Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Dlaczego Francuzi kochają Rosję? Geopolityczne interesy i absurdalne zauroczenie „rosyjską duszą”

Dlaczego Francuzi kochają Rosję? Geopolityczne interesy i absurdalne zauroczenie „rosyjską duszą” Źródło: Z P B P https://www.youtube.com/watch?v=EFCOy9du0uQ

Częste prorosyjskie wypowiedzi francuskich polityków i członków elit niejednokrotnie budzą zaskoczenie, niedowierzanie i irytację u polskich komentatorów, skłonnych do pochopnego szafowania ocenami moralnymi. Pojawiają się oskarżenia o tchórzostwo, agenturalność czy polityczną ignorancję. Tymczasem niekwestionowana francuska rusofilia to głębsze zjawisko. Z jednej strony dające się wytłumaczyć czynnikami obiektywnymi, a z drugiej zakorzenione w historii i mentalności. Francuska prorosyjskość skrywa w sobie dwa aspekty, odrębne i rządzone odrębnymi mechanizmami, choć niekiedy zazębiające się ze sobą: motywowaną politycznie rusofilię francuskich elit oraz bardziej kulturową rusofilię francuskiego społeczeństwa. Dla lepszego ich zrozumienia oba zasługują na równoległą analizę.

W marcu zawieszamy zbiórkę na działalność Klubu Jagiellońskiego. W miejsce przelewu, który chciałeś nam przekazać – prześlij pieniądze ukraińskiej armii w ramach oficjalnej zbiórki organizowanej przez Narodowy Bank Ukrainy! Tu znajdziesz instrukcję jak to zrobić i wyjaśnienie, dlaczego zachęcamy do takiej formy zaangażowania.

Kiedy w październiku 1985 r. sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Michaił Gorbaczow, składał wizytę w Paryżu, to goszczący go prezydent François Mitterrand zwierzył mu się w tych słowach: „Wychowano mnie na historii i nauczono, że od XVI wieku nasze dwa kraje, Francja i Rosja, były niemal nieprzerwanie sojusznikami i przyjaciółmi. Historia i geografia dyktują nam pewne stałe punkty odniesienia”. Niestety, bardziej niż fakty historyczne socjalistyczny prezydent zreferował tu popularne we francuskim społeczeństwie stereotypy o „odwiecznym tradycyjnym sojuszniku” Francji z drugiego krańca kontynentu.

Historyczne relacje jak roller-coaster

Wbrew temu, co prezydent Mitterand powiedział Gorbaczowowi, nie było nie tylko sojuszu, czy przyjaźni, ale praktycznie żadnych stosunków między obiema monarchiami aż do reform cara Piotra Wielkiego. Rosja, wymieniona jako państwo w traktacie westfalskim (1648 r.) na przedostatnim miejscu, była nie tylko nieznana, ale wręcz ignorowana. Almanach królewski zaczął wymieniać Księstwo Moskiewskie w rubryce „narodziny książąt europejskich” dopiero od 1716 r. Pierwszy francusko-rosyjski traktat sojuszniczy został podpisany w Amsterdamie, 15 sierpnia 1717 r., dwa miesiące po słynnej nieprotokolarnej wizycie Piotra Wielkiego we Francji.

Druga afirmacja francuskiego prezydenta jest równie nieścisła. Losy Francji i Rosji przecinały się wielokrotnie w ciągu ich historii, ale stosunki polityczne między oboma mocarstwami były burzliwe i naznaczone okresami rozdźwięku i braku zaufania. Ich dzieje nie przypominają wcale prostej wykładni linearnej, ale raczej sinusoidalne zawirowania i pętle rodem z kolejki górskiej (która skądinąd nosi po francusku znamienną nazwę montagnes russes czyli „rosyjskie górki”).

Obie rzekomo zaprzyjaźnione monarchie często pozostawały ze sobą skłócone. Rosyjski ekspansjonizm XVIII i XIX w. stał w jawnej opozycji do tradycyjnych sojuszy Francji z Polską, Szwecją i Imperium Osmańskim. Dopiero pojawienie się wspólnego wroga w postaci Prus Fryderyka II doprowadziło do zawarcia sojuszu francusko-austriackiego w traktacie wersalskim z 1756 r., do którego przystąpiła także Rosja. Podczas wojny siedmioletniej wojska francuskie i rosyjskie po raz pierwszy walczyły po tej samej stronie. Sojusz był to krótkotrwały, dodajmy, z powodu odrębnego pokoju zawartego z Prusami przez cara Piotra III.

Po okresie panowania Katarzyny Wielkiej, gdzie ocieplenie było raczej natury kulturalnej niż politycznej (caryca gościła na dworze filozofów Oświecenia i kupowała we Francji biblioteki na tony), rewolucja francuska, a zwłaszcza proces i egzekucja Ludwika XVI, doprowadziły do zerwania stosunków dyplomatycznych. Dalsze wypadki są dobrze znane: podczas wojen rewolucyjnych, a następnie napoleońskich, Rosja była filarem kolejnych koalicji antyfrancuskich, aż do pokonania Pierwszego Cesarstwa.

Dość to dalekie od mitu „tradycyjnego sojuszu”, nawet jeśli pobity przez Napoleona car Aleksander I został zmuszony dwukrotnie, w latach 1801 i 1807, do podpisania traktatu pokojowego. W 1815 r. Rosja okupowała krótko Francję, choć trzeba przyznać, że Kozacy na Polach Elizejskich to bardziej egzotyczna anegdota niż rzeczywista trauma w epoce, gdy rozmaite obce wojska regularnie przemierzały terytoria państw wrogich, sojuszniczych i neutralnych.

Powrót Francji do tradycyjnych sojuszy po kongresie wiedeńskim w 1815 r. nie sprzyjał ociepleniu stosunków politycznych z Rosją w następnych dziesięcioleciach: na przeszkodzie stały zawirowania rewolucyjne, kwestia polska czy wojna krymska w obronie ostatniego wschodniego sojusznika Francji, którego Rosja jeszcze nie wyeliminowała, jak to zrobiła wcześniej ze Szwecją czy Polską.

Fin de siècle i propagandowo wspomagane narodziny francuskiej rusofili

Sytuacja uległa zmianie w latach 80. XIX wieku, przede wszystkim z powodu wzrostu potęgi Cesarstwa Niemieckiego. Ententa, tworzona etapami w latach 1891-1907 między carską Rosją a III Republiką, a następnie Anglią, była najdłuższym okresem zbliżenia Francji i Rosji, które przetrwało aż do rewolucji bolszewickiej. To właśnie wtedy narodził się mit „tradycyjnego sojusznika”.

Zwłaszcza że demokratyczna i nowoczesna Republika dysponowała odpowiednimi narzędziami manipulacji i propagandy, aby skutecznie perswadować opinii publicznej pożądaną narrację: wzajemne wizyty prezydentów w Rosji oraz carów we Francji, po których do dziś pozostały pamiątki w Paryżu np. w postaci mostu Aleksandra III, wspólne manewry, nagłaśniane wizyty rosyjskiej floty we francuskich portach, nie zapominając o prawdziwej rewolucji kulturowej, która na trwałe odmieniła postrzeganie Rosji i Rosjan nad Sekwaną.

Nie ulega wątpliwości, że pojawienie się we Francji dynamicznego rusofilskiego prądu kulturowego i popularyzowanie kultury rosyjskiej miało charakter wybitnie polityczny. „Rusomania” z lat 1881-1914, prawdziwy poligon carskiego soft power, miała na celu przygotowanie opinii publicznej do sojuszu francusko-rosyjskiego, do czego niezbędne było przezwyciężenie czarnego obrazu Imperium Rosyjskiego, który dominował do połowy XIX wieku.

Trzeba bowiem podkreślić, że postrzeganie dalekiego egzotycznego kraju zostało ukształtowane od stuleci przez pamiętniki i świadectwa podróżników, niemal wyłącznie niepochlebne dla rosyjskiej rzeczywistości. Ostatni i najpopularniejszy z nich był bestseller Listy z Rosji. Rosja w 1839 roku autorstwa markiza de Custine, który odmalował państwo Mikołaja I jako zacofaną tyranię zasadzoną na despotyzmie i biurokracji. Żeby zrównoważyć i przezwyciężyć gigantyczny bad buzz, potrzebna była cała batalia metapolityczna, o czym później. Ten złoty okres wybielania Rosji, raczej trzydziestoletni, niż trzystuletni, jak chce legenda, wrył się głęboko i trwale w pamięć francuskiego społeczeństwa.

Po zastąpieniu Rosji przez Związek Radziecki powrócił okres nieufności, ale znów nasuwa się na myśl analogia z montages russes: kolejne ćwierć stulecia to z jednej strony traumatyczna obawa przed Sowietami, przegrana Białych wspieranych przez Francję, antagonizmy ideologiczne i zagrożenie wewnętrzne ze strony potężnej partii komunistycznej, ale z drugiej strony także szybkie uznanie ZSRR w 1924 r., zawarcie w maju 1935 r. traktatu o wzajemnej pomocy w obliczu zagrożenia niemieckiego, sojusz podczas II wojny światowej, a na koniec traktat między Francją a ZSRR podpisany przez de Gaulle’a w Moskwie 10 grudnia 1944 r., trzeci w ciągu 12 lat.

Geopolityczny sojusz z Moskwą: wziąć w kleszcze Niemców, zbalansować anglosasów

Wraz z wybuchem zimnej wojny kontekst zmienił się diametralnie: Francja wyraźnie wybrała obóz zachodni i oparła swoje bezpieczeństwo na wspólnocie atlantyckiej. Jednak w latach 60., za czasów prezydentury generała de Gaulle’a, nastąpiło wyraźne ocieplenie stosunków francusko-sowieckich, za czym poszła intensyfikacja wymiany handlowej oraz współpracy technicznej, naukowej i kulturalnej, ale także wycofanie Francji ze struktur wojskowych NATO w 1966 r. Decyzje motywowane sentymentalną rusofilią? Raczej „jak najbardziej klasyczny manewr dyplomatyczny, wypróbowany przez wszystkich wielkich francuskich strategów, od Franciszka I do Poincarégo: jak największy sojusz na Wschodzie, który pozwoli zajść Niemców od tyłu”, jak podkreśla lewicowy biograf generała Jean Lacouture.

To bez wątpienia dziedzictwo gaullizmu jest w obecnej chwili najważniejszym czynnikiem politycznej rusofilii francuskich elit. Po uwiądzie partii komunistycznej jako znaczącej siły ideologicznej to głównie postgaulliści i generalnie suwereniści są jej orędownikami. Tendencje  prorosyjskie dominują zarówno na prawicy, jak i na lewicy, łącząc tak różne osoby jak eurosceptyczny konserwatysta Philippe de Villiers, klasyczny gaullista Charles Pasqua, „najbardziej filorosyjski z prezydentów” Jacques Chirac czy socjalistyczny suwerenista Jean-Pierre Chevènement.

Ich wspólnym motywem jest przede wszystkim interes Francji, która dzięki aliansowi z rosyjskim sojusznikiem jest w stanie wziąć w kleszcze Niemcy i zbalansować hegemonię Anglosasów. Większość polityków francuskich opowiada się za jakąś formą sojuszu z Rosją, ale nie z powodu sympatii do państwa, ustroju czy tego, czy innego przywódcy, ale z powodu idei Wielkiej Europy od Atlantyku po Ural, według formuły De Gaulle’a.

Ogólna motywacja natury geopolitycznej wykracza w tym aspekcie poza tradycję gaullistowską i staje się udziałem ogółu klasy politycznej. Na przykład według Huberta Védrine’a, socjalistyczny prezydent François Mitterrand „jest przesiąknięty francuską tradycją rusofilską sięgającą czasów carskich i III Republiki, która głosi, że Francja i Rosja, leżące na dwóch krańcach kontynentu europejskiego, nie stanowią dla siebie zagrożenia, a tylko mogą mieć interes w dogadaniu się ze sobą w obliczu potencjalnego zagrożenia ze strony germańskiej Europy Środkowej”. Zmieniają się rządy, zmieniają się ustroje, a stała geopolityczna pozostaje nienaruszona: dopóki będą jakieś Niemcy, a dalej na Wschodzie będzie jakaś Rosja, to polityka prorosyjska będzie naturalnym geopolitycznym wyborem Francji, bez sympatii ideologicznych i bez wartościowania moralnego.

O tym, jak Francuzi inspirowali się radzieckimi pięciolatkami

O wiele trudniejsze od ustalenia genezy prorosyjskości francuskich elit politycznych jest określenie przyczyn zjawiska, które można określić roboczo mianem „rusofili społecznej”. Nie ulega bowiem wątpliwości, że społeczeństwo francuskie żywi pozytywne uczucia wobec Rosji, Rosjan i rosyjskiej kultury. O ile fundamenty „rusofilii politycznej” wydają się zasadzać głównie na czynnikach obiektywnych natury politycznej i historycznej, to przyczyny „rusofili społecznej” stanowią zagadnienie o wiele trudniejsze do wyjaśnienia.

Nie ulega wątpliwości, że Francja ma dziś, podobnie jak w przeszłości, pełne pasji relacje z Rosją. Francuzi Rosję kochają i uwielbiają, ale też uwielbiają jej nienawidzić, a oba resentymenty wydają się być tyleż nieodwracalne, co irracjonalne. Rosja ma uprzywilejowane miejsce we francuskim imaginarium co najmniej od czasów wojen napoleońskich, a już na pewno od sojuszu francusko-rosyjskiego z 1892 r.

Jak twierdzi jeden z wielkich francuskich sowietologów Alain Besançon, „Francuzi Rosję podziwiali lub jej nienawidzili z powodów jak najbardziej przeciwstawnych: ze względu na religię i bezbożnictwo, na barbarzyństwo i cywilizację, na zachowawczość i rewolucyjność”. Francuska rusofilia ma wymiar nieco mistyczny i opiera się na głębokiej niewiedzy na temat Rosji, podtrzymywanej przez samych Rosjan, którzy twierdzą, że nie da się pojąć Rosji rozumowo (Jean-François Bouthors).

Jak każda pasja, tak francuski stosunek do Rosji jest podatny na mitologię i deformację. Jedni nienawidzą Rosji za to, czym nie jest lub czym już nie jest, a inni wynoszą ją na piedestał za to, czym nigdy nie była, nie zadając sobie trudu, by poznać ją taką, jaka jest naprawdę. Łudzi się francuska lewica, z całą plejadą intelektualistów odwiedzających Moskwę w czasach najczarniejszego stalinizmu, widząc w Rosji początku XX wieku awangardę postępu społecznego, ale myli się też francuska prawica, widząc w Rosji obecnej ostoję sekowanego w Europie Zachodniej konserwatyzmu.

Françoise Thom uzupełnia genezę powszechnej rusofili o kilka innych czynników: długa francuska tradycja antyamerykanizmu, silny tropizm antyliberalny, w którym jednoczą się prawica i lewica, a wreszcie strukturalna bliskość Francji i Rosji, która na pierwszy rzut oka może wydawać się absurdalna, ale która jest jak najbardziej realna i istotna. Zacznijmy od tego ostatniego aspektu.

Teza o kulturowo-strukturalnych podobieństwach między oboma krajami może wydawać się ryzykowna, ale nie sposób nie zauważyć chłodnym okiem, że pod względem gospodarczym i politycznym Francja jest państwem etatystycznym, o tendencjach centralistycznych, zakorzenionych w monarchii absolutnej ancien regime’u, a wzmocnionych przez ponad dwustuletnie trendy jakobińskie.

Współczesnym awatarem tych tendencji może być np. fascynacja, jaką radzieckie planowanie pięcioletnie wywarło po II wojnie światowej na francuską etatystyczną technokrację. Jean Monnet, zanim został Ojcem Zjednoczonej Europy, zajmował stanowisko komisarza planu, którego tak nazwa, jak kompetencje inspirowały się bezpośrednio dokonaniami sowieckimi.

O ile w Polsce możemy naśmiewać się z carskiej, a następnie sowieckiej biurokracji, ustrukturyzowanej, umundurowanej, posiadającej quasi militarną hierarchię stopni i tytułów, to statystyczny Francuz nie wychwyci dowcipu. Wszak co piąty pracuje w administracji państwowej, przenajświętszej i nietykalnej fonction publique, z jej rytuałami, eszelonami, stopniami kariery i sztywną hierarchią, w której mentalności bez problemu odnalazłby się bohater Gogola czy Bułhakowa.

Zauważmy przy okazji, że taka scentralizowana struktura etatystyczna, w odróżnieniu od modeli zdecentralizowanych i wolnościowych, jak II Rzeczypospolita albo państwa tradycji anglosaskiej, jest dla niegdysiejszych i obecnych władców Kremla zrozumiała, a ponadto niezmiernie wygodna, bo upraszcza zadanie identyfikacji miejsc sprawowania władzy i podejmowania decyzji, a tym samym ułatwia penetrację i wywieranie wpływu.

Francuska miłość do mistycznej ruskiej duszy

Owe podobieństwa ustrojowe między oboma państwami na przestrzeni wieków można niewątpliwie postrzegać jako jeden z czynników bliskości między społeczeństwami, ale nie jedyny. Należy zauważyć, że oba narody dzielą także inne doświadczenia historyczne na przestrzeni dwóch ostatnich stuleci (co stanowi, jak stwierdziliśmy wyżej, 2/3 okresu ich bilateralnych stosunków).

Oba przeżyły gwałtowne rewolucje, które wywarły niezatarte piętno na narodowej psychice i zrodziły permanentne strukturyzujące matryce na ponad 150 lat we Francji i na 100 lat w Rosji. Zgodnie z analizą Emmanuela Todda, można to zjawisko powiązać z antropologiczną inklinacją do równości wspólną dla Rosji i Francji oraz żywą tradycję antyliberalną, która niewątpliwie inspiruje wspólny dla lewicy i prawicy polityczny antyamerykanizm.

Oba narody łączy także silne zauroczenie komunizmem. Francuska partia komunistyczna od lat 30. do końca lat 70. XX wieku skupiała 20-25% elektoratu. Paradoksalnie można zaryzykować tezę, że wpływ komunizmu nad Sekwaną był silniejszy, bo dobrowolny i spontaniczny. Popularność komunizmu, a wręcz nawet stalinizmu, w XX wieku wśród francuskich elit intelektualnych, uniwersyteckich i artystycznych jest zdumiewająca…

Umasowienie nurtu komunistycznego po 1945 r. zrodziło prawdziwe kontrspołeczeństwo, z własnymi nazwami ulic, życiem kulturalnym i sportowym, rytuałami, importowaną z Moskwy symboliką, w częściowym synkretyzmie z kulturą polityczną lokalnego socjalizmu. Tendencja ta, stricte polityczna, pełniła rolę katalizatora rusofilii, która począwszy od elit z Saint-Germain-des-Prés, była silnie obecna także wśród zwykłych obywateli. Lewicowe demonstracje i strajki to nie tylko czerwone sztandary i komunistyczne slogany, ale także transparenty „Niech żyje Rosja!”. Wraz z filosowietyzmem rosła popularność sowieckiej, ale rykoszetem także ogólnej rosyjskiej literatury i kultury. Jedni czytali Szołochowa, drudzy Sołżenicyna, a wszyscy Dostojewskiego.

Wykorzystanie ideologii jako soft power nie było dla Rosji niczym nowym, ani nie zakończyło się wraz z upadkiem Sowietów. O ile w okresie sowieckim stanowiło ono sedno mesjanizmu Związku Radzieckiego, niesionego przez ideologię marksistowsko-leninowską i wiarę w nadejście komunizmu, to analogiczne zjawisko istniało i przedtem, i potem. Swój soft power miał także carat w okresie złotych lat sojuszu z III Republiką, jak widzieliśmy wyżej, skupiony oczywiście na innych wartościach; swój soft power ma również Rosja posowiecka, zwłaszcza po objęciu władzy przez Putina.

Polityka kulturalna na użytek Francji została rzecz jasna dogłębnie zrewidowana pod względem treści, chcąc trafić dziś nie do wyznawców ideologii rewolucji, lecz raczej ładu i tradycyjnych wartości cywilizacji Zachodu. Moskwa finansuje już nie ludowe domy kultury na czerwonych robotniczych przedmieściach, ale Prawosławne Centrum Duchowo-Kulturalne za bagatela 170 mln euro tuż koło wieży Eiffla.

Dlaczego Francuzi byli i są tak podatni na szyte grubymi nićmi manipulacje caratu, Sowietów, a dziś władzy Putina? Françoise Thom wskazuje tu złośliwie na „starą tradycję kolaboracjonizmu”, która wiąże się z chronicznym poczuciem Francuzów, że są źle rządzeni przez własne elity, a która sprawia, że są całkiem skłonni szukać opatrznościowych mężów gdzie indziej. Lewicowi krytycy rusofilii dostrzegają tu także typową dla prawicy fascynację silnym człowiekiem. Oswojony Kozak przestaje budzić strach, a zaczyna się prezentować jako interesująca alternatywa oraz symbol męskości i siły.

Można powiedzieć, że w ciągu półtora stulecia francuska rusofilia dokonała ideowego obrotu o 360 stopni, wracając po dekadach sowietyzacji do ideowych korzeni. Pierwsi konserwatywni i chrześcijańscy promotorzy rosyjskiej kultury, jak wicehrabia de Vogüé (1848-1910), inicjator mody na rosyjską powieść (roman russe), który to nurt po raz pierwszy przedstawiał  Rosję w jednoznacznie pozytywny sposób, chcieli skończyć z zadufaniem i pogardą wobec Rosji. Operacja zakończyła się prawdziwym sukcesem, bo stereotyp Rosji jako kraju barbarzyńskiego, bez kultury i literatury, został stopniowo zastąpiony w oczach opinii publicznej i elit obrazem kraju cywilizowanego i godnego zainteresowania.

Motywacje ówczesnego nurtu rusofilii można uznać za konserwatywne i chrześcijańskie, ponieważ jego luminarze odnajdowali w rosyjskiej kulturze „miłosierdzie odfiltrowane ze wszystkich nieczystych elementów i wysublimowane przez ducha ewangelicznego”. Francuscy rusofile pochylali się nad mistycznym pojęciem „duszy rosyjskiej”, stanowiącym zbiór stereotypów i wariację na temat „duszy słowiańskiej”, które to pojęcie wprowadził we Francji Adam Mickiewicz w swoich wykładach w Collège de France w latach 1840-1844, a następnie podjęło je wielu intelektualistów, między innymi Jules Michelet i Hippolyte Taine.

Rosyjska dusza, która tak fascynuje Francuzów jest tajemnicza („oddzielona chińskim murem języka rosyjskiego”), niespokojna, namiętna, podatna na skrajności, naznaczona w równym stopniu nowoczesnością, co archaizmem, a przede wszystkim łącząca religijny mistycyzm ze skłonnością do samounicestwienia. Stereotyp mistycznego i nihilistycznego Rosjanina na stałe zadomowił się w imaginarium francuskiego intelektualisty, a wraz z nim sympatia dla narodu rosyjskiego.

Przez długi czas, pochylając się nad rosyjską kulturą i rosyjską duszą, Francja pielęgnowała świadomie lub nieświadomie mitologię rosyjską, co służyło de facto rosyjskim interesom, wpływając na cały szereg ogniw w łańcuchu decyzji politycznych. Ta złożona relacja była naznaczona ciągłym wahaniem między intelektualną szczerością i bezinteresownością a politycznym wykorzystaniem kultury i irracjonalnych sympatii. Oba te aspekty rusofilii, polityczny i społeczny, splatają się w skomplikowanej sieci wzajemnych zależności. Tak było w okresie Oświecenia, tak było na przełomie XIX i XX wieku, tak jest również w czasach obecnych i nic nie zapowiada żadnej głębszej zmiany.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.