Rządy prawa są zbiorem instytucji, który każde społeczeństwo inaczej wypełnia
W skrócie
Jeśli rządy prawa mają być rządami dobrego prawa, to wymagają moralnej teorii społeczeństwa. Ale wtedy sam termin „rządy prawa” pozbawiony jest znaczenia. Istotą sporu o rządy prawa jest spór o ideał społeczności. Termin „rządy prawa” tworzy pozory obiektywnej naukowości i udaje, że sporu nie ma. Natomiast „ideał społeczeństwa” oddaje upolitycznioną naturę konstruowania rządów prawa.
Co składa się na rządy prawa?
W rzeczywistości na rządy prawa współczesnych rozwiniętych społeczeństw składają się stosowane w różnych państwach w różnej intensywności takie instytucje jak:
– poddanie władzy prawu – król czy rządząca partia nie tworzy już zasad na bieżąco, tak jak im pasuje, ale rządzący są zobowiązani działać na podstawie i w granicach prawa;
– prawo egzekwowane w sposób równy wobec wszystkich, w tym wobec elit – nie ma, a przynajmniej nie powinno być, równych i równiejszych;
– przewidywalne i sprawne orzekanie przez niezależnych sędziów – sporów już nie rozstrzygają ludzie króla wedle jego wskazówek, a niezależni sędziowie, którzy dają wyroki w możliwie krótkim czasie;
– znane prawa i zmieniane wedle uzgodnionego sposobu – by obywatel mógł przestrzegać normy, to musi ona być publicznie znana, a zmiany prawa podejmowane w sposób uzgodniony przez wspólnotę;
– sprawnie egzekwowane ład i bezpieczeństwo – sędziowie nie muszą się bać o swoje bezpieczeństwo, gdy orzekają, a obywatel może bezpiecznie pędzić swój żywot.
W każdym społeczeństwie rządy prawa konfigurowane są inaczej. Inny rozkłady siły społecznych, inne tradycje i warunki kształtują, a z czasem zmieniają ideał rządów prawa.
USA uznające siebie samych za wzorzec rządów prawa do połowy lat 60. XX wieku dopuszczały gorsze traktowanie czarnych mieszkańców w literze prawa! W większości państw Zachodu do instytucji współtworzących rządy prawa zalicza się dziś pomoc prawną dla ubogich – tak, by prawo było wobec wszystkich egzekwowane faktycznie równo. Ale w większości państw Zachodu do lat 60. ubiegłego wieku pomoc prawna dla ubogich była albo nieistniejąca (jak w USA), albo skąpa i słabo dostępna (jak w większości Europy Zachodniej).
Nie chodzi tylko o sądy
Rządy prawa to zjawisko szersze i bardziej skomplikowane niż same tylko sądy i sędziowie. Większość obywateli nie będzie miała bezpośrednio do czynienia z sądami. O wiele częściej poczucie rządów praw czy bezprawia obywatele wyniosą z kontaktów z policją.
Mogą je stracić, gdy policjant podepcze ich prawa lub nie będzie chciał ich chronić na przykład olewając zgłoszenia o przestępczości. Mogą je zyskać, gdy policjant stanowczo, spokojnie i adekwatnie do sytuacji będzie egzekwować znane wszystkim i szanowane przez większość prawo.
Napięcie i pewna wymienność pomiędzy poszczególnymi instytucjami współtworzącymi rządy prawa są normą. W skrajnym przypadku tam, gdzie zanika bezpieczeństwo na ulicy i w domu, obywatele naturalnie będą skłonni akceptować twardą rękę stróżów prawa, bez zbytniego oglądania się na sędziów czy równe egzekwowanie reguł wobec wszystkich. Dominującą potrzebą będzie eliminacja źródeł zagrożenia.
Ameryka Południowa jest klasycznym przypadkiem, gdzie niesprawiedliwość tworzy partyzantki, partyzantka obniża poczucie bezpieczeństwa, a wojna domowa tworzy popyt na rządy twardej ręki, które zaprowadzą porządek. Podobnie wiele państw Zachodu w ostatnich latach w obliczu wzrostu zagrożenia terrorystycznego zwiększyło uprawnienia policji, a zmniejszyło władzę sędziów w decydowaniu o aresztowaniu, podsłuchach czy przeszukaniu pomieszczeń.
Krytyka wymiaru sprawiedliwości to nie PiS-owski wybryk
W Polsce również zmieniają się oczekiwania co do rządów prawa. Pod koniec lat 80. obniżenie bezpieczeństwa, gmatwanie prawa i jego uznaniowe egzekwowanie były na rękę elitom PRL zbierającym swój pierwszy milion (więcej o tym pisałem dekadę temu tu). Gdy te elity już dorobiły się pierwszych dużych majątków, to pojawił się z ich strony popyt na ochronę majątku przez państwo oraz sprawne egzekwowanie roszczeń w sądach. Jak przy każdej dużej zmianie społecznej, czynników było więcej, niż tylko potrzeby tej jednej grupy. Zmęczenie ogółu obywateli bezprawiem na ulicach wykreowało partię Prawo i Sprawiedliwość.
Od ponad dekady rośnie u nas zapotrzebowanie na rozliczalność sędziów. To nie jest jakiś PiS-owski wybryk ostatnich miesięcy. Spójrzmy na ten fragment programu PO z połowy lat 2000.:
Jako jeden z „ekspertów Rokity” przez trzy lata pracowałem nad tym programem. Widziałem posłów PO, którzy przy tych pracach kolaborowali oraz wielu spośród prawniczych autorytetów, które dziś oskarżają PiS o wykańczanie demokracji, choć wtedy rozmawialiśmy m.in. o likwidacji KRS, czyli reformie dalej idącej niż to, co PiS dziś wdraża.
Szczyt sędziowskiej nierozliczalności już chyba za nami. Sędziowie zrozumieli, że na przykład tolerowanie przestępczych zachowań pośród sędziów odbija się nie tylko na występnym sędzim, ale na nich wszystkich. W efekcie nabyli większej skłonności ukracania takich zachowań. Ale tak jak szczyt zapotrzebowania na ład i porządek przyszedł w Polsce, gdy już spadała fala najwidoczniejszej przestępczości, tak najprawdopodobniej szczyt fali obywatelskiego zapotrzebowania na rozliczalność sędziów prawdopodobnie dopiero przed nami.
Niniejszy artykuł ukazał się oryginalnie na stronie Autora, za którego zgodą dokonaliśmy przedruku. Śródtytuły, wyróżnienia i „w skrócie” pochodzi od redakcji klubjagiellonski.pl.