Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
  14 października 2015

Po co nam dotacje?

  14 października 2015
przeczytanie zajmie 2 min

Jaki w ogóle jest cel istnienia pism społeczno-kulturalnych? Naszą mi­sją jest przede wszystkim tworzenie idei. Wspólnota polityczna, do której należy­my, słusznie uważa, że nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria.

Dlatego zbie­ra pieniądze na funkcjonowanie uniwersy­tetów, ośrodków badawczych, ale też trochę mniej formalnych instytucji, takich właśnie jak pisma niszowe. Być może w niektórych wypadkach ich działalność nie prowadzi do spodziewanych rezultatów, ale koszty ich funkcjonowania są tak nieduże, że państwo może sobie pozwolić na pewną wielkodusz­ność.

Stawka jest bowiem wielka: właściwie zainwestowane przez państwo pieniądze mogą doprowadzić do prawdziwych inno­wacji ideowych i społecznych. Potrzebujemy ich w tej samej mierze, co innowacji techno­logicznych i organizacyjnych.

Skoro jednak pisma niszowe są tak bar­dzo nam potrzebne, dlaczego ich istnienia nie można powierzyć niewidzialnej ręce rynku? Mam wrażenie, że „argument rynkowy” opiera się ona na niezrozumieniu natury tołstych żurnali. Naszym celem jest twórczość, a nie zarabianie pieniędzy. Znalezienie przez pi­smo niszy rynkowej prowadzi w wielu wy­padkach do ujednolicenia przekazu. Redak­cja w obawie przed utratą czytelników nie podejmuje ryzykownych tematów i traci to, co jest najważniejsze – innowacyjność.

Nie bez powodu powiada się, że dobre pismo żyje tyle, co pies – kilkanaście lat. W tym okresie bowiem dochodzi nie tylko do wypa­lenia intelektualnego redakcji, lecz przede wszystkim do ustalenia pozycji rynkowej pi­sma.

Pismo staje się zasiedziałe, a przez to coraz bardziej przewidywalne. Sukces ryn­kowy – choć brzmi to szokująco – wiąże się z porażką ideową. Kto nie wierzy w tę zależ­ność, niech porówna pierwsze fenomenal­ne numery „Frondy” i „Krytyki Politycznej” z najnowszymi wydaniami.

Skoro nie rynek, to może prywatni spon­sorzy? Niestety, doświadczenie wielu re­dakcji wskazuje, że prywatni przedsiębior­cy skłonni są dofinansowywać pisma tylko za cenę kontroli nad ich produktami, nie mniej zabójczej dla innowacyjności jak ry­nek. Trudno zresztą się temu dziwić: logika działania przedsiębiorców różni się od logiki działania intelektualistów.

To może jak nie rynek, to zwróćmy się w stronę partii politycznych? Niestety, zależność od partii jest jeszcze dotkliwsza niż zależność od rynku i sponsorów. Być może wydawanie biuletynu partyjnego jest dobrym interesem, ale nie jest to coś, co chcemy robić.

Wydaje się więc, że ani rynek, ani spon­sorzy, ani tym bardziej partie polityczne nie mogą zapewnić właściwych warunków dla funkcjonowania twórczego intelektualnego czasopisma. Jest tak dlatego, że wszystkie te instytucje mają charakter partykularny. Uniwersalne jest tylko państwo. Tylko ono pozostawia rzeczywistą swobodę działa­nia, zapewniając pismom wolność intelektualną w ich poczynaniach.