Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Pawlik  21 maja 2014

Pawlik: Wyborcze kino klasy D

Marcin Pawlik  21 maja 2014
przeczytanie zajmie 2 min

Kampania wyborcza trwa w najlepsze. Wszystkie kandydujące „prawdziwki” prześcigają się w żenujących pomysłach na spoty rodem z reklam proszków do prania czy leków na ból wątroby. Jak prezentuje się najgorsza kampania w historii III RP?

Właściwie można pomyśleć, że wszyscy uprawnieni do głosowania obywatele Polski stali się mimowolnie bohaterami pokręconego filmu komediowego, dziejącego się na początku lat 90., który opowiada historię nieudolnych kandydatów walczących o miejsce w europejskiej instytucji. Mamy oto cały wachlarz ciekawych bohaterów. Jest żubr kandydujący z puszczy w postaci Karola Karskiego; jest Aleksandra Słomkowska, która – jak sama twierdzi – ma w dupie Ukrainę i w zasadzie całą politykę ; jest wreszcie amator leśnych harców Michał Boni. Ukoronowaniem plejady kolorowych dziwaków są dwie gwiazdy kina drogi, czyli Ryszard Kalisz i Janusz Palikot pokazujący, jak współuczestnictwo i dzielenie się przeżyciami łączy ludzi kiedyś tak odległych sobie.

 

Wszystko to byłoby bardzo zabawne, gdyby nie fakt, że oni tak na poważnie. Aż chciałoby się, aby po emisji spotu pojawił się numer, na który należy wysłać sms o jakże celnej treści „Pomagam”. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Kurtyna opada, a w głowie pozostaje pustka.

Starając się rozgryźć zagadkę jakości przedwyborczych spotów, warto wziąć pod uwagę fakt, iż kandydaci zdają sobie sprawę, że nikogo nie są w stanie przekonać w normalny sposób. Starają się więc grać „fajnych kolesi” – takich, których da się lubić, w przeciwieństwie do sztywniaków zza biurek. Zdaje się, że najbardziej adekwatnym słowem opisującym nastawienie kandydatów jest przymiotnik „fajny” i ze smutkiem trzeba stwierdzić, że tak większość kandydatów rozumie stylistykę europejskości. Środek ciężkości położony jest na luźnym przekazie, co jawnie dezawuuje wartość decyzji podejmowanych w PE, ale to skutki zbyt dalekosiężne, by ktokolwiek się nimi przejmował. Tok myślenia jest jasny: popląsać w głupiutkim spocie, a później się zobaczy. Jakaś mądra głowa wyjaśni mi przecież, co to jest to całe Kioto.

 

Wiele osób od dobrych kilku lat zarzuca polskiej polityce, a w szczególności rządzącej partii, całkowite podporządkowanie działań marketingowi – tymczasem wygląda na to, że cofnęliśmy się w czasie. Bardzo prawdopodobne jest, iż ludzie odpowiedzialni choćby za ten spot Samoobrony bez problemu odnaleźliby się w dzisiejszej kampanii. Co istotne trwa przecież dyskusja na temat sposobu wydatkowania pieniędzy przez partie, które są przeznaczane w większości na kampanie, nie tylko billboardy czy plakaty. Jeśli spoty są tak złe, co dzieje się z tymi funduszami? Nie wiadomo. Można tylko stwierdzić, że nic dobrego.

Nie zdążymy się obejrzeć, a polskie miejsca w Europarlamencie będą rozdzielane jak głosy w konkursie Eurowizji. Pozostaje tylko pytanie, który posiadacz brody jako pierwszy założy sukienkę.