Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Agnieszka Szolc  25 kwietnia 2017

Gdy państwo traci głowę

Agnieszka Szolc  25 kwietnia 2017
przeczytanie zajmie 8 min

Nagłe odejście głowy państwa pociąga za sobą zmiany dla całego narodu, a czasem wywraca nawet ład międzynarodowy. By zabezpieczyć się przed niespodziewanymi konsekwencjami politycznej śmierci, kraje stosują różnorakie metody zabezpieczające – zależne od ustroju i tradycji politycznych. Przyjrzyjmy się zatem, jak proces politycznego odchodzenia wyglądał na przestrzeni wieków i jakie procedury dziś chronią nas przed pustką, która może przynieść chaos.

Od galopu konia do ćwierkania Twittera

Najpierw jest informacja. Często wywołuje ona konsternację, niedowierzanie, domysły. Rodzi plotki. Szybko rozchodzi się wieść, co się stało, a potem nadchodzi czas na pytanie, jak się stało. Naturalnie, szok jest tym większy, im bardziej śmierć niespodziewana. Ogromną rolę odgrywa szybkość przesyłu informacji, a więc rozwój mediów. Gdy doszło do zabójstwa króla Henryka IV Burbona w 1610 roku, wieść ta rozprzestrzeniała się w tempie galopu konia i fal morskich.

Rozwój prasy, poczty i kolei pozwolił na szybsze informowanie społeczeństwa i szybkie dystrybuowanie informacji na świecie – XIX wiek był więc i tutaj wiekiem rewolucji. Stopniowo potrzeba było coraz mniej czasu, aby przekazać informacje. Po wynalezieniu telegrafu, a potem telefonu wystarczyło już tylko kilka minut. Wiek XX to już błyskawiczne rozpowszechniania się przykrych zwykle wiadomości po całym świecie.

Wieść o śmierci króla Jerzego VI przekazywana drogą radiową w 1952 roku niemalże ubiegła oficjalne przekazanie smutnej wiadomości księżniczce Elżbiecie. Niewiele brakowało, by córka przebywająca w odległej Kenii dowiedziała się o śmierci ojca od reporterów.

Zmiana między radiem a Internetem nie jest już tak wielka, ale dziś miliony ludzi na całym świecie mają w ciągu sekundy dostęp do tych samych informacji. Nie zawsze prawdziwych – karierę i w dziedzinie śmierci robią niewiarygodne przekazy jak ten, gdy pod koniec 2016 roku domniemywano o śmierci Elżbiety II.

Co dalej?

Szybki dostęp do informacji prowadzi do błyskawicznych spekulacji. Postępująca globalizacja sprawia, że ludzie na drugim końcu świata mogą zerkać nam za krajowe ramię. Choć po każdych wyborach prezydenckich w USA komentatorzy zastanawiają się, jaki kurs w polityce zagranicznej obierze nowa administracja, to jednak dużo więcej emocji budzą niespodziewane zmiany. Wraz ze śmiercią lidera żywe stają się dyskusje o losach poszczególnych państw w przyszłości.

Gdy Fidel Castro przekazał ze względów zdrowotnych władzę bratu Raulowi, zastanawiano się, czy przyniesie to polityczne odprężenie na komunistycznej Kubie. Zmiany, jakie przyniosła Arabska Wiosna budziły nadzieje, by ostatecznie przynieść strach. Po śmierci Kim Dzong Ila wszyscy wypatrywali, co stanie się z najbardziej izolowanym krajem świata i z równą fascynacją przypatrywaliśmy się fali rozpaczy, która przetoczyła się przez Koreę Północną spekulując, czy została wyreżyserowana.

Problem przekazania władzy budzi największe emocje, gdy dotyczy najważniejszych graczy na arenie międzynarodowej. Pytanie, kto obejmie urząd prezydenta w Wietnamie w przypadku niemożności sprawowanie urzędu przez Tran Dai Quanga, raczej świata nie poruszy. Ale jeśli z Waszyngtonu nadejdzie informacja o chorobie, zniknięciu lub śmierci prezydenta, wówczas będziemy pytać: „co dalej?”.

USA: śmierć sprocedurowana

W amerykańskiej historii ośmiu prezydentów opuściło ten świat podczas sprawowania funkcji. Pierwszym był William Henry Harrison, który odszedł w 1841 roku po zaledwie miesięcznym urzędowaniu. Przyczyna? Dur brzuszny. Dziewięć lat później w związku z problemami z układem pokarmowym zmarł Zachary Taylor. Zabójstwo 16. prezydenta USA, Abrahama Lincolna, w 1865 roku odbiło się szerokim echem i do dziś żywe jest w popkulturze. Sto lat później zresztą podniosła ceremonia pogrzebowa i poprzedzający ją kondukt żałobny był wzorem podczas ceremonii pogrzebowych Johna F. Kennedy’ego. Andrew Garfield (1891) i William McKinley (1901) również zginęli w wyniku zamachów. Tego drugiego w imię anarchistycznych haseł zaatakował syn polskich imigrantów ­– Leon Czolgosz. Na początku lat 20. XX wieku z powodu wady serca odszedł jeden z najgorzej ocenianych prezydentów, Warren Harding. Gdy w kwietniu 1945 roku, w kilka miesięcy po zaprzysiężeniu na czwartą kadencję, zmarł Franklin Delano Roosevelt, Rzesza Adolfa Hitlera chyliła się ku upadkowi. Roosevelt, który z sukcesem przeprowadził swój kraj przez II wojnę światową, umarł z powodu udaru lub wylewu krwi do mózgu. Jedną z największych tragedii dla amerykańskiego narodu nadal pozostają wspomniane już wydarzenia z 22 listopada 1963 roku, kiedy to w Dallas zginął John F. Kennedy. Motywy jego zabójcy oraz przebieg zdarzeń dały początek wielu teoriom spiskowym i po dziś dzień budzą kontrowersje doskonale znane z filmów, seriali i innych dzieł kultury. 

W każdej z wymienionych sytuacji doszło do objęcia władzy przez wiceprezydenta. To on jest osobą numer dwa w państwie. Paragraf szósty artykułu drugiego Konstytucji Stanów Zjednoczonych stanowi, że w przypadku usunięcia, śmierci, rezygnacji lub niemożności sprawowania funkcji przez prezydenta jego obowiązki przejmuje wiceprezydent.

Gdy wprowadzano ustawę zasadniczą nie zastanawiano się jednak, co stanie się w przypadku, gdy urzędu nie będzie mógł sprawować nie tylko zaprzysiężony prezydent, ale też jego zastępca. Co więcej, zgodnie z Konstytucją stanowisko wiceprezydenta pozostawało puste, gdy ten zajmował miejsce swojego zwierzchnika. Problem ten rozwiązano w 1792 roku wprowadzając Presidential Succesion Act. Postanowiono wówczas, że kolejnym w linii sukcesji jest prezydent pro tempore Senatu, a za nim speaker Izby Reprezentantów – a więc przedstawiciele Kongresu Stanów Zjednoczonych. Żaden z nich nie zostawałby jednak prezydentem, a jedynie wypełniałby jego obowiązki. Akt zobowiązywał do przeprowadzenia nowych, przyśpieszonych wyborów prezydenckich.

Porządek ten trwał do 1886 roku. Wtedy na mocy nowego prawa zdecydowano, że następni w kolejce po wiceprezydencie będą członkowie gabinetu i to, co ciekawe, w porządku, o którym decydowała kolejność… utworzenia poszczególnych departamentów. Dlatego sekretarz stanu, jako zasiadający na czele najwcześniej powołanego, był drugim w kolejności do pełnienie opuszczonego urzędu. W XIX wieku nie przewidywano uzupełniających wyborów na najwyższe stanowisko w państwie, a z „kolejki” wykluczono przedstawicieli parlamentu. Warto nadmienić, że postanowienia żadnego z tych aktów nie zostały nigdy zastosowane. Nie było ku temu okoliczności.

Obecnie funkcjonuje trzeci Akt o Sukcesji. Na polecenie prezydenta Trumana w 1947 roku postanowiono niejako połączyć ze sobą poprzednie pomysły z niewielkimi zmianami. Zgodnie z owym prawem w linii sukcesji po wiceprezydencie znajdują się speaker Izby Reprezentantów, prezydent pro tempore Senatu (odwrócono kolejność z 1792) i kolejni członkowie gabinetu: począwszy od sekretarza stanu, skarbu, obrony, prokuratora generalnego aż do sekretarza bezpieczeństwa krajowego, którego departament utworzono w 2003 roku.

Wyznaczony, by przeżyć

Kwestię sukcesji prezydenckiej dopełniają poprawki do Konstytucji. W roku 1933 wprowadzono 20. poprawkę, która mówi m.in. o tygodniach pomiędzy wyborami a zaprzysiężeniem nowego prezydenta. W jej myśl, podobnie jak w czasie prezydentury, wiceprezydent-elekt może zająć miejsce prezydenta-elekta, jeśli sytuacja tego wymaga. Rozwiązane to jest możliwe, ponieważ tożsamość kandydata na wiceprezydenta jest ustalana przed wyborami. Jeśli jednak w dniu planowanego zaprzysiężenia obaj wybrani przez naród kandydaci nie są w stanie podjąć stanowiska, to na Kongresie spoczywa obowiązek zadecydowania o postępowaniu. Dzięki 25. poprawce z 1967 roku prawnie usankcjonowano ciągłość władzy prezydenckiej. Gdy prezydent znajduje się w sytuacji uniemożliwiającej sprawowanie urzędu, a jest nią przykładowo skomplikowana operacja, wiceprezydent jest uznawany za pełniącego obowiązki prezydenta do czasu aż ten powróci do pełni sił i będzie mógł kierować krajem. Działanie takie podejmowane jest na wniosek samej głowy państwa. Na mocy tej poprawki umożliwiono też powoływanie nowego wiceprezydenta. Do tamtej pory bowiem, jeśli druga osoba w kraju opuszczała swoje stanowisko, np. zajmując fotel prezydencki lub umierając, urząd wakował. Możliwości płynące z nowego zapisu wykorzystano dwa razy i oba dotyczyły Geralda Forda. Najpierw w 1973 roku poprawka umożliwiła mu zostanie wiceprezydentem, gdy jego poprzednik, stojący u boku Nixona, zrezygnował. Rok później, gdy został 38. prezydentem USA, dała możliwość na desygnowanie własnego zastępcy.

W czasach zimnej wojny, gdy obawiano się potężnego ataku Bloku Wschodniego, wprowadzono kolejne zabezpieczanie.

Gdy prezydent oraz wszyscy znajdujący się w linii sukcesyjnej znajdują się w jednym miejscu – co dzieje się przy okazji orędzia prezydenckiego w Kongresie – hipotetycznie istnieje zagrożenie równoczesnej śmierci wszystkich osób wyznaczonych do sprawowania najwyższej władzy. Z tego powodu zdecydowano się powołać w 1981 roku instytucję nazwaną designated survivor – człowieka, którego przeznaczeniem jest przeżyć.

Każdorazowo jest to inna, kolejna z linii sukcesji osoba. Musi spełniać wszystkie wymagania konieczne dla kandydata na amerykańskiego prezydenta: mieć co najmniej 35 lat, od 14 lat przebywać w USA i być tam urodzona. Jest umieszczana w odosobnionej, tajnej i bezpiecznej lokalizacji razem z kodami używanymi do odpalania głowic atomowych. Od 2005 roku również Kongres wyznacza swoich designated survivers – po jednym z każdej z izb. Gdyby zginęli wszyscy członkowie Kongresu, ta dwójka ma zająć miejsce speakera oraz prezydenta pro tempore, stając się namiastką władzy ustawodawczej.

Podsumowując: władze Stanów Zjednoczone zobligowane są do postępowania wobec bardzo szczegółowo zaplanowanych i zdają się brać pod uwagę każdą ewentualność, jaką potrafimy sobie wyobrazić. Warto zauważyć, że amerykański system nie przewiduje rozpisywania nowych wyborów prezydenckich. Inaczej jest w innych krajach.

Rosja, Chiny, Indie

W konstytucji Federacji Rosyjskiej kwestia przejęcia władzy opisana jest w rozdziale 4 ustawy zasadniczej. W przypadku śmierci, usunięcia z urzędu lub rezygnacji głowy państwa – władza prezydencka tymczasowo przechodzi w ręce premiera. Nie staje się on jednak głową państwa, a jedynie zastępuje ją do czasu odbycia się wyborów, które wyznaczą nowego przywódcę. Zgodnie z prawem mają się one odbyć do trzech miesięcy od czasu zwolnienia fotela prezydenckiego. W tym czasie premier nie ma prawa rozwiązać Dumy, żądać wprowadzenia poprawek do konstytucji lub zmiany samej ustawy zasadniczej, a nawet zwołania referendum. Ma on jedynie przeprowadzić kraj przez tych trudnych kilka tygodni. Do tej pory, od wprowadzenia w życie konstytucji w 1993 roku, nie było potrzeby zastosowania tych przepisów.

Urząd wiceprezydenta, który ma prawo działać w zastępstwie prezydenta, funkcjonuje w Indiach oraz Chińskiej Republice Ludowej. W największej demokracji świata druga osoba w państwie wybierana jest nie przez społeczeństwo, ale przez obie izby indyjskiego parlamentu. Przejmuje on władzę jako tymczasowo pełniący urząd prezydenta i opuszcza go w chwili wyboru nowej głowy państwa. Jeśli i on nie może sprawować urzędu, to kolejnym w linii sukcesji jest pierwszy sędzia Sądu Najwyższego Indii.

W Chinach wiceprezydent również ma za zadanie przejąć przywództwo w razie nagłych wypadków. Jego zadaniem jest również wspieranie prezydenta, który skupia w swoich rękach władzę i stoi na czele Politbiura. Warto zwrócić uwagę, że obecny prezydent Xi Jingping przed podjęciem najwyższego urzędu w państwie był właśnie wiceprezydentem. Być może jest to wskazówka, kto po zakończeniu kadencji może zająć jego miejsce? Podobne instytucje obecne są w wielu krajach świata. Niezmiennie, wiceprezydent ma za zadnie wypełniać pustkę po odejściu głowy państwa.

Kwestia sukcesji jest zwykle regulowana przez szczególnie określony porządek w monarchiach. W przypadku śmierci władcy zawczasu wiadomo, kto przejmie koronę.

Obecnie w większości monarchii nie występuje pierwszeństwo męskich potomków. Kobiety traktowane są na równi ze swoimi braćmi, a o przejęciu korony decyduje jedynie wiek i stopień pokrewieństwa.

W Europie tylko w Hiszpanii i księstwie Monako uchowała się tzw. męska primogenitura. Na świecie występuje ona m.in. w Tajlandii, Butanie i Lesotho. W niektórych monarchiach, takich jak: Andora, Kuwejt, Kambodża, Malezja, i Suazi, monarcha wybierany jest spośród przedstawicieli dynastii. W Arabii Saudyjskiej stosuje się zasadę senioratu, na podstawie której władzę sprawuje najstarszy męski przedstawiciel rodu. Szczególnym przypadkiem państwa z obieralnym władcą jest oczywiście Watykan. Choć zasady wyznaczania władców w monarchiach są jasne, to zdarzają się sytuacje, w których chciano odejść od wyznaczonego porządku. Najbardziej znany jest przypadek Wielkiej Brytanii, gdzie znaczna część społeczeństwa widziałaby na tronie chętniej księcia Williama (będącego drugim w kolejce do tronu) niż jego ojca Karola.

 ***

Mechanizmy pozwalające zapewnić ciągłości władzy są konieczne dla stabilności państwa. Gdyby nie istniały, zamach stanu lub inne nagłe i brutalne działania mogłyby zdarzać się częściej, bo ich sprawcom dawałyby większą nadzieję na skuteczną destabilizację systemu. Wakujące najwyższe (choć często tylko w teorii) stanowisko to zagrożenie dla ciągłości państwa. Świadomość istnienia procedur pozwala na spokojniejsze życie w sytuacji kryzysowej. Lubimy przecież wiedzieć, że ci, którym oddajemy się pod opiekę, panują nad sytuacją.