Platforma, skręcając w lewo, coraz bardziej przypomina PiS. Wokół wywiadu Bogusława Sonika
W skrócie
PiS jest trochę jak Coca-Cola, a PO jak Pepsi. W walce PiS-u i PO nie liczą się już racje, tak samo jak w rywalizacji tych dwóch słodkich napojów wcale nie chodzi o smak. Znaczenie mają wyłącznie logo i wszechobecny język reklamy, które mają zachęcać do konsumpcji marki, a nie podmiotowej roli w jej tworzeniu. Ostatecznie przez totalne urynkowienie polityki cierpią przede wszystkim obywatele, których zamieniono w konsumentów lub co najwyżej wściekłych ultrasów tego czy innego brandu.
Na Campusie Polska Przyszłości Donald Tusk ogłosił, że opowiada się za legalizacją aborcji do 12 tygodnia ciąży. Zadeklarował przy tej okazji, że posłowie, którzy się na to nie zgadzają, nie znajdą miejsca na listach wyborczych jako reprezentanci Platformy Obywatelskiej.Jeszcze półtora roku temu grupa 20 konserwatywnych posłów PO wzywała do przywrócenia tzw. kompromisu aborcyjnego sprzed wyroku TK z października 2020. Wśród nich był również Bogusław Sonik. To polityczny weteran, zasłużony opozycjonista, polityk należący do wymierającego gatunku inteligentów i konserwatywnych liberałów. Sonik gościł 5 września w porannej rozmowie RMF FM u Roberta Mazurka. Rozmowa ta z kilku powodów zasługuje na komentarz.
Gdy inteligent zrzuca partyjny gorset
Po pierwsze, Sonik zwraca uwagę na autorytarne rządy, jakie w PO wprowadził Donald Tusk po swoim powrocie z Brukseli. Rzecz dotyczy tego samego polityka, który w optyce sporej części naszego społeczeństwa zastaje Polskę ciemnogrodzką, by zostawić Polskę obywatelską, tolerancyjną i demokratyczną. Sonik komentuje: „Nie można zarządzać partią w stylu militarnym. To są kwestie sumienia. Rozumiem, że przewodniczący zmienił zdanie, mówiąc, że zmienił się świat, zmieniła się epoka […] Świat się zmienia, ale czy to oznacza, że mamy automatycznie zmieniać swoje poglądy?”.
Warto na marginesie nadmienić, że sprawa ma wymiar nie tylko światopoglądowy i nie dotyka wyłącznie konserwatystów. Podobny los spotkał chociażby należących do Koalicji Europejskiej Zielonych po tym, jak lider PO ogłosił, że jego partia opowiada się za zbudowaniem elektrowni atomowej.
Sonik porównuje styl zarządzania PO do polityki uprawianej w PRL-u, przypominając w tym kontekście postać zapomnianego XX-wiecznego pisarza, który tworzył satyry opisujące życie w Polsce Ludowej: „U Janusza Szpotańskiego jest w Pcimiu taki towarzysz Szmaciak, który mówi do swoich szefów »ja mogę być liberał, ale wy mi o tym powiedzcie« […] Platforma zawsze była partią ludzi różnych wrażliwości, teraz się to zmienia”.
Lider PO dekretuje co o tak trudnym temacie jak aborcja ma myśleć kilkanaście tysięcy członków partii, którzy od lat angażowali się w pracę na rzecz tego środowiska.
Dziwię się, jak można być doświadczonym politykiem, osobą zasłużoną i dojrzałą, a więc również o uformowanym sumieniu, i na pstryknięcie palcem swojego szefa, zmieniać zdanie na temat tak istotnej kwestii jak prawo dotyczące życia człowieka. A przecież taką reakcję zaprezentował, co dla mnie bardzo smutne, chociażby Paweł Kowal. To prominentny polityk Koalicji Obywatelskiej, który najwyraźniej zapadł na neoficki radykalizm. Co jednak powiedzieć o szeregowych członkach tej partii, którzy przyszli do niej pewnie nierzadko dla wiary w projekt OBYWATELSKIEJ platformy, a dostali w zamian prikaz na lewomyślność?
Bogusław Sonik nie dał się zaszantażować i postanowił zrezygnować z kandydowania do Sejmu, choć pozostawia sobie furtkę na start do Parlamentu Europejskiego, gdzie tzw. kwestie światopoglądowe nie odgrywają takiego znaczenia.
Słychać było podczas rozmowy z Robertem Mazurkiem, że jego gość z radością korzysta z możliwości mówienia własnym głosem tego co myśli, a nie tego, co dyktują partyjne przekazy dnia. Warto zresztą przypomnieć, że w gronie coraz bardziej jednomyślnych polityków Platformy Sonik jest wyjątkiem od dłuższego czasu. Z roku na rok i miesiąca na miesiąc –coraz bardziej osamotnionym.
Sonik przyznał dla przykładu, wbrew pierwszym głosom partyjnych kolegów, że reparacje od Niemców należą się Polsce jak psu buda. Z nieukrywaną radością cytował też Aleksandra Hercena, XIX-wiecznego pisarza rosyjskiego, który popierał wybuch Powstania Styczniowego. Porównał cytat opiewający polskie bohaterstwo z 1863 r. do heroizmu Ukraińców walczących z Putinem. Trudno nie odnieść wrażenia, że wystarczy zrzucić lub choćby poluzować partyjny gorset i od razu z politykiera robi się inteligent.
Co jednak ciekawsze Sonik wyraził generalną opinię na temat swojej profesji: „Zmieniła się w ogóle polityka. Rządzący mówią »tak«, opozycja musi powiedzieć »nie« niezależnie od przedmiotu i wartości sporu. Racje odchodzą w niebyt”.
Chleb i igrzyska wg Tuska i Kaczyńskiego
Jaki efekt chce osiągnąć lider PO równo przycinając wyróżniających się w swojej partii, dokręcając śrubę w sprawie aborcji i, last but not least, dociskając na maksa retorykę anty-PiSu?
Myślę, że główna partia opozycyjna jest w tym samym momencie, w którym PiS był przed wyborami w 2015 r. Wówczas został ostatecznie ukończony proces transformacji PiS-u z partii konserwatywnej i inteligenckiej na ugrupowanie o charakterze ludowo-tradycjonalistycznym, które jednocześnie – ale nie w kontrze do ludu, ale na tego ludu rzecz – prezentowało opowieść modernizacyjną.
Tusk stara się dziś nadać treść tępemu „antykaczyzmowi”, tak jak Kaczyński starał się nadać treść tępemu „antytuskizmowi” przed 2015 r. PO ma stać się w tej optyce typową, mainstremową partią europejską, tak jak typową partią antymainstreamowego europejskiego buntu stał się PiS.
Działa tutaj ta sama klasyczna metoda uprawiania polityki znana ze starożytnego Rzymu – strategia chleba i igrzysk. Z jednej strony Kaczyński postawił na 500+, a potem 13. i 14. emeryturę – to był kaczystowski chleb. Z drugiej – na opowieść o Polsce zmarnowanych szans zapamiętaną przez opinię publiczną w legendarnym już sformułowaniu Beaty Szydło Przez osiem ostatnim lat….. To były kaczystowskie igrzyska). Dziś Tusk obiecuje, że to właśnie on załatwi pieniądze z UE, bo przecież go tam lubią (tuskowy chleb). „Dekret” o legalnej aborcji do 12. tygodnia i czyszczenie własnych szeregów z nielewomyślnych elementów zapowiadają zaś nowe, jeszcze bardziej krwawe, tuskowe igrzyska.
Przekleństwo urynkowionej polityki
Wypowiedź Sonika o racjach odchodzących w niebyt i szkodliwości polaryzacji, do której się już przyzwyczailiśmy, jest jednak ciekawa również z innego powodu.
Paradoksalnie przez podsycanie konfliktu i rozpoczęcie festiwalu wyborczych obietnic polska polityka staje się w mniejszy sposób polityką, a coraz bardziej przypomina rywalizację dwóch korporacji. PiS jest trochę jak Coca-Cola, a PO jak Pepsi.
W walce PiSu i PO nie liczą się już racje, tak samo jak w rywalizacji tych dwóch słodkich napojów wcale nie chodzi o smak. Znaczenie mają wyłącznie logo i wszechobecny język reklamy, które mają zachęcać do konsumpcji marki, a nie podmiotowej roli w jej tworzeniu.
Władza staje się zaledwie pożądanym towarem politycznym. Nie chodzi już przecież o żadne reformy idące w kontrze do logiki tej rynkowej rywalizacji o najbardziej atrakcyjną franczyzę. Wyborcy PiS-u i PO niewiele różnią się od konsumentów Coca-Coli czy Pepsi. Ich głosy mają takie samo znaczenie, jak liczba sprzedanych puszek jednego czy drugiego napoju. Szarzy członkowie ugrupowań są zaś jak biedni udziałowcy, którzy kupili pół promila jednej akcji w lokalnej spółce-córce, nie mają więc absolutnie żadnego wpływu na jakąkolwiek decyzję centrali. Działają w tym środowisku tylko dla skromnych fruktów, które daje legitymacja członka. Fruktów, które otrzymają po wyłożeniu własnego hajsu i podpisaniu lojalnościowego cyrografu.
Czym kampanię polityczne różnią się od tych marketingowych? Czym władza polityczna różni się dziś od zarządzania własnym wizerunkiem i zaspokajania potrzeb swoich konsumentów/wyborców? Czym różni się branding Coca-Coli od brandingu współczesnych partii? Czym różni się bezkarność korporacji od bezkarności ugrupowań politycznych, skoro tu i tu największą sankcją jest jedynie utrata kapitału, a nie długie lata w więzieniu?
Tusk pokazuje dziś, że chcąc wygrać z Kaczyńskim jest gotów stworzyć PO 2.0. Musi więc doszlusować do standardów mainstreamowych partii obecnych w innych krajach, podobnie jak wobec antyestablishmentowych ugrupowań zrobił to Kaczyński siedem lat temu. W wydaniu Tuska oznacza ta transformacja ogranicza się do obietnicy załatwienia interesów z Brukselą i przyspieszenia progresywnego kursu.
Nasz konflikt polityczny wpisuje się przecież w konflikt obecny na całym Zachodzie. Po jednej stronie mamy tzw. konserwatywnych populistów, a po drugiej liberalny i technokratyczny mainstream. Jak jednak pokazał Michael Sandel, a na polskim podwórku ostatnio Piotr Graczyk (polecam esej Lewica bez eschatologii z zalinkowanego zbioru esejów), ostatecznie przez totalne urynkowienie polityki cierpią przede wszystkim obywatele, których zamieniono w konsumentów lub co najwyżej wściekłych ultrasów tego czy innego brandu.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.