Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  19 grudnia 2016

Nie dajmy się wkręcić w ten spektakl

Piotr Kaszczyszyn  19 grudnia 2016
przeczytanie zajmie 4 min

Aktorzy dają z siebie wszystko. Mimika, gestykulacja, dialogi. Obu stronom teatralnego konfliktu udało się nawet wciągnąć na scenę część publiczności. Szkoda tylko, że sami autorzy i suflerzy tej tragikomicznej sztuki już nie są tacy autentyczni, a całe to rozgorączkowanie i histeria wyglądają na cyniczne i z wyrachowaniem reżyserowane.

Zaczęło się od nadgorliwości. Końcówka rządów PO to niezwykła, beztroska arogancja związana z protekcjonalnym wobec społeczeństwa poczuciem wyższości. PiS w sferze symboliczno-komunikacyjnej też nie jest tej arogancji pozbawiony, raczej jednak na zasadzie „a co nam zrobicie?”, wynikającej z poczucia dawnej krzywdy, chęci zemsty? Do końca nie jestem tego pewien.

Co nie zmienia faktu, że ta nadgorliwość marszałka Kuchcińskiego wobec posła Szczerby wynikała moim zdaniem właśnie z tego poczucia arogancji, chęci pokazania kto tutaj rządzi. Podobno jednak marszałek chciał szybko wycofać się ze swojej pochopnej decyzji, ale wówczas miał zainterweniować sam prezes Kaczyński. Jeśli to prawda, to mieliśmy do czynienia z cyniczną i z premedytacją przeprowadzoną eskalacją konfliktu.

Takiej sytuacji nie mogła oczywiście przepuścić opozycja. Jak bramka jest pusta, to żal nie strzelić gola. Tym bardziej że zachowanie PiS-u, zresztą nie pierwszy i nie drugi raz w tej kadencji Sejmu, było trudne do wytłumaczenia w kategoriach politycznej racjonalności. Tak więc cynizmem i wyrachowaniem popisali się też posłowie i posłanki z PO i .Nowoczesnej.

Najczęściej stosowanym środkiem stylistycznym polskiego życia publicznego ostatniego roku jest hiperbola. Przesadzają rządzący, przesadza opozycja. Inflacja emocji, gestów, słów na najwyższym moralnym rejestrze.

W tych okolicznościach wszelakiego wzmożenia zakładnikiem politycznych sporów stał się oczywiście język, używany przez obie strony konfliktu jako ideologiczna pałka. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z Tomaszem Lisem, czy Jackiem Karnowskim. Jedni warci drugich.

Piątkowe wydarzenia były tylko kolejną, mnie osobiście nużącą już, odsłoną tego samego żenującego spektaklu. Czy popieram obostrzenia dotyczące obecności dziennikarzy w Sejmie proponowane przez PiS? Nie, ale jeszcze mocniej protestuję przeciwko towarzyszącej tym niepotrzebnym regulacjom histerycznej narracji z powracającymi hasłami o pełzającym totalitaryzmie i cichym zamachu stanu. Na filmik, na którym Wojciech Diduszko kładzie się na ulicy, sugerując najwyraźniej pobicie przez policję, spuśćmy zasłonę milczenia.

Zachowajmy za to proporcje i zdrowy rozsądek – nowe propozycje nie zagrażają demokracji, są raczej kolejnym już wyrazem arogancji obozu rządzącego, który chce wprowadzić asymetryczne relacje pomiędzy posłów a dziennikarzy, ustawić się na wyższej, wygodnej pozycji, utrudniając w jakimś stopniu, ale nie drastycznym, pracę reporterom w Sejmie. W tle pozostaje zresztą niezwykle istotne pytanie, które w ferworze zdarzeń nie wybrzmiewa zbyt wyraźnie – czy rzeczywiście praca reporterów w Sejmie jest „solą naszej demokracji” i istotą funkcji kontrolnej sprawowaną przez „czwartą władzę”? Sam mam pewne wątpliwości, ale nie chcę teraz rozstrzygać tego jednoznacznie. Nie zmienia to również faktu, że motywacje PiS-u nie były raczej natury merytorycznej, lecz politycznej, o czym pisałem wyżej.

Kolejna sprawa – słynna już grafika zestawiającą praktyki w zakresie pracy dziennikarzy w parlamentach innych państw Zachodu. Początkowo – „młot na opozycję”, teraz już pełna nieścisłości. Już wiele razy przez ostatnie miesiące „argument z zagranicy” był wykorzystywany przez opozycję, aby uderzyć w rząd. Teraz sięgnęli po niego obrońcy poczynań PiS-u. Dla mnie to jedno i to samo postkolonialne odbicie. Przy wszystkich nieścisłościach – oficjalne regulacje to jedno, kultura polityczna i praktyka im towarzysząca to drugie. A tych już na grafice nie znaleźliśmy. Zresztą samo stwierdzenie, że „tak jest na Zachodzie” nie może rozstrzygać. Jak coś jest złe, to powiedzmy, że jest złe i tyle. Nie musimy się wiecznie podpierać wujkiem z Ameryki.

Od samych regulacji bardziej kłopotliwy był dla mnie dalszy rozwój wydarzeń po zablokowaniu mównicy przez opozycję.

PiS, zamiast okazać się tym mądrzejszym i dojrzalszym, udał się do Sali Kolumnowej i łamiąc standardy kultury politycznej uchwalił m.in. budżet na przyszły rok. To nie powinno mieć miejsca, bez względu na wątpliwości wokół cynicznej zagrywki opozycji.

A już sytuacja, w której minister sprawiedliwości wpisuję się post factum na listę obecności, aby uzyskać potrzebne kworum, jest po prostu skandaliczna. Gdyby Zbigniew Ziobro miał trochę godności osobistej i honoru to powinien podać się natychmiast do dymisji. Na takie zachowania nie może być zgody. Tylko że znów – nie chodzi o zamach na demokrację, ale małostkowe warcholstwo rodem z degenerującego się ustroju I RP (swoją drogą nieznośna i infantylna językowa egzaltacja wśród naszej klasy politycznej nie zmieniła się od wieków).

Jedni grzmią o upadku demokracji, drudzy oskarżają opozycję o próby podważania wyborczych rezultatów i destabilizację państwa.

A ja wkurzam się na Jarosława Kaczyńskiego, Ryszarda Petru, Grzegorza Schetynę, Mateusza Kijowskiego za dalszą eskalację tego infantylnego konfliktu, moim zdaniem czynioną z premedytacją, cynizmem i wyrachowaniem, kosztem autentycznej troski o ojczyznę wielu ludzi z obu stron politycznej barykady.

Ktoś powie – to nie cynizm, to racjonalna gra według zasad mediokracji. Zgoda, ale same zasady pozostawiają, mówiąc eufemistycznie, wiele do życzenia.

Wiecie kto teraz ma pewnie największy ubaw z tej naszej tragikomedii? Ekipa z Kremla. Cieszmy się, że historia poszła do przodu i w Warszawie nie ma już ambasadora Repnina, bo takiej okazji to na pewno by nie przepuścił. Szkoda tylko, że zamiast niego za oknem grzmi nam geopolityczna burza, a nasza klasa polityczna wciąż siedzi głównie w dziecięcym pokoju i wyrywa sobie nawzajem zabawki.