Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Andrzej Kohut  30 maja 2019

Trzęsienie ziemi w Hiszpanii

Andrzej Kohut  30 maja 2019
przeczytanie zajmie 7 min

Hiszpańską sceną polityczną przez lata rządził prosty podział. Od 1982 roku u władzy byli albo socjaliści (PSOE), albo konserwatyści (PP). I choć ich wyniki z wyborów na wybory ulegały zmianie, jedno było stałe: obydwie partie zgarniały w sumie ok. 80% głosów. Pozostałe ugrupowania rzadko mogły liczyć na więcej niż 5%. Tymczasem kwietniowe wybory, chociaż wygrane przez socjalistów, przyniosły ponad dziesięcioprocentowe poparcie dla aż czterech innych sił politycznych. Jeśli dodamy do tego fakt, że były to już drugie z rzędu przyspieszone wybory i to w ciągu zaledwie trzech lat, a w międzyczasie doszło do bezprecedensowego impeachmentu urzędującego premiera przez zjednoczone siły opozycji, widać wyraźnie, że hiszpańska polityka jest w trakcie rewolucji.

Hiszpańskie szklane domy

Historia politycznego trzęsienia ziemi w Hiszpanii zaczyna się od budowy domów. W 1999 roku kraj dołączył do tworzącej się strefy euro, w której Europejski Bank Centralny, opierając się na sile i stabilności niemieckiej gospodarki, ustanowił niskie stopy procentowe. Dla przeciętnego Hiszpana oznaczało to, że wszelkie kredyty stały się tańsze niż kiedykolwiek wcześniej. Jednocześnie hiszpańskie banki, ulegając panującemu wówczas na świecie trendowi, chętnie przyznawały wysokie pożyczki, również osobom nie posiadającym historii kredytowej.

Na budowlany boom nie trzeba było długo czekać – w 2006 roku w Hiszpanii wybudowano więcej domów niż w Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech razem wziętych. Prosperity w sektorze budowlanym zapewniło nowe miejsca, a wzbogacenie społeczeństwa zwiększyło wpływy do budżetu państwa (pojawia się nawet nadwyżka, która we wspomnianym 2006 sięga 2% PKB).

Sielanka trwała do 2008 roku. Ogólnoświatowy kryzys w ciągu kilku miesięcy spowodował, że ceny mieszkań spadły o kilkadziesiąt procent. Bezrobocie gwałtownie wzrosło, a socjalistyczny rząd próbował ratować upadającą „budowlankę” pieniędzmi z budżetu. To miało jednak swoje konsekwencje – zamiast nadwyżki pojawił się deficyt budżetowy (11% PKB w 2009 roku), a agencje ratingowe bezlitośnie obniżyły swoją ocenę hiszpańskiej gospodarki, wywołując popłoch wśród zagranicznych inwestorów. Przedłużający się kryzys stanowi tło do zmiany na politycznej scenie w 2011 r. – na razie jednak w ramach istniejącego duopolu partyjnego. Wyborcy, oskarżając socjalistów o wywołanie kryzysu, postanawiają zagłosować na konserwatystów z Partido Popular, a na czele rządu staje Mariano Rajoy.

„Ci, którzy sądzą, że Hiszpania nie jest zdolna do reform, pozwalających osiągnąć sukces w ramach strefy euro, są w błędzie” – mówił Rajoy w swoim expose. Długo czekał na ten moment. Już w 2004 roku odchodzący premier Aznar wyznaczył go na swojego następcę. Jednak wybory wygrali socjaliści, a nowym premierem został Zapatero. Dopiero przedłużający się kryzys pozwolił mu sięgnąć po władzę.

Moment nie był sprzyjający. Umowy podpisane z Unią przez jego poprzednika zobowiązywały kraj do szybkiego ograniczenia deficytu, co można było osiągnąć na dwa sposoby: tnąc wydatki oraz podnosząc wpływy przez wzrost podatków. Rajoy szybko był zmuszony sięgnąć po obydwa środki.

Konserwatyści szybko zamrozili wynagrodzenia w sektorze publicznym, zredukowali o połowę zasiłek dla bezrobotnych, ograniczyli budżety samorządów regionalnych, a także podnieśli podatek VAT o 3%, co stało w jawnej sprzeczności z wyborczymi obietnicami. To tylko część drastycznych metod, jakie zmuszony był wdrożyć nowy rząd, by sprostać unijnym oczekiwaniom. Jak można było się spodziewać, nie spotkało się to z entuzjazmem opinii publicznej w kraju, chociaż prawdziwa katastrofa wizerunkowa dla nowego premiera miała  dopiero nastąpić.

Korupcja i kolejny kryzys

Rządy Rajoya zniszczyła afera „gürtel”, czyli z niemieckiego – pasek. Tak jak nazwisko głównego podejrzanego w tej sprawie Francisco Correi. W 2009 r. wyszły na jaw brudne powiązania pomiędzy grupą biznesmenów, reprezentowanych właśnie przez Francisco Correę Sancheza, a politykami partii konserwatywnej. Śledztwo w tej sprawie trwało kilka lat, ale przez dłuższy czas politykom udawało się umniejszać jego znaczenie i ograniczać konsekwencje dla wyborczych wyników.

Przełom nastąpił w styczniu 2013.  Centroprawicowy dziennik „El Mundo” ogłosił, że Luis Bárcenas, były senator i skarbnik konserwatystów, posiadał miliony na kontach w Szwajcarii i używał ich między innymi do wypłacania sowitych bonusów kierownictwu partii. Niecałe dwa tygodnie później inny dziennik, lewicowy „El Pais”, publikuje treść ręcznych notatek Bárcenasa, dotyczących zarządzania środkami zdeponowanymi w szwajcarskich bankach. Wynika z nich, że spore kwoty trafiły między innymi do obecnego premiera, Mariano Rajoya.

Odtąd dochodzenie w sprawie korupcji staje się jednym z głównych tematów hiszpańskiej polityki. Wychodzi na jaw, że partia konserwatywna przez blisko 20 lat prowadziła podwójną księgowość. Sam premier w wystąpieniu przed parlamentem przyznaje się do błędów w tej sprawie, ale zaprzecza jakoby miał wiedzieć o korupcyjnych praktykach. Wkrótce zeznaje również przed sądem jako świadek. Pierwszy raz w historii Hiszpanii szef rządu bierze udział w procesie karnym. To jednak nie przeszkadza mu wygrać kolejnych wyborów w 2015 i w 2016. Zmianę przynosi dopiero wyrok w aferze gürtel, ogłoszony w maju 2018.

Surowe wyroki dostają główne postaci tego procederu: Francisco Correa Sanchez ma trafić do więzienia na 51 lat, a Luis Bárcenas na 33. Na tego drugiego zostaje też nałożona grzywna w wysokości przekraczającej 40 mln euro. Grzywną za udział w korupcji dotyczącej zamówień publicznych ukarano również Partido Popular. To pierwszy tego rodzaju przypadek w dziejach kraju. Finansowa kara to jednak niewiele przy skutkach politycznych dla konserwatystów.

Pedro Sánchez (lider socjalistów zajmujących wówczas zaledwie 85 z 350 możliwych miejsc w Kongresie deputowanych), doprowadza do powstania sojuszu, w którym oprócz jego partii, znaleźli się przedstawiciele radykalnej lewicowej partii Podemos, a także reprezentanci Kraju Basków i dwóch partii z Katalonii. Połączenie tych sił pozwala na odwołanie konserwatywnego premiera i powołanie w jego miejsce Pedro Sáncheza. W ten sposób, bez rozpisywania wyborów, władza przechodzi w ręce opozycji. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie wcześniejsze wejście na polityczną scenę nowych partii, jak Podemos oraz sięgnięcie po ugrupowania katalońskie.

Powiew świeżości

Do wyborów w grudniu 2015 konserwatyści przystępowali obciążeni czteroletnim zmaganiem się z kryzysem i potężną aferą korupcyjną we własnych szeregach, która wciąż była przedmiotem śledztwa. Przełożyło się to na wynik – partia Rajoya zeszczuplała o ponad 60 miejsc, tracąc jednocześnie samodzielną większość. Jednak zwolnione miejsca nie zostały zajęte przez socjalistów – jak nakazywałaby dotychczasowa logika hiszpańskiego systemu.

Socjaliści nie tylko nie zdobyli tych miejsc, ale również stracili część swoich! Powstałą lukę wypełniły dwa nowe ugrupowania: lewicowcy z Podemos (hiszp. Możemy) oraz centro-prawicowi Ciudadanos (hiszp. Obywatele). Wielu Hiszpanów postanowiło wyrazić swój sprzeciw wobec status quo, jednak zmiana, która nastąpiła, okazała się inna od oczekiwanej.

Przewagę wciąż zachowywali konserwatyści, ale mimo kilkumiesięcznych starań nie udało się sformować większościowego rządu. Na koniec czerwca 2016 rozpisano nowe wybory. Tym razem konserwatystom udało się zyskać kilkanaście miejsc głównie kosztem Ciudadanos, jednak znowu sporo im zabrakło do samodzielnej większości. Spadek poparcia zanotowały obydwie nowe partie.

Aby nie tracić dalej na przedłużającym się kryzysie, Ciudadanos zdecydowali się na poparcie powstania rządu Rajoya. To jednak wciąż nie dawało parlamentarnej większości. Kryzys się nasilił. Doprowadziło to do konfliktu wewnątrz partii socjalistycznej i ustąpienia Pedro Sáncheza z funkcji lidera. Tymczasowe władze partii zadecydowały o umożliwieniu Rajoyowi sformowania rządu. 29 października 2016 większość socjalistycznych posłów wstrzymała się od głosu i Rajoy mógł po raz drugi stanąć na czele rządu. Po 314 dniach Hiszpania znów miała rząd. Jednak stabilizacja trwała tylko półtora roku.

Katalońska bomba

Quiere que Cataluña sea un estado independiente en forma de república? (Czy chcesz, aby Katalonia stała się niepodległym państwem o ustroju republikańskim?) – Takie pytanie zobaczyli na kartach do głosowania mieszkańcy tego regionu Hiszpanii 1 października 2017 roku, którzy zdecydowali się uczestniczyć w referendum niepodległościowym, które władze w Madrycie uznały za nielegalne i postanowiły skierować policję, aby zniechęcić ludzi do głosowania. Zastosowane metody były różne, często brutalne. Mimo tego, ponad 40% uprawnionych do głosowania pojawiło się w lokalach wyborczych, a 90% z nich opowiedziało się za niepodległością.

Nastąpił impas, podczas którego rząd Rajoya domagał się jednoznacznej deklaracji, czy doszło do secesji, a premier Katalonii, Carles Puigdemont, wahał się co zrobić. 27 października kataloński parlament proklamował republikę, a w odpowiedzi hiszpański parlament rozwiązał to ciało ustawodawcze i odwołał lokalny rząd. Za Puigdemontem i innymi katalońskimi liderami został wystawiony europejski nakaz aresztowania. Autonomia regionu została zawieszona.

Katalończykom nie udało się uzyskać niepodległości. Pomimo tego, reprezentacja Katalonii zyskała niemałe znaczenie w centralnych organach Hiszpanii: katalońskie partie stały się ważnym elementem koalicji Sáncheza i to dzięki nim udało się odwołać rząd Rajoya i powołać nowego premiera. Był to jednak kosztowny sojusz dla socjalistów. W lutym 2019 Katalończycy uzależnili swoje poparcie dla nowego budżetu od możliwości przeprowadzenia nowego, tym razem legalnego referendum niepodległościowego. Na to rząd nie mógł się zgodzić i konieczne stały się nowe wybory.

Nowe rozdanie, stare problemy

Najciekawszym pytaniem tegorocznych wyborów parlamentarnych, obok wyniku socjalistów, którzy liczyli na znaczące wzmocnienie, był rezultat nowej siły – prawicowej partii Vox, która odniosła pierwszy sukces w wyborach do lokalnego parlamentu Andaluzji w grudniu zeszłego roku. Kilkunastu posłów Vox współrządzi tam z konserwatystami i Ciudadanos. Pojawiły się kalkulacje, że taka koalicja mogłaby się przenieść na szczebel ogólnonarodowy, doprowadzając do kolejnego, po krótkiej przerwie, większościowego rządu centroprawicy. Nie udało się. Konserwatyści po raz pierwszy od ogłoszenia wyroku w aferze gürtel zostali zweryfikowani na poziomie ogólnopaństwowym i ten test wypadł dramatycznie: stracili ponad połowę miejsc w kongresie deputowanych (niższej izbie Kortezów). Vox okazał się zaś słabszy niż zakładano.

Socjaliści odnieśli wyborczy sukces i zwiększyli stan posiadania. Nie oznacza to jednak łatwej sytuacji dla Sáncheza. Do uzyskania większości potrzebuje nie tylko głosów Unidas Podemos (która na wyborach straciła znacząco), ale także będzie zmuszony szukać poparcia Nacjonalistycznej Partii Basków i wśród dwóch partii katalońskich. Mniejszościowy rząd socjalistów, choć wychodzi z wyborów wzmocniony, będzie zmuszony funkcjonować w oparciu o to samo niepewne porozumienie co wcześniej.

Kryzys parlamentarny, związany z kresem dominacji dwóch partii będzie trwał dalej. Katalończycy wciąż mogą odgrywać rolę języczka u wagi, szukając poparcia dla postulatów niepodległościowych. Upadek konserwatystów i radykalizacja społecznych nastrojów będą sprzyjać wzrostowi poparcia dla Vox lub innych radykalnych opcji. To zaś oznacza dalsze turbulencje polityczne. Nowy kształt polityczny Hiszpanii dopiero się ukształtuje.

Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!

Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.

Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.