Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Alicja Brzyska, Dariusz Jaworski  28 czerwca 2016

Jaworski: Poziom czytelnictwa mają podnosić rodzice

Alicja Brzyska, Dariusz Jaworski  28 czerwca 2016
przeczytanie zajmie 8 min

Instytut Książki jako narodowa instytucja kultury działająca w obrębie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zajmuje się popularyzacją czytelnictwa i promocją polskiej książki na świecie. Prześledzenie dotychczasowej pracy Instytutu pozwala wysunąć kilka wniosków na temat programów realizowanych do tej pory. O tym, jak IK może pomóc w podniesieniu poziomu czytelnictwa, a także o tym, jakie programy trzeba kontynuować, jakie zmodyfikować, a jakie odrzucić, rozmawia z dyrektorem Instytutu Książki, Dariuszem Jaworskim, Alicja Wielgus.

Poprzedni dyrektor Instytutu – Grzegorz Gauden – został odwołany ze swojego stanowiska ze względu na przekroczenie budżetu oraz brak efektów w podnoszeniu poziomu czytelnictwa (w 2015 roku 63% badanych Polaków nie przeczytało ani jednej książki). Jaki jest Pana pomysł na Instytut Książki, zwłaszcza na Instytut jako jednostkę zajmującą się poprawą stanu czytelnictwa?

Głównymi celami, które zapisano w statucie Instytutu Książki, są promocja czytelnictwa i polskiej książki, polskiego dziedzictwa szeroko rozumianej kultury, a przede wszystkim literatury. Nie chciałbym się wypowiadać na temat tego, za co został odwołany dyrektor Gauden, ponieważ z zasady unikam mówienia o swoich poprzednikach. Staram się budować swoją pozycję na pracy, a nie na krytyce innych.

Kwestia czytelnictwa w Polsce to przede wszystkim uświadomienie sobie tego, co daje czytanie. Co to jest w ogóle za akt, jaka wartość za tym stoi? Jak każda inna wartość, musi być okupiona wysiłkiem. Żyjemy w czasach, w których pokolenia młodych ludzi kształtowano zgodnie z hasłami o ciągłym rozwijaniu się i potrzebie bycia dynamicznym. Równocześnie wprowadzano konsumpcyjny model życia. Widzę czasem, jak to pokolenie bywa roszczeniowe. Jeśli coś jest wartością, to musi kosztować. Trzeba dokonać pewnej transgresji intelektualnej i estetycznej. Należy dostrzec, że czytanie, kontakt z kulturą, literaturą, wartościami, coś mi dają. Może nie coś namacalnego i nie dzisiaj, to nie przełoży się na moją pensję, pracę, lepsze ubranie, nowe mieszkanie, ale spowoduje, że, być może, będę lepszym człowiekiem. Krótko mówiąc, żeby już nie filozofować, to trudna, organiczna praca, która jest procesem stałym i ciągłym.

Co należy robić? Trzeba wrócić do działania i przekonywania. Powinniśmy od najmłodszych lat namawiać dzieci, ale też rodziców. Dlaczego młodzież nie czyta? W niektórych domach nie ma w ogóle książek. Instytut tego nie zmieni. Natomiast co do samych wskaźników – zawsze możemy je poprawić, wymieniając metodologię badań. Ale nie chodzi o to, żeby rozmywać rzeczywistość dyskusjami metodologicznymi. Trzeba kształtować pro czytelnicze postawy. Nie zrobimy tego bez współpracy z Ministerstwem Edukacji Narodowej, w ogóle z resortem edukacji; ze szkołami, nie tylko na poziomie centralnym, ale przede wszystkim samorządowym. Jeśli nie będzie odpowiedniego współdziałania w sferze edukacji i odpowiedniej promocji w środkach masowego przekazu, to jako Instytut nie zmienimy wiele.

Kształtowanie postaw pro czytelniczych wśród dzieci i młodzieży to oczywiście kwestia kluczowa. Tym można zająć się we współpracy, jak już Pan wspomniał, z Ministerstwem Edukacji Narodowej. A jakie działania może podjąć sam Instytut Książki?

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Instytut Książki nie ma mocy legislacyjnej. Osobiście jestem zwolennikiem ustawy o stałej cenie książki. Uważam, że to może pomóc czytelnictwu, a przede wszystkim małym księgarniom, w których nawiązuje się bezpośredni kontakt z czytelnikiem. Lepiej pójść do takiego kameralnego miejsca, gdzie księgarz może polecić jakąś książkę i z nami porozmawiać, niż pojechać do supermarketu. Instytut Książki może przygotowywać pewne rzeczy, brać udział w pracach, ale nie my decydujemy.

Wydaje się, że jednym z kluczowych programów rządowych, którym opiekuje się Instytut Książki, jest Infrastruktura Bibliotek.

Tylko że Infrastruktura Bibliotek to jest projekt, który został przyjęty jeszcze przez poprzednią Radę Ministrów. Przyjęcie założeń na poziomie Rady Ministrów oznacza program pięcioletni po 30 mln zł na rok. Przy czym wytyczne, jakie zaakceptowano, są zero-jedynkowe. Jednego dnia rozdajemy wszystkie pieniądze. W ten sposób w zasadzie pozbywamy się kłopotu, kontrolujemy tylko, czy wydaje się w odpowiedni sposób te środki, ale nic się przez te 5 lat nie zmienia, chyba że dojdą fundusze dodatkowe. Kłopot polega na tym, że ci, którzy przyjmowali takie założenia, odnosili się do wcześniejszego programu dotyczącego infrastruktury. Po pierwsze, miał on więcej środków, a po drugie, zgłosiło się dużo mniej podmiotów. Dla porównania – mamy 120 milionów na 5 lat,  a otrzymaliśmy wnioski od tylu podmiotów, że łącznie opiewa to na kwotę 280 milionów. Już z góry wiemy, że dla połowy wnioskodawców nie znajdziemy odpowiednich funduszy. MKiDN zdecydowało, że nie będą rozdawane pieniądze na wszystkie 5 lat, tylko na pierwsze 2.

raporcie z audytu Najwyższej Izby Kontroli zasugerowano, że powinny zostać podjęte skuteczniejsze działania w zakresie zapewnienia lepszej komunikacji bibliotek z czytelnikami, a także powinny zostać podjęte niekonwencjonalne działania promujące czytelnictwo. Czy takie działania będą podejmowane przez Instytut?

Proszę pamiętać, że podmiotami tego typu działań są same biblioteki. Najistotniejsza wydaje się zmiana świadomości pracowników tych instytucji. Struktura bibliotek w Polsce jest bardzo ciekawa, mamy ponad 8 tys. bibliotek publicznych, ale istnieją też inne – wojewódzkie, szkolne, samorządowe, które nie wchodzą w strukturę, znajdują się pod samorządem gminnym czy miejskim. W Poznaniu taką biblioteką jest Biblioteka Raczyńskich, założona jeszcze w I połowie XIX wieku. Współcześnie istotą biblioteki jest to, że przestaje być tylko wypożyczalnią książek, a staje się ośrodkiem kultury. Jeśli tak się będzie działo, to wtedy ona ma szansę spełnić swe funkcje. Natomiast czy te wszystkie działania promocyjne mają jakiś mierzalny skutek? Jeśli ktoś wymyśliłby algorytm na skuteczne oddziaływanie reklamy, to byłby najbogatszym człowiekiem świata. Jak można zmierzyć, że ileś osób sięgnęło po książkę?

Najłatwiej byłoby powiedzieć, że wzrośnie wskaźnik poziomu czytelnictwa.

Ale dalej nie będziemy wiedzieć, czy to z tego konkretnego powodu. Mogę powiedzieć, jak najłatwiej mógłby wzrosnąć wskaźnik czytelnictwa. Kilka lat temu czytano obowiązkowo w szkole średniej 8 książek. 10 lektur czytałem w liceum czteroletnim. Prosty sposób – zmienić podstawę programową, przestanie się czytać fragmenty, zacznie całości. Ale czy to pociągnie za sobą realną zmianę? Czy ktoś będzie chciał sięgnąć po książki w wolnym czasie zamiast włączyć telewizor? Nauczyciel, szkoła, system zawsze będą wtórne względem domu i roli rodzica. Żyjemy w świecie, w którym odpowiedzialność za wychowanie zaczyna być wypychana i zrzucana na inne podmioty. Tymczasem to właśnie dom jest miejscem, w którym dziecko powinno wykształcić swe nawyki czytelnicze.

Oprócz programami dla bibliotek Instytut Książki zajmuje się także promocją literatury poprzez wspieranie wydawców w publikowaniu utworów wartościowych, niekomercyjnych z obszaru literatury polskiej i obcej. Jakie nowe działania podejmie w tym zakresie IK?

Na razie nie będę informował, co nowego. Kilka dni temu odbyliśmy rozmowę z nową strukturą zastępców. Pewnie projekty, plany zostały przygotowane jeszcze przez poprzedniego dyrektora. Próbuję się do tego odnieść, robię to w pełnej współpracy z ministerstwem, z panią minister Gawin. Zastanawiamy się nad kontynuacją większości tych programów pro wydawniczych, a jednocześnie próbujemy wprowadzić nowe. To wszystko będzie zależało od naszych możliwości. Są pewne założenia, aksjomatyczne – poszerzenie spektrum promowanej poza krajem literatury polskiej. I to spektrum zarówno w warstwie tematycznej, jak i formy podawczej. Pod koniec czerwca odbędzie się w Krakowie Seminarium Wydawców, na którym będą obecni wydawcy z Wielkiej Brytanii. Odbędą się spotkania z krytykami, tłumaczami, którzy postarają się im przedstawić dzieła warte wydania w języku angielskim. Naprowadzą ich chociażby na promowanie polskiej literatury faktu, eseistyki, literatury historycznej. Obraz Polski, poszczególnych kręgów, środowisk, zależy od tego, jak sami się promujemy. Do tej pory było to za wąskie. Oczywiście tutaj staniemy przez odwiecznym problemem – będziemy chcieli promować pewne typy narracji czy dzieła literackie, ale wydawcy mogą mieć inne preferencje, także ekonomiczne: nie zapominajmy, że wydawanie książek to jest działalność biznesowa. Możemy dać pieniądze na tłumacza, promocję, ale ktoś musi chcieć wydać i podjąć ryzyko związane z kosztami, z wprowadzeniem danej książki na rynek. Ale jak zmusić odbiorcę, żeby kupił i żeby przyswoił, przeczytał i przemyślał?

Do wydawców był także skierowany program Promotorzy Debiutów, mający na celu zachęcenie ich do publikowania książek debiutantów. Mówiono, że potrzebne są nowe głosy dla rozkwitu polskiej sceny literackiej. Tymczasem program ogłoszono dość późno, bo 21 lipca, 20 października już nastąpiło rozstrzygnięcie. Do końca września trzeba było wysłać projekt książki… To mało realne. Nie mówiąc już o tym, że program był na tyle mało promowany, że znaczna część wydawców o nim nie wiedziała. Jeśli teraz program ma być kontynuowany, to znów promocja zawodzi – jeszcze nie ma żadnych wzmianek na ten temat.

On nie jest w tym roku kontynuowany. Co nie zmienia faktu, że uwagi o słabej promocji tego programu są właściwie. Wynikało to z wypadkowej dwóch nakładających się na siebie czynników. Z jednej strony pewnej specyfiki rynku wydawniczego i procesu wydawniczego, z drugiej określonych przepisów finansowych, które nas obowiązują. To był jeden z zarzutów wobec wcześniejszej polityki Instytutu. Instytut tworzył rezerwy. Tłumaczenie i pisanie to nie procesy, które można czasowo przewidzieć. Budżet trzeba rozliczyć „od do”, tymczasem sam proces twórczy już takim łatwym periodyzacjom się nie chce poddawać. I mamy problem, który trudno jest rozwiązać. Co oczywiście nie oznacza, że w przyszłym roku do programu, w zmodyfikowanej formie, nie powrócimy.

W dłuższej perspektywie i we współpracy z innymi instytucjami marzy mi się stworzenie w Polsce, na wzór anglosaski, sieci szkół pisarskich. Brzmi to oczywiście  „heretycko” dla wielu osób, które twórczość, zwłaszcza tę piśmienniczą, uznają raczej za dar od Boga czy bogów, odwołując się do mitologii greckiej. Taka szkoła byłaby swego rodzaju zamachem na tę metafizyczność twórczości. Już dzisiaj na niektórych uczelniach istnieją kierunki dotyczące pisarstwa, ale kiedy zestawimy je z tymi działającymi na Zachodzie, to zobaczymy jak daleka droga jeszcze przed nami.

Mówi się o kryzysie rynku wydawniczego, spowodowanego m.in. brakiem ustawy o książce, rosnącą rolą hurtowni, a słabnięciem drukarń niezależnych i w ogóle rynku księgarskiego. Jak IK może wpłynąć na poprawę rynku wydawniczego?

Pojawiają się z naszej strony pomysły na rozwiązanie tego kryzysu, ale nie mamy mocy decyzyjnej. Instytut Książki nie ma mocy sprawczej, ma wyłącznie moc doradczą. Współpracujemy z Muzeum Książki Artystycznej i innymi organizacjami. Przykładowo na jesieni chcemy wesprzeć finansowo Festiwal Niezależnych Księgarń. Pojawia się też kwestia dyskusji o ustawie o jednolitej cenie książki. Swoje inspirujące pomysły ma także Polska Izba Książka. Trzeba pamiętać, że często księgarze, hurtownicy mają sprzeczne interesy. Tymczasem jeżeli te poszczególne ogniwa nie będą ze sobą współdziałać, iść na kompromisy, to nic dobrego nam to nie przyniesie.

Będą nowe programy dla tłumaczy?

Tych programów jest dość dużo. Program Translatorski ©POLAND to jedno z założeń, na którym szczególnie zależy minister Gawin, co w konsekwencji ma wiązać się ze zwiększonymi nakładami finansowymi mogącymi w przyszłym roku ulec podwojeniu. Nie o samą wysokość środków jednak chodzi, tylko o możliwości marży. Tłumaczeń jest bardzo dużo, ale dobrych już mniej. Sam proces translacyjny to proces długotrwający. Z kolei my mamy pewne procedury i musimy się w tym czasie zmieścić. Tłumaczenie to jest jedna kwestia, ale znalezienie wydawcy, który zechce wydać tę książkę, zaryzykować i wypromować, to druga. I tutaj oczywiście pojawiają się różne pomysły. Zastanawiamy się, jaką strategię powinniśmy zastosować. Czy np. gatunkową, tak jak Szwedzi zrobili z kryminałem, inwestując państwowe środki w promocję określonego gatunku literackiego? Jedno wiemy na pewno – trzeba wrócić do klasyki, XIX-wiecznej i wcześniejszej. Dzisiaj nasz kanon narodowy w dużej części nie został przetłumaczony na języki europejskie. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że w pierwszej kolejności spotka się on z zainteresowaniem wąskiego grona zagranicznych polonistów czy slawistów, ale naszym zdaniem sytuacja, w której brakuje tłumaczeń klasyki polskiej, jest czymś niedopuszczalnym.

Naprawdę chcemy ograniczyć się wyłącznie do Mickiewicza i Słowackiego?

Klasyka to krok pierwszy, nie wyklucza jednak sięgnięcia później po tłumaczenia dzieł z literatury współczesnej czy wręcz popkulturowej. Można grać na dwa fortepiany.

Jednym z programów IK jest „Udostępnianie piśmiennictwa” – nieodpłatne udostępnianie dzieł polskich i obcych w Cyfrowej Bibliotece Narodowej POLONA. Biorąc pod uwagę fakt, że coraz więcej czytamy w Internecie, to wydaje się, że ten program jest wspaniałym rozwiązaniem. Klasyka literatury w cyfrowej bibliotece, do której mamy dostęp z każdego miejsca. Problem polega na tym, że mało kto wie o takiej cyfrowej bibliotece. Ten program nie jest wystarczająco promowany.

Zgadzam się. Z jednej strony ta nasza cyfrowa biblioteka jest nieznana, z drugiej powstaje też pytanie o dobieranie tych dzieł literackich, które mają być tam zamieszczane. Co do tej listy utworów przeznaczonych do bezpłatnego korzystania miałem spore wątpliwości. Z kolei tę pierwszą kwestię musimy rozwiązać poprzez promocję swoich działań. I to z pewnością będziemy robić.

Rozmawiała Alicja Wielgus.