Dlaczego Pużak?
W toczącej się dyskusji dotyczącej kształtu polityki historycznej godnych eksponowania wydarzeń i wzorcowych postaw niewiele jest przykładów powszechnie akceptowalnych. Jednym z nielicznych – jak się zdaje – na tym polu wyjątków może być Kazimierz Pużak. Dla lewicy – przywódca PPS-u, stanowiący idealne zaprzeczenie pokutującego od lat fałszywego mitu łączącego polski ruch socjalistyczny z komunizmem; dla prawicy – niezbyt radykalny socjalista o nastawieniu niepodległościowym, a przy tym – co być może kluczowe – ofiara reżimu powojennego. Potwierdzeniem tej tezy jest całkiem jeszcze „świeży” postulat jednego z czołowych piór prawicy, Piotra Zaremby, by postać Pużaka upamiętnić pomnikiem. I nie sposób się z publicystą tygodnika „wSieci” nie zgodzić. Jednak barwnej i wcale nie tak jednolitej drodze wspomnianego „sumienia polskiej lewicy”, jak, nieco patetycznie, Pużak bywa określany, warto przyjrzeć się bliżej.
Początki jego działalności są dość typowe dla pokolenia, którego wysiłki – przy „odrobinę” sprzyjającej koniunkturze międzynarodowej – zaowocowały odzyskaniem niepodległości. Przez młodzieżowe koła socjalistyczne, a w jednym z nich zaczynał Pużak, przewinął się szereg czołowych nazwisk polskiej polityki doby dwudziestolecia międzywojennego. Nazwisk nie zawsze kojarzonych później z lewicą. Kult pracy, ale przede wszystkim postulat niepodległości głoszony przez socjalistów przyciągał wielu, co sprawiło, że wśród jego towarzyszy w organizacji Promieniści znalazły się postaci takie jak Marian Kukiel – późniejszy Minister Obrony Narodowej, związany ideowo z chrześcijańską demokracją – czy Stanisław Kot – jeden z ideologów ruchu ludowego, który przejść miał do historii jako tropiciel rzeczywistych i wyimaginowanych nadużyć sanacji.
W przeciwieństwie jednak do nich, Pużak w swoim wyborze pozostał konsekwentny, krótko przed rewolucją 1905 roku wstępując w szeregi PPS-u. Gdy w partii nastąpił rozłam, opowiedział się po stronie grupy Józefa Piłsudskiego, definiującej jako podstawowy cel ruchu socjalistycznego działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości. Zdecydowanie większa część działaczy stanęła wówczas po stronie PPS-Lewicy, postulującej skoncentrowanie się na sprawach społecznych, kwestię niepodległości, jako nierealną, a przy tym mniej dla ruchu robotniczego istotną, spychającej na margines. Warto przy tym zaznaczyć, że Pużak wyboru tego dokonywał wywodząc się z rodziny mieszanej – jego matka była Ukrainką.
W PPS-Frakcji Rewolucyjnej, bo tak paradoksalnie nazywała się grupa piłsudczykowska, działał na wielu polach – od organizacyjnej „roboty partyjnej” po wykonywanie wyroków na agentach carskiej Ochrany. W 1911 roku został aresztowany i skazany na 8 lat ciężkich robót, „poprawionych” zsyłką na Syberię. Po odsiadce w więzieniach Warszawy i Piotrogrodu został skierowany do Twierdzy Szlisselburskiej – najcięższego więzienia carskiej Rosji. Fakt ten będzie odgrywał istotną rolę w otaczającym Pużaka w latach późniejszych nimbie bojowca sprawy niepodległości, a „przeszłość szlisselburska” uderzy i wprawi w zakłopotanie nawet funkcjonariuszy NKWD, z jakimi stanie twarzą w twarz trzy dekady później.
Wolność przyniosła Pużakowi rewolucja lutowa. Niemal natychmiast przystąpił do struktur PPS-u, działających na terenie ogarniętej chaosem Rosji. Stojąc na stanowisku odrębności polskiego ruchu socjalistycznego, blokując wcale nie pozbawioną popularności ideę włączenia się Polaków w wir walk rewolucyjnych, jednocześnie sugerował łagodne sprzyjanie bolszewikom, najgłośniej podnoszącym wówczas postulat samostanowienia narodów. Co ciekawe, jako były więzień Szlisselburga miał szerokie kontakty z partyjną wierchuszką, u której cieszył się niemałą atencją. Najlepszym tego potwierdzeniem są „dojścia” do Lenina, Dzierżyńskiego i Trockiego, z którymi osobiście, choć z różnymi skutkami, negocjował sprawy ludności polskiej. Pozytywnym aspektem podjętych przez niego pertraktacji było uwolnienie wielu przetrzymywanych przez bolszewików Polaków, a także zgoda na przetransportowanie do Francji żołnierzy polskich uwięzionych na terenie Ukrainy. Nie udało mu się natomiast zrealizować najśmielszego z pomysłów, jakim było sformowanie na terenie Rosji polskiej armii. Po ponad roku politycznego lawirowania, w obliczu zaostrzającej się sytuacji wewnętrznej, struktury partii rozwiązano, nakazując wszystkim działaczom powrót do kraju.
Ciekawe, że po przyjeździe do Polski reputacja Pużaka daleko odbiegała od „zachowawczości”, z jaką kojarzony jest dziś. Uchodził wręcz za radykała, z racji czego kierownictwo PPS-u nie darzyło go zaufaniem. Znamienne dla burzliwego losu polskich socjalistów, że w tej samej „grupie lewicowców” znalazł się późniejszy wicepremier rządu emigracyjnego, Jan Kwapiński, który w przeciwieństwie do Pużaka wziął nawet udział w inspirowanej przez komunistów próbie rozłamu w PPS-ie, by z czasem stać się jednym z symboli niezłomnego antykomunizmu socjalistów emigracyjnych.
Wracając jednak do Pużaka – jego postawę najlepiej charakteryzował sceptycyzm wobec startu socjalistów w wyborach do Sejmu Ustawodawczego, którego konieczności nie negował, traktując go jednak jako „krok taktyczny”, konieczny do „przyparcia do muru burżuazji”. Równolegle postulował tworzenie przez PPS Rad Robotniczych, mających być zapleczem przyszłego aparatu państwowego. „Wybierać oczywiście należy – twierdził u progu niepodległości Pużak – ale konstytuanta nie może być placówką rozstrzygającą”. Paradoksalnie impulsem do złagodzenia jego stanowiska był zauważalny wzrost sympatii rewolucyjnych, jaki stał się problemem partii – szczególnie po wspomnianych wyborach, będących dla PPS-u bardzo nieprzyjemnym rozczarowaniem. W rezultacie słabego wyniku wyborczego – sam Pużak mandat zdobył – część działaczy, dotąd akceptująca umiarkowaną, parlamentarną linię kierownictwa, wyraźnie zaczęła skłaniać się ku rewolucji. Pużak występował z ich zdecydowaną krytyką, uważając podobne tendencje za zagrożenie dla odradzającego się państwa.
Choć – w przeciwieństwie do wielu polityków socjalistycznych – nie brał czynnego udziału w wojnie polsko-bolszewickiej, nawołując nawet na pewnym etapie do jej zakończenia, w obliczu rosnącego zagrożenia zaangażował się w tłumienie propagandy komunistycznej. Głównymi punktami jego krytyki były antypaństwowość i antydemokratyczność systemu proponowanego przez bolszewików. Wraz z późniejszym premierem, Tomaszem Arciszewskim, zainicjował także nabór do powołanych przy PPS-ie robotniczych oddziałów pomocniczych, formowanych do walki z nadciągającą Armią Czerwoną. Wreszcie – choć nie bez rozterek – poparł udział PPS-u w Rządzie Obrony Narodowej, stawiając tym samym kwestię zagrożonej niepodległości „ponad interes robotniczy”. Było to o tyle istotne, że wielu socjalistów, nie negujących konieczności obrony młodego państwa przed bolszewikami, a niekiedy czynnie na jej rzecz działających, sprzeciwiało się wejściu PPS-u do „burżuazyjnego rządu”, widząc w tym próbę instrumentalnego wykorzystania partii.
Kres wojny polsko-bolszewickiej nie oznaczał bynajmniej dla Pużaka powrotu do parlamentarnej rzeczywistości. Wiosną 1921 roku został pełnomocnikiem partii ds. opieki nad powstańcami śląskimi. Jego zaangażowanie w pomoc dla zwerbowanych wcześniej ludzi daleko wykraczało poza normę, jakiej wymagała od niego pełniona funkcja. Biograf Pużaka, Marcin Panecki, przytacza znamienną w tym kontekście relację Jacka Kuronia, którego ojciec, działacz PPS-u, brał udział w III powstaniu śląskim: „Pużak, który był wówczas pełnomocnikiem do spraw ochotników w Zagłębiu, ściągnął ojca do Sosnowca i opłacił mu gimnazjum w Dąbrowie Górniczej. Dzięki temu ojciec zrobił maturę”. Rok później, już jako sekretarz generalny Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS, jedna z najważniejszych osób w partii, ponownie zdobył mandat poselski. Jego aktywność na niwie parlamentarnej koncentrowała się – co nie będzie zaskoczeniem – wokół kwestii pracowniczych.
Podczas zamachu majowego, podobnie jak cała partia, opowiedział się po stronie Józefa Piłsudskiego. Nie należał do grona największych entuzjastów marszałka, ale podzielał powszechne wówczas na lewicy obawy przed hegemonią endecji, w Piłsudskim upatrując gwarancji „zaprowadzenia prawdziwej demokracji”. Ta miała się oprzeć na naturalnym, jak zdawało się liderom ugrupowania, zapleczu politycznym – zapleczu PPS-u. Rachuby kierownictwa zawiodły. Już pół roku później „ograni” socjaliści oficjalnie przechodzili na pozycje opozycyjne. Poczucie zawodu było tym większe, że rola PPS-u w powodzeniu zamachu była kluczowa.
Tymczasem pozycja Pużaka w partii rosła. Z końcem lat 20. był już wyraźnie jednym z głównych architektów jej linii. Linii – dodajmy – mocno umiarkowanej, za co spotykała go krytyka, zarówno ze strony partyjnej lewicy, jak i tzw. „dołów”. To Pużak będzie stał za unikaniem akcentów zdecydowanie antysanacyjnych na rzecz piętnowania endecji, a także walki z komunistami. Znamienne jednak, że równolegle należeć będzie do inicjatorów projektu amnestii z okazji dziesięciolecia odzyskania niepodległości, przy pracach nad którym optował za objęciem nią możliwie największej liczby… skazanych za komunizm. Niekonsekwencja? Bynajmniej. Pużak przy całym swoim antykomunizmie należał do grupy stanowczych przeciwników karania za poglądy polityczne. Uważał też, że proceder ten zwiększa społeczną atrakcyjność komunizmu, roztaczając wokół komunistów aurę męczenników.
Ostatecznie jednak PPS, nie tyle za sprawą, co przy akceptacji Pużaka, zdecydował się na zaostrzenie kursu wobec sanacji. Z szeregów partii odeszła grupa starych piłsudczyków, a wkrótce socjaliści wraz z ludowcami stali się podstawą Centrolewu – antysanacyjnego sojuszu sześciu stronnictw. Gdy Piłsudski zdecydował się uderzyć w opozycję, aresztując krótko przed wyborami w 1930 roku kilkunastu jej przywódców, Pużak, mimo roli jaką odgrywał w całym przedsięwzięciu, uniknął ich losu. Dla jego przeciwników stało się to fundamentem oskarżeń o „ciche sprzyjanie reżimowi”. Zresztą z listy osób „do zatrzymania” skreślić miał go sam Piłsudski, argumentując to słowami: Co by o mnie powiedziano, gdybym ja więźnia Szlisselburga zamknął w twierdzy?”.
Lata 30. to okres wyraźnej już dominacji Pużaka, która była efektem zmarginalizowania wpływów jego głównego adwersarza, Norberta Barlickiego, opowiadającego się za „pójściem na konfrontację z dyktaturą sanacyjną”. Linia partii, de facto przez Pużaka kierowanej, opierała się wówczas na kilku zasadniczych i typowych dla jego sposobu myślenia wątkach, takich jak: zwalczanie wpływów komunistycznych, przeciwstawianie się rosnącej fali nacjonalizmu, zacieśnianie współpracy z ruchem ludowym, a także z lewicą mniejszości narodowych – głównie żydowskim Bundem. I… trwanie. Wobec rządu deklarowano opozycyjność, jednak jego krytyka, ze względu na ewentualne represje, jakich spodziewał się Pużak, a także nieobliczalność generalnego wystąpienia robotników, pozostawała dość umiarkowana.
W walce z partyjnymi radykałami posuwał się z kolei daleko, co dobrze obrazuje proceder osobistego wykreślania z delegacji na kongresy partyjne osób „niepewnych” – komunizujących. Warto też uściślić, że jego umiarkowanie dotyczyło głównie kwestii taktyki PPS-u w konfrontacji z władzą. Na płaszczyźnie założeń programowych Pużak nie pozostawiał złudzeń, odrzucając kapitalistyczny ustrój gospodarczy i sprzeciwiając się jego ewentualnym przemodelowaniom. Podsumowując XXIII Kongres PPS, stwierdzał wprost: „Nasza najbliższa przyszłość to Polskie Państwo Socjalistyczne!”. Nie uchylił się też od poparcia uchwały zapowiadającej wprowadzenie na okres przejściowy dyktatury proletariatu, mającej zabezpieczać przemiany w obliczu ewentualnego zagrożenia działalnością sił reakcyjnych. Niezmiennie jednak uchodził za partyjnego prawicowca, kierującego partią silną ręką, a zdaniem niektórych – co nie było zupełnie pozbawione podstaw – wręcz metodami dyktatorskimi. Na lewicy PPS-u popularne było określanie go ironicznie „pepeesowskim Stalinem”, czego ten nie znosił.
W odpowiedzi na wzrost radykalnego nacjonalizmu, z inicjatywy Pużaka powołano w 1934 roku paramilitarną Akcję Socjalistyczną, mającą zrzeszać młodych, a przy tym najsprawniejszych działaczy PPS-u. Zakres jej działalności był bardzo szeroki – od ochrony wieców i pochodów przed komunistami przez organizację kolportażu, walki z bojówkami oenerowskimi po prowadzenie wywiadu w innych ugrupowaniach. Kurs na przyciąganie i konsolidowanie lewicującej młodzieży był dla niego – „sekretarza od urodzenia” – zagadnieniem priorytetowym. Ciekawą i dość jak na warunki polskie egzotyczną inicjatywą Pużaka była organizacja młodzieżowej pielgrzymki na stoki Cytadeli – symbolicznego dla socjalistów miejsca śmierci Traugutta i Okrzei.
Druga połowa lat 30. przyniosła zmianę dotychczasowej koncepcji działania. Po śmierci Piłsudskiego, wbrew oczekiwaniom socjalistów, obóz sanacyjny zaczął dryfować w kierunku nacjonalistycznym, a w wyniku narzuconej ordynacji wyborczej dotychczasowy model trwania w opozycji parlamentarnej w zasadzie tracił rację bytu. Równolegle w dołach coraz popularniejsza stawać zaczęła się kwestia współpracy z Komunistyczną Partią Polski. Zdławienie tych tendencji stało się głównym celem Pużaka. Ostateczny na tym polu sukces osiągnął na ostatnim przedwojennym kongresie PPS-u w Radomiu, gdzie wyraźna większość delegatów odrzuciła promowaną przez Moskwę koncepcję jednolitego frontu, polegającego na współpracy socjalistów z komunistami. Ciekawe, że jedną z głównych przeciwniczek Pużaka była wówczas stosunkowo młoda, wyróżniająca się działaczka z Krakowa – Wanda Wasilewska. W zamian – co było celem „pepeesowskiego Stalina” – opowiedziano się za Frontem Demokratycznym, obejmującym, poza socjalistami, ludowców oraz lewicę piłsudczykowską.
O tym, że jego polityka zaczynała przynosić korzyści, najlepiej świadczą wybory samorządowe w miastach, które odbyły się wiosną 1939 roku. Okazały się one wielkim sukcesem PPS-u. Startując wraz z żydowskim Bundem, uzyskano wspólnie blisko 35% głosów, wyprzedzając nie tylko narodowców, ale także rządzący sanacyjny Obóz Zjednoczenia Narodowego. Lewica „wzięła” tak istotne ośrodki jak Łódź, Zagłębie Dąbrowskie, Kraków, Gdynię czy Radom.
Równolegle, w obliczu rosnącego zagrożenia niemieckiego, PPS, z inicjatywy Pużaka, wystąpił z postulatem utworzenia ponadpartyjnego Rządu Obrony Narodowej, wzorowanego na przedsięwzięciu z lipca 1920 roku. Gdy apel socjalistów pozostał bez odpowiedzi, Pużak z Arciszewskim, nie pierwszy raz – jak na „agentów międzynarodowej burżuazji” przystało -–postawili na „inicjatywę prywatną”. W porozumieniu z kontrwywiadem Wojska Polskiego, zaczęli montowanie siatek dywersyjnych PPS-u na terenach przygranicznych. W wypadku wojny miały one organizować obronę zakładów przemysłowych, a także prowadzić działalność sabotażowo-szpiegowską. W sierpniu 1939 roku po raz ostatni, tym razem do spółki ze Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym, zaapelowano o utworzenie wspomnianego rządu. Apel, podobnie jak wiosną, nie przyniósł żadnego skutku.
Klęska wrześniowa była dla Pużaka ogromnym ciosem. Choć podczas oblężenia Warszawy pozostawał aktywny jako przewodniczący Robotniczego Komitetu Pomocy Społecznej, jeszcze przed kapitulacją, widząc rozsypujące się państwo, gorzko konstatował: „Straciliśmy cały dorobek swego życia. Wszystko w co wierzyliśmy i czemu służyliśmy leży w gruzach”. Na wieść o planowanym poddaniu miasta, wraz z głównym teoretykiem partii Mieczysławem Niedziałkowskim oraz Zygmuntem Zarembą, wydał odezwę o zawieszeniu działalności PPS-u. Był to zabieg mający zdezorientować okupanta, a przy okazji ograniczyć konspiracyjne szeregi do osób najbardziej zaufanych.
Wkrótce w miejsce PPS-u powołana została nowa organizacja Wolność-Równość-Niepodległość (WRN). Taki obrót spraw spowodował ponowne nasilenie krytyki Pużaka ze strony partyjnej lewicy, której istotni działacze utworzyli konkurencyjną organizację o nazwie Polscy Socjaliści. Po raz kolejny posądzono go o metody dyktatorskie, konszachty z sanacją i bezprawne zawłaszczenie tak cennej „firmy”. Jednak, mimo restrykcyjnej selekcji jaką stosowano przy przyjmowaniu do WRN-u (osobiste animozje jej lidera bynajmniej nie pozostawały tu bez znaczenia), wyraźna większość struktur opowiedziała się za koncepcją „Bazylego”, bo taki pseudonim przyjął.
Sam Pużak był zdeklarowanym zwolennikiem budowania wspólnej platformy głównych ugrupowań podziemnej sceny politycznej. Uważał też za konieczne podporządkowanie całej konspiracji wojskowej Związkowi Walki Zbrojnej, przemianowanemu z czasem na Armię Krajową. Na dowód tego WRN jako pierwszy z kluczowych ośrodków Polski Podziemnej podporządkował swoją „wojskówkę” generałowi Grotowi-Roweckiemu, realizując tym samym zalecenia władz emigracyjnych. Analogiczne decyzje pozostałym dwóm liczącym się Stronnictwom – Ludowemu i Narodowemu – przychodziły znacznie trudniej i w zasadzie nigdy, mimo kolejnych ponagleń, nie zostały doprowadzone do końca. Tak zgodną współpracę na linii Pużak-Rowecki wielu brało za dowód rzekomej, wielokrotnie podnoszonej – zarówno przez komunistów, jak i narodowców! -–prosanacyjności Pużaka. W obliczu narracji WRN-u, prezentowanej choćby w podziemnej prasie uderzającej raz po raz w „reakcję spod znaku endecji i sanacji”, wydaje się to wątpliwe. Jerzy Lerski ps. „Jur”, emisariusz rządu emigracyjnego, oceniał decyzję Pużaka w następujący sposób: „Pragnął wykorzystać w walce niepodległościowej cały aparat i doświadczenie partii politycznych. To też konsekwentnie WRN pierwsze oddało swą Gwardię Ludową (…) pod rozkazy ZWZ-AK”.
W lutym 1940 roku został przewodniczącym Politycznego Komitetu Porozumiewawczego (PKP). Była to wspomniana platforma politycznej współpracy najważniejszych polskich ugrupowań – Stronnictwa Ludowego, WRN-u, Stronnictwa Narodowego oraz – przejawiającego znacznie mniejszą „wagę” – Stronnictwa Pracy. Próbował tam forsować swoją priorytetową koncepcję Jedności Narodowej, w której widział „wszystkie siły polityczne, z wyjątkiem Ozonu [sanacyjny Obóz Zjednoczenia Narodowego, obwiniany powszechnie za klęskę wrześniową – przyp. B.W.], ONR-u (Falangi) i komunistów”, jak informował w jednej z depesz do Londynu.
Jesienią 1941 roku Pużak wraz z WRN-em manifestacyjnie wystąpił z komitetu. Oficjalnie było to spowodowane zlekceważeniem przez Londyn ustaleń dotyczących obsady stanowiska Delegata Rządu. Według tychże, rola ta przypaść miała przedstawicielowi Stronnictwa Ludowego, tymczasem nominację otrzymał związany z marginesowym, chadeckim Stronnictwem Pracy Cyryl Ratajski, określany przez Pużaka „typem o mentalności biurokraty”. W rzeczywistości jednak istotniejszy był tu chyba stosunek do świeżo podpisanego układu Sikorski-Majski. Socjaliści uważali, że niewymuszenie na Sowietach gwarancji dotyczących wschodniej granicy Polski to śmiertelny błąd. Miejsce WRN-u w tym, istotnym z politycznego punktu widzenia, gremium zajęli wspomniani już wcześniej Polscy Socjaliści, stanowiący lewicę ruchu socjalistycznego. Jednak w obliczu pojawienia się „w grze” komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej, zyskującej coraz większe wpływy, część struktur Polskich Socjalistów zdecydowała podporządkować się Pużakowi. Tym samym „Bazyli” powrócił na swoje miejsce w podziemnym parlamencie.
Co znamienne, tuż po powrocie pozostali członkowie ciała – przy braku sprzeciwu narodowców – właśnie jemu powierzyli przygotowanie wstępnej deklaracji ideowej Polski Podziemnej. Ta postulowała wprowadzenie demokracji parlamentarnej, podkreślała znaczenie pracy, równości obywatelskiej oraz natychmiastowej reformy rolnej. Zapowiadała też utworzenie Rady Jedności Narodowej, o co Pużak zabiegał od października 1939 roku. Nic więc dziwnego, że kilka miesięcy później przez aklamację wybrano go jej przewodniczącym.
Skąd brał się przychylny wobec Pużaka stosunek narodowców? Otóż główną jego motywacją był konsekwentny antykomunizm podziemnego PPS-u. Oficjalny organ Stronnictwa Narodowego, tak w tym okresie podsumowywał działalność WRN-u: „Ładny przykład stanowczości dają nam dzisiaj socjaliści. Walczą z wrogiem bez pardonu i bez rękawiczek. Trzeba mieć pełne uznanie dla ich stosunku do walki z komunizmem”. Warto w tym miejscu uściślić, że walka, o której tu mowa, miała charakter polityczno-propagandowy, nie przybierała natomiast postaci fizycznej likwidacji komunistów, czemu Podziemne Państwo było zasadniczo przeciwne. Co zaś do wiarygodności powyższego cytatu – nie bez przyczyny na czele Społecznego Komitetu Antykomunistycznego, tzw. „Antyku” – głównego ośrodka zwalczania propagandy moskiewskiej, stał od początku do końca, bliski współpracownik Pużaka, socjalista – Franciszek Białas.
Wiosną 1944 roku lider WRN-u, jako osoba ciesząca się największym bodaj w kraju autorytetem, otrzymał z Londynu nominację na następcę prezydenta Raczkiewicza. Znamienne, że wcześniej uzyskała ona poparcie wszystkich, dość dalekich od życia ze sobą w zgodzie i harmonii, przedstawicielstw partii politycznych na uchodźstwie. W myśl instrukcji miał odlecieć angielskim samolotem w ramach jednego z „Mostów” – operacji polegających na lądowaniu na terenie Polski angielskich samolotów i zabieraniu w drodze powrotnej „przesyłek” bądź określonych osób. Odmówił, motywując swą decyzję koniecznością dalszej konsolidacji podziemia, co poczytywał za swą główną misję w obliczu zbliżających się rozstrzygnięć.
Mimo że przez lata opowiadał się za zbrojnym wystąpieniem u kresu „zbrodniczej okupacji niemieckiego faszyzmu”, wobec koncepcji powstania w Warszawie Pużak był sceptyczny. Uważał, że zbyt mało przemawia za ewentualną pomocą Armii Czerwonej, a w pokonanie Niemców samodzielnie nie wierzył. Choć decyzja ta formalnie powinna zapaść przy jego udziale, poinformowany został o niej post factum – 1 sierpnia przed południem. Znamienne, że termin wybuchu poznał od osoby postronnej, Artura Śliwińskiego, człowieka który – owszem, odgrywał istotną rolę – ale… w latach 1914–1918. „Tak wyglądała tajemnica wybuchu” – gorzko zanotował we wspomnieniach. Choć uważał decyzję o rozpoczęciu walki za błędną, zdecydował się przyjąć na siebie ciężar odpowiedzialności i zaakceptować ją, by nie obniżać morale mającego stanąć do walki podziemnego wojska. Przez cały okres powstania, wraz z Delegatem Rządu, Janem Stanisławem Jankowskim, słał na zachód rozpaczliwe depesze domagające się pomocy dla walczącej Warszawy. Z miasta wyszedł wraz z ludnością cywilną.
Początek roku 1945 zastał Polskie Państwo Podziemne w tragicznym położeniu. Ciągle jednak szukano wyjścia z beznadziejnej sytuacji. Pużak, wyjątkowo sceptyczny wobec szans na porozumienie z Sowietami, nie rezygnował z odpowiedzialności. Jego stan pogarszały insynuacje pojawiające się w prasie „lubelskiej”, gdzie z nazwiska oskarżano go o współpracę z gestapo i denuncjowanie niewygodnych mu działaczy lewicy socjalistycznej. Miał m.in. odpowiadać za zesłanie do Auschwitz, a w konsekwencji za śmierć Norberta Barlickiego – wieloletniego konkurenta w „walce o oblicze PPS-u”.
Jego negatywny stosunek do ustaleń jałtańskich był naturalną konsekwencją całej drogi politycznej. Tym niemniej uważał, że chwytać się trzeba każdej szansy na wyjście z impasu. Wierzył, że tylko stanowiąca jego idée fixe Jedność Narodowa może jeszcze wywrzeć na Sowietów jakikolwiek wpływ. Dlatego, choć niemal bez wiary w powodzenie, zaakceptował propozycję przystąpienia do rozmów z nimi. Zabiegał przy tym, by minimalizować skład delegacji polskiej. Zarembie, najbliższemu współpracownikowi, który również miał pierwotnie „skorzystać z zaproszenia gen. Iwanowa”, oznajmił: „To szaleństwo wchodzić nam obu w ich paszczę. Mam najgorsze przeczucia. Ja znam bolszewików. Idą ciężkie czasy, które trzeba przetrzymać. Zostań i pilnuj organizacji”. Nie mylił się.
Po znalezieniu się wraz z innymi przywódcami Polski Podziemnej w Moskwie został poddany intensywnemu śledztwu. W ciągu nieco ponad dwóch miesięcy przesłuchano go blisko 140 razy! Nie stosowano przy tym przemocy fizycznej, lecz starano się go złamać, tak jak innych przesłuchiwanych, psychicznie, czemu sprzyjało ogromne przemęczenie wynikające z charakterystycznego dla metod sowieckich służb pozbawiania snu. Nie wszyscy przywódcy podziemia okazali się wystarczająco wytrzymali, co wykorzystano przeciw Pużakowi podczas pokazowego procesu.
Ten jednak, mimo upokarzającej scenerii sali sądowej, nie dał się sprowokować. We wspomnieniach kwitował: „Pamiętałem, że reprezentuję wobec obcych nie tylko siebie”. Jako jedyny nie kajał się też za swój stosunek wobec ZSRR. Kończąc swoją mowę dodawał: „O stosunku PPS do Związku Radzieckiego może dać pojęcie jej program. (…) Na tym kończę swoje ostatnie słowo, oczekując ze spokojem wyroku”. Pużak został skazany na półtora roku. W ten sposób dawny rewolucjonista-szlisselburczyk trafił na Łubiankę – tym razem „za poglądy faszystowsko-reakcyjne”. Jednak nie na długo, bowiem już w listopadzie Prezydium Rady Najwyższej ZSRR dokonało wspaniałomyślnego ułaskawienia jego i kilku innych współwięźniów. Zasadniczy cel procesu – upokorzenie i marginalizacja Polskiego Państwa Podziemnego – został osiągnięty.
Po powrocie do Polski Pużak konsekwentnie ucinał liczne namowy przyjaciół próbujących skłonić go do wydostania się na Zachód. Nie miał przy tym złudzeń, że komuniści dadzą mu spokój. W jednej z takich rozmów stwierdził gorzko: „Jedyne, co mogę jeszcze zrobić, to zachować się przyzwoicie podczas procesu” – że taki jest kwestią czasu był pewien, jednak nie czekał na niego biernie, szybko powołując ściśle zakonspirowany, złożony z najbliższych współpracowników Krajowy Ośrodek WRN, nastawiony na poszukiwanie wyjścia z beznadziejnej sytuacji. Jako ciekawostkę dodać można, że to wspomniany ośrodek, przez Tadeusza Szturm de Sztrema, zaopatrzył w fałszywe dokumenty, przybyłego do kraju rotmistrza Pileckiego.
Wracając jednak do Pużaka – stało się tak, jak przewidywał. 5 czerwca 1947 roku został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Tym razem miał już jednak nie wyjść. Pokazowy proces, jaki urządzono „grupie WRN”, był ostatnim aktem rabowania przez komunistów sztandaru Polskiej Partii Socjalistycznej. Warto dodać, że podczas całej tej sądowej farsy Pużak niezmiennie zachowywał godność. W mowie końcowej poprosił też o obniżenie wyroków pozostałych sądzonych kosztem własnej kary. Osadzono go w Rawiczu, gdzie jako więzień specjalnego znaczenia był – mimo wieku – poddawany stałym, mającym ośmieszyć go w oczach współwięźniów, szykanom. Tam też w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach zmarł.
Postawione w tym miejscu pytanie, czy postać Kazimierza Pużaka zasługuje na wyeksponowanie przez wolne państwo polskie, miałoby charakter retoryczny. Jednak na wszelki wypadek, oddajmy głos prokuratorowi Zarakowskiemu: „W jego [Pużaka – B.W.] osobie znajduje wyraz ciągłość polityczna, organizacyjna i personalna WRN z przedwojenną PPS, ciągłość dywersji politycznej w ruchu robotniczym – ciągłość złych tradycji PPS-u […]. Reakcyjne kierownictwo PPS w latach 1919–1920 znajdując się całkowicie do dyspozycji Piłsudskiego, mobilizowało masy do wojny zaborczej przeciw pierwszemu socjalistycznemu państwu – ZSRR i brało udział w rządzie wojennym w roku 1920. […] Pużakowskie kierownictwo PPS hamowało, sabotowało i łamało walkę wyzwoleńczą klasy robotniczej, […] prowadząc bezwzględną walkę z ruchem jednolitofrontowym w PPS […]. W okresie okupacji kierownictwo WRN […] prowadziło nieustającą oszczerczą kampanię przeciw ZSRR, głosząc znaną »teorię dwóch wrogów«. […] W okresie wyzwalania ziem polskich […] kierownictwo WRN z oskarżonym Pużakiem na czele współdziałało z innymi reakcyjnymi ugrupowaniami politycznymi w tworzeniu dywersyjno-terrorystycznej organizacji NIE. […] Agitacja, propaganda i inspiracja WRN pokrywały się zasadniczo z linią polityczną WiN, przy czym WRN przyjęła na siebie funkcję realizatora programu WiN na terenie robotniczym”. I tak dalej – przez 40 stron aktu oskarżenia.
W pracy nad tekstem autor posiłkował się pracą Marcina Paneckiego Kazimierz Pużak 1883–1950. Biografia polityczna.
Tekst powstał ze środków programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Promocja literatury i czytelnictwa”.