Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Mazur: Żyjemy w czasach, gdy politycy sprzedają nam coraz więcej swojej prywatności, budując na tym swój autorytet

przeczytanie zajmie 6 min

„Fascynacji władzą od zawsze towarzyszy zainteresowanie sekretnym życiem władców. Początkowo pytanie o granice wnikania w tajemne życie dworu stawiać sobie musieli przede wszystkim historiografowie. Ich zadanie polegające na przedstawieniu określonej wersji żywota danego władcy było tym trudniejsze, że często ich zleceniodawcą był sam zainteresowany lub jego najbliższy krewny. Wraz z rozwojem prasy i mass mediów z tym dylematem zaczęli mierzyć się przede wszystkim dziennikarze. W złotej erze tradycyjnych mediów ich rolą było ocenianie, na ile kompromitujące fakty z życia polityka mają wpływ na jego działalność publiczną. Dziennikarze stawali się w ten sposób „sumieniem” opinii publicznej, które ma każdorazowo ocenić, na ile podanie określonego faktu do wiadomości publicznej podyktowane jest ważnym interesem społecznym, a na ile stoi za nim wyłącznie prymitywna potrzeba ludu poszukującego taniej sensacji. Dziś w erze Instagrama i zakulisowych działań agencji PR-owych rola pośredników uległa dalszym przeobrażeniom. Z pozoru nasza wiedza o sekretnym życiu władców nie ma precedensu w historii. Nie musi to jednak oznaczać, że w zamian otrzymaliśmy rzetelny obraz sytuacji” – pisze w najnowszym wydaniu „Plus Minus” prezes Klubu Jagiellońskiego dr Krzysztof Mazur.

„Może okazać się, że coraz odważniej wkraczając w tajemnice dworu, domagając się prawa do podglądania życia polityków niemal 24 godziny na dobę, przyczyniliśmy się do erozji samej władzy. Przesuwaniu się granic tego co prywatne musi bowiem towarzyszyć zmiana sposobu patrzenia na rolę publiczną polityków i zmiana ich funkcji społecznej. Dotykamy w ten sposób istoty samej władzy, która zawsze wiąże się z jakiegoś typu autorytetem. A autorytet to nic innego, jak siła dająca politykowi zdolność do wywierania wpływu na innych. Sposób naszego patrzenia na polityków, w tym także na ich życie prywatne, wyznacza tym samym pole, na jakim jesteśmy gotowi przyjmować twierdzenia lub normy przez nich proponowane. Gdy odczuwamy respekt i uznajemy powagę wynikającą ze społecznej roli politycznego przywódcy, może on pełnić rolę osoby wyznaczającej zbiorowe cele. Gdy ta powaga znika, a polityk zamienia się w celebrytę, wówczas staje się on raczej dyktatorem mody, niż przywódcą wyznaczającym kierunki rozwoju. Dalej chcemy śledzić jego konto na Instagramie, dalej fascynuje nas to, co je, gdzie bywa i z kim śpi. Na plan dalszy schodzi jednak to, co właściwie chce on osiągnąć w polityce” – wyjaśnia.

„Co taka zmiana charakteru polityki oraz kryzys tradycyjnych mediów oznacza dla nas, zwykłych obywateli? Czy rzeczywiście czujemy się dziś bezpiecznie, pewni, że gdy pojawią się „brudne zagrania” polityków opinia publiczna o nich się dowie i będzie miała możliwość je sprawiedliwie ocenić? Współczesne media nie są już w stanie pełnić takiej roli, jak w przypadku afery Watergate. Symbolem tej zmiany na rodzimym rynku było dla mnie przejście Michała Majewskiego, jednego z najbardziej utytułowanych dziennikarzy śledczych, do agencji PR. Jeśli po 23 latach pracy w zawodzie, po zdobyciu wielu prestiżowych nagród, odszedł z zawodu, oznacza to, że dziś media nie mają finansowej możliwości, by dać dziennikarzom śledczym możliwość wykonywania swojej pracy. Nie mogą tym samym pełnić roli „strażników demokracji”, stając się wyłącznie tubą propagandową zewnętrznych treści. Bez większej różnicy, czy treści te powstają na zlecenie polityków czy biznesu” – argumentuje dr Mazur.

„Politycy jednak się nie zmienili. W dalszym ciągu popełniają błędy, czasem zdradzając swojego współmałżonka, innym razem nadużywając władzy w walce z przeciwnikami politycznymi. I warto zastanowić się, co dzieje się z informacjami na temat tych zdarzeń. Czy nie zasadne jest przypuszczenie, że skoro nie ma już dziennikarzy śledczych, którzy są w stanie taki temat zbadać i rzetelnie opisać, takie informacje niejawne mogę stać się łatwym łupem lobbystów, którzy za ich pomocą mogą wywrzeć zakulisowy wpływ na decydentów? Czy nie tu tkwi tajemnica wielu agencji strategicznego doradztwa komunikacyjnego, które coraz częściej zatrudniają byłych polityków, policjantów czy dziennikarzy, czyli osoby albo mające wcześniej dostęp do informacji niejawnych, albo będące w stanie takie informacje zdobyć?” – zauważa.

„I tak doszliśmy do zaskakującego wniosku. Żyjemy w czasach, gdy politycy sprzedają nam coraz więcej swojej prywatności, budując na tym swój autorytet. Mamy zatem przekonanie, że znamy ich lepiej niż kiedykolwiek w przeszłości. Może jednak okazać się, że te najważniejsze dla opinii publicznej niewygodne fakty z ich życia nigdy nie ujrzą światła dziennego. I nie dzieje się tak na skutek działania wszechogarniającego „układu”, ale sprawy tak prozaicznej, jak kryzys tradycyjnych mediów. Bez wsparcia Boba Woodwarda i Carla Bernsteina z „Washington Post” jesteśmy skazani na lajkowanie dobrze wystudiowanych zdjęć z konta Instagram naszych polityków. Ale to, co naprawdę istotne, jest zbyt cenne, by zostało po prostu opublikowane” – podsumowuje prezes Klubu Jagiellońskiego.

Pełen tekst dostępny jest na stronie rp.pl