Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Arak, dr Grzegorz Lewicki  29 marca 2018

Mnożnik siły państw. Polskie soft power po ustawie o IPN

Piotr Arak, dr Grzegorz Lewicki  29 marca 2018
przeczytanie zajmie 7 min
Mnożnik siły państw. Polskie soft power po ustawie o IPN www.flickr.com/photos/premierrp/27359811179/

Źródłem „miękkiej siły” jest często dobrze opowiedziana historia. Problem polega na tym, że nasza własna historia rozumiana jako obiektywny zespół faktów interesuje głównie nas, Polaków. Żeby poruszyła kogoś jeszcze, trzeba opowiedzieć ją atrakcyjniej, płycej i tak, by każdy znalazł w niej znajome, uniwersalne wątki i wartości. Polska teoretycznie miałaby z konstrukcją takiej narracji łatwiej niż Rosja czy Niemcy. Nie musimy przecież budować swojej opowieści obok faktów, które chcielibyśmy ukryć czy zamieść pod dywan. Mimo ciemniejszych kart historii, polskie dzieje z lotu ptaka to co najmniej od rozbiorów historia jak z Gladiatora: opowieść o chłopcu do bicia, któremu na końcu się udaje.

Trudno zmierzyć siłę państw na arenie międzynarodowej, choć często tę siłę „da się wyczuć”. W corocznym „Indeksie Mocy Państw” staramy się ją mimo wszystko mierzyć. Wśród czynników mocy znajdują się wskaźniki tzw. siły twardej (hard power), takie jak siła wojska i gospodarka, jak również wskaźniki siły miękkiej (soft power), takie jak siła dyplomacji czy wpływowość kultury. Te dwa ostatnie wymiary nastręczają szczególnych trudności przy próbie ich „policzenia”. Dotyczą tak ulotnych rzeczy, jak wizerunek kraju na arenie międzynarodowej czy atrakcyjność jego kultury w oczach obcokrajowców. Nie zmienia to faktu, że siła miękka jest ważna.

W opinii wielu analityków, dziennikarzy i polityków Polska utraciła część swojej miękkiej siły przez spór dyplomatyczny z Izraelem i USA, który wybuchł w związku z uchwaleniem ustawy o IPN. Przebieg tego sporu to doskonałe studium przypadku, które może być dobrym materiałem źródłowym na wykłady z politycznego PR i komunikacji strategicznej. Głównie z powodu spektakularnej klapy, której dałoby się uniknąć. W historii polskiej porażki wizerunkowej w sporze z Izraelem skupiają się jak w soczewce problemy polskiej dyplomacji.

W początkowej, zasadniczej dla wizerunku fazie sporu, nie udało się przekonać kluczowych graczy do naszej narracji. Ostatnie sukcesy premiera Morawieckiego w tej materii (m.in. esej w poczytnym „Foreign Policy”) nadeszły zbyt późno, aby znacząco odmienić sytuację. Oczywiście, sprawa nie jest dziejowo przegrana, a polska narracja oparta na prawdzie ma potencjał – jednak wciąż jest to potencjał niewykorzystany.

Papcio Chmiel na tropie MaBeNy

Czego zabrakło? Najpewniej właśnie soft power: miękkiej, perswazyjnej mocy, którą ze świetnymi wynikami posługują się państwa nie mające koniecznie ogromnej siły militarnej czy gospodarczej. Polska jednak nie ma infrastruktury soft power, co widać choćby po niewielkiej liczbie globalnie słuchanych think tanków i po braku prężnej polskiej grupy lobbingowej w USA. Widać to też po koślawej komunikacji doradców prezydenta Andrzeja Dudy o MaBeNie. To promowany przez prof. Andrzeja Zybertowicza skrót od „Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego”. Owa „maszyna” to inaczej sieć instytucjonalna i personalna, która miałaby tworzyć, wzmacniać i rozmywać różne narracje tak, aby pomagać Polsce. Pomysł jest dobry, ale „maszyna” z taką nazwą kojarzyć się może dobrze co najwyżej zwolennikom profesora T.Alenta, czyli konstruktora maszyn o śmiesznych nazwach z komiksu Papcia Chmiela o Tytusie, Romku i Atomku.

Siła miękka to umiejętność wpływania na innych poprzez przyciąganie, perswazję i sympatię, a nie przez twardą politykę przymusu i pieniędzy. Oczywiście, miękka siła rzadko wystarcza sama. W połączeniu z siłą twardą jest mnożnikiem mocy państwa, co sprawni politycy wykorzystują od tysiącleci. Dobrym przykładem jest tu Imperium Rzymskie, które opierało się zarówno na sile rzymskich legionów, jak i na atrakcyjności rzymskiej kultury. Dotychczas siła miękka była też ważna dla globalnej akceptacji światowego przywództwa USA.

Story kontra history

Źródłem miękkiej siły jest często dobrze opowiedziana historia, rozumiana także jako narracja historyczna. Problem polega na tym, że nasza własna historia, jako zespół faktów, interesuje głównie nas, Polaków. Żeby poruszyła kogoś jeszcze, trzeba opowiedzieć ją atrakcyjniej, płycej i tak, by każdy znalazł w niej znajome, uniwersalne tematy i wartości. Krótko mówiąc, trzeba zamienić history na story. Niestety Polska jest bardzo słaba w sprzedaży własnych idei.

To niewybaczalny błąd w świecie, w którym niektóre kraje są w stanie zupełnie zakryć swoje czarne history całkiem dobrym story (np. Niemcy). Inne są w stanie konstruować story niezgodne z faktami: robią to choćby Rosja i Chiny próbujące usilnie przekonać świat, że tak naprawdę, „w głębi serca” nie są państwami autorytarnymi i są podobne do krajów zachodnich.

Takie budowanie narracji opiera się nie tylko o think tanki, ale też o inwestowanie w seriale, filmy czy nawet własne media opowiadające wydarzenia z „naszej” perspektywy. Rozumieją to szczególnie kraje, które chcą pozyskać inwestorów lub zmienić swój wizerunek, choćby Kazachstan czy Izrael. Wytrwale współpracują one z waszyngtońskimi i brukselskimi ośrodkami analitycznymi, starając się narzucić tematy, o których mają mówić wpływowi analitycy. Dzięki temu tworzą przychylny sobie klimat wśród przedstawicieli globalnych elit.

Paradoksalnie, Polska miałaby z konstrukcją miękkiej narracji łatwiej niż Rosja czy Niemcy. Nie musimy przecież budować swojej narracji obok faktów, które chcielibyśmy ukryć czy zamieść pod dywan. Mimo ciemniejszych kart historii, polskie dzieje z lotu ptaka, co najmniej od rozbiorów to historia jak z Gladiatora. To opowieść o chłopcu do bicia, któremu na końcu się udaje. To właśnie z sympatii do polskiego toposu „underdoga” odtwórca głównej roli w Gladiatorze, Russell Crowe, stał się fanem polskiej piłki nożnej.

Dlaczego zatem idzie nam tak źle? Bo, po pierwsze, nie bierzemy pod uwagę, że cudze narracje mogą naprawdę ugodzić w nasze – i to nie ze złośliwości, ale po prostu z poczucia własnego interesu wśród innych narodów. Po drugie, idzie nam źle, bo nie mamy narzędzi z prawdziwego zdarzenia, które mogą tworzyć polską narrację za granicą. Jest działająca lokalnie telewizja Biełsat i kilka wpływowych think-tanków, ale niewiele więcej.

Nieszczęsnej MaBeNy nie mamy, co boleśnie pokazał spór o Holocaust. Gdyby istniała, niechybnie ostrzegłaby nas, że zanim weźmiemy się za ustawę IPN, która dotyka samego serca tożsamości izraelskiej, mamy sporo do zrobienia. Nie tylko należy przeprowadzić konsultacje (których de facto nie było), nie tylko trzeba przemyśleć termin głosowania, ale należy przede wszystkim przygotować międzynarodową opinię publiczną na ewentualne kontrowersje. Na przykład przez publikację cyklu esejów w ważnych i wpływowych mediach amerykańskich.

W Polsce większość polityków nie ma ani narzędzi (kontaktów, wiedzy), ani chęci (tryb wyborczy i koncentracja na celach krótkoterminowych) do tworzenia dalekosiężnych narracji. Są jednak wyjątki: m.in. Radosław Sikorski, który dzięki kontaktom osobistym wśród elit USA, umiejętnemu planowaniu wystąpień publicznych czy pisaniu artykułów do wpływowych mediów znalazł się na liście Top 100 Global Thinkers roku 2012 Foreign Policy. Niezależnie od innych okoliczności związanych z tym politykiem i zarzutów, które można wobec niego formułować, faktem pozostaje, że jego głos był słyszalny w różnych krajach. Często właśnie wtedy, gdy potrzebowała tego Polska.

Polskie think tanki na dole tabeli

Oprócz polityków nośnikami idei są też instytucje publiczne i pozarządowe. Dzięki współpracy eksperckiej, konferencjom czy dyskusjom pozwalają budować długoterminowe zrozumienie i podłoże dla wspólnych działań – zarówno w polityce historycznej, jak i gospodarczej. Niestety, Polsce brakuje think tanków, które są znane na świecie i opowiadają o kwestiach ważnych dla naszego kraju np. polityce rodzinnej, migracyjnej czy przyszłości regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Rzadko jesteśmy też dostrzegani przez międzynarodowe rankingi, co może oznaczać, że siła oddziaływania polskich instytucji eksperckich rzadko wykracza poza granice Polski.

Ciekawym badaniem w tym kontekście jest Global Go To Think Tank Index, który mierzy rozpoznawalność różnych ośrodków idei w środowisku ekspertów. W jaki sposób? Cyklicznie 50 000 ekspertów na świecie otrzymuje ankietę, w której m.in. wskazują wpływowe w ich rozumieniu think-tanki. Później te dane są podliczane. Można się spierać o zasadność takich rankingów, jednak popularność ostatecznie ma znaczenie – jeżeli nie jesteś rozpoznawalny na świecie to trudno, byś skutecznie sprzedawał swoje idee.

Jak wygląda sytuacja Polski? Nie najlepiej, choć są wyjątki. Polskie CASE (Center for Social and Economic Research z Warszawy) jest najlepszym think tankiem społeczo-gospodarczym w Europie Środkowo-Wschodniej. Według rankingu jest też w ścisłej czołówce ośrodków naukowych z dziedziny polityki społecznej na świecie – ustępuje jedynie Urban Institute i Brookings Institution z USA. CASE prowadzi wiele badań i projektów, które wykraczają poza granice naszego kraju i skupia wielu międzynarodowych badaczy. Warto odnotować, że  w 2017 r. na liście ciekawych nowych instytucji po raz pierwszy pojawiło się Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, co oznacza, że działalność pionu eksperckiego Klubu Jagiellońskiego została zauważona przez ankietowanych nie tylko w Polsce.

W sumie instytucji wpływających lub chcących wpływać na globalną politykę w Polsce jest 60. Na milion Polaków przypada 1,6 ośrodka analitycznego. W porównaniu z innymi krajami to mało: na Węgrzech jest 4,4 ośrodka na milion mieszkańców, a w Wielkiej Brytanii prawie 5. Także w Belgii oraz na Słowacji na milion osób przypada 5 think tanków. W Szwecji słynącej z przemyślanej polityki publicznej think tanków na milion jest aż 9!

Spośród krajów europejskich na liście Go To Think Tank wypadamy gorzej jedynie od Hiszpanii, Rosji i Ukrainy. Globalnym liderem co do liczby think tanków są Stany Zjednoczone. Posiadają one 6 ośrodków analitycznych na milion mieszkańców, co w sumie daje 1872 notowane instytucje eksperckie.

Na problem braku wpływu polskich instytucji na społeczność międzynarodową zwracał uwagę kilka lat temu na łamach Instytutu Sobieskiego Piotr Krygiel. Wskazywał wówczas m.in., że polskie instytucje eksperckie „powinny inwestować w udostępnianie treści swoich badań w języku angielskim i nawiązywać kontakty w ramach międzynarodowych sieci grupujących think tanki”.

Skanseny bez MaBeNy

Podsumowując, działania z repertuaru soft power są dziś zaniedbane zarówno przez państwo polskie, jak i przez same ośrodki badawcze. Część z nich jest de facto dziuplą dla niszowych badaczy nieuczestniczących w kreowaniu trendów międzynarodowych.

Jeśli chcemy wpływać na losy całej Europy, to musimy tworzyć idee, które dyskutuje się Brukseli i wpływowych krajach Zachodu. Nie jest to poza naszym zasięgiem. Zamiast abstrakcyjnego bełkotu akademickiego produkowanego w instytutach, których nazwy są tak długie, że nie da się ich spamiętać, twórzmy rzeczy ważne. Trzeba to robić. Nawet jeśli niektóre z tych ważnych idei będą mniej popularne dziś, to ich adekwatność i aktualność tematyczna sprawi, że powrócą jutro.

Należy oczywiście przyznać rację premierowi Morawieckiemu, że Unia Europejska jako całość musi stawiać dziś raczej na steel tanks, niż think tanks, czyli na obronność, a nie moc miękką. Jednak w Polsce, która mocy miękkiej ma mało, także think tanki mają swoje do zrobienia. Razem z innymi siatkami wpływu mogą znacząco wzmocnić potencjał kraju generowany przez „tanki” tradycyjne. Pierwszym krokiem powinno być zaś uczynienie z języka angielskiego języka wszystkich szanujących się ekspertów.

Nie ma powodów, dla których kolejny dyskutowany globalnie pomysł na reformę praw socjalnych, politykę migracyjną czy regulację prawa związaną z rozwojem sztucznej inteligencji nie mógłby pochodzić z Polski. Jeśli chcemy odgrywać większą rolę w europejskiej i światowej polityce, po prostu musimy wskoczyć wyżej na światowej mapie idei, wpływu intelektualnego oraz kulturowego.