Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paweł Grzegorczyk  30 grudnia 2015

Robimy tak samo jak tamci

Paweł Grzegorczyk  30 grudnia 2015
przeczytanie zajmie 4 min

Po długich zapowiedziach mocno oczekiwana ustawa o mediach narodowych nie powstała. W zamian dostaliśmy projekt zmieniający starą ustawę medialną. Zaskoczenie było, niestety, negatywne. Po 23 latach politycy partii rządzącej zapowiadali projekt zupełnie wywracający dotychczas funkcjonujący ustrój medialny, a zwłaszcza organizację mediów publicznych. Dostaliśmy jednak zaledwie dwustronicowy projekt dotyczący jedynie kwestii personalnych. To wciąż wymiana kadr, a nie zmiana instytucji. A przecież można było to zrobić lepiej.

Projekt ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji można streścić w czterech punktach. Po pierwsze, z dniem wejścia w życie ustawy wygasają mandaty członków zarządów i rad nadzorczych zarówno Telewizji Polskiej, jak i Polskiego Radia. Kierownictwo tych instytucji w momencie odejścia otrzyma odprawę w wysokości trzykrotnej pensji z października 2015 roku. Po drugie, nowych członków rady nadzorczej i zarządu (w przypadku TVP początkowo zarządy miały być jednoosobowe, a zostają trzyosobowe) powołuje Minister Skarbu Państwa. Po trzecie, terenowymi oddziałami spółek będą kierowali dyrektorzy regionalni, wybierani przez prezesa danej instytucji. Po czwarte, KRRiT zostaje zupełnie wyłączona z procesu wyboru kierownictwa mediów publicznych, a pozostanie jedynie regulatorem rynku.

Zaczęło się od Komisji Kultury i Środków Masowego Przekazu, która wyglądała dość komicznie. Politycy PiS-u na każdy argument ze strony opozycji, odwoływali się do poprzednich kadencji zarówno w wykonaniu Platformy, jak i SLD, wskazując, że media publiczne były mocno upartyjnione albo politycy nie interesowali się nimi wcale. Członkowie PiS-u mówili o rozkradaniu TVP, mając na myśli duże wypłaty dla najważniejszych prezenterów oraz wskazywali na praktykę outsourcingu pracowników. Trudno się jednak dziwić takim opiniom. Telewizja musi mieć swoje twarze, tak samo jak partia musi mieć swoich liderów.

Z drugiej strony politycy partii rządzącej rzeczywiście mają rację. Nikt w historii Polski (zarówno przed jak i po transformacji ustrojowej) nie podchodził do mediów publicznych poważnie.

Politycy sporo mówią o BBC, tymczasem od zawsze traktowali media publiczne, a zwłaszcza TVP, bardziej jak tubę propagandową, wykorzystywaną do własnych celów politycznych, niż nowoczesną i sprawną telewizję tworzoną przez zawodowców.

Mają rację także posłowie PO mówiący o tym, że to jedynie ustawa kadrowa, która w rzeczywistości nie dotyczy mediów. Tyle że to hipokryzja, bo sami również nie przywiązywali do tego wagi, kiedy mieli ku temu okazję. A przez osiem lat rządów nie znaleźli czasu na przygotowanie własnego projektu. 

Media publiczne od zawsze były w centrum uwagi (obok służb specjalnych i wymiaru sprawiedliwości) polityków Prawa i Sprawiedliwości, więc można było oczekiwać, że wszystko pójdzie szybciej i sprawniej. Opinie o szybkim tempie pracy PiS-u, które codziennie słyszymy w różnorakich mediach, są przesadzone. Krzysztof Czabański, wiceminister kultury odpowiedzialny za przygotowanie nowej ustawy medialnej, o powstaniu ustawy o mediach narodowych poinformował 4 grudnia na swoim Facebooku dołączając do wpisu zdjęcie pierwszej strony. Była to inna ustawa niż ta, którą zaprezentował dziś PiS. Początkowo planowano, że zostanie zaprezentowana całość, czyli właściwy projekt instytucjonalnych zmian („ustawa o mediach narodowych”). Z jakiegoś powodu zmieniono zdanie. Wczoraj wiceminister w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl mówił już o marcu lub nawet kwietniu. A może nie będzie jej wcale? Skoro partia rządząca będzie już miała obsadzone media publiczne własnymi ludźmi, to motywacja do przeprowadzenia instytucjonalnych zmian może zdecydowanie spaść. Skąd taka decyzja? Jarosław Sellin, drugi z wiceministrów w resorcie kultury, stwierdził, że ustawa wymagała doprecyzowania (konkretnie przepisy antymonopolowe) i jej przedstawienie należało odłożyć w czasie. Ale dlaczego aż o trzy miesiące?

Czy nie można było wprowadzić zmian i wtedy zaprezentować ich całościowy kompleksowy pakiet (kadry + wymiar instytucjonalny)? To brzmi rozsądnie – nie tylko komunikacyjnie.

Tymczasem po raz kolejny potwierdzają się słowa komentatorów polskiej sceny politycznej, jak dr. Rafała Matyi, że Jarosław Kaczyński większą wagę przykłada do zmian personalnych niż do reform samych instytucji.

Ostatecznie pakiet zmian podzielono na trzy części. Dziś zaprezentowano pierwszą, a będą jeszcze dwie kolejne (ustawa o mediach narodowych i o opłacie audiowizualnej). Na wyrobienie sobie ostatecznej opinii musimy jeszcze poczekać. Oczywiście część środowiska dziennikarskiego jest mocno niezadowolona z tej decyzji, ale trzeba mieć na uwadze, że są to często osoby, które bezpośrednio czerpią korzyści finansowe z mediów, więc są mocno stronnicze w tym temacie. Jednak na pewno możemy przyznać, że dało się to zrobić sprawniej i lepiej. Jedno jest pewne: PiS bierze na siebie pełną odpowiedzialność za media publiczne w Polsce. Dotychczas była odpowiedzialność rozmyta wymiana władz, zero instytucjonalności. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (wybierana przez sejm, senat i prezydenta) wybierała pięciu członków Rady Nadzorczej TVP i dodatkowo po jednym członku powoływali Minister Kultury i Minister Skarbu Państwa. Dopiero Rada Nadzorcza była organem sprawującym nadzór na działalnością spółki, na której wniosek KRRiT wyznaczała członków zarządu. Ze względu na taką budowę politycy mogli mówić o niezależności Telewizji Polskiej, choć w praktyce do kierownictwa trafiały najczęściej osoby z nadania politycznego. Dziś proces ten został skrócony i za władzę TVP – przynajmniej przez kilka miesięcy – będzie odpowiadał bezpośrednio rząd, a konkretnie Minister Skarbu Państwa. Z drugiej strony trudno się dziwić, że PiS nie chce nieprzychylnych sobie dziennikarzy trzymać dalej na stanowiskach.

Tak naprawdę więcej będziemy mogli powiedzieć dopiero po nominacjach oraz po przedstawieniu drugiej i trzeciej części z całościowego pakietu zmian, który jest znacznie istotniejszy, bo ma (przynajmniej w założeniu) zmienić sposób finansowania mediów publicznych. Jednak prócz zmiany instytucji potrzeba nam też zmiany obyczajów politycznych i umiaru w podejściu do mediów publicznych. Bo to, co najbardziej różni BBC od TVP, to właśnie podejście polityków do tej instytucji. I nietraktowanie telewizji publicznej tylko jak politycznego łupu.