Orzeł: Straż Miejska do konsolidacji
Na samym wstępie zaznaczę swój pogląd na sprawę – osobiście jestem za likwidacją straży miejskiej. A na pewno za likwidacją jej w kształcie, w którym funkcjonuje chyba we wszystkich miejscowościach, w których została powołana do życia.
Nie piszę tego tekstu tylko i wyłącznie ze względu na brutalne zatrzymanie mojego rówieśnika ze Szczecinka chociaż nie ukrywam, że wydarzenia z Zachodniego Pomorza przyspieszyły jego powstanie.
Obecna rola straży miejskiej leży w pół drogi pomiędzy służbą parkingową a policją, z lekkim przechyłem w stronę tej drugiej.
Nie da się ukryć, że całkiem spora część strażników to osoby, którym nie udało się dostać do trochę bardziej elitarnej służby w szeregach dochodzeniówki albo chociażby drogówki. Nie zakończyli testów sprawnościowych lub psychologicznych z odpowiednimi wynikami, nie umieją strzelać albo po prostu zabrakło dla nich miejsca. I teraz należy postawić zasadnicze pytanie – czy więc ci ludzie są gotowi na wykonywanie pewnych działań, które łączą ich z policją? A tych wbrew pozorom trochę jest: możliwość dokonania rewizji osobistej, ujęcie osób stwarzających zagrożenie czy wreszcie stosowanie środków przymusu bezpośredniego, takich jak gaz pieprzowy.
Z drugiej strony nasuwa się punkt sporny – kompetencje straży miejskiej są znacznie mniejsze niż policji. Czy za pomocą tak naprawdę małych uprawnień strażnicy są w stanie zapewnić mieszkańcom gminy bezpieczeństwo na odpowiednim poziomie? W końcu o to w tym wszystkim chodzi. To kwestia bardzo mocno wątpliwa – nie mogą sami aresztować przestępcy, nie mogą sami sprawdzić. czy prowadzisz samochód pod wpływem alkoholu; końcem końców i tak potrzebna im do tego policja.
Paradoksalnie straż miejska, stojąc niejako „w rozkroku”, ma więc jednocześnie zarówno zbyt dużą, jak i zbyt małą swobodę działania. Z jednej strony nie posiada funkcjonariuszy, którzy byliby w stanie wykonywać zadania „współdzielone” z policją, a z drugiej strażnicy mają często zbyt słabe kompetencje i możliwości reagowania.
Funkcja wychowawcza i zapewnianie bezpieczeństwa to chyba wyłącznie listek figowy przysłaniający zadanie zapełniania miejskiej kasy.
Wszyscy przyzwyczaili się, że SM jest traktowana jako swoista „maszynka do robienia kasy” na wykroczeniach – fotoradary, blokady na kołach, mandaty za picie alkoholu w miejscu publicznym. Większość obywateli mierzi to niesamowicie, ale mimo wszystko służy zapewnieniu pewnego podstawowego porządku (niestety za pomocą kar finansowych); jestem w stanie tę rolę w pewnym stopniu zrozumieć, ale nie wtedy, kiedy obok czai się gaz pieprzowy i gumowa pałka.
Może to stwierdzenie jest obraźliwe dla munduru, ale SM to nic więcej, aniżeli trochę wzmocniona służba parkingowa. Po co nam dwie, skoro naprawdę wystarczyłaby jedna? Przestańmy udawać, że straż miejska jest od tego, by nas chronić w razie niebezpieczeństwa.
Przesuńmy parkingowców i miejskich kontrolerów biletów do jednej służby – straży miejskiej, zostawiając jej tylko naprawdę podstawowe kompetencje, które bezsensownie obciążałyby policję: ustawianie fotoradarów, kontrolowanie parkujących samochodów, przechodzenie na czerwonym świetle czy właśnie kontrolę biletów w miejskiej komunikacji. Tak skonstruowana SM będzie regulować naprawdę podstawowy ład.
Zaoszczędzone pieniądze przekażmy w całości na wzmocnienie policji, dając jej monopol na zadania służące zapewnianiu bezpieczeństwa i ochrony przed przestępstwami. Wyślijmy na ulice więcej patroli, bo tylko one mają do tego odpowiednie narzędzia, zarówno ustawowe, jak i wynikające z umiejętności funkcjonariuszy.
Pytanie tylko, czy prezydenci i burmistrzowie mają na względzie dobro obywateli, czy miejską kasę i utrzymanie kilku „etatowni”. Łącząc formacje ograniczymy wydatki budżetowe, a jestem przekonany, że większa ilość pieszych policjantów jest w stanie zapewnić nam znacznie większe bezpieczeństwo niż strażnicy miejscy na rowerach czy koniach.