Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

PiS zerka w stronę Pekinu. Jak chce wzmocnić pozycję Polski na arenie międzynarodowej?

PiS zerka w stronę Pekinu. Jak chce wzmocnić pozycję Polski na arenie międzynarodowej? Andrzej Hrechorowicz / KPRP

W relacjach polsko-chińskich polski rząd wysłał kolejny sygnał o chęci poprawy relacji z Pekinem. Ministerstwo Finansów wydało komunikat o przeprowadzeniu emisji na rynku chińskim obligacji Skarbu Państwa denominowanych w juanie. Tym samym Polska po dwóch latach powróciła do niewielkiego klubu państw zadłużonych w Chinach w panda bonds. Wydarzyło się to w sytuacji konfliktu z władzami unijnymi i napięć w stosunkach transatlantyckich. Czy była to techniczna operacja głównie motywowana potencjalnymi korzyściami finansowymi, czy był to wyłącznie ruch polityczny o znaczeniu międzynarodowym?

Zrealizowana kwota emisji trzyletnich polskich obligacji wyniosła 3 mld juanów (ok. 1,85 mld zł), z oprocentowaniem rocznym na poziomie 3,2%.  Dla polskiej strony o wiele bardziej przydatną w rozliczeniach międzynarodowych walutą niż juan jest euro. Rentowność obligacji w juanie jest też znacznie wyższa niż oprocentowanie długu, jaki mógłby zaciągnąć polski rząd w euro. Równocześnie z emisją obligacji została więc zawarta umowa swapu, w której dla płatności zadłużenia w juanie pozyskanego z emisji obligacji dokonano wymiany waluty i oprocentowania na wycenione w euro z ostateczną ujemną rentownością -0,104%. Ograniczone zostało dzięki temu również ryzyko walutowe. Mechanizm transakcji był praktycznie taki sam, jak przeprowadzonej pierwszej emisji w 2016 r., która została zakończona w 2019 r.

Podkreślmy – znaczenie tej emisji dla polskiego długu publicznego jest znikome. Ta jedna emisja panda bonds nie ma praktycznie żadnego znaczenia z punktu widzenia roli Chin jako wierzyciela Polski i ich ewentualnego wpływu na polski rynek finansowy. Jej wartość to tylko mało znaczący ułamek zadłużenia Skarbu Państwa, które w lipcu wynosiło 1 bln 135 mld zł.

Przy oficjalnym zadłużeniu całego sektora finansów publicznych  – a już tym bardziej z doliczonym ukrytym długiem wypchniętym do takich instytucji jak Bank Gospodarstwa Krajowego – to kropla w morzu. Również stanowi to marginalną wielkość w stosunku do samego zagranicznego długu Skarbu Państwa, który wynosił w lipcu ok. 278 mld zł.

Niejasne korzyści finansowe

W wielu komentarzach eksponowanym wątkiem po stronie korzyści z transakcji swap była ujemna rentowność z emisji. Tylko że podobne oprocentowanie polski rząd mógł był prawdopodobnie uzyskać ze zwykłej emisji obligacji zagranicznych w euro. Wyemitowane w lutym ub.r. i denominowane w EUR zagraniczne pięcioletnie obligacje zerokuponowe miały ujemną stopę w wysokości nieco ponad 0,1 proc. Wyemitowane w lipcu ub.r. roku na rynku krajowym trzyletnie obligacje denominowane w euro  miały rentowność -0,11%.

Te emisje w euro zostały zrealizowane w ubiegłym roku, więc nie można traktować ich jako prostego benchmarku dla tej przeprowadzonej w Chinach. Od czasu ich realizacji nie było jednak wydarzeń, które wpływałyby na istotną zmianę sytuacji. Żadna z czołowych agencji nie obniżyła Polsce ratingu, a Europejski Bank Centralny nie podniósł w ostatnich dwóch latach stóp procentowych. Wycena ECB trzyletnich obligacji rządowych w strefie euro we wrześniu br. wyniosła -0,43%, choć trzeba tu wskazać na widoczny pewien wzrost rentowności w pierwszych dniach października spowodowany wzrostem cen ropy.

Dywersyfikacja zadłużenia i emisja papierów wartościowych w większej liczbie walut jest korzystna. Jednak moment na jej przeprowadzenie jest dość zastanawiający. Skoro uznano, że emisje obligacji w Chinach mogą być korzystne finansowo, to dlaczego polski rząd nie zwiększył w poprzednich latach ekspozycji na chiński rynek? Obligacje z poprzedniej emisji zostały spłacone w 2019 r., a Ministerstwo Finansów podjęło się kontynuacji dopiero teraz. Poszlak możemy szukać w innych państwach.

Obligacje jako wyraz międzypaństwowej przyjaźni

panda bonds korzystają głównie zagraniczne przedsiębiorstwa, instytucje finansowe i organizacje międzynarodowe działające w Chinach w celu sfinansowania lokalnych operacji. W marcu emisję pięcioletnich obligacji o wartości 2 mld juanów z rocznym kuponem 3,2% przeprowadził Azjatycki Bank Rozwoju. Celem było ułatwienie prowadzenia działalności w Chinach. Również w marcu Deutsche Bank dokonał emisji na rzecz New Development Bank założonego przez grupę państw BRICS (Brazylii, Rosji, Indii, Chin i RPA). Na koniec 2020 r. wartość znajdujących się w obiegu panda bonds wynosiła 253 mld juanów (RMB), co stanowiło ok. 0,22% całego rynku obligacji.

Tak niewielki udział spowodowany jest kilkoma czynnikami: znacznie utrudnionym wykorzystaniem pozyskanych środków poza Chinami, wymaganiami stawianymi emitentom i znacznie wyższym oprocentowaniem niż w wypadku emisji w USD czy w EUR. Kierownictwo KPCh chce zwiększyć wartość rynku panda bonds, widząc w tym jeden ze sposobów (bynajmniej nie najważniejszy) na zwiększenie roli chińskiej waluty na międzynarodowych rynkach finansowych.

Dla zagranicznych rządów atrakcyjność emisji tych obligacji jest jednak dużo mniejsza niż dla podmiotów operujących w Chinach. Dla tych, które nie rozliczają się w juanie, a mają stosunkowo dobrą pozycję ratingową i możliwość zaciągania korzystnych kredytów w innych walutach (tak jak Polska), są one finansowo korzystne dopiero po przeprowadzeniu dodatkowych operacji jak wspomniana transakcja swapu. Dla strony chińskiej taka operacja to koszty i zwiększone ryzyko. Nie zaskakuje więc, że niewielkie zaangażowanie zagranicznych państw i władz lokalnych w panda bonds jest niewielkie wartością emisji niespełna 21 mld juanów na koniec 2020 r.

Interpretowanie przez wielu komentatorów emisji rządowych „panda obligacji” wyłącznie w kategoriach finansowych z pominięciem czynnika politycznego jest dość zaskakujące. Strona chińska realizuje raczej niezbyt korzystną finansowo transakcję jako element internacjonalizacji rynku finansowego, ale też jako element budowania relacji politycznych z zaangażowanym w emisję państwem.

Na liście państwowych emitentów znajdują się przede wszystkim kraje, które szukały zbliżenia politycznego z Chinami, również w związku z próbami uzyskania różnych korzyści ekonomicznych. W latach 2018-2019 Filipiny pozyskały łącznie ok. 4 mld juanów, Węgry w 2017 r. – 1 mld juanów, natomiast w 2018 r. – 2 mld, Korea Południowa – 3 mld juanów w 2015 r., przed konfliktem o THAAD. W 2020 r. nie było żadnych znaczących transakcji inicjowanych przez zagraniczne rządy. Emisje „panda obligacji” nawet jeśli przynoszą korzyści finansowe, są wciąż jeszcze również – a może przede wszystkim – gestem politycznym i punktem w deklaracji o chęci do współpracy.

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… politykę

Biorąc pod uwagę, że miejscem polskiej emisji są Chiny, a decyzja została podjęta w sytuacji konfliktu z władzami unijnymi i napięć w stosunkach transatlantyckich, trudno nie uznać, że czynniki polityczne również miały swoją wagę.

W tygodniach poprzedzających emisję między polskim rządem a organami UE przybrały na sile napięcia związane z nieprzestrzeganiem przez polityków i wykonawców polityki Zjednoczonej Prawicy zasady praworządności i sporem o miejsce prawa unijnego w polskim systemie prawa krajowego. Możliwość zablokowania albo opóźnienia dostępu Polski do środków z unijnego Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności stała się bardziej prawdopodobna.

Na kilka dni przed emisją obligacji prezes NBP na Kongresie 590, komentując możliwe wstrzymanie funduszy z UE stwierdził: Sami możemy pożyczki brać, jakie chcemy. Każdy nam da. My w tej chwili żadnej pożyczki nie bierzemy, jako kraj, ani jako Narodowy Bank Polski. Żadnej. To do nas przychodzi cały świat i chce od nas pożyczać”. Kwota emisji w Chinach jest niewielka, w skali potrzeb prawie żadna, więc w zasadzie wszystko się zgadza…

Prezes NBP to nie minister finansów, który zarządza emisję zagranicznych obligacji, ale taki styl wypowiedzi szefa banku centralnego – w połączeniu z komentarzami innych polityków Zjednoczonej Prawicy – dość dobrze obrazuje prezentowane stanowisko obozu rządzącego. Podobne zdanie mają władze Węgier z prezydentem Orbánem na czele. Budapeszt, tak jak Warszawa, też ma problemy z uruchomieniem środków na Krajowy Plan Odbudowy. W odpowiedzi na wstrzymanie funduszy rząd węgierski we wrześniu przeprowadził emisję obligacji o wartości 4,25 mld USD i 1 mld EUR.

Przy tych działaniach kilkaset milionów euro pożyczonych przez Polskę w Chinach to stosunkowo niewielka suma, która nie miałaby znaczenia, gdyby nie fakt, że jest to kolejny w ostatnich miesiącach sygnał chęci poprawienia relacji z Pekinem wysłany przez Warszawę.

Polsko-chińskie zbliżenie 2.0?

Pierwsze polskie panda bonds weszły na chiński rynek w sierpniu 2016 r., a Polska była pierwszym europejskim państwem, które je emitowało. Transakcja zrealizowana została w dwa miesiące po wizycie przewodniczącego ChRL Xi Jinpinga w Polsce. Emisja obligacji była jednym z elementów intensywnego ocieplania relacji z Pekinem prowadzonego przez rząd premier Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę, który odwiedził Chiny w listopadzie 2015 r. Ponadto w maju 2017 r. Polska, jako jedno z nielicznych państw europejskich, była reprezentowana na szczeblu szefa rządu podczas forum Inicjatywy Pasa i Szlaku w Chinach. Był to miodowy okres w stosunkach z Chinami.

W obliczu narastających tarć z instytucjami unijnymi i częścią państw członkowskich, dotyczących między innymi kwestii praworządności i zmian, jakie zostały wprowadzone w funkcjonowaniu Trybunału Konstytucyjnego, polskie władze próbowały poprawić swoją pozycję międzynarodową przez wzmocnienie relacji z państwami spoza UE. Pekin był traktowany jako jeden z ważnych partnerów w tych działaniach, a Warszawa jednocześnie liczyła na wzrost polskiego eksportu poprzez chińskie inwestycje bezpośrednie i udział strony chińskiej w projektach inwestycyjnych, w tym również w ich finansowaniu.

Marne efekty gospodarczej współpracy z Chinami, ale przede wszystkim konflikt między Pekinem a Waszyngtonem pod rządami administracji Donalda Trumpa spowodowały, że polsko-chińskie stosunki uległy ochłodzeniu. Priorytetem były dobre relacje z USA.

Jednak wybór Joe Bidena na prezydenta i obecne coraz poważniejsze tarcia z  unijnymi instytucjami znów postawiły polskie władze w obliczu topniejącej liczby przyjaznych partnerów. Niestety, wygląda na to, że rząd Zjednoczonej Prawicy próbuje poprawić swoją pozycję również poprzez intensyfikację relacji z komunistycznym reżimem w Chinach.

W lutym prezydent Andrzej Duda wziął udział w zorganizowanym online szczycie 17+1. W maju szef polskiego MSZ Zbigniew Rau złożył wizytę w Chinach, gdzie konsultował ze swoim odpowiednikiem, Wang Yi, dalszą pracę w formacie 17+1 i przyszłość relacji UE-Chiny. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk w lipcu zachęcał swoich chińskich odpowiedników i firmy z Państwa Środka do zaangażowania w obszarze transportu i projektów infrastrukturalnych. Kolejnym znaczącym gestem wpisującym się w tę sekwencję jest emisja obligacji w Chinach. Warto jednak podkreślić, że działania obu stron są jak na razie dość ostrożne i nie przekładają się na szerszą efektywną współpracę. Wciąż daleko im do intensywności „miodowych lat” 2015-2017.

Na relacjach może też zaważyć kwestia Huawei. Od stycznia br. procedowanie ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa zatrzymało się w Radzie Ministrów. Zmieniony przed kilkoma dniami projekt również nie zawiera (proponowanej w pierwotnym tekście) przesłanki naruszenia praw człowieka w państwie, z którego pochodzi dostawca sprzętu, jako podstawy wykluczenia dostawcy. Równocześnie zawarte w niej mechanizmy oceny nadal pozwalają na eliminację chińskiej firmy z dostaw sprzętu i udziału w budowie infrastruktury 5G. Ustawa może być jeszcze wielokrotnie zmieniania w trakcie procesu legislacyjnego i kolejną kwestią utrudniającą przewidzenie jej skutków jest sposób ich wykonywania, gdy wejdzie w życie.

***

Były już minister spraw zagranicznych, Jacek Czaputowicz, niedawno stwierdził, że nie przychodzi mu do głowy nikt za granicą, kto lubiłby obecne polskie władze. Miejmy nadzieję, że polski rząd będzie jednak w przyszłości szukał przyjaciół w innych miejscach niż w Pekinie.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.