Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Rafał Otto, Adam Zieliński  22 października 2014

Otto: Słusznie wybrałem

Rafał Otto, Adam Zieliński  22 października 2014
przeczytanie zajmie 4 min

Spotkałem się z opinią, że polskich młodych zdolnych wyssał brytyjski zmywak. Jak było w Twoim przypadku?

Mnie nie wyssał ani brytyjski, ani zmywak. Oczywiście wielu młodych zdolnych wyjechało do pracy za granicę, ale większość z nich realizuje tam swoje pasje i ambicje zawodowe. Znajdą się oczywiście i tacy, którzy mimo talentów, wiedzy czy wykształcenia lądują na przysłowiowym zmywaku, bo tak jest łatwiej, bo tak jest prościej, ale myślę, że to jednak mniejszość. Mam wielu znajomych, którzy wyemigrowali – wszyscy z nich pracują w zawodzie.

Jaka była Twoja motywacja do wyjazdu?

Przede wszystkim: wyjeżdżałem dwa razy. Pierwszy raz w czasie studiów, na roczną praktykę. Motywacji było oczywiście wiele – od chęci pracowania w prestiżowym ośrodku, w którym powstało WWW (dla informatyka to coś znaczy) i tworzy się historia fizyki cząstek, po tak prozaiczną jak chęć usamodzielnienia się i wyrwania spod skrzydeł rodziców.

Po powrocie z praktyki do Polski zdążyłem się obronić i ożenić, i nagle wylądowałem w CERN po raz drugi. Tym razem na prawdziwym kontrakcie. Nie będę ukrywał, że jednym z głównych motywatorów tym razem były finanse. Wyjeżdżaliśmy (już z żoną) z przekonaniem, że odłożymy trochę pieniędzy i wrócimy po trzech latach. Wróciliśmy po sześciu…

Jedno jest jasne – nigdy nie mieliśmy planów pozostania za granicą na zawsze. Jednak byliśmy wśród znajomych wyjątkiem.

Dlaczego wróciłeś? Rzeczywistość rozwiała oczekiwania albo pojawiły się nowe marzenia?

Po pierwsze, z takim założeniem wyjeżdżałem – że wrócę. Oczywiście w miarę pobytu i zapuszczania korzeni sytuacja dynamicznie się zmieniała. Po trzech latach musiałem odnowić kontrakt. W międzyczasie urodził nam się syn, a już spodziewaliśmy się kolejnego dziecka. Żona dorywczo pracująca to tu, to tam gotowa była jeszcze trochę czasu poświęcić dzieciom. W pracy rozwój, dostałem nowe obowiązki i zespół. To nie był czas na powrót. Postanowiliśmy przedłużyć pobyt o kolejne trzy lata.

Żona zaczęła odczuwać zmęczenie. Jej ambicje zawodowe poszły do szuflady i powoli zaczęło jej to doskwierać. Pod koniec drugiego kontraktu sytuacja była już jasna – wszyscy jesteśmy gotowi do powrotu. Ja mógłbym pewnie zostać jeszcze parę lat, ale Sylwia ma zdecydowanie dość. Wracamy. Kropka. Po powrocie realizujemy się oboje.

Jak wyglądało lądowanie powrotne w Polsce?

Prawie jak kapitana Wrony na Okęciu w 2011 – ledwo, ledwo, ale się udało! Po siedmiu latach w CERN wydawało mi się, że wraca do Polski Superman, o którego będą się licytowały wszystkie firmy z branży. Miałem swoje ambicje i nie zamierzałem zaakceptować byle czego. Okazało się, że Superman wcale nie jest rozchwytywany. Po paru miesiącach spotkań i dyskusji zostałem kierownikiem IT w niedużej firmie z branży farmaceutycznej. Niestety sytuacja, jaką zastałem, mnie przerosła – bardzo niski poziom dojrzałości IT (i reszty firmy) połączony z brakiem odpowiedniej kondycji finansowej do przeprowadzenia niezbędnych zmian. Postanowiłem się ewakuować. Dołączyłem do korporacji i odnalazłem tam swoje miejsce w dużym wirtualnym zespole międzynarodowym, obsługującym globalnego klienta. Jest mi dobrze. Ale moje marzenie pozostało – chcę kiedyś mieć swoje lokalne królestwo.

Jak Twoje doświadczenia porównałbyś do przyjaciół, znajomych lub pokolenia? Wielu zdecydowało się na podobny wyjazd? Czy również wrócili?

Wiem, że mimo lat, które minęły od mojego powrotu, dyrektor IT CERN opowiada gościom z Polski, że kiedyś był taki Polak, którego chciał zatrzymać, jednak ten uparł się, żeby wracać. Byłem zdecydowanie wyjątkiem, ale nie jedynym. Mój serdeczny przyjaciel (od którego zresztą o CERN się dowiedziałem) też wrócił. Ma teraz bogate życie zawodowe i szczęśliwą rodzinę, a wszystko w Polsce.

Jednak smutna prawda jest taka, że zdecydowana większość nie wraca, przede wszystkim z powodów materialnych i obawą przed gorszą jakością życia w naszym kraju.

Czym różnił się Rafał Otto przed CERN od Rafała Otto po powrocie? Czy te zmiany mają jakieś znaczenie dla Twojego dzisiejszego, lokalnego otoczenia? Wrócił borsuk, który dba o stateczny los swojej nory (ocieplając ją szwajcarskim frankami), czy człowiek pełen ambicji do zmiany rzeczywistości, społeczeństwa?

Borsuk! Niestety raczej z norką wyposażoną w klimatyzację z kredytu we frankach, niż ocieplaną frankami.

Rafał Otto się trochę zmienił. Przede wszystkim takie doświadczenie pomaga wyzbyć się kompleksów, które jako Polacy mamy. Pozwala nabrać śmiałości, przekonania, że jesteśmy świetnie wykształceni, dobrze sobie radzimy w kontaktach międzynarodowych i przede wszystkim wyróżniamy się pracowitością oraz ambicjami (których to cech brakuje np. Szwajcarom). Lata komunizmu, doświadczenia dzieciństwa, trud naszych rodziców nauczyły nas walki, cierpliwości i starania się. Tego brakuje społeczeństwom zachodnim, które wychowywane były w dobrobycie. My szanujemy szanse nam dane, jak również zadania powierzone.

Tego możemy się dowiedzieć tylko na własnej skórze wśród obcokrajowców. I tego się nauczył Rafał Otto działający dzisiaj – mimo, że z Polski, to jednak w środowisku absolutnie międzynarodowym.

Jak oceniasz konieczność wyjazdu młodego, zdolnego, gniewnego Polaka? Możliwości zawodowe i naukowe polskiego podwórka raczej nie zapewnią dobrego startu. Czy w takim razie jesteśmy skazani na zniknięcie tych najbardziej kreatywnych, przedsiębiorczych?

Może tak było 10-15 lat temu. Dzisiaj na pewno mamy do czynienia z inną sytuacją. Mam wielu znajomych rozwijających skrzydła w Polsce. Od takich, którzy przez swój mały biznes realizują ambicje samodzielności, niezależności i tworzenia czegoś od zera, przez ludzi tworzących w Polsce produkty prezentowane na konferencjach na całym świecie, aż po przyjaciół robiących karierę naukową w Polsce, którą można oprzeć na wielu projektach dotowanych przez Unię Europejską. Przedsiębiorczość, zaradność, ambicje są w nas, nie w ziemi, na której mieszkamy.

Co zmieniłby Rafał Otto w swojej przeszłości, gdyby miał stan świadomości z 14 października 2014 r.? Czy los młodego zdolnego informatyka, który sprawnie odnajduje się w biznesie i nauce, musiał się tak potoczyć? A może dalsza praca za granicą przyniosłaby lepsze efekty?

Nie lubię takich pytań i staram się nie rozgrzebywać przeszłości. Staram się po fakcie nie analizować każdej decyzji – raz podjęta musi być słuszna. Myślę, że gdybym został za granicą lub gdybym tam nigdy nie wyjechał, byłoby po prostu inaczej.

Gdybym nie wyjechał, nie mówiłbym dzisiaj po francusku, ale za to spędziłbym więcej czasu z babcią, która umarła, gdy mnie tutaj nie było.

Gdybym został na zawsze, spędzałbym wakacje w tropikach i był świadkiem odkrycia cząstki Higgsa! Za to nie czułbym zapachu chleba baltonowskiego i jagodzianek rano w delikatesach. Kto jest w stanie ocenić, co jest ważniejsze? Ja nie.

Czego jestem pewien? Niczego nie żałuję. „Non, je ne regrette rien…”! 

Rozmawiał Adam Zieliński