Chcesz być dobrym i odpowiedzialnym państwowcem, ale PiS i tak wystrychnie cię na dudka. Krytycznie wokół wyboru nowego RPO [POLEMIKA]
W skrócie
Nie można grać w kompromis i stabilizację ze stroną, która metodycznie doprowadza do awantury i destabilizacji. Obóz Zjednoczonej Prawicy od początku rządów stosuje tę samą taktykę, która polega na wywołaniu kontrolowanego konfliktu wokół danej instytucji, przeczekaniu oburzenia i ostatecznie przejęciu jej. Uznanie, że wobec takich zasad gry perspektywa propaństwowa nakazuje kompromis, jest skazaniem się na koncesjonowanie każdego destrukcyjnego posunięcia strony silniejszej, którą w tym wypadku jest Prawo i Sprawiedliwość.
Spór o wybór Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) trwa już kilka miesięcy. Pełniący dotychczas urząd Adam Bodnar zakończył swoją kadencję na początku września. Obecnie jest jedynie pełniącym obowiązki RPO i pozostanie na tej funkcji do momentu wybrania nowego Rzecznika.
Niestety, kolejni kandydaci na to stanowisko są odrzucani i przez obie strony sporu politycznego. W międzyczasie posłowie PiS złożyli wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o sprawdzenie zgodności z Konstytucją art. 3 ust. 6 ustawy o RPO z 15 lipca 1987 r.: „Dotychczasowy Rzecznik pełni swoje obowiązki do czasu objęcia stanowiska przez nowego Rzecznika”. Jeśli sąd konstytucyjny orzeknie, że przytoczony przepis nie jest zgodny z ustawą zasadniczą, wówczas większość rządzącą będzie mogła na stałe obsadzić urząd Rzecznika własnym kandydatem.
Pewną szansą na zakończenie tego sporu bez uciekania się do środków nadzwyczajnych jest kandydatura Bartłomieja Wróblewskiego, która została zgłoszona przez obóz rządzący. Istnieje szansa, że przy pełnej mobilizacji posłów Prawa i Sprawiedliwości oraz senatorów Lidii Staroń i Jana Flipa Libickiego kandydatura Wróblewskiego może zostać przyjęta przez większość parlamentarną.
W tym kontekście Piotr Trudnowski w tekście Wybór RPO w 12 punktach. Lepszy Wróblewski w garści, niż wymarzony rzecznik na dachu? stawia tezę, że mimo zastrzeżeń, które kandydatura Wróblewskiego może budzić, jego wybór jest i tak bardziej pożądany niż dalszy kryzys wokół urzędu Rzecznika lub quasi-siłowe rozstrzygnięcie za pomocą wyroku Trybunału Konstytucyjnego. W tym drugim wypadku, zdaniem Trudnowskiego, będziemy skazani na piastowanie urzędu RPO przez osobę, która nie będzie cieszyła się wymaganą przez ustawę zasadniczą legitymizacją ze strony obu izb parlamentu. W rezultacie ustrojowy pat może skutkować podważeniem autorytetu konstytucyjnej instytucji, jaką jest Rzecznik Praw Obywatelskich.
To rozumowanie autor wyłożył wprost w leadzie swojego artykułu: „Choć Wróblewski ze względu na bieżące partyjne zaangażowanie to niedobra kandydatura, to jego wybór na to stanowisko może być z perspektywy państwowej najmniejszym możliwym złem. To wciąż bowiem lepsze rozwiązanie, niż faktyczna kastracja konstytucyjnego organu, do której doprowadzi dalsze trwanie parlamentarnego pata i próba jego przełamania wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Działania naprawdę propaństwowego, a więc poszukiwania faktycznego kompromisu między plemionami, nie chce podjąć się żadna z dominujących stron”. Potem powtórzył je w punkcie 11.
Tak skonstruowane wnioskowanie opiera się na kilku przesłankach. Po pierwsze, forsowana przez większość rządzącą kandydatura, nawet jeśli jest niedobra, nie ma wpływu na powagę lub legitymizację urzędu Rzecznika, bądź ma wpływ mniejszy niż obsadzenie urzędu środkami nadzwyczajnymi, takimi jak wyrok TK. Bez tego założenia teza, którą Trudnowski stawia, nie wynikałaby z przesłanek.
Po drugie, perspektywa propaństwowa, zdaniem autora, domaga się, aby zawsze szukać kompromisu w ramach standardowych procedur, które przewiduje Konstytucja. Dlatego wszelkie spory, które zagrażają powadze instytucji konstytucyjnych lub wręcz stawiają pod znakiem zapytania ich funkcjonowanie, powinny być rozstrzygane w sposób, który jest maksymalnie zbliżony do ducha i litery przepisów ustawy zasadniczej. Prima facie to słuszny postulat, jednak praktyka polityczna ostatnich lat pokazała jego istotne ograniczenia. Jest to bowiem formalizm prawny, który pozostaje ślepy na realne procesy sprawowania władzy. Analizę tych przesłanek zacznę od ostatniej z nich.
„Panie generale, melduję, że rozsądną taktyką uniknął Pan wielu niepotrzebnych starć, ale niestety wojnę to Pan przegrał”
Prawo ustrojowe konstytuuje realny byt wspólnoty politycznej. Ta intuicja wyrażona jeszcze przez Cycerona w traktacie O państwie zachowuje ważność także dziś. Nie jest jednak prawdą, że wszystkie normy i instytucje zawarte w Konstytucji są z politycznego punktu widzenia równie ważne. Centralne organy państwa, takie jak parlament lub rząd, nie mają tego samego znaczenia dla procesu sprawowania władzy, co urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Nawet poszczególne normy nie mają takiego samego statusu i zasad interpretacji.
Thomas Hobbes w Lewiatanie przyrównał państwo do wielkiego sztucznego człowieka, którego byt naśladuje mechanistycznie pojętą naturę świata. Pisał: „W tym sztucznym człowieku władza suwerenna jest sztuczną duszą, jako że daje życie i ruch całemu ciału; sędziowie i inni urzędnicy wymiaru sprawiedliwości i egzekutywy są sztucznymi stawami […]; doradcy, którzy poddają myśl o wszystkich rzeczach, jakie państwo znać powinno, są jego pamięcią; słuszność i prawo sztucznym jego rozumem i wolą; zgoda zdrowiem; bunt chorobą; wojna domowa śmiercią”.
Ta metafora wielkiego człowieka – lejtmotyw filozofii polityki – bardzo dobrze obrazuje polityczne zróżnicowanie poszczególnych instytucji. Bez doradców państwo będzie otępiałe, ale będzie żyło i jakoś działało. Bez egzekutywy lub prawa może być już gorzej. Podobnie jest w wypadku instytucji konstytucyjnych. Trudnowski, w odniesieniu do sporu o obsadę urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich, twierdzi, że trzeba dać pierwszeństwo zwyczajowej ścieżce prawnej i poprzeć raczej Wróblewskiego, niż dopuścić do sytuacji, w której upolityczniony Trybunał rozstrzygnie wszystko odgórnie.
To jest argumentacja, która byłaby słuszna, gdybyśmy znajdowali się w obliczu sporu, który naprawdę grozi zaburzeniem procesu sprawowania władzy w Polsce. Mogłoby to być na przykład podważenie ważności wyboru na urząd Prezydenta RP w sytuacji, w której organ uprawniony do orzekania w tym przedmiocie również zmaga się z podważoną legitymizacją prawną. Nie da się jednak tego samego argumentu zastosować w sytuacji, gdy spór idzie o mniej znaczące – nie znaczy to, że nieistotne! – instytucje lub procedury konstytucyjne.
Nieważny wybór Prezydenta paraliżowałby proces legislacyjny w Polsce. Spór wokół Rzecznika Praw Obywatelskich bynajmniej nie stawia takich dóbr na szali. A wobec realnej groźby zawłaszczenia przez PiS kolejnej po Trybunale i Krajowej Radzie Sądownictwa instytucji wniosek, do którego Trudnowski chce przekonać za pomocą dyskutowanego tu argumentu w żadnym wypadku nie wynika z przesłanek, stanowiąc co najwyżej osobistą preferencję autora, a nie apodyktyczny nakaz propaństwowej perspektywy.
Co więcej, konsekwentne zastosowanie toku rozumowania Trudnowskiego prowadzi do koncesjonowania wszystkich nielegalnych lub półlegalnych działań, które stały się udziałem obecnej władzy. Czyż wyboru Julii Przyłębskiej do Trybunału Konstytucyjnego nie można uznać za rozwiązanie kompromisowe, które kończy protesty, oddala od nas wojnę dwóch politycznych plemion i pozwala powrócić w standardowe ramy konstytucyjnych procedur?
Postulaty deeskalacji, kompromisu i możliwie szybkiego powrótu do business as usual są zupełnie bezbronne wobec przeciwnika, który występuje z pozycji silniejszego, wywołuje konflikt, bierze stronę słabszą „na przeczekanie” i w ten sposób wygrywa. Można to podsumować w poetyce wojskowej: „Panie generale, melduję, że rozsądną taktyką uniknął Pan wielu niepotrzebnych starć, ale niestety wojnę to Pan przegrał”.
Istotna różnica między legitymizacją prawną a legitymizacją polityczną
Piotr Trudnowski w swoim tekście opisuje dwa możliwe scenariusze rozwoju wypadków w sporze o urząd Rzecznika Praw Obywatelskich: „Pierwszy scenariusz to wciąż nieobsadzony urząd RPO i zdjęcie Adama Bodnara z pełnienia funkcji na podstawie decyzji Trybunału. Wtedy zostanie powołany zastępca lub pełniący obowiązki rzecznika, który jednak nie będzie się cieszył legitymującym go poparciem wymaganym przez ustawę zasadniczą”. Realizację tego scenariusza autor uważa za coś zdecydowanie gorszego od wyboru posła PiS na urząd RPO. Kluczowym terminem w tym fragmencie jest „legitymizacja” i to na nim wsparte jest rozumowanie Trudnowskiego, który niestety dopuszcza się ekwiwokacji.
Legitymizacja ma przynajmniej dwa znaczenia. Pierwszym z nich jest legitymizacja prawna, którą można zdefiniować jako zgodność z przyjętą procedurą. Innymi słowy mowa tutaj o legalności. Druga z nich to legitymizacja polityczna, która odwołuje się do prawomocności danego urzędu, czyli do normy moralnej, zgodnie z którą należy słuchać poleceń osoby piastującej danej stanowisko państwowe. Obu tym pojęciom odpowiada klasyczne rozróżnienie na potestas (fizyczną siłę władzy) i auctoritas (zasadę moralną usprawiedliwiają użycie potestas). Wynika z tego, że legitymizacja polityczna w zdefiniowanym wyżej znaczeniu jest logicznie uprzednia względem legitymizacji prawnej. Posłuch wobec prawa jest należny z uwagi na przydany mu autorytet polityczno-moralny.
To rozróżnienie ma zasadnicze znaczenie dla analizy przytoczonego fragmentu tekstu Trudnowskiego: „Wtedy zostanie powołany zastępca lub pełniący obowiązki rzecznika, który jednak nie będzie się cieszył legitymującym go poparciem wymaganym przez ustawę zasadniczą”. Jeśli legitymizujące poparcie rozumieć w sensie legitymizacji prawnej, to znaczy tyle, że zdaniem Trudnowskiego zastępca lub pełniący obowiązki rzecznika, który zostanie wybrany na podstawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego, nie będzie cieszył się legalnością przydaną mu przez głosowanie Sejmu i Senatu. Chociaż to prawda, nie jest to argument w tej dyskusji. Pełniący obowiązki rzecznika będzie miał bowiem legitymizację prawną, którą będzie czerpał z legalnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego.
Nie będzie miał jednak legitymizacji politycznej. Tę ostatnią zyskałby na mocy procedur wtedy i tylko wtedy, gdyby obie strony od początku grały fair i według tych samych reguł. Tak się jednak nie dzieje z uwagi na powszechną obawę, że jest to kolejna batalia, którą PiS rozpętuje, żeby spacyfikować konstytucyjny urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Jest to zresztą obawa, którą podziela sam autor: „Doświadczenia choćby Trybunału Konstytucyjnego budzą poważne wątpliwości co do zdolności byłych polityków PiS do korzystania z gwarantowanej niezależności na pełnionych urzędach”.
Jeżeli więc Trudnowski chce dowieść, że trzeba mimo wszystko postawić na kandydaturę Wróblewskiego, bo w przeciwnym wypadku wyrok Trybunału dokona „faktycznej kastracji konstytucyjnego organu” i doprowadzi do obsadzenia go pełniącym obowiązki rzecznika bez legitymizacji przewidzianej ustawą zasadniczą, to niestety nie udaje mu się to.
Nie jest bowiem prawdą, co wskazałem wcześniej, że p.o. Rzecznika nie będzie miał legitymizacji prawnej, bo uzyska ją dzięki wyrokowi TK, choć nie na mocy standardowej ścieżki konstytucyjnej. Nie jest też prawdą, że w takim układzie p.o. Rzecznika zostanie pozbawiony legitymizacji politycznej, gdyż tej nie ma sam kandydat Wróblewski, który jest postrzegany jako osoba mająca pomóc obozowi rządzącemu przejąć kolejny organ konstytucyjny. Tym samym spór o wybór Rzecznika Praw Obywatelskich nie toczy się w oparciu o fairness – aspekt sprawiedliwości, który nakazuje rywalizację według tych samych zasad.
Co więcej, Trudnowski w swoim rozumowaniu zupełnie abstrahuje od końcowego rezultatu obu zakładanych scenariuszy. Choć expressis verbis wyraża świadomość ryzyka, z którą jest związana partyjna kandydatura Bartłomieja Wróblewskiego, to uznaje, że mimo wszystko ryzyko partyjnego Rzecznika i związane z tym koszty są mniejsze niż koszty partyjnego pełniącego obowiązki rzecznika. I z niewiadomego powodu różnicę ma tutaj czynić legitymizacja prawna, a konkretnie jeden jej konkretny wariant, czyli zatwierdzenie kandydata przez Sejm i Senat, bo to ugasi wojnę zwaśnionych plemion politycznych.
Jeśli autor chciał wykazać, że jeden z tych scenariuszy powinien być preferowany, to powinien był odwołać się do legitymizacji politycznej. Tego jednak nie uczynił. Tymczasem wojna będzie trwać, Prawo i Sprawiedliwość będzie prowokować kolejne konflikty, a koncyliacyjnym wołaniem o kompromis za wszelką cenę i powrót do utartej ścieżki konstytucyjnej w każdych okolicznościach będziemy jedynie post factum zatwierdzali kolejne zdobycze polityczne obozu rządzącego.
To jest zła kandydatura
Sposób sprawowania urzędu ma wpływ na jego legitymizację polityczną. Dowodził tego już Machiavelli w Księciu, gdzie wskazywał na to, że stopień politycznego zabezpieczenia władzy księcia jest zależny od tego, w jaki sposób rządzący posługuje się swoimi prerogatywami, aby wywołać w poddanych bojaźń i miłość, trwożliwy respekt względem władzy i wdzięczność za doznane od niej dobrodziejstwa. Rządzeni bowiem muszą być przeświadczeni, że wszystko, co książę robi, robi dla ich dobra.
Rzecznik Praw Obywatelskich nie jest oczywiście księciem, jednak autorytet tego i każdego innego urzędu podlega tym samym prawidłom. Piotr Trudnowski powiada, że „argumentem przeciwko kandydaturze Bartłomieja Wróblewskiego jest fakt, że jest aktywnym posłem partii rządzącej. Argumentem przeciwko kandydaturze Wróblewskiego nie powinny być jednak kompetencje, poglądy ani zaangażowanie w sprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym”.
Zupełnie tak, jakby poglądy nie miały żadnego przełożenia na sprawowanie takiego urzędu, jak Rzecznik Praw Obywatelskich, którego powinno cechować z jednej strony bardzo wysokie poczucie praworządności, a z drugiej bardzo duża wrażliwość na krzywdę i niesprawiedliwość, z jaką może się spotkać każdy obywatel Rzeczpospolitej.
Jednak przeciw temu autor powiada, że „próba delegitymizowania konstytucjonalistów i osób zajmujących się prawami człowieka z powodu ich konserwatywnego światopoglądu to typowy zabieg liberałów i lewicy, którzy próbują liberalno-lewicowy światopogląd prezentować w szatach neutralności i jako bezalternatywny”.
Problem z tym zastrzeżeniem polega na tym, że w gruncie rzeczy to nie jest rozumowanie, ale zarzut ad personam: „Jeśli masz wątpliwości, czy ten konkretny typ światopoglądu, który wyznaje Bartłomiej Wróblewski, nie podważa jego kompetencji na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich, to postępujesz jak liberał lub lewicowiec, którzy próbują liberalno-lewicowy światopogląd prezentować w szatach neutralności i jako bezalternatywny”. Nawet jeśli ktoś ma wątpliwości na jakiś temat, bo faktycznie stosuje taktykę pewnej grupy światopoglądowej, to nie ma to logicznego związku z zasadnością tych wątpliwości. Oba fakty, stosowanie wspomnianej taktyki i posiadanie uzasadnionych zastrzeżeń, mogą zachodzić jednocześnie i nie będzie w tym żadnej sprzeczności. A w odniesieniu do kandydatury Wróblewskiego wątpliwości można mieć sporo.
Kandydat na RPO z ramienia PiS wyznaje tę odmianę konserwatyzmu, która bardzo żywo skupia się na problematyce osób LGBT. Powody, dla których Rafał Trzaskowski chciał wprowadzić Warszawską Deklarację LGBT+, Wróblewski skomentował na falach Radia Maryja następująco: „Przyczyna jest ideologiczna. Ideologia LGBT jest coraz silniejsza. Z drugiej strony to poczucie bezradności niektórych polityków jak Rafał Trzaskowski, który obiecał w Warszawie metro, stadion Skry, walkę ze smogiem, korkami, a więc wiele ważnych rzeczy, a później nie jest w stanie tego zrobić i próbuje przenieść spór na płaszczyznę ideologii”.
Główny ciężar ideologiczny tej Deklaracji leży zapewne w opinii posła PiS w zapisach dotyczących wprowadzenia do szkół edukacji seksualnej według standardów WHO. Niestety Wróblewski żadnych rozróżnień nie poczynił i en bloc ocenił całą Deklarację jako ideologiczną. Nie wiadomo jednak, dlaczego jakikolwiek konserwatysta ma uważać za ideologiczne takie postulaty Warszawskiej Deklaracji LGBT+, jak monitorowanie przemocy wobec osób LGBT, organizację wsparcia psychicznego i prawnego dla osób LGBT będących ofiarami przestępstw z nienawiści lub reaktywację hostelu interwencyjnego. Przemoc nie jest ani lewicowa, ani liberalna, ani konserwatywna. Jest po prostu zła.
Jednocześnie wobec tej samej grupy społecznej Wróblewski utrzymuje, że nikt w Polsce nie jest dyskryminowany, a rezolucja Parlamentu Europejskiego w sprawie ogłoszenia UE „strefą wolności osób LGBTQI” to „wywarcie pewnej presji na to, aby państwa Unii Europejskiej dostosowały się do agendy światopoglądowej części krajów Europy Zachodniej”.
Niestety dane cytowane w 2016 r. przez „Dziennik Gazetę Prawną” nie potwierdzają tej optymistycznej diagnozy kandydata PiS na Rzecznika. Cytując autorów streszczenia: „Blisko 30 proc. populacji należącej do środowiska LGBTQI w ciągu ostatnich pięciu doświadczyło przemocy fizycznej lub psychicznej motywowanej nienawiścią”. Z uwagi na to, że mówimy o grupie mniejszościowej, takie statystyki muszą martwić.
Biorąc pod uwagę dostępne wypowiedzi Bartłomieja Wróblewskiego na temat tej problematyki, nie mam przekonania, że jako Rzecznik zwróci on uwagę na przemoc w tym zakresie w równym stopniu, co na zgłoszenia potencjalnego „prześladowania chrześcijan w Polsce”.
Nie ma danych, które pozwalają twierdzić, że Wróblewski, podobnie jak to robił Adam Bodnar, będzie wypominał Zjednoczonej Prawicy, na przykład, zmiany w TK lub sądownictwie. Jeśli zaś autorytet polityczny Rzecznika Praw Obywatelskich będzie zależał od jego uczciwego zaangażowania w ochronę praw każdej grupy Polaków, to w wypadku kandydatury Wróblewskiego jestem raczej pełen obaw niż nadziei o powagę tego autorytetu.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.