogonić Amerykanów. Co więcej, Rosjanie zmniejszyli to opóźnienie do zaledwie paru miesięcy w 1955 roku, kiedy niedługo po Amerykanach przeprowadzili test własnej bomby termojądrowej. W kolejnych latach to Zachód zaczął się bać. Radziecki przemysł jako pierwszy wysłał na orbitę Sputnika, a niedługo później Jurija Gagarina, wyprzedził tym samym Amerykanów.

Skąd w zdewastowanym wojną kraju tak błyskawiczny postęp nauki i techniki? Usytuowanie postępu na piedestale było ważne, ale daleko niewystarczające. Przede wszystkim Związek Radziecki w gonitwie za Zachodem wykorzystywał szpiegostwo. Część zafascynowanych ideologią komunistyczną amerykańskich i brytyjskich fizyków przekazywało informacje o konstrukcji bomby do ZSRR. Niektórzy z nich twierdzili, że robią to w celach pokojowych. Według nich amerykański monopol na nową broń nie pozwoliłby na zachowanie pokoju. NKWD, a później KGB, zręcznie wykorzystywało komunistyczne ciągoty części elit Zachodu.

W 1949 roku Zachód stworzył Komitet Koordynacyjny Wielostronnej Kontroli Eksportu, w skrócie COCOM. Jego celem było zakazanie eksportu na wschodnią stronę żelaznej kurtyny technologii podwójnego przeznaczenia, możliwych do wykorzystania cywilnie i w wojsku. W ten sposób ograniczono możliwość eksportu na przykład oscyloskopów wysokiej częstotliwości, precyzyjnych obrabiarek czy nowoczesnych mikroprocesorów. Mimo wszystko COCOM w dużej mierze okazał się skuteczny.

Polscy elektronicy w swoich wspomnieniach z czasów PRL-u przyznają, że trudności z pozyskaniem dobrej jakości nowoczesnych podzespołów przyczyniły się do tego, że opóźnienie wschodniej elektroniki w latach 60. i 70. względem Zachodu wzrosło do ponad dekady. To przekładało się na rosnące zapóźnienie technologiczne i mniejszą zdolność eksportową przedsiębiorstw. Polscy inżynierowie i elektronicy wspominają, że w latach 80. polskie firmy eksportowały niemal wyłącznie do państw bloku wschodniego – tylko tam coraz bardziej przestarzałe produkty znajdywały odbiorców.

Do samego końca zimnej wojny ZSRR starał się jednak znaleźć drogę obchodzącą eksportowe zakazy, aby zdobywać na przykład procesory najnowszych generacji. KGB robiło to poprzez zarejestrowane na Zachodzie spółki należące do jej agentów, które mogły nabyć obłożone sankcjami produkty. Oczywiście namawiano i szantażowano też naukowców i inżynierów do przekazywania szczegółów konstrukcyjnych. Pewnego smaczku dzisiejszej sytuacji dodaje podejrzenie, że wykradanie technologii nadzorował Władimir Putin, wówczas rezydent KGB, w czasie swojej pracy w Dreźnie w latach 80., o czym w książce Ludzie Putina pisała Catherine Belton.

Dziengi, a nie nauka

Wysoka estyma, jaką otaczano naukowców i wynalazców w czasach Związku Radzieckiego, po pierestrojce zaczęła zanikać. Iwona Wiśniewska zaznaczała, że

„status naukowca w Rosji mocno spadł zwłaszcza w latach 90. To była tragedia dla środowiska naukowego. Państwo było w ruinie, nie było go stać nawet na wypłatę emerytur, nic dziwnego, że naukowcy zarabiali grosze. Badacze wszelkich szczebli po prostu byli jedną z klas społecznych żyjących w biedzie, w wielu przypadkach klasą nie potrafiącą przystosować się do nowych realiów.

Po latach 90. zaczęły napływać do Rosji nowoczesne sprzęty, rozwiązania i technologie, ale już w formie importu. Ze względu na klimat inwestycyjny, który w Rosji przez te 30 lat niewiele się poprawiał, firmy zachodnie nie były gotowe inwestować w badania i rozwój. Jeśli inwestowały, to w produkcję – głównie w składanie swoich towarów na miejscu. Nakłady samego państwa rosyjskiego na badania i rozwój poza sektorem zbrojeniowym pozostały bardzo niskie, wręcz marginalne”.

Nowym bohaterem dzikiego wschodniego kapitalizmu stał się biznesmen posiadający czarne BMW, a nie zarabiający marne grosze naukowiec. Ale przecież Rosja wciąż dysponowała odziedziczonym po ZSRR całkiem sporym arsenałem technologicznych produktów, zaczynając od sektora kosmicznego. Po uziemieniu amerykańskich wahadłowców aż do zeszłego roku NASA musiała wysyłać swoich astronautów w przestrzeń po wykupieniu im miejsca w rosyjskich sojuzach. Rosyjskie rakiety komercyjnie wynosiły też w przestrzeń satelity.

Rosyjski silnik, który kupowały US Air Force

Amerykańskie uzależnienie od rosyjskich technologii kosmicznych było jeszcze większe. W marcu 2022 roku w odpowiedzi na amerykańskie sankcje Rosja ogłosiła zakaz eksportu silników rakietowych do Stanów Zjednoczonych. Jeszcze parę lat temu wywołałoby to popłoch i poważnie zagroziło amerykańskiemu programowi kosmicznemu.

Przyczyną tego był silnik rakietowy RD-180, co przez lata przyznawała również NASA, doskonały pod względem osiągów i niezawodności. Zaprojektowane przez Walentina Głuszkę dla gigantycznej rakiety Energa cudo techniki wykorzystywało nową w latach 70. technikę spalania stopniowego. Pozwalała ona efektywniej spalać paliwo, ale tworzyła ogromne ciśnienie wewnątrz komory, a to oznaczało, że podobne silniki lubiły wybuchać. Walentinowi Głuszce udało się jednak stworzyć niezawodny silnik, który przez dekady dzierżył rekordy wysokości ciśnienia w komorze spalania.

Nic dziwnego, że na fali odmrożenia stosunków po latach zimnej wojny Amerykanie w 1996 roku zaczęli kupować silniki firmy Energomasz i instalować je w swoich rakietach Atlas. Nabyli też prawa do projektów kluczowych jego elementów, projektów będących na skraju bankructwa Rosjan. To właśnie na rosyjskim silniku w kosmos leciały sondy NASA czy amerykańskie satelity szpiegowskie.

Po inwazji Moskwy na Krym w 2014 roku dni rosyjskiego silnika wydawały się policzone. Zdolność wynoszenia na orbitę satelit to w końcu kwestia bezpieczeństwa państwa. RD-180 był jednak tak tani i tak niezawodny, że odbudowa amerykańskiej zdolności do budowy lepszych silników rakietowych musiała trwać latami.

Senator John McCain przeprowadził w końcu przez Senat ustawę zakazującą wykorzystania RD-180 przez siły zbrojne USA po 2022 roku. Wtedy w szranki stanęły prywatne firmy kosmiczne. SpaceX wyprodukował silnik Raptor, Blue Origin z kolei stworzył BE-4. Po raz pierwszy od 30 lat Amerykanie dysponują silnikiem przynajmniej równie dobrym, co RD-180.

Jednym z niewielu sukcesów Rosji w kosmosie było stworzenie swojego własnego odpowiednika systemu GPS, czyli systemu satelitów GLONASS. A jednak nawet tutaj Rosjanie mieli problemy. „System GLONASS, żeby funkcjonować i obejmować zasięgiem całą ziemię, powinien mieć 26 satelitów na orbicie. Jednak po 2014 roku zrobił się problem z przygotowywaniem kolejnych satelitów. W związku z tym część krążących nad naszymi głowami satelitów przekroczyła siedmioletni okres gwarancji, a nadal są utrzymywane w systemie. Rosjanie na skutek sankcji zrezygnowali też z nowej generacji satelitów i cofnęli się do poprzedniego, mniej zaawansowanego technologicznie typu. Mam wrażenie, że sektor kosmiczny na skutek sankcji ucierpi chyba najmocniej”.

Ponad 90% zamówień Energomashu odpłynęło już do firm amerykańskich, jak w 2019 roku twierdził analityk Paweł Luzhin w rozmowie z „MIT Tech Review”. Chiny i USA w kosmosie się ścigają, orbity stają się miejscem ekonomicznej ekspansji prywatnych firm. Dlaczego więc Rosja pozostaje daleko w tyle? Na to pytanie również odpowiedziała Iwona Wiśniewska w następujących słowach:

„Okazało się, że na globalnym rynku kosmicznym pojawiła się konkurencja w postaci firm prywatnych, oczywiście wspieranych przez pieniądze NASA. Dzięki wymuszonej pomiędzy nimi konkurencji udało się uwolnić inżynieryjną kreatywność, poszukać optymalizacji i redukcji kosztów. Natomiast w Rosji mamy monopol – państwowy Roskosmos – zasilany stałym dopływem państwowych pieniędzy, a więc nie mamy motywacji do tego, żeby usprawniać.

Jeśli państwo chce od nas, żebyśmy stworzyli jakąś supernowoczesną rakietę, to nasi naukowcy się będą tym zajmować. Wiemy jednak, że państwo i tak za to zapłaci. Nieważne, czy naukowcy spędzą nad projektem pięć czy dziesięć lat i czy rakieta w ogóle poleci. To nie ma znaczenia, państwo i tak zapłaci. Niemniej i tak nie wiadomo, ile z tych pieniędzy trafi na badania, a ile na prywatne konta elity kremlowskiej czy prezesów zakładów”.

Suchoj Superjet, made by the West

W sferze lotniczej Rosjanie parę lat temu stworzyli swój pierwszy po epoce radzieckiej nowy samolot pasażerski: Suchoj Superjet. Jednak w około 60% ta konstrukcja składała się z – uwaga! – zachodnich podzespołów. Z Zachodu pochodziła awionika, układy sterujące, tworzywo na skrzydła, we współpracy z francuską firmą powstały silniki. O przebojach z próbą „rusyfikacji” teoretycznie rosyjskiego samolotu opowiedziała w szczegółach analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich w następujących słowach:

„Po 2014 roku w zasadzie ten sektor nie był objęty sankcjami, natomiast firmy zachodnie nie decydowały się na lokalizację swojej produkcji w Rosji. Tymczasem jednym z głównych elementów rosyjskiego projektu substytucji importu była zachęta, żeby zachodni producenci i partnerzy przenosili część produkcji na teren Rosji. Firmy zachodnie odmówiły. To był główny bodziec do tego, żeby Suchoj zaczął myśleć o swoich własnych rozwiązaniach. Zaczęto zastanawiać się nad tym, jak spowodować, żeby silnik dla Superjeta produkowany był w całości w Rosji. Co zrobić, żeby hydraulika tego samolotu była w całości produkowana w Rosji?

Teraz trwają prace nad New Suchoj Superjet. Słowo «nowy» oznacza tutaj po prostu tyle, że ma to być maszyna zrusyfikowana. Rosyjskie władze zapowiadają, że nowy samolot ma wkrótce być gotowy, ja jednak jestem bardzo ciekawa efektu, bo widzę, z jakimi problemami do tej pory ten projekt się rozwijał. Wiele firm początkowo zainteresowanych Suchojem wycofało się z zakupu. Dzisiaj ten samolot lata już praktycznie wyłącznie w rosyjskich liniach”.

Trudno będzie bez dostępu do technologii Zachodu sprawić, żeby Suchoj poleciał. Ale jeśli nie Zachód, to może przynajmniej Wschód mógłby Rosji pomóc w dostarczaniu podzespołów i technologii? Nie jest to takie proste. Jak mówi Wiśniewska, „oczywiście można by spróbować części sprowadzać z Azji. Sektor lotniczy został objęty specyficznymi sankcjami o zasięgu międzynarodowym. Nawet gdyby Chiny chciały jakieś elementy Rosji dostarczyć, to muszą się też liczyć z tym, że państwa zachodnie mogą nałożyć na ich kraj sankcje. Tymczasem akurat sektor lotniczy jest bardzo zależny od współpracy międzynarodowej i Chiny nadal w dużym stopniu wykorzystują zachodnie technologie”.

Drugim przykładem jest cały sektor mikroelektroniki: półprzewodników, układów scalonych. To elementy, które w obecnym świecie wykorzystywane są we wszystkich sektorach gospodarki. Nie dość, że główni dostawcy, na przykład z Tajwanu, już wstrzymali dostawy do Rosji, to jeszcze ci, którzy teoretycznie mogliby wesprzeć Rosję, czyli chociażby chińskie koncerny, muszą się też liczyć z tym, że mogą spotkać się z amerykańską odpowiedzią. Z kolei w tym sektorze chińskie firmy są dość silnie zależne od software’u amerykańskiego.

Ropa i gaz bez Zachodu pozostaną w ziemi

Może więc lepiej Rosjanie radzą sobie z nieco mniej kosmicznymi, za to absolutnie kluczowymi dla ich przetrwania technologiami? Spójrzmy na wydobycie surowców – sektor, który jest dla Rosji kluczowy i odpowiada za większość jej PKB. On też jest uzależniony od importowanej technologii, dlatego może wkrótce mieć ogromne problemy z utrzymaniem produkcji.

„Łatwo dostępne złoża w zasadzie zostały już wykorzystane i teraz, żeby zwiększać produkcję, trzeba sięgać po złoża, do których dostęp jest znacznie utrudniony. To nie Arabia Saudyjska, tutaj trzeba ropę czy gaz zachęcić do wyjścia z ziemi, a jeszcze trudniej oczywiście jest w Arktyce. Do tego służą technologie, których w większości Rosja nie posiada. Korzystała przede wszystkim z zachodnich firm. Główny projekt gazu skroplonego, czyli Jamał LNG, jest realizowany przez Novatek i obsługiwany głównie gazowcami zagranicznymi. W sektorze gazowym Rosja ma też ogromny problem, jeśli chodzi o technologie budowy terminali LNG dużej skali, tutaj też opiera się na technologiach zachodnich”.

Kamil Gałejew – gwiazda Twittera ostatnich tygodni – w ciekawy sposób opisał, dlaczego Rosja jest prostym technologicznym importerem i to pomimo oficjalnych wysiłków na rzecz niezależności. Wszelkie wysiłki zleconej przez Putina „rusyfikacji” produktów często są tylko iluzją. Analityk na Twitterze opisał przykład rosyjskiego modelu traktora z miasta Włodzimierz, który w praktyce okazał się … kupionym w Czechach kompletnym zestawem. W lokalnej fabryce został jedynie złożony. Kierownik fabryki poszedł za to oszustwo siedzieć, ale pani gubernator rejonu, która osobiście w Czechach dogadywała umowę, dostała awans. Została audytorem Federacji Rosyjskiej, nadzoruje więc uczciwość wydawania pieniędzy przez państwo.

Czy Rosja wynajdzie koło na nowo?

Dzisiaj Rosja nie jest technologicznym imperium. Ba, nie jest nawet dużym rynkiem dla poddostawców technologii. Jej populacja to około 2% populacji świata, ale ten kraj zużywa jedynie 0,1% globalnie produkowanych półprzewodników. Tymczasem znajdziemy je dziś niemal w każdym produkcie. Tak niski poziom konsumpcji świadczy więc o tym, że zaawansowanych wytworów rosyjska gospodarka produkuje bardzo, bardzo niewiele. Czy w momencie odcięcia od importu technologii Rosja będzie potrafiła wynaleźć koło na nowo?

„Wiele rzeczy byliby w stanie zrobić. Tylko głównymi problemami w Rosji, cechami całej rosyjskiej gospodarki i rosyjskiego modelu polityczno-ekonomicznego, są korupcja i centralizacja, które zżerają całe państwo. Spójrzmy na rosyjski sektor IT, on w ostatnich latach naprawdę dobrze się rozwijał. Problem polegał na tym, że państwo bardzo chciało mieć nad tym kontrolę. W Rosji państwowe molochy typu Rostech (ten specjalizuje się przede wszystkim w produkcji zbrojeniowej) czy Sbierbank konsolidowały rynek. W ramach substytucji importu takie molochy oczywiście biorą ogromne sumy z budżetu państwa i uzależniają od siebie lub nawet przejmują mniejsze, prywatne firmy w ramach «współpracy»”.

Rosja w teorii od lat pracuje nad uniezależnieniem się od Zachodu. W przeżartym korupcją oraz odgórnym sterowaniem systemie ta rusyfikacja jest tylko teoretyczna. Zyski z wydobycia paliw (co za zaskoczenie?!) wcale nie były reinwestowane w badania i rozwój, lecz spływały do kieszeni kliki Putina lub oligarchów, po drodze lądowały też w kieszeniach wszelkich mniejszych ryb. Rosja gospodarczo i technologicznie nie jest państwem rozwiniętym, a jedynie dostarczycielem paliw i rud.

Co prawda, jest to sytuacja zupełnie inna niż w czasach Związku Radzieckiego, jednak recepta na powalenie rosyjskiej gospodarki na kolana powinna być podobna. ZSRR był bardziej rozwinięty inżynieryjnie i faktycznie niezależny od globalnych łańcuchów dostaw. Dzisiejsza Rosja, która całkowicie polega na imporcie technologii, zmarnowała pozostały po Sowietach potencjał i kontynuuje tragiczny w skutkach model sterowania rozwojem przez wielkie skorumpowane państwowe konglomeraty.

Mimo wszystko recepta na sukces w ekonomicznej wojnie z Rosją może być podobna. Skuteczne sankcje eksportowe w rodzaju układu COCOM, które uniemożliwią również chińskim firmom dostarczanie podzespołów, mogą faktycznie sypnąć piach w tryby rosyjskiego przemysłu. Musimy uważnie obserwować, czy Zachód będzie potrafił utrzymać jedność w egzekucji tych sankcji. Jeśli jednak do Leroy Merlin i Auchan dołączyliby po cichu sprzedawcy technologicznych rozwiązań, to popełniliby poważny błąd.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.