Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Michał Dorociak  5 marca 2014

Dorociak: Od wojny nie ma ucieczki

Michał Dorociak  5 marca 2014
przeczytanie zajmie 5 min

90. rocznica śmierci Woodrowa Wilsona dosyć niefortunnie zbiegła się w czasie z ostatnimi wydarzeniami na Krymie. Nie negując w żaden sposób zasług amerykańskiego prezydenta i męża stanu, twórcy Ligi Narodów będącej prekursorką Organizacji Narodów Zjednoczonych, który usilnie dążył do zbudowania pokojowego ładu na świecie, trudno jest w tych okolicznościach patrzeć przychylnym okiem na stworzoną przez niego szkołę idealistyczną w polityce międzynarodowej.

Obserwując inwazję rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainę, dużo właściwsze wydaje się przywołanie postaci Niccolo Machiavellego. Przez wielu znienawidzony, obarczany odpowiedzialnością za wynaturzenie nowożytnej polityki, wypełnionej od jego czasów przemocą, cynizmem, bezwzględnością oraz moralną indyferencją, pozostaje on do dziś stale obecny w politycznych dyskusjach. Zwłaszcza w takich chwilach jak teraz, używane przez niego kategorie jawią się jako wyjątkowo przydatne do opisu otaczającej nas rzeczywistości. Politykę znów zaczynamy rozumieć jako wyłącznie grę sił, w której zwycięża ten, kto w większym stopniu cechuje się specyficznie rozumianą cnotą – virtu, na którą składają się odwaga, zdecydowanie, energiczność, konsekwencja itd. Polityka nie jest podporządkowana etyce, nie jest jej kontynuacją, jak chciał Arystoteles, lecz jest od niej niezależna – w najważniejszym dziele Machiavellego, „Księciu”, nie pojawiają się takie pojęcia, jak dobro, zło, sprawiedliwość. Człowiek nie jest tutaj stworzony na podobieństwo Boga, nie dąży do najwyższego Dobra. Machiavelli, zamiast porównywać człowieka do Istoty stojącej od niego wyżej w ontologicznej hierarchii, kieruje się w dół i tworzy wręcz „zwierzęcą” antropologię. Książę, zmuszony umieć posługiwać się dobrze naturą zwierząt, powinien spośród nich wziąć za wzór lwa i lisa.

Machiavelli, stworzywszy szkołę tzw. realizmu politycznego, stojącego w opozycji do nurtu reprezentowanego przez Woodrowa Wilsona, miał wielu uczniów na przestrzeni ostatnich 500 lat. Jednym z nich, który pozostawał wielkim krytykiem polityki Wilsona i którego myśl stała się ostatnio na polskiej prawicy niezmiernie popularna, jest Carl Schmitt. Zdaniem Piotra Nowaka to uznanie wynika z tego, że w stworzonej przez Schmitta pojęciowości pokolenie dzisiejszych 40-letnich konserwatystów odnalazło język, dzięki któremu mogło opisać formujące je doświadczenie. Był nim oczywiście stan wojenny, a język konfliktu, definiujący polityczność w oparciu o podział na przyjaciela i wroga, pozwolił na właściwe zrozumienie tego wydarzenia.

Natura człowieka jest skażona grzechem pierworodnym i dopiero Zbawienie jest perspektywą życia w zgodzie całej ludzkości.

Carl Schmitt przez całe życie pozostawał zaciekłym wrogiem pozytywizmu prawniczego i liberalnego idealizmu. Pierwszemu z tych systemów zarzucał niezrozumienie natury prawa i reguł funkcjonowania państwa, drugiemu zaś zakłamywanie rzeczywistości i wypaczanie natury człowieka. Schmitt był realistą, który opisywał rzeczywistość prawną i polityczną, nie dając się zwodzić górnolotnym postulatom i ideałom. Sam lubił porównywać się do Machiavellego, zwłaszcza odkąd tak jak ten ostatni stał się „persona non grata” w swoim państwie, po tym, jak zmieniły się w nim władza i ustrój.

Polityczność zdaniem tego niemieckiego prawnika oznacza jedynie stopień intensywności pewnej jedności. Pozostaje więc ona pewną formą, z którą nie są na stałe związane żadne specyficzne treści. Jednakże polityczna jedność może mieć i obejmować różne treści. Oznacza natomiast najbardziej intensywny stopień jedności, na podstawie czego określa się też najbardziej intensywne rozróżnienie, podział na przyjaciela i wroga. Również więc u Schmitta polityczność nie jest podporządkowana etyczności. Jeżeli dana wspólnota uzna, że stosunek do pewnych wartości moralnych jest dla niej konstytuujący, to staną się one treścią polityczności. Jest to jednak związek tylko przypadłościowy. Równie dobrze jej treścią mogą stać się kwestie narodowościowe, etniczne, ekonomiczne, religijne czy jakiekolwiek inne. Istotne jest tylko, który z tych czynników w danej chwili wytycza granicę, która oddziela nas od tego innego, obcego. Pojęcia „przyjaciel” i „wróg” mają tu konkretny sens egzystencjalny. Oznacza to, że mają najwyższe znaczenie w życiu człowieka – wiążą się bowiem z możliwością jego unicestwienia. Wróg to przecież potencjalnie ten, z którym będzie się prowadzić walkę.

Jakie płyną z tego wnioski? Po pierwsze, polityczność zawsze oznacza podział i konflikt. Póki więc istnieje polityka i wspólnoty polityczne, realną możliwością pozostaje wojna. Wojna, która wybuchnie wtedy, gdy intensywność podziału na przyjaciela i wroga osiągnie taki stopień, że jedna ze stron uzna, że jej egzystencja jest zagrożona przez stronę przeciwną. Patrząc na to od drugiej strony, polityczności uniknąć się nie da. Wszelkie przedsięwzięcia, legitymizujące siebie poprzez odwołanie do ich rzekomo wyłącznie gospodarczego charakteru albo przedstawiające się jako występujące w imię ludzkości pokoju, które przeciwstawiają się „niebezpiecznym” siłom politycznym, w rzeczywistości też mają charakter polityczny i używają politycznych narzędzi. Dopóki bowiem istnieje jakieś najmniejsze zarzewie konfliktu i możliwość niezgody, dopóty nie może zniknąć polityczność i wojna. Tymczasem taka możliwość [wymagania przez wspólnotę polityczną złożenia przez jej członków ofiary z własnego życia – przyp. aut]z punktu widzenia liberalnego indywidualizmu nie istnieje, ponieważ nie daje się jej w żaden sposób uzasadnić. Indywidualizm dopuszczający, by o życiu jednostki nie decydowała ona sama, lecz ktoś inny, byłby pozbawiony sensu. Stąd też liberalizm od czasów Hobbesa stara się zneutralizować wszystkie spory, które mogą wystąpić między ludźmi i przenieść jakiekolwiek problematyczne kwestie do sfery prywatnej. Jak na razie mu się to nie udało i wszelkie próby ukrycia polityczności pod powierzchnią ekonomii czy etyki pozostają zwykłym zafałszowaniem. Co więcej, zdaniem Schmitta, nigdy mu się to nie może udać, bo człowiek pozostaje istotą ułomną, która na ziemi zawsze będzie popadać w konflikt. Bardzo ważną podstawą systemu niemieckiego konstytucjonalisty jest chrześcijańska antropologia – natura człowieka jest skażona grzechem pierworodnym i dopiero Zbawienie jest perspektywą życia w zgodzie całej ludzkości.

Polityczność zawsze oznacza podział i konflikt.

Myśl Carla Schmitta, choć przez niektórych uważana za nieakceptowalną w XXI wieku, ujawnia swą aktualność w obliczu kryzysów takich jak ten, którego jesteśmy teraz świadkami na Krymie. Wojna wciąż pozostaje wpisana w polityczność i jej pojawienie się nie powinno nikogo zaskakiwać. Rosja uznała, że podział pomiędzy nią a tworzącą się właśnie nową, „post-janukowyczową” Ukrainą stał się na tyle intensywny, że jest gotowa wywołać wojnę. Kijów będący dotychczas przyjacielem Moskwy, potraktowany został jako wróg zagrażający obecnemu kształtowi jej egzystencji.

Te wydarzenia pokazują, że prawie sto lat po powołaniu Ligi Narodów, mającej na celu zapewnienie pokoju na ziemi, wielki projekt Woodrowa Wilsona dalej nie został zrealizowany i nie zapowiada się, by udało się go urzeczywistnić w najbliższej przyszłości. Nie dając się zmylić jego idealistycznej wizji, nie powinniśmy jednak w pełni odrzucać wilsonowskiej koncepcji, lecz zachować ją jako swego rodzaju ideę regulatywną. W warunkach obecnej globalizacji należałoby raczej traktować ją jako cel porządkujący nasze działania, zdając sobie jednocześnie sprawę, że nie jest w pełni osiągalny, gdyż podział na przyjaciela i wroga nigdy nie straci na ważności.