Salvini przelicytował? Kulisy zmiany rządu we Włoszech
W skrócie
Czasami bywa tak, że los ci sprzyja i wydaje się, że może być tylko lepiej. Początkowo właśnie tak było w wypadku Mateo Salviniego i jego partii. Sytuacja uległa jednak zmianie. Patrząc na obecną sytuację, można stwierdzić, że wicepremier Włoch przegrał bitwę, ale wciąż nie przegrał wojny.
Odkąd Silvio Berlusconi zrezygnował ze stanowiska w 2011 roku, Włochy miały już pięciu premierów. Jeszcze kilka dni temu wiele wskazywało na to, że już wkrótce poznamy szóstego, a sondaże sugerowały, że może nim zostać prawicowy populista – Matteo Salvini. On sam zdawał się wierzyć w taki scenariusz, proponując głosowanie o wotum nieufności dla obecnego rządu. Rządu, w którym od 14 miesięcy sprawował urząd wicepremiera oraz ministra spraw wewnętrznych.
Niespodziewanie jego dotychczasowy koalicjant, Ruch Pięciu Gwiazd, dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe – porozumiał się z Partią Demokratyczną, którą krytykował w czasie zeszłorocznej kampanii, zmierzając po wyborczy sukces. W ten sposób powstała nowa koalicja rządząca, na czele której stanął dotychczasowy premier – Giuseppe Conte. To dla Salviniego bardzo zła informacja. Odwołując się do terminologii ze świata hazardu, można powiedzieć, że polityk celował bardzo wysoko i spektakularnie przegrał.
Niespodziewana zamiana politycznych miejsc
Wybory w marcu 2018 r. wygrała koalicja Ligi Salviniego – Forza Italia (to ugrupowanie bohatera wielu skandali – Silvia Berlusconiego) i Braci Włochów. Jednak wyborczy sukces był zbyt mały i nie dał szans na samodzielne rządy. Dlatego Liga postanowiła poszukać sojuszu z również populistycznym, choć sytuującym się po przeciwnej stronie sceny politycznej, Ruchem Pięciu Gwiazd. Ruch z wyborów wyszedł z najlepszym indywidualnym wynikiem (ponad 32% poparcia w porównaniu z 17 % uzyskanymi przez Ligę) i teoretycznie to on miał więcej do powiedzenia przy formowaniu tej koalicji.
Po prawie trzech miesiącach negocjacji dwa populistyczne ugrupowania ustaliły wreszcie kształt współpracy i w ten sposób Matteo Salvini wszedł do rządu, na którego czele stanął związany z Ruchem prawnik, Giuseppe Conte. Dziesięć dni po zaprzysiężeniu nowy szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ogłosił zamknięcie włoskich portów dla statków organizacji pozarządowych zajmujących się ratowaniem uchodźców. Złamanie zakazu miało być karane grzywną w wysokości nawet miliona euro. Gdyby tego było mało, kilka miesięcy później Salvini wydał dekret ograniczający skalę udzielania azylu, ułatwiający deportowanie imigrantów i wzmacniający uprawnienia służb porządkowych (np. by mogły częściej używać paralizatorów).
Ten radykalizm w walce z napływem nielegalnych emigrantów spodobał się wielu Włochom, których dotknęły konsekwencje kryzysu migracyjnego. Włochy, tuż obok Grecji, były jednym z najchętniej wybieranych celów przez uchodźców próbujących przeprawić się przez Morze Śródziemne. W konsekwencji słupki poparcia Ligi zaczęły rosnąć. W tegorocznych wyborach do europarlamentu, nieco ponad rok po włoskich wyborach parlamentarnych i mniej niż rok od sformowania rządu, to Liga zdobyła ponad 34% głosów, podczas gdy Ruch Pięciu Gwiazd dwukrotnie mniej. Role się odwróciły.
Po co Salviniemu przyspieszone wybory?
Był to najlepszy rezultat Ligi w historii, a powyborcze sondaże przyniosły nawet dalszy wzrost – do poziomu blisko 40%. Oznacza to, że ugrupowanie Salviniego stało się najpopularniejszą partią we Włoszech i do sprawowania rządów wcale nie potrzebuje odległego ideowo partnera, wystarczy któraś z mniej popularnych partii prawicowych. Kłopot w tym, że do usankcjonowania tego stanu rzeczy niezbędne są wybory parlamentarne, a te planowo mają się odbyć… w 2023 roku. Przez cztery lata może się sporo wydarzyć.
Przykładowo Ruch Pięciu Gwiazd może przeforsować ustawę zmniejszającą liczbę deputowanych w parlamencie (o 230) i senatorów (o 115), co oznaczałoby mniej miejsc do obsadzenia przez Ligę. To tylko drobiazg w porównaniu z możliwymi kłopotami finansowymi. Włochy są jednym z najbardziej zadłużonych państw Unii Europejskiej, z długiem publicznym na poziomie przekraczającym 130% PKB (gorzej jest tylko w Grecji). W związku z tym Bruksela naciska na włoski rząd, by ten ograniczył deficyt i stopniowo zmniejszał zadłużenie. Tymczasem obydwa ugrupowania wchodzące w skład rządu złożyły szereg kosztownych obietnic wyborczych, m.in. przywrócenie niższego wieku emerytalnego, tzw. dochód podstawowy dla najuboższych i obniżenie podatku dla samozatrudnionych. Realizacja tych obietnic mogłaby spowodować, że włoski deficyt przekroczyłby narzucony przez Brukselę próg. W konsekwencji wobec Rzymu mogłaby zostać zastosowana procedura nadmiernego deficytu. To zaś otwierałoby drogę do ukarania Włochów finansowo – przewidywana sankcja to nawet 0,2% PKB danego państwa, czyli w tym wypadku ponad 3 mld euro.
Kolejne lata mogły przynieść niekończący się konflikt z Brukselą, brak zrealizowanych obietnic, a nawet ryzyko wprowadzenia niewygodnych cięć budżetowych. To zaś z pewnością odbiłoby się negatywnie na notowaniach rządzących partii. Wysokie poparcie Salviniego mogło więc stopnieć do czasu planowych wyborów parlamentarnych, nie przynosząc mu żadnych korzyści. Być może właśnie dlatego postanowił działać.
Kombinował, próbował i go ograli
Plan był dosyć prosty: po tym, gdy Liga zaproponuje głosowanie nad wotum nieufności, rząd upadnie. A ponieważ Ruch Pięciu Gwiazd nie znajdzie w parlamencie sojusznika, konieczne staną się przedterminowe wybory. Te zaś bez większych problemów wygra Liga i w koalicji z innymi partiami prawicowymi sformułuje rząd, na czele którego stanie Matteo Salvini.
Oficjalnie wszystko zaczęło się od sporu o trasę szybkiej kolei między włoskim Turynem a francuskim Lyonem. Elementem trasy jest ponad pięćdziesięciokilometrowy tunel pod Mont d’Ambin w Alpach. I to właśnie on wzbudził największe kontrowersje. Po pierwsze, byłby bardzo kosztowny (ponad 8 mld euro); po drugie, wiązałby się ze szkodami dla środowiska. A przecież Ruch szedł do wyborów z „zielonymi postulatami”. Próba zablokowania budowy w Senacie nie powiodła się, ponieważ przeciwko zagłosowała Liga oraz partie opozycyjne. Stabilność koalicji zawisła na włosku. Salvini postanowił działać dalej i zaapelował do premiera o przedterminowe wybory ze względu na brak możliwości dalszego funkcjonowania koalicji. 20 sierpnia Conte zdecydował ustąpić ze stanowiska premiera. Wówczas okazało się, że kolejna część scenariusza Salviniego wcale nie jest taka pewna.
W mediach zaczęto zwracać uwagę na problem z uchwaleniem budżetu w wypadku przedterminowych wyborów. W 2011 r. pod wpływem unijnych nacisków rząd w Rzymie wprowadził mechanizm, który powoduje, że jeśli w wyznaczonym terminie nie zostanie przedstawiony zaaprobowany przez Komisję Europejską budżet, nastąpi automatyczny wzrost podatku od towarów i usług. Termin upływa w październiku, więc trudno sobie wyobrazić, że do tego czasu uda się przeprowadzić wybory, sformować nowy rząd i zaprojektować budżet. Gdyby zaś podatki wzrosły automatycznie ze względu na brak ustawy budżetowej, polityczna odpowiedzialność spadłaby na Salviniego, który doprowadził do rządowego kryzysu.
Z drugiej strony pojawiła się szansa na uważaną wcześniej za niemożliwą koalicję Ruchu z Partią Demokratyczną. Takie rozwiązanie bardzo mocno popierał były premier, Matteo Renzi, wciąż wpływowy członek PD. To spowodowało, że Salvini podjął próbę ponownego porozumienia się z Ruchem, ale liderzy tego ugrupowania odrzucili polityczne zaloty lidera Ligi. 29 sierpnia prezydent Włoch, Sergio Mattarella, powierzył Contemu misję sformowania koalicyjnego rządu Ruchu i Partii Demokratycznej. Salvini grzmiał, że to przygotowywana od dawna „zdrada ludu”, ale niewiele mógł już zrobić.
Ślady prowadzą na Kreml
To jeszcze nie koniec problemów Salviniego. Dziennikarskie śledztwo ujawniło, że jego partia mogła pozyskiwać środki na finansowanie kampanii wyborczej ze źródeł rosyjskich. Podczas wizyty Salviniego w Moskwie jego współpracownicy spotkali się z przedstawicielami Kremla, między innymi z wicepremierem – Dmitrijem Kozakiem. Z nagrania rozmowy opublikowanej przez portal BuzzFeed wynika, że planowano transakcję, w ramach której Rosjanie sprzedawaliby Włochom ropę po cenie o kilka procent niższej od rynkowej, a różnica (liczona w setkach milionów euro) zasiliłaby kasę Ligi. Salvini zarzekał się, że nigdy nie wziął od nikogo „jednego rubla, euro, dolara lub litra wódki na finansowanie partii”. Wiarygodnością tej deklaracji zajmuje się już wymiar sprawiedliwości. I choć włoska opinia publiczna okazała się bardziej wyrozumiała od austriackiej (w Wiedniu podobne rewelacje doprowadziły do upadku rządu), to jednak kwestia moskiewskich pieniędzy może Salviniemu zaszkodzić.
Wicepremier znalazł się więc poza rządem i jeśli nowa koalicja osiągnie sukces, to czekają go cztery lata w opozycji. Nie powiódł się zaplanowany przez niego polityczny manewr i w efekcie sam siebie wyprowadził na boczny tor. Na pewno nie zyskał wizerunkowo na próbie zmiany rządu w niefortunnym momencie, przed uchwaleniem budżetu. Dodatkowo prokuratorskie dochodzenie przeciw niemu może nabrać tempa, szkodząc jego politycznym planom.
Przegrał bitwę, ale jeszcze nie wojnę
Bruksela może świętować, bo w miejsce niebezpiecznej kombinacji populistów dostaje koalicję, w której stabilizującą rolę będzie pełnić sprawdzony partner – Partia Demokratyczna. Francja i Niemcy odetchną z ulgą: oddaliło się bezpośrednie zagrożenie dla strefy euro. Zmaleją też rosyjskie wpływy w jednej z kluczowych europejskich stolic. Ale czy to trwała zmiana? Czy ryzyko objęcia rządów przez Salviniego oddaliło się bezpowrotnie?
Niekoniecznie. Koalicja Ruchu i Partii Demokratycznej wcale nie musi się udać, bo potencjalnych, spornych kwestii będzie wiele. Wówczas przedterminowe wybory i tak się odbędą. Nadchodzący kryzys finansowy może negatywnie wpłynąć na trudną już teraz sytuację Włochów, a wtedy odpowiedzialność za taki stan rzeczy spadnie na rządzących. Jeśli nowy gabinet zdecyduje się na liberalizację przepisów dotyczących migracji, można się spodziewać nowej fali uchodźców, a to z kolei przełoży się na wzrost poparcia dla Salviniego. Przywódca Ligi przegrał bitwę, ale wynik wojny wciąż nie jest jeszcze rozstrzygnięty.