Jednoosobowe konsultacje. Dlaczego przy ustawie o IPN zawiódł „system wczesnego ostrzegania”?
Istnieje procedura, której celem jest detonowanie na wczesnym etapie kryzysów takich jak konflikt wokół ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. To określone precyzyjnie regulaminem rządu uzgodnienia, opiniowanie i konsultacje publiczne. Niestety rządzący od lat mają w zwyczaju traktować je jako „zło konieczne” i w miarę możliwości omijać. Wbrew deklaracjom, które słyszymy dziś z ust decydentów, konsultacje kontrowersyjnego projektu tak naprawdę się nie odbyły. Ustaliliśmy, że w przewidzianym prawie trybem projekt skierowano do konsultacji do… jednej osoby. Był nią Maciej Świrski, dziś wiceprezes Polskiej Fundacji Narodowej. Przeanalizowaliśmy też tryb procedowania wszystkich 52 projektów ustaw, których wnioskodawcą w tej kadencji było Ministerstwo Sprawiedliwości. Porównanie pozwala postawić tezę, że to jeden z nielicznych przypadków, gdy ministerstwo zdaje się ukrywać informacje z kim i jak projekt był konsultowany. Mogło tu dojść do złamania regulaminu rządu.
Kontrowersji wokół nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej można było uniknąć. Od chwili wybuchu kryzysu w relacjach z Izraelem słyszymy dość powszechnie, że podstawowy cel zmiany prawa komunikowany przez rządzących – penalizacja stosowania określenia „polskie obozy koncentracyjne” – nie budzi kontrowersji, ale szeroki sposób sformułowania przepisu mającego to gwarantować rodzi duże wątpliwości. Racjonalność tych zastrzeżeń potwierdził niejako prezydent Andrzej Duda ogłaszając, że ustawę podpisze, ale skieruje ją od razu do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej. Mówiąc o konieczności zbadania ustawy pod kątem zgodności z art. 42 Konstytucji de facto zapowiedział wyjaśnienie tych wątpliwości prawnych, na które zwracał uwagę ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego dr Jacek Sokołowski.
Pojawiają się zapewnienia, że projekt był szeroko konsultowany. To dziwi, bo doświadczenie uczy, że w rzetelnie prowadzonych konsultacjach publicznych tego rodzaju wątpliwości są podnoszone, a w efekcie: nagłaśniane przez media i stają się tematem debaty publicznej.
Jak słusznie zauważył niedawno Piotr Zaremba nawet w mediach tradycyjnie traktujących tematy relacji polsko-żydowskich jako priorytet krytyka nowelizacji ustawy o IPN nie była na pierwszym planie i nie była przesadnie krzykliwa. Poważnych dział – pewnie nieświadoma potencjalnych problemów – nie wytaczała też opozycja. Warto pamiętać, że przytłaczająca większość posłów Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej wstrzymała się w tej sprawie od głosu. Wątpliwości co do brzmienia przyjętych przepisów, które mnożą od wybuchu kryzysu dyplomatycznego nawet niespecjalnie umiarkowani przedstawiciele prawicy – przykładem niech będzie zdanie red. Piotra Zychowicza – po prostu nie były wcześniej w obiegu opinii publicznej.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście konsultacje prowadzono. Wyniki tej analizy są niepokojące: ustaliliśmy, że projekt skierowano do konsultacji jednej (sic!) osoby, a mianowicie Macieja Świrskiego, dziś wiceprezesa Polskiej Fundacji Narodowej, a wówczas (pismo z 17 lutego 2016 r.) – prezesa Fundacji Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom. Przeanalizowaliśmy też 52 projekty ustaw, które w tej kadencji oficjalnie przygotowało Ministerstwo Sprawiedliwości. Projekt nowelizacji ustawy o IPN to jeden z nielicznych (a jedyny, o którym wiemy na pewno), w ramach którego powstały pisma kierujące projekt do uzgodnień międzyresortowych, konsultacji publicznych i opiniowania innych organów, ale pisma te nie zostały upublicznione na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Sprawa jest niebagatelna, bo może oznaczać złamanie Regulaminu prac Rady Ministrów.
O co chodzi z tymi konsultacjami?
Sposób pracy nad projektami ustaw powstającymi w rządzie opisuje Regulamin pracy Rady Ministrów (formalnie uchwała rządu). Regulamin reguluje sposób, w jaki wnioskodawcy – przykładowo wnioskodawcą nowelizacji ustawy o IPN było Ministerstwo Sprawiedliwości – przeprowadzają proces uzgodnień, konsultacji publicznych i opiniowania. W dużym skrócie: uzgodnienia to zebranie opinii od innych ministerstw, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Rządowego Centrum Legislacji. Opiniowanie to zasięgnięcie uwag u innych instytucji publicznych: choćby takich jak Rzecznik Praw Obywatelskich, Prokuratura Generalna, Krajowa Rada Sądownictwa etc. Konsultacje publiczne to proces najszerszy: oznacza otwarcie na uwagi szerokiej opinii publicznej. Regulamin dookreśla (§ 36. ust. 1) to w następujący sposób: „Organ wnioskujący, biorąc pod uwagę treść projektu założeń projektu ustawy, projektu ustawy lub projektu rozporządzenia, a także uwzględniając inne okoliczności, w tym znaczenie projektu oraz przewidywane skutki społeczno-gospodarcze, stopień jego złożoności oraz jego pilność, przedstawia projekt do konsultacji publicznych, w tym może skierować projekt do organizacji społecznych lub innych zainteresowanych podmiotów albo instytucji w celu przedstawienia ich stanowiska, uwzględniając wytyczne w zakresie prowadzenia konsultacji publicznych, jeżeli zostały ustalone przez Radę Ministrów lub jej organ pomocniczy”.
Jak widać w powyższym przepisie istotnym punktem odniesienia są przyjęte przez Radę Ministrów w poprzedniej kadencji i wciąż obowiązujące „Wytyczne do przeprowadzania oceny wpływu oraz konsultacji publicznych w ramach rządowego procesu legislacyjnego”. Znajdziemy w nich m.in. definicję konsultacji publicznych: „Powszechne, otwarte konsultacje z partnerami społecznymi, którzy mogą być zainteresowani konkretnym kształtem projektowanego rozwiązania”. Kluczowe są zatem przymioty powszechności i otwartości: tym różni się stosowane w Regulaminie pojęcie „konsultacje publiczne” od wcześniej używanych „konsultacji społecznych”, że konsultacje przewidziane Regulaminem muszą być powszechnie ogłoszone i można wziąć w nich udział „bez zaproszenia”. To zresztą, na szczęście, co do zasady stosowana dobra praktyka, że stanowiska choćby indywidualnych obywateli kierujących uwagi z własnej inicjatywy są w tej procedurze traktowane na analogicznych prawach, jak zasłużonych organizacji, które zapytano o zdanie „z rozdzielnika”. Trzecia w określonych w „Wytycznych” cecha procedury konsultacji publicznych (z jej przestrzeganiem co do zasady jest dużo gorzej) to responsywność: jak czytamy w rządowych wytycznych „powinny więc one być prowadzone w sposób otwarty i powszechny, zapewniający każdemu obywatelowi dostęp do konsultowanych dokumentów i możliwość wypowiedzenia się, a także otrzymanie możliwie pełnie uargumentowanych odpowiedzi na zgłoszone uwagi”.
Złamano Regulamin prac Rady Ministrów?
Gdy wybuchł kryzys związany z konsekwencjami nowelizacji Ustawy o IPN postanowiliśmy sprawdzić, jak procedura konsultacji wyglądała w tym konkretnym przypadku.
Wszystkie dokumenty dotyczące trzech wspomnianych procedur – uzgodnień, konsultacji publicznych i opiniowania – co do zasady publikowane są w specjalnym systemie internetowym o nazwie Rządowy Proces Legislacyjny (RPL). Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że w przypadku tej ustawy w tym serwisie nie ma żadnych pism kierujących projekt ustawy ani do uzgodnień, ani do konsultacji, ani do opiniowania!
Postanowiliśmy zapytać u źródła, czy takie pisma istnieją. Z Ministerstwa Sprawiedliwości otrzymaliśmy zapewnienie że „projekt ustawy podlegał przewidzianym w Regulaminie Prac Rady Ministrów uzgodnieniom, opiniowaniu i konsultacjom. Fakt niezamieszczenia w serwisie internetowym samych pism przewodnich, przy których był przesyłany projekt ustawy, nie może być w żaden sposób utożsamiany z nieprzeprowadzeniem takich działań”.
Poprosiliśmy też o udostępnienie kopii pism kierujących projekt do tej procedury. Otrzymaliśmy ich osiem: jedno kierujące projekt do uzgodnień ze wszystkimi resortami wedle rozdzielnika, sześć pism kierujących projekt do opiniowania innych instytucji (adresaci to: Prokurator Generalny, Prezes IPN, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Rzecznik Praw Obywatelskich, Przewodniczący Krajowej Rady Prokuratury, Przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa) i jedno pismo kierujące projekt do konsultacji publicznych. Ma ono również imiennego adresata: jest nim Maciej Świrski, wówczas prezes Fundacji Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom, a dziś wiceprezes Polskiej Fundacji Narodowej mającej dbać o wizerunek Polski zagranicą.
Tu pojawiają się dwa fundamentalne problemy. Pierwszy jest natury praktycznej – nawet, jeśli uznać, że samo umieszczenie projektu aktu prawnego w serwisie Rządowego Centrum Legislacji jest skierowaniem go do konsultacji publicznych, to brak odnotowującego to pisma jest działaniem niestandardowym. Zwykle takie pisma wskazują faktycznie określonych odbiorców, ale obywatele, organizacje czy instytucje, które nie zostały uwzględnione „w rozdzielniku” poznają termin, do którego można składać uwagi. Termin taki określa nieupublicznione na stronach pismo do Macieja Świrskiego, w którym wskazano (nota bene również krótszy niż przewidywany regulaminem, którego skrócenie wymaga szczególnego uzasadnienia, a tego w piśmie brak) termin na zgłaszanie „ewentualnych uwag” do dnia 25 lutego 2016 r. Przez fakt nieupublicznienia nawet tego jednego pisma – ani żadnego innego – szereg potencjalnie zainteresowanych podmiotów wyłączony został w praktyce z konsultacji publicznych. Trudno wobec tego mówić o ich „powszechności” i „otwartości”. Sprowadzając sprawę do konkretu – wydaje się, że Ministerstwo zwyczajnie nie chciało „otwierać” i „upowszechniać” tej procedury.
Drugie zagadnienie to problem prawny, który z tego wynika. Otrzymując na wniosek stosowne pisma z ministerstwa dostaliśmy jednocześnie jednoznaczne potwierdzenie, że istniały. Tu zaś pojawia się bardzo konkretny zarzut: § 52. ust 3. Regulaminu prac Rady Ministrów stanowi, że „Udostępnieniu w RPL podlegają również wszelkie dokumenty dotyczące prac nad projektem, w tym zgłoszenia zainteresowania pracami nad projektem wniesione w trybie przepisów o działalności lobbingowej w procesie stanowienia prawa”. Tymczasem pisma kierujące projekt, do których dotarliśmy, nie zostały tam udostępnione!
To nie reguła, a niepokojący wyjątek
Ktoś powie: regulaminy sobie, praktyka sobie. Postanowiliśmy zatem sprawdzić, czy mamy do czynienia z jakąś niestandardową procedurą czy też po prostu utarło się, że publikowane są jedynie odpowiedzi w ramach konsultacji, a nie pisma kierujące do nich. Przeanalizowaliśmy pod tym kątem wszystkie 52 projekty ustaw przygotowane w tej kadencji przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
Na 52 przypadki jedynie w siedmiu nie umieszczono pism kierujących projekt do konsultacji. Zdaje się jednak, że w większości z nich konsultacji po prostu nie przeprowadzono. To przede wszystkim projekty z pierwszych tygodni po wyborach, które po ogłoszeniu trafiały od razu pod obrady Stałego Komitetu Rady Ministrów lub bezpośrednio rządu. Zachowały się inne dokumenty z których wynika, dlaczego nie przeprowadzono konsultacji.
Na przykład przy okazji prac nad projektem jednej z nowelizacji Kodeksu karnego oraz Kodeksu karnego wykonawczego zachowało się pismo do Sekretarz Komitetu Rady Ministrów z „prośbą o wyrażenie zgody na rozpatrzenie projektu (…) pomimo nieprzeprowadzenia w stosunku do tego projektu uzgodnień, konsultacji publicznych, opiniowania oraz braku Oceny Skutków Regulacji”. Podobne pisma znajdziemy w przypadku nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego (projekt od upublicznienia na stronach rządowych do wpłynięcia do Sejmu potrzebował 10 dni) czy zmiany ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (również 10 dni od publikacji do Sejmu). W przypadku interesującej nas ustawy czasu było dużo więcej: projekt pojawił się w RPL 1 marca 2016 roku, a do Sejmu trafił 30 sierpnia 2016 r.
Dla porządku wskażmy jeszcze jeden przykład: w przypadku projektu ustawy powołującej tzw. komisję weryfikacyjną ds. reprywatyzacji legislacyjna „historia projektu” zaczyna się na stronach RCL 22 listopada, a projekt trafił do Sejmu już dwa dni później. Z innych dokumentów (pismo Dyrektora Departamentu Prawa Administracyjnego w RCL) wynika, że uzgodnienia międzyresortowe trwały wcześniej, a decyzje dotyczące ustawy zapadły na posiedzeniu Stałego Komitetu Rady Ministrów 9 listopada. Części pism w przypadku tego projektu również brakuje. Warto dodać też, że według Oceny Skutków Regulacji „projekt zostanie przekazany do zaopiniowania stowarzyszeniu Miasto jest Nasze, Warszawskiemu Stowarzyszeniu Rzeczoznawców Majątkowych oraz innym organizacjom i instytucjom, których statutowym celem jest m.in. przeciwdziałanie nieuczciwym praktykom na rynku nieruchomości”. Żaden ślad po tym rzekomym „opiniowaniu” na stronach RCL nie pozostał, co również może budzić wątpliwości do faktu, czy zostały przeprowadzone. Jeśli zostały – to czy nie pisma je dokumentujące nie powinny być dostępne zgodnie ze wspomnianym już § 52. ust 3. Regulaminu.
W przypadku interesującej nas nowelizacji ustawy o IPN obok braku pism zastanawia jeszcze jedna kwestia. W dziale „konsultacje publiczne” pojawia się też pismo od stowarzyszenia „Patria Nostra” datowane na 23 marca 2016 r. (przypomnijmy – w jedynym znanym nam, choć nieupublicznionym w RPL piśmie wskazany termin na zgłaszanie uwag to 25 lutego 2016 r.). W zdawkowym, jednostronicowym „Raporcie z konsultacji i opiniowania” czytamy, że projekt „w ramach konsultacji publicznych przekazano stowarzyszeniu „Patria Nostra” oraz fundacji Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom”. Na konsultacje ze stowarzyszeniem w mailu do nas powołuje się też Ministerstwo Sprawiedliwości – „Warto też zauważyć, iż w serwisie RCL opublikowane zostały uwagi zgłoszone zarówno przez podmioty uczestniczące w uzgodnieniach / opiniowaniu / konsultacjach, jak i stanowiska innych podmiotów (np. stanowisko stowarzyszenia Patria Nostra)”. Jednocześnie nie przekazano nam pisma kierującego projekt do tej organizacji, a wśród wymienionych w odpowiedzi na nasze pytania adresatów pism go nie wymieniono („Adresatami ww. pism byli członkowie Rady Ministrów, Rzecznik Praw Obywatelskich, Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Sądownictwa, Prokurator Generalny, Instytut Pamięci Narodowej, Fundacja Reduta Dobrego Imienia-Polska Liga przeciw Zniesławieniom. Ministerstwo przyjmowało także opinie od innych organizacji i środowisk”). Mamy więc rozbieżność dotyczącą tego, czy rzeczywiście, jak wskazano w raporcie z konsultacji, projekt przekazano do „Patria Nostra” czy też stowarzyszenie zajmujące się tą tematyką od dawna i zasłużone w tym obszarze przygotowało opinię z własnej inicjatywy.
Nie wchodźmy dwa razy do tej samej rzeki! 5 kluczowych wniosków na przyszłość
Poziom emocji, jaki osiągnęliśmy wraz z debatą o Ustawie o IPN, jest właściwie bez precedensu. Nikt nie ma dziś chyba wątpliwości, że skala konsekwencji międzynarodowych – zarówno wizerunkowych, jak i w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem – przekroczyła czyjekolwiek oczekiwania. To sprawia, że szczegółowe wyjaśnienie wszelkich wątpliwości dotyczących procesu prac nad projektem jest konieczne. Mamy nadzieję, że powyższa analiza będzie przyczynkiem do poważnej analizy ex post całego procesu prac legislacyjnych i konsultacyjnych. Warto podnieść tu pojawiający się już w debacie publicznej postulat opracowania „białej księgi” prac nad ustawą.
Z całej sytuacji wynika jednak szereg bardzo konkretnych wniosków, które dotyczą procesu stanowienia prawa.
1. Rządzący powinni zrozumieć, że wymogi transparentnego procedowania aktów prawnych są w ich interesie.
Powiedzmy sobie szczerze: gdyby na odpowiednim etapie skierowano projekt do szerokich konsultacji publicznych i opiniowania – choćby środowisk naukowych, organizacji zajmujących się pamięcią i polityką historyczną czy organizacji zajmujących się relacjami polsko-żydowskimi – z dużym prawdopodobieństwem zapobieglibyśmy rozprzestrzenieniu się sporu poza granice Polski.
2. Przyzwoity proces legislacyjny to krótkoterminowe obciążenie, ale długoterminowy zysk.
Oczywiście – dla rządzących minimalizacja krytyki na wczesnym etapie procedowania projektu jest atrakcyjną perspektywą krótkoterminową. Zmniejsza szansę na kryzys medialny, a zwiększa prawdopodobieństwo błyskawicznego, wizerunkowego sukcesu, jakim ma być szybkie uchwalenie ustawy. Niestety te partykularne i krótkoterminowe zyski z pewnością nie równoważą strat, jakie w wyniku przyjęcia budzącego wątpliwości prawa ponosi Polska, ale też ekipa rządząca.
3. Szerokie konsultacje i opiniowanie projektów to szansa na uczynienie bardziej transparentnym dialogu z partnerami zagranicznymi, jeśli komunikują oni swoje zastrzeżenia w procesie legislacyjnym.
Kierowanie pism z prośbą o zgłoszenie uwag do ambasad nie jest może szeroko przyjętą praktyką, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by ją taką uczynić. Zamiast medialnych przepychanek na temat tego, jakie było stanowisko Ambasady Izraela i różnych relacji z bilateralnych spotkań powinniśmy mieć formalne pisma z uwagami i informacje, w jaki sposób wnioskodawca się do nich odnosił. Gdyby uczynić tę praktykę powszechną, to dużo trudniejszy i mniej skuteczny byłby taki „niespodziewany kryzys” czy „atak z zaskoczenia”, o jakim mówi dziś część opinii publicznej. Zgłaszanie przez ambasady swoich wątpliwości co do procedowanego prawa nie jest niczym nadzwyczajnym: choćby w przypadku ustawy reprywatyzacyjnej na stronach RCL znajdziemy wśród opinii zgłoszonych w konsultacjach publicznych stanowisko Ambasady USA. Ambasady Izraela czy Kanady również formalnie, choć ze względu na charakter projektu na etapie sejmowym, zgłaszały swoje wątpliwości co do innych ustaw, m.in. zmian w prawie farmaceutycznym.
Zaproszenie do formalnego, pisemnego przedstawienia stanowisk i odniesienie się do nich w równie formalnym trybie nie powinno być postrzegane jako „pisanie prawa pod dyktando zagranicy”. Mogłoby być raczej wyrazem dojrzałej, podmiotowej polityki państwa. Komunikat do dyplomatów jest prosty: macie wątpliwości? Boicie się, że jakieś prawo zaszkodzi wzajemnym relacjom albo wprost Waszym interesom gospodarczym w Polsce? Nie ma problemu, macie do tego prawo – ale opinia publiczna ma też pełne prawo o tym wiedzieć co Wam się nie podoba i w jaki sposób my odpowiadamy na Wasze zastrzeżenia. Tego typu debata powinna być toczona w sposób transparentny, a nie w kuluarach dyplomatycznych gabinetów.
4. Błędem jest postępujące odejście od praktyki tworzenia założeń do projektów ustaw przed proponowaniem konkretnego rozwiązania legislacyjnego.
W tworzeniu założeń chodzi o to, by najpierw przeprowadzić dyskusję na temat celu, jaki ma osiągnąć zmiana prawa (w tym wypadku: wyeliminowanie z debaty publicznej kłamliwych określeń „polskie obozy śmierci”) i zebrać pomysły na sposób uregulowania kwestii, a dopiero potem formułować konkretne przepisy.Niestety, pobieżny przegląd stron RCL pokazuje, że mamy do czynienia z zapaścią w tym zakresie: w 2012 roku stworzono założenia do 79 aktów prawnych, w roku 2013: do 41, w roku 2014: do 39, w roku 2015: do 10, w roku 2016: do 6 i w „rekordowym” roku 2017… do 3. Wraz z rosnąca ilością stanowionego prawa musi to prowadzić do pogorszenia jego jakości.
5. Nie sposób na dłuższą metę urealnić przejrzystości i transparentności procesu stanowienia prawa bez radykalnego zwolnienia tempa prac legislacyjnych i po prostu zmniejszenia ilości tworzonego prawa.
Również na łamach naszego portalu poświęciliśmy już wiele miejsca problemowi nadregulacji i proponowaliśmy konkretne recepty na tę systemową bolączkę. Analiza prac nad ustawą o IPN i towarzyszącej jej debacie publicznej każe uwypuklić w tym miejscu jedną obserwację: tak duża ilość prawa i tak wiele kontrowersyjnych projektów sprawia, że nawet profesjonaliści – nie mówiąc o zwykłych obywatelach – tacy jak dziennikarze, przedstawiciele think tanków czy organizacji strażniczych nie są w stanie monitorować procesu legislacyjnego i zgłaszać przemyślanych uwag na odpowiednio wczesnym etapie w przypadku każdej ustawy, która potencjalne leży w gestii ich zainteresowań.
***
Wspomniany już Piotr Zaremba w innym tekście z ostatnich dni zwrócił uwagę, że konsultacje projektu owiane są mgłą tajemnicy i prawdopodobnie mamy w tym przypadku do czynienia z brakiem koordynacji międzyresortowej.
Historia nowelizacji Ustawa o IPN to gorzka lekcja – której zresztą z pewnością wolelibyśmy wszyscy nie przechodzić – tego, jak pilne są dwie zupełnie nowe wobec dotychczasowych działań rządu PiS zapowiedzi, jakie w swoim expose sformułował premier Mateusz Morawiecki. Pierwsza dotyczy właśnie potrzeby lepszej koordynacji prac resortów i przestrzeni systemowego, strategicznego namysłu nad polityką państwa poprzez stworzenie Centrum Analiz Strategicznych. Druga to zarysowana konieczność ograniczenia przyrostu ilości stanowionego prawa. „Nie zawsze też im więcej prawa, im więcej ustaw, tym lepiej – czasami jest odwrotnie. W ostatnich 25 latach co roku było więcej prawa. Postaramy się zatrzymać tę falę” – mówił Morawiecki.
Pracując nad lepszą koordynacją polityki ministerstw i ograniczeniem ilości uchwalanych ustaw rządzący muszą zrozumieć, że obu tym celom służy transparenty i otwarty również na krytyczne opinie proces stanowienia prawa.
Jeżeli zarówno poszczególne resorty i instytucje, jak i obywatele i ich organizacje będą miały więcej czasu na przyjrzenie się proponowanym projektom, to większa będzie szansa, że w przyszłości unikniemy tak dotkliwych konsekwencji legislacyjnych inicjatyw. To wymaga odwagi, ale patrząc na dzisiejszy kryzys można chyba stwierdzić, że taka odwaga do konfrontowania się z krajową krytyką opłaci się i pozwoli uniknąć niepotrzebnej krytyki na forum międzynarodowym.
Uzgodnienia, konsultacje publiczne i opiniowanie to swoisty „system wczesnego ostrzegania”. To „system przeciwpożarowy”, który ma nas zaalarmować o niebezpieczeństwie zanim wszystko stanie w płomieniach. Kierowanie projektów do konsultowania jednej osoby, na której entuzjazm liczymy, to jak zapraszanie skorumpowanego inspektora do dokonania przeglądu przeciwpożarowego. W krótkim terminie może i wydawać się atrakcyjne, ale może też doprowadzić do nieprzewidywalnych i tragicznych konsekwencji.